— Rob to, co robilas do tej pory. Ta istota bardzo cie lubi i moze wyjasnic ci, o co jej chodzi.

Marlena przyjrzala sie twarzy Genarra.

— Boisz sie, wujku.

— Oczywiscie. Mamy do czynienia z czyms znacznie potezniejszym od nas. Jesli owa istota dojdzie do wniosku, ze nie chce nas tutaj, z latwoscia… pozbedzie sie nas.

— Nie chodzi mi o to. wujku Sieverze. Boisz sie o mnie. Genarr zawahal sie.

— Czy ciagle jestes przekonana, ze nic ci nie grozi na Erytro? Czy czujesz sie bezpieczna rozmawiajac z tym umyslem? Marlena wstala i powiedziala z przekonaniem:

— Oczywiscie. Nie ma zadnego ryzyka. Nie zrobi mi krzywdy. Jej pewny siebie glos nie przekonal Genarra. To, co myslala Marlena, nie mialo zadnego znaczenia, jej umysl zostal dostosowany do potrzeb istoty z Erytro. Czy mozna jej wierzyc?

Czy mozna wykluczyc, ze umysl zbudowany z trylionow trylionow prokariotow nie ma wlasnych planow? Taki Pitt, na przyklad, mial wlasne plany. Dlaczego umysl, przerastajacy wielokrotnie Pitta w rozwoju, nie moglby dorownac mu sprytem i nikczemnoscia?

Mowiac krotko, co stanie sie, jesli umysl oklamuje Marlene dla jakichs wlasnych powodow?

Czy mial prawo wysylac dziewczyne na zewnatrz? Czy mial prawo… — jakie to moglo miec znaczenie… nie mial wyboru.

Rozdzial 34

BLISKOSC

— Wspaniale — powiedziala Tessa Wendel. — Wspaniale, wspaniale, wspaniale.

Reka wykonala gest jakby przybijala cos do sciany.

— Wspaniale.

Krile Fisher wiedzial, o czym mowila. Dwukrotnie — za kazdym razem w odwrotnych kierunkach — przeszli przez hiperprzestrzen. Dwukrotnie widzieli, jak zmienia sie polozenie gwiazd. Dwukrotnie odszukiwali Slonce — nieco bledsze za pierwszym razem i jasniejsze za drugim. Krile czul sie teraz jak wilk morski plywajacy po wszystkich oceanach hiperprzestrzeni.

— Mam nadzieje, ze Slonce nam nie przeszkadza — powiedzial.

— Przeszkadza, ale dokladnie tak, jak powinno, dokladnie tak, jak obliczylismy. Fizyczna obecnosc Slonca jest takze psychologicznie uzasadniona — wiesz, o co mi chodzi?

Fisher postanowil odegrac role adwokata diabla.

— Slonce jest daleko, prawda? Efekt grawitacyjny musi byc bliski zeru.

— Owszem — odpowiedziala Tessa. — Ale „bliski zeru” to nie to samo co zero. Efekt jest w dalszym ciagu wielkoscia mierzalna. Dwukrotnie przeszlismy przez hiperprzestrzen: za pierwszym razem nasza droga pozorna przebiegala ukosnie do Slonca, za drugim razem wyszlismy pod innym katem. Wu obliczyl wszystko bardzo dokladnie. Nasza droga odpowiadala jego obliczeniom do ostatniego miejsca po przecinku. Ten czlowiek jest geniuszem! Robi takie skroty w programach komputerowych, o jakich ci sie nie snilo.

— Na pewno — zamruczal Fisher.

— Wszystko jest teraz jasne, Krile. Dolecimy do Sasiedniej Gwiazdy juz jutro. A nawet dzisiaj, gdyby naprawde zalezalo nam na czasie. Oczywiscie nie wyladujemy zbyt blisko. Podplyniemy sobie do Gwiazdy spokojnie — tak na wszelki wypadek. Poza tym nie znamy masy Sasiedniej Gwiazdy na tyle, by ryzykowac zbyt bliskie podejscie. Nie chcemy zostac odepchnieci i wracac tam jeszcze raz — potrzasnela glowa z aprobata. — Ten Wu! Bardzo jestem z niego zadowolona. Nawet nie umiem powiedziec jak bardzo.

— Jestes pewna, ze to cie nie denerwuje? — zapytal ostroznie Fisher.

— Denerwuje? Dlaczego? — spojrzala na niego zaskoczona. -Sadzisz, ze powinnam byc zazdrosna?

— No, nie wiem. Ale jesli Chao-Li Wu zostanie okrzykniety prawdziwym odkrywca lotow superluminalnych. a tobie przypisza tylko pewne podwaliny i w koncu zapomna cie…

— Och, Krile, to ladnie z twojej strony, ze martwisz sie o moja slawe, ale zapewniam cie. ze nic jej nie grozi. Moja praca jest udokumentowana w najdrobniejszym szczegole. Podstawowe zalozenia matematyczne lotow superluminalnych sa moje. Przyczynilam sie takze do opracowania szczegolow technicznych, chociaz to inni zaprojektowali statek i im nalezy sie chwala. Wu wprowadzil poprawke do podstawowych rownan. Bardzo istotna poprawke, bez ktorej loty superluminalne bylyby praktycznie niemozliwe, ale jest to jedynie ostatni szlif na brylancie — a brylant jest moj.

— W porzadku. Jesli jestes o tym przekonana, to nic mi wiecej nie trzeba.

— Mowiac szczerze, Krile, mam nadzieje, ze Wu obejmie teraz kierownictwo nad calym projektem. Ja… mam juz swoje najlepsze lata — w pracy naukowej, oczywiscie — za soba. Podkreslam, ze dotyczy to wylacznie pracy naukowej, Krile.

— Wiem — usmiechnal sie.

— Tak, w pracy naukowej jestem juz z gorki. Moja praca opierala sie na drazeniu pomyslow, ktore mialam na studiach podyplomowych. Przez dwadziescia piec lat wyciagalam wnioski, i to juz chyba koniec. Teraz potrzeba nam nowych pomyslow, calkowicie nowych mysli, zdobywania nowych terytoriow. A ja juz sie do tego nie nadaje.

— Nie doceniasz sie, Tesso.

— To akurat nie bylo nigdy moim grzechem, Krile. Mlodzi maja nowe pomysly, po to zreszta sa na swiecie. Cala rzecz nie polega wylacznie na tym, ze mlodzi maja mlode mozgi, ich mozgi sa nowe. Wu posiada genom, ktory nigdy dotad nie pojawil sie w rasie ludzkiej. Posiada absolutnie nowe doswiadczenia, ktore naleza wylacznie do niego. Moze miec nowe pomysly. Oczywiscie opiera sie na tym, co ja zrobilam juz wczesniej, i wiele zawdziecza moim naukom. Jest moim uczniem, Krile, dzieckiem mojego intelektu. Wszystko, co zrobi, bedzie dobrze swiadczylo o mnie. Mam byc zazdrosna? Jego zaslugi sa moimi zaslugami… O co chodzi, Krile, nie wygladasz na uszczesliwionego?

— Ciesze sie, gdy ty sie cieszysz, Tesso, a moj wyglad nie ma tutaj nic do rzeczy. Problem polega na tym. ze wydaje mi sie, iz przedstawiasz mi teorie postepu naukowego, a przeciez w historii nauki — i w ogole w historii — zdarzaly sie przypadki zazdrosci, nienawisci nauczycieli do uczniow za to, ze byli od nich lepsi.

— Owszem. Moglabym ci zacytowac dziesiatki takich przykladow na dobry poczatek, ale sa to wyjatki, a ja nie sadze, by mozna bylo mnie do nich zaliczyc. Co nie znaczy, ze kiedys w przyszlosci nie moge zmienic zdania co do Wu i Wszechswiata, ale na razie jest tak jak mowie i ciesze sie z tego… Co to znowu?

Nacisnela przelacznik odbioru na konsolecie. Natychmiast pojawila sie przed nimi trojwymiarowa, mloda twarz Merry Blankowitz.

— Kapitanie — powiedziala z wahaniem w glosie — prowadzimy tutaj pewna dyskusje, chcielibysmy cos skonsultowac.

— Cos nie w porzadku ze statkiem?

— Nie. Dyskutujemy o strategii.

— Rozumiem. Nie musicie sie tutaj meldowac. Przejde do sterowni.

Tessa wylaczyla odbior.

— Blankowitz zazwyczaj nie mowi tak ponurym glosem — szepnal Fisher. — O co im chodzi?

— Nie ma zamiaru rozwazac tego tutaj. Chodzmy, przekonamy sie — gestem wskazala mu wyjscie.

Cala trojka znajdowala sie w sterowni. Siedzieli na fotelach, pomimo braku ciazenia. Zazwyczaj w takiej sytuacji zajmowali wygodne pozycje na scianach, teraz widocznie chcieli nadac powage wlasnym slowom. Nie chcieli rowniez obrazac kapitana. Dobre obyczaje obowiazuja takze w stanie niewazkosci.

Tessa nie lubila braku ciazenia. Gdyby rzeczywiscie chciala wymuszac swoja kapitanska wole, rozkazalaby wprowadzenie statku w obrot wywolujacy sile odsrodkowa, ktora daje przynajmniej zludzenie ciazenia. Wiedziala jednak, ze obliczanie drogi statku bylo znacznie latwiejsze, gdy nie bralo sie pod uwage obrotow w stosunku do reszty Wszechswiata, chociaz stala zmiana polozenia obiektu wokol osi nie podnosila poziomu trudnosci obliczen do

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×