Genarr nie pozwolil mu dokonczyc.

— Przykro mi, Krile, rozmawialem z nia. Ona nie opusci tej planety.

— Jesli jej matka chce leciec z nia, to…

— Nie, Krile. To nie ma nic wspolnego z jej matka. Nawet gdybys zyczyl sobie towarzystwa Eugenii i ona chciala do ciebie wrocic. Marlena pozostalaby na Erytro. Ty rowniez nie masz po co tutaj zostawac. Ona jest stracona dla ciebie, i dla matki takze.

— Jest tylko dzieckiem — powiedzial gniewnie Fisher. — Nie moze podejmowac takich decyzji.

— Niestety, na twoje, Eugenii, nas wszystkich tutaj, a moze nawet calej ludzkosci nieszczescie, ona moze podejmowac takie decyzje. Tak… Obiecalem jej, ze gdy skonczymy — a zdaje sie, ze wlasnie skonczylismy — powiadomimy ja o naszych ustaleniach.

— To chyba nie jest konieczne — powiedzial Wu.

— Siever — wlaczyl sie Leverett — chyba nie chcesz pytac o pozwolenie dziecka.

— Posluchajcie mnie — powiedzial Genarr. — To jest konieczne i musimy do niej isc. Pozwolcie mi na maly eksperyment. Przyprowadze tutaj Marlene i powiemy jej o naszych ustaleniach. Jesli ktos z was uwaza, ze nie jest to konieczne, niech w tej chwili wstanie i wyjdzie. Prosze: niech wstanie i wyjdzie.

— Ty chyba postradales zmysly, Sieverze — powiedzial Leverett. — Nie mam zamiaru bawic sie w chowanego z nastolatkami. Musze porozmawiac z Pittem. Gdzie jest nadajnik?

Leverett wstal i nieomal natychmiast zachwial sie i upadl.

Wu podniosl sie zaniepokojony.

— Panie Leverett…

Leverett odwrocil sie na plecy i wyciagnal reke.

— Niech mi ktos pomoze…

Genarr postawil go na nogi, a nastepnie posadzil na fotelu.

— Co sie stalo? — zapytal.

— Nie wiem — odrzekl Leverett. — Przez moment czulem sie tak, jak gdyby ktos urwal mi glowe.

— Tak… i w zwiazku z tym nie mozesz wyjsc z pokoju — teraz Genarr zwrocil sie do Wu: — Pan rowniez uwaza, ze spotkanie z Marlena nie jest konieczne… Czy zechce pan opuscic pokoj?

Wu wpatrywal sie w twarz Genarra, a potem bardzo ostroznie zaczal podnosic sie z fotela. Nie zdazyl sie nawet wyprostowac. Skrzywil sie potwornie i usiadl.

— Moze rzeczywiscie spotkajmy sie z ta mloda dama — powiedzial po chwili.

— Musimy — odpowiedzial Genarr. — Na tej planecie zyczenie owej mlodej damy jest prawem.

— Nie! — powiedziala Marlena z taka sila, ze zabrzmialo to niemal jak krzyk. — Nie mozecie tego zrobic!

— Nie mozemy czego zrobic? — zapytal Leverett marszczac jasne brwi.

— Uzywac Erytro jako stacji przeladunkowej… ani nic innego. Leverett spojrzal na nia groznie. Chcial cos powiedziec, jednak przerwal mu Wu:

— A dlaczegoz to, mloda damo? To jest pusty swiat, ktory nie nalezy do nikogo.

— Nie jest pusty. I nalezy do kogos. Powiedz im wujku Sieverze.

— Marlena chce powiedziec — zaczal Genarr — ze Erytro jest zamieszkana. Zajmuja ja niezliczone rzesze prokariotow, komorek fotosyntezujacych. Nawiasem mowiac, dlatego mamy tu tlen.

— Swietnie — odpowiedzial Wu. — I co z tego? Genarr odchrzaknal.

— Pojedyncze komorki sa bardzo prymitywne, nieznacznie przewazaja rozwojem wirusy, ale niestety, nie mozemy rozpatrywac ich pojedynczo. Wszystkie komorki na Erytro tworza organizm o trudnej do pojecia strukturze kompleksowej. Organizm obejmujacy caly swiat.

— Organizm? — zapytal uprzejmie Wu.

— Tak, pojedynczy organizm, ktory Martena nazywa tak jak planete, poniewaz i jedno, i drugie jest nierozlaczne.

— Czy pan mowi powaznie? — zapytal Wu. — Skad wiecie o istnieniu takiego organizmu?

— Dzieki Martenie.

— Dzieki tej… mlodej damie, ktora… z pewnoscia nie cierpi z powodu… histerii? — powiedzial ostroznie Wu. Genarr podniosl palec.

— Niech pan uwaza na to, co mowi… Nie jestem pewny, czy Erytro… organizm, zna sie na zartach. A teraz co do naszej wiedzy na temat Erytro: wiemy o nim glownie dzieki Martenie, ale nie wylacznie dzieki niej. Gdy Saltade Leverett chcial wyjsc z pokoju, stracil chwilowo przytomnosc. Pan przed chwila sam doswiadczyl nieprzyjemnej sensacji usilujac sie podniesc. To wszystko sa reakcje Erytro. Organizm chroni Martene oddzialujac bezposrednio na nasze umysly. We wczesnym okresie istnienia Kopuly organizm niechcacy wywolal mala epidemie wsrod naszych pracownikow, epidemie majaca wszelkie znamiona choroby psychicznej, ktora my nazwalismy Plaga Erytro. Obawiam sie, ze organizm, o ktorym mowimy, jest w stanie zniszczyc kazdy umysl, a nawet spowodowac smierc, gdyby zaszla taka koniecznosc. I radze nie ryzykowac zadnych testow.

— Chcesz powiedziec, ze to nie Martena… — wtracil sie Fisher.

— Nie, Krile. Martena posiada pewne uzdolnienia, ale nie sa one tak wielkie, by zagrazac komukolwiek. Natomiast Erytro jest niebezpieczna.

— Czy mozna temu jakos zaradzic? — zapytal Fisher.

— Przede wszystkim sluchajac Marleny. A nastepnie pozwalajac mi na rozmowe z nia Erytro mnie zna. I uwierzcie mi, ze chce pomoc Ziemi. Nie chce sprowadzac zaglady na miliardy ludzi.

Zwrocil sie do Marleny.

— Rozumiesz, prawda, ze Ziemi grozi niebezpieczenstwo? Twoja matka wykazala, ze zblizenie Nemezis moze zagrozic Ukladowi Slonecznemu.

— Wiem, wujku Sieverze — powiedziala Martena smiertelnie znuzonym glosem. — Ale Erytro nalezy do siebie.

— Ale moze zechce podzielic sie z nami. Pozwolila pozostac tu naszej Kopule. Nie przeszkadzamy jej.

— W Kopule znajduje sie mniej niz tysiac ludzi, ktorzy nie wychodza na zewnatrz. Erytro nie ma nic przeciwko Kopule, poniewaz dzieki niej moze poznac ludzkie umysly.

— Tym bardziej bedzie mogla je poznac, gdy przybeda tu Ziemianie.

— Osiem miliardow?

— Nie, nie cale osiem miliardow na raz. Przybeda tu i osiada czasowo, a potem odejda. Na planecie bedzie mieszkal niewielki ulamek calej populacji.

— Miliony. Z cala pewnoscia. Nie mozna wcisnac kilku milionow ludzi do kopuly i kazac im tam mieszkac bez zywnosci, wody i wszystkiego innego. Beda musieli osiedlic sie na calej planecie. Tworzyc ekosystemy. Erytro tego nie wytrzyma. Bedzie musiala sie bronic.

— Jestes tego pewna?

— Bedzie musiala. Ty zrobilbys inaczej?

— Oznaczaloby to smierc miliardow.

— Nic na to nie poradze. — Marlena zacisnela wargi, a potem powiedziala: — Jest inny sposob.

— O czym ta dziewczyna mowi? — zapytal gniewnie Leverett. -Jaki inny sposob?

Marlena rzucila mu krotkie spojrzenie, a potem zwrocila sie do Genarra:

— Nie wiem. Erytro wie… to znaczy mowi, ze ta wiedza… jest gdzies tutaj… ale nie potrafi wyjasnic.

Genarr wyciagnal obydwie rece wstrzymujac w ten sposob fale pytan.

— Pozwolcie mi mowic. Zwrocil sie do Marleny.

— Marleno, uspokoj sie. Jesli martwisz sie o Erytro, to jest to zupelnie niepotrzebne. Erytro doskonale daje sobie rade sama. A teraz powiedz mi, co to znaczy, ze Erytro nie moze wyjasnic?

Marlena oddychala szybko.

— Erytro wie, ze potrzebna nam informacja jest gdzies tutaj, ale nie posiada ludzkiego doswiadczenia, nie zna naszej nauki, naszych sposobow myslenia. Nie rozumie.

— Ta informacja jest w umysle kogos z obecnych?

— Tak, wujku Sieverze.

— Czy Erytro nie moze wysondowac naszych umyslow?

— Zrobilaby im krzywde. Moze sondowac moj umysl bez zadnej szkody.

— Tak, wiem o tym — powiedzial Genarr. — Ty nie posiadasz tej informacji?

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×