daremnie rozszyfrowac. A moze z blizszych systemow planetarnych, od czlonkow Pierscienia, nadchodza komunikaty o ich wewnetrznym zyciu, toczacym sie na kazdej z planet, o nauce, technice, wytworach sztuki, gdy dalekie, pradawne swiaty Galaktyki ukazuja zewnetrzne, kosmiczne przejawy swego zycia i nauki? Komunikuja o przebudowie systemow planetarnych wedlug wlasnych zamierzen, o „wymiataniu” z przestrzeni miedzygwiezdnej meteorytow oraz nie nadajacych sie dla zycia zimnych planet zewnetrznych, o spychaniu ich na centralne cialo promieniujace, o przedluzaniu jego emanacji lub celowym podwyzszaniu temperatury wlasnych slonc. A moze to jeszcze nie wszystko? Moze przebudowuje sie i sasiednie systemy planetarne w celu wytworzenia mozliwie najlepszych warunkow zycia dla gigantycznych cywilizacji?

Mven Mas polaczyl sie z przechowalnia zapisow pamieciowych Wielkiego Pierscienia i zestawil szyfr jednego z dalekich komunikatow. Na ekranie wolno poplynely dziwaczne obrazy, ktore nadeszly na Ziemie z kulistej gromady gwiezdnej Omega Centaura, drugiej sposrod najblizszych od systemu slonecznego i lezacej w odleglosci zaledwie szesciu tysiecy osmiuset parsekow. Przez dwadziescia dwa tysiace lat swiatlo jej gwiazd przenikalo przestrzenie swiata, zanim dotarlo do oka ziemskiego czlowieka.

Gesta niebieska mgla slala sie rownymi warstwami, z ktorych wystawaly czarne walce, obracajace sie z dosc duza szybkoscia. Od czasu do czasu ich kontury kurczyly sie ledwie dostrzegalnie i walce przybieraly ksztalt stozkow polaczonych podstawami. Wowczas warstwy niebieskiej mgly darly sie na strzepy, tworzac jaskrawe sierpy ogniste obracajace sie szybko dokola osi stozkow, czern znikala gdzies w gorze i wyrastaly kolosalne, oslepiajaco biale kolumny, zza ktorych niby ukosne kulisy wysuwaly sie zielonej barwy ostrza.

Mven Mas pocieral czolo starajac sie cokolwiek zrozumiec.

Na ekranie ostrza wily sie spiralnie dokola kolumn i nagle rozsypaly sie strumieniem metalicznie polyskujacych kul, tworzacych szeroki pas. Pas ten rozrastal sie wszerz i wzwyz.

Mven Mas usmiechnal sie, wylaczyl zapis i wrocil do poprzednich rozwazan.

„Brak zamieszkanych swiatow, czyli scislej — brak lacznosci z nimi w wysokich szerokosciach Galaktyki powoduje, ze my, ludzie Ziemi, nie mozemy sie wydostac z naszej zaciemnionej strefy rownikowej Galaktyki. Nie mozemy sie wzniesc ponad pyl kosmiczny, w ktorym jest pograzona nasza gwiazda — Slonce i jego sasiedzi. Dlatego trudniej nam poznawac wszechswiat niz innym…” Mven Mas spojrzal na horyzont, gdzie ponizej Wielkiej Niedzwiedzicy, pod Psami Gonczymi, lezal gwiazdozbior Warkocza Bereniki. Byl to „polnocny” biegun Galaktyki. W tym wlasnie kierunku przestrzen pozagalaktyczna byla otwarta na cala szerokosc, podobnie jak i po przeciwleglej stronie nieba, w gwiazdozbiorze Rzezbiarza, w poblizu znanej gwiazdy Fomalhaut, przy poludniowym biegunie ukladu galaktycznego. W okolicach polozonych na skraju, gdzie sie znajduje Slonce, grubosc odgalezien spiralnego dysku Galaktyki wynosi zaledwie okolo szesciuset parsekow. Zeby sie wydostac poza obszar jej kolosalnego kola gwiezdnego, trzeba by przejsc prostopadle do plaszczyzny rownika Galaktyki od trzystu do czterystu parsekow. Droga ta, nie do pokonania dla statku kosmicznego, byla mozliwa do przezwyciezenia za pomoca nadajnikow i odbiornikow. Na razie jednak ani jedna planeta gwiazd usytuowanych w tych okolicach nie wlaczyla sie do Pierscienia.

Wieczne zagadki i pytania, na ktore nie bylo odpowiedzi, przestalyby dreczyc ludzkosc, gdyby sie udalo dokonac jeszcze jednej rewolucji naukowej — zwyciezyc czas, nauczyc sie pokonywac przestrzen i wkroczyc zwycieska, stopa w nieskonczone obszary kosmosu. Wowczas nie tylko nasza Galaktyka, ale i inne wyspy gwiezdne stalyby sie tak bliskie, jak drobne wysepki Morza Srodziemnego. Takie byly motywy rozpaczliwej proby zamierzonej przez Rena Boza, a realizowanej przez kierownika stacji kosmicznych, Mvena Masa. Gdybyz mogli uzasadnic potrzebe tego doswiadczenia i otrzymac zezwolenie Rady!…

Swiatla Drogi Spiralnej zmienily barwe z pomaranczowej na biala. Druga godzina w nocy to pora wzmozonych przewozow. Mven Mas przypomnial sobie, ze jutro jest swieto Plonacych Czasz, na ktore zapraszala go Czara Nandi. Kierownik stacji kosmicznych nie mogl zapomniec tej gibkiej czerwonobrazowej dziewczyny. Byla uosobieniem szczerosci i mocnych porywow, zjawiskiem rzadkim w epoce, w ktorej obowiazywala surowa dyscyplina uczuc.

Mven Maa wrocil do pracowni, wywolal Instytut Metagalaktyki i poprosil o przyslanie mu stereofilmow kilku galaktyk, po czym wyszedl na dach fasady wewnetrznej. Tu miescil sie jego aparat sluzacy do wykonywania dalekich skokow. Mven Mas lubil ten niepopularny sport i osiagnal w nim niemale mistrzostwo. Umocniwszy dokola ciala szelki balonu wypelnionego helem, Afrykanczyk preznym skokiem uniosl sie w powietrze i na sekunde wlaczyl smiglo pociagowe uruchamiane przez lekki akumulator. Mven Mas opisal w powietrzu luk okolo szesciuset metrow dlugosci i wyladowal na wykuszu Domu Wyzywienia. W pieciu skokach dostal sie do niewielkiego ogrodu pod urwiskiem gory wapiennej, zdjal aparat na aluminiowej wiezyczce i zesliznal sie po pionowej zerdzi na ziemie, ku swemu twardemu poslaniu pod ogromnym platanem. Zasnal ukolysany szelestem listowia poteznego drzewa.

Swieto Plonacych Czasz otrzymalo nazwe od znanego wiersza poety-historyka Zana Sena, ktory opisal staroindyjski zwyczaj wyboru najpiekniejszych kobiet. Wreczaly one wyruszajacym na wyprawy bohaterom miecze i czasze z plonaca w ich wnetrzu aromatyczna zywica, ktore od dawna wyszly z uzycia, ale przetrwaly jako symbol wybitnego czynu. A wielkie czyny nie byly rzadkoscia wsrod odwaznej, pelnej energii ludnosci planety. Ogromna sprawnosc w pracy, znana w przeszlosci tylko u szczegolnie wytrwalych jednostek ludzkich zwanych geniuszami, zalezala od sily fizycznej i od obfitosci hormonow bodzcowych. Troska o zdrowie ludzkosci w ciagu tysiecy lat dokonala tego, ze przecietny mieszkaniec planety stal sie podobny do bohaterow starozytnych, nienasyconych w swych czynach, milosci i poznawaniu swiata.

Swieto Plonacych Czasz bylo wiosennym dniem kobiet. Co roku, w czwartym miesiacu uplywajacym od zimowego obiegu dokola Slonca, czyli, jak sie to nazywalo dawniej, w kwietniu, najpiekniejsze kobiety Ziemi braly udzial w tancach, w spiewie i cwiczeniach gimnastycznych. Piekno najroznorodniejszych ras jasnialo bogactwem subtelnych odcieni, sprawiajac wiele radosci widzom — zmeczonym wytrwala praca uczonym i inzynierom, natchnionym artystom i mlodocianym uczniom trzeciego cyklu.

Niemniej piekny byl dzien jesiennego swieta mezczyzn, poswieconego pamieci Herkulesa. Dzien ten wypadal w dziewiatym miesiacu roku. Osiagajacy dojrzalosc mlodziency zdawali tu sprawe z dokonanych przez siebie czynow. Pozniej weszlo w zwyczaj urzadzanie przegladu calorocznych osiagniec wobec szerokich mas ludnosci. Swieto obchodzono wspolnie. Dzielilo sie ono na dni Pieknego Pozytku, Wyzszej Sztuki, Smialosci Naukowej i Fantazji. Niegdys takze Mvena Masa uznano za bohatera pierwszego i trzeciego dnia…

Mven Mas zjawil sie w wielkiej Sali Slonecznej Tyrrenskiego Stadionu akurat w czasie wystepu Vedy. Odnalazl dziewiaty sektor czwartego promienia, gdzie siedzialy Evda Nal i Czara Nandi, i stanal w cieniu arkady wsluchujac sie w niski glos. Veda byla w bialej sukni. Wysoko unioslszy jasnowlosa glowe patrzyla na galerie i spiewala jakas radosna piesn. Wydala sie Afrykanczykowi wcieleniem wiosny.

Kazdy z widzow mial przed soba cztery guziczki, ktore mogl naciskac. Na suficie sali zapalaly sie zlote, niebieskie, szmaragdowe lub czerwone swiatla. Oznaczaly one ocene artystow i zastepowaly halasliwe brawa dawnych czasow.

Veda skonczyla spiew, nagrodzona pstrym blaskiem zlotych i niebieskich swiatel, wsrod ktorych ginely nieliczne zielone, i jak zwykle zarozowiona z podniecenia przylaczyla sie do kolezanek. Wtedy takze podszedl do nich Mven Mas. Powitano go serdecznie.

Afrykanczyk rozgladal sie szukajac swego poprzednika i nauczyciela, Dara Wiatra, ale nigdzie go nie dostrzegl.

— Gdziescie schowaly Dara Wiatra? — rzekl zartobliwie do trzech kobiet.

— A gdzie pan podzial Rena Boza? — odparla Evda Nal. Afrykanczyk nie odpowiedzial i unikal jej spojrzenia.

— Wiatr grzebie sie pod Ameryka Poludniowa, dobywajac tytan — powiedziala Veda Kong i po jej twarzy przemknal ledwie dostrzegalny cien.

Czara Nandi przyciagnela ja do siebie, tulac swoj policzek do jej twarzy. Twarze obydwu kobiet, tak bardzo rozne, upodobnila malujaca sie na nich tkliwosc.

Brwi Czary, proste i niskie pod szerokim czolem, przypominaly skrzydla lecacego ptaka, harmonizujac z podluznym wykrojem oczu. Veda miala brwi uniesione w gore.

„Ptak uniosl skrzydla do lotu…” — pomyslal Afrykanczyk.

Geste i lsniace czarne wlosy Czary opadaly na kark i ramiona, uwydatniajac surowa barwe zaczesanych wysoko wlosow Vedy.

Czara spojrzala na zegar w kopule sali i podniosla sie z miejsca.

Czarny jej stroj zadziwil Afrykanczyka. Szyje dziewczyny zdobil platynowy lancuszek spiety czerwonym turmalinem. Ksztaltne piersi, podobne do odwroconych, szerokich czasz, jakby wytoczone zadziwiajaco precyzyjnym

Вы читаете Mglawica Andromedy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату