— Czy to komplement?

— Owszem.

— W takim razie przyjrzyjmy sie temu, co odkrylas, i zrobmy to w sposob logiczny.

— W porzadku.

— Dobrze. A wiec na planecie jest jakas istota zywa.

— Tak.

— I nie jest nia sama planeta.

— Absolutnie nie. Kategorycznie temu zaprzeczyla.

— Ale jest to jedna istota.

— Tak, odnioslam wrazenie, ze jest to jedyna zyjaca tutaj istota. Problem polega na tym, wujku Sieverze, ze to, co sie dzieje, nie jest telepatia. To nie jest zwykle odczytywanie mysli i rozmowa. Sa jeszcze inne wrazenia, ktore odbiera sie w jednej chwili, to jest tak jak… ogladanie obrazu w calosci, zamiast przygladanie sie poszczegolnym plamom swiatla i cienia, ktore ten obraz tworza.

— I te wrazenia mowia ci o istnieniu pojedynczej istoty.

— Tak.

— Inteligentnej.

— Bardzo inteligentnej.

— Lecz nie zorganizowanej technologicznie. Na planecie nie znalezlismy najmniejszych sladow cywilizacji technicznej. Ta niewidzialna istota, niedostrzegalna istota, unosi sie nad Erytro… mysli… wyciaga wnioski i nic nie robi. Czy tak?

Marlena zawahala sie.

— Nie wiem. Moze masz racje.

— Tak… I oto pojawili sie ludzie… Jak myslisz, kiedy ona zdala sobie sprawe z naszego przybycia? — Marlena potrzasnela glowa.

— Nie umiem odpowiedziec na to pytanie.

— No coz, moja droga, ona wiedziala o twojej obecnosci, gdy bylas jeszcze na Rotorze. Musiala zdac sobie sprawe z najazdu obcej inteligencji, gdy my bylismy daleko od Systemu Nemezis. Nie odnioslas takiego wrazenia?

— Nie sadze, wujku Sieverze. Mysle, ze ona dowiedziala sie o nas dopiero wtedy, gdy wyladowalismy na Erytro. Zwrocilismy na siebie jej uwage i pozniej rozejrzala sie dokola i znalazla Rotora.

— Byc moze. I postanowila w takim razie przeprowadzic eksperymenty z tymi nowymi umyslami, ktore wyczula na Erytro. Byly to prawdopodobnie pierwsze umysly oprocz jej wlasnego, z jakimi sie zetknela. Od jak dawna ona istnieje, Marleno? Wiesz cos na ten temat?

— Nie mam pojecia, wujku, ale odnioslam wrazenie, ze jest bardzo stara, moze tak stara jak sama planeta.

— Niewykluczone. Wydaje mi sie jednak, ze bez wzgledu na wiek bylo to jej pierwsze spotkanie, pierwsze zanurzenie sie w obcych umyslach, calkowicie roznych od jej wlasnego. Czy mam racje, Marleno?

— Tak.

— Tak wiec eksperymentowala z nowymi umyslami i poniewaz wiedziala o nich bardzo niewiele, zniszczyla je. My nazywalismy to Plaga Erytro.

— Tak — odpowiedziala poruszona nagle Marlena. — Ona nie mowila bezposrednio o Pladze, ale moje wrazenie bylo wtedy bardzo silne. Przyczyna Plagi byly poczatkowe eksperymenty.

— I gdy zdala sobie sprawe, ze wyrzadza nam krzywde, przestala.

— Tak, dlatego teraz nie mamy Plagi Erytro.

— Wynika z tego, ze umysl, o ktorym mowimy, jest przyjacielski. Posiada pewna etyke, ktora mozemy zaaprobowac, etyke, ktora zakazuje mu niszczenia innych umyslow.

— Tak! — potwierdzila zafascynowana Martena. — Jestem tego pewna.

— Lecz czym jest ta istota? Duchem? Czyms niematerialnym? Czyms poza naszymi zdolnosciami pojmowania?

— Nie umiem ci powiedziec, wujku Sieverze — westchnela Marlena.

— Dobrze — powiedzial Genarr — sprobujmy zreasumowac wszystko, co wiemy. Przerwij mi, jesli powiem cos nie tak. Istota powiedziala, ze jej „sposob daje sie rozszerzac”; ze „jest prosty w kazdym miejscu i skomplikowany, gdy zbierze sie go razem”; ze „nie jest kruchy”. Czy tak?

— Tak, oczywiscie.

— Jedyna forma zycia, jaka znalezlismy na Erytro. sa prokarioty, malenkie komorki bakteryjne. Jesli pominiemy wersje zakladajaca, ze istota jest niematerialnym duchem, to zostaja nam tylko one. Czy mozliwe jest, ze te komorki — istniejace oddzielnie — sa w rzeczywistosci czescia jednego, wszechogarniajacego organizmu? Gdyby tak bylo, sposob myslenia niewatpliwie rozszerzalby sie i bylby prosty w kazdym miejscu, a skomplikowany, gdy zbierze sie go razem. Nie bylby takze kruchy, poniewaz nawet gdyby zniszczyc znaczna ilosc komorek, organizm jako jednostka planetarna pozostalby nienaruszony.

Martena popatrzyla na Genarra.

— Chcesz powiedziec, ze rozmawialam z zarazkami?

— Nie wiem, Marleno. To tylko hipoteza, chociaz bardzo prawdopodobna — w tej chwili nie przychodzi mi do glowy nic innego nic, co odpowiadaloby faktom. Poza tym, Marleno, jesli spojrzymy na nasz mozg, na setki miliardow tworzacych go komorek, to dojdziemy do wniosku, ze kazda komorka — rozpatrywana oddzielnie — nie jest niczym niezwyklym. Jestesmy organizmami, ktorych komorki mozgowe sa zgromadzone razem. Czy mozna wykluczyc istnienie organizmu, ktorego komorki mozgowe istnieja oddzielnie, lecz moga sie laczyc — powiedzmy za pomoca… fal radiowych? Roznica nie jest az tak wielka.

— Nie wiem… — odpowiedziala Martena gleboko poruszona taka ewentualnoscia.

— Postawmy jeszcze jedno pytanie, bardzo istotne pytanie: czego chce od ciebie ta istota — czymkolwiek jest?

Marlena wygladala na zaskoczona.

— Moze ze mna rozmawiac. Moze przekazywac mi mysli.

— Sugerujesz, ze ona chce tylko porozmawiac sobie z kims? Przypuszczasz, ze po przybyciu ludzi zdala sobie sprawe, ze jest samotna?

— Nie wiem.

— I nie odnioslas takiego wrazenia?

— Nie.

— Moze nas zniszczyc — powiedzial do siebie Genarr. — Moze nas zniszczyc bez najmniejszego klopotu, jesli znudzi sie toba albo zmeczy.

— Nie, wujku Sieverze.

— Ale skrzywdzila mnie, gdy chcialem przeszkodzic wam w nawiazywaniu lacznosci — powiedzial Genarr. — Skrzywdzila takze doktor D’Aubisson, twoja matke i straznika.

— Tak, ale zrobila to bardzo delikatnie. Skrzywdzila was tylko w takim stopniu, aby uniemozliwic wam przeszkadzanie mi. A potem przestala.

— I podejmuje wszystkie te srodki tylko po to, aby wywabic cie na zewnatrz w celu odbycia pogawedki i wspolnego spedzenia czasu. Jakos nie moge w to uwierzyc.

— Powod moze byc inny, ale my go nie potrafimy zrozumiec. Umysl tej istoty jest tak odmienny od naszego, ze nie potrafi wyjasnic nam dokladnie, o co jej chodzi, a gdy probuje, my jej nie rozumiemy.

— Lecz jej umysl nie jest na tyle odmienny, by uniemozliwic porozumiewanie z toba. Odbiera twoje mysli i przekazuje ci swoje, czyz nie tak? Komunikujecie sie przeciez.

— Tak.

— Poza tym, rozumie cie na tyle dobrze, aby sprawiac ci przyjemnosc mowiac do ciebie glosem Orinela i pokazujac jego twarz. Marlena pochylila glowe i zaczela wpatrywac sie w podloge.

— Mysle, ze nas rozumie — powiedzial Genarr. — I w zwiazku z tym my powinnismy zrozumiec ja. Musisz dowiedziec sie, dlaczego tak bardzo zalezy jej na tobie. To bardzo wazne ze wzgledu na jej przyszle plany. Jestes nasza jedyna nadzieja,

Marleno. Marlena drzala.

— Nie wiem, jak to zrobic, wujku Sieverze.

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×