pensjonacie w tysiac osiemset czterdziestym trzecim roku.

Krytycy okreslili jej dzielo jako „zajmujace” i „dobra zabawe z domieszka grozy” – oprocz tych, ktorzy nazwali ksiazke „niedorzeczna” i „zagmatwana”.

Potem napisala ksiazke o malym miasteczku w Luiz Janie, gdzie spadkobierczyni ksiezniczki wudu sprawnie laczyla urzad burmistrza z obowiazkami szamanki. I, jak odkryla Quinn, z prowadzeniem bardzo dochodowego domu publicznego.

Jednak historia Hawkins Hollow – czula to przez skore – bedzie ciekawsza, lepsza, bardziej soczysta.

Nie mogla sie doczekac, az zatopi w niej zeby.

Baraki z fast foodami, gmachy biurowe i rzedy szeregowcow ustapily miejsca szerszym trawnikom, wiekszym domom, a w koncu polom rozciagajacym sie pod ponurym niebem.

Droga zakrecala, opadala i wznosila sie, po czym znow biegla prosto. Quinn dostrzegla drogowskaz informujacy: „Pole bitwy Antietam” * – kolejna historia, ktora chciala poznac i przesledzic. Znalazla kilka wzmianek o incydentach z czasow wojny secesyjnej w Hawkins Hollow, ale chciala wiedziec wiecej.

Zgodnie z zaleceniami GPS i wskazowkami Caleba skrecila w boczna droge, ciagnaca sie wzdluz zagajnika nagich drzew, z rozsianymi tu i owdzie domami i farmami, ktorych widok zawsze wywolywal usmiech na twarzy Quinn – lubila te stodoly, spichlerze i ogrodzone wybiegi dla koni.

Nastepnym razem bedzie musiala znalezc jakies male miasto na srodkowym zachodzie. Opisze historie nawiedzonej farmy albo szlochajacego ducha mleczarki.

Niemal przejechala zakret, gdy nagle ujrzala drogowskaz z nazwa Hawkins Hollow (zalozone w 1648 roku). Miala ogromna ochote wjechac od razu do centrum, zamiast skrecac w boczna droge prowadzaca do domu Caleba Hawkinsa, ale nie cierpiala sie spozniac, a wiedziala, ze jesli zacznie sie blakac po ulicach i zaulkach, by poczuc atmosfere miasta, na pewno nie zdazy na czas na pierwsze spotkanie.

– Juz niedlugo – obiecala sobie i skrecila w droge ciagnaca sie wzdluz lasu, w ktorym – jak wiedziala – znajdowal sie Kamien Pogan.

Przeszedl ja niepokojacy dreszcz. Zdziwila sie jeszcze bardziej, gdy zdala sobie sprawe, ze zadrzala ze strachu, a nie z podniecenia, ktore zwykle odczuwala, zaczynajac nowy temat.

Jadac kreta droga, rzucala co jakis czas zaniepokojone spojrzenia na ciemne, nagie drzewa. I nacisnela hamulec z calej sily, gdy przeniosla wzrok na droge i ujrzala przed soba jakis rozpedzony ksztalt.

Pomyslala, ze to dziecko – och, Boze, nie, och, Boze – a potem, ze pies. I nagle… ksztalt zniknal. Droga byla absolutnie pusta, tak samo jak rozciagajace sie za nia pole. Jedyna zywa istota byla Quinn siedzaca z walacym sercem w malym, czerwonym samochodzie.

– Optyczne zludzenie ludzkiego oka – powiedziala do siebie, nie wierzac w ani jedno slowo. – Przywidzenie.

Ale wlaczyla silnik, ktory zgasl przy gwaltownym hamowaniu, i zjechala na ziemiste pobocze. Wyjela notes, zapisala godzine i wszystko, co wydawalo jej sie, ze zobaczyla.

Maly chlopiec, okolo dziesieciu lat. Dlugie, czarne wlosy, czerwone oczy. PATRZYL prosto na mnie. Mrugnelam? Zamknelam oczy? Otworzylam amp; zobaczylam zamiast chlopca wielkiego, czarnego psa. A potem – puf. Nikogo nie bylo.

Minal ja jakis samochod, ale Quinn siedziala jeszcze przez chwile, czekajac, az przestanie drzec.

Nieustraszona pisarka niemal mdleje na widok pierwszej lepszej zjawy, pomyslala, a potem zawraca swoje piekne, czerwone auto i jedzie wprost do najblizszego baru Mickey D's, gdzie tluszczem i cholesterolem koi skolatane nerwy.

Doszla do wniosku, ze moglaby to zrobic. Przeciez nikt nie oskarzylby jej o przestepstwo i nie wtracil do wiezienia. Ale wtedy nie napisalaby nastepnej ksiazki i stracilaby caly szacunek do siebie.

– Wez sie w garsc, Quinn – rozkazala sobie. – Widywalas juz przeciez duchy.

Troche uspokojona wrocila na szose i skrecila w nastepna przecznice. Droga byla waska i kreta, z obu stron rosly drzewa. Quinn wyobrazila sobie, ze wiosna i latem musi tu byc pieknie, gdy slonce kladzie sie na ziemi cetkami, lub zima, kiedy galezie uginaja sie pod ciezkimi czapami sniegu. Ale pod niskim, olowianym niebem las wydawal sie osaczac droge, jakby tylko drzewa mialy prawo tu przebywac.

Do tego nie przejezdzal zaden samochod i gdy wylaczyla radio – muzyka wydala sie jej zbyt glosna – jedynym dzwiekiem, jaki slyszala, bylo wsciekle wycie wiatru.

Moze powinnam nazwac to miasteczko Nawiedzonym Hollow, pomyslala i niemal ominela skret w zwirowana aleje.

Dlaczego ktokolwiek mialby chciec tu mieszkac?, zastanawiala sie. W srodku tego gestego, nieprzyjaznego lasu, gdzie wielkie polacie sniegu chowaly sie przed promieniami slonca? Gdzie jedynym dzwiekiem byl ostrzegawczy warkot natury, a wszystko bylo brazowe, szare i ponure.

Przejechala przez maly most nad strumieniem i ruszyla w gore waska drozka.

I nagle objawil sie przed nia dom, dokladnie taki, jak Caleb go opisal.

Budynek stal na niewielkim wzniesieniu, w ktorego zboczu wykuto opadajace w dol tarasy pelne roslin. Latem i wiosna, pomyslala Quinn, musialy stanowic imponujacy widok.

Nie bylo tu wlasciwie trawnika i Quinn doszla do wniosku, ze Hawkins bardzo rozsadnie zdecydowal sie na gruba podsciolke, krzewy i drzewa na froncie zamiast tradycyjnej trawy, ktora musialby ciagle kosic i wyrywac z niej chwasty.

Spodobala jej sie weranda, ktora biegla z przodu, z bokow i zapewne z tylu domu, a takze ziemisty kolor kamienia i wielkie okna.

Budynek wygladal, jakby stal tu od zawsze i byl czescia lasu.

Quinn zaparkowala obok starej furgonetki i wysiadla, zeby popatrzec na wszystko z oddali.

Teraz zrozumiala, dlaczego ktos mogl wybrac ten dom. Niewatpliwie panowala tu atmosfera grozy, zwlaszcza jesli ktos widzial i czul takie rzeczy, ale nie mozna bylo odmowic temu miejscu czaru i poczucia odosobnienia – nie samotnosci. Quinn mogla sobie wyobrazic, jak siedzi w letni wieczor na werandzie i popijajac zimne piwo, wsluchuje sie w cisze.

Drzwi domu stanely otworem, zanim zdazyla zrobic pierwszy krok.

Ogarnelo ja tak silne uczucie deja vu, ze niemal zakrecilo jej sie w glowie. Stal tam, w drzwiach chaty, z czerwonym kwiatem krwi na koszuli.

Nie mozemy dluzej tu zostac.

Slowa rozbrzmialy w jej glowie jasno i wyraznie, wypowiedziane przez znajomy glos.

– Panna Black? Quinn wrocila do rzeczywistosci. Nie bylo tu zadnej chaty, a mezczyzna stojacy na pieknej werandzie uroczego domu nie mial krwi na koszuli ani wyrazu wielkiej milosci i rozpaczliwego smutku w oczach.

Jednak i tak musiala na chwile oprzec sie o samochod, zeby zlapac oddech.

– Tak, dzien dobry. Ja tylko… podziwialam dom. Piekne miejsce.

– Dziekuje. Nie miala pani klopotow z dojazdem?

– Nie, nie, pana wskazowki byly bardzo precyzyjne. – Idiotyzmem bylo prowadzenie tej rozmowy w podmuchach lodowatego wiatru – sadzac z miny Caleba, gospodarz sadzil tak samo.

Quinn odepchnela sie od samochodu i idac po schodach, probowala przywolac na twarz mily usmiech.

I czyz on nie jest naprawde slodki? – pomyslala, gdy w koncu skupila sie na otaczajacej ja rzeczywistosci, z panem tego domu na czele. Rozwiane wiatrem wlosy i przeszywajace spojrzenie szarych oczu. Leciutko nierowny usmiech, wysokie czolo, szczupla sylwetka w dzinsach i flanelowej koszuli, az kobieta miala ochote powiesic mu na szyi tabliczke „sprzedany”.

Podeszla do niego, wyciagajac reke.

– Quinn Black. Dziekuje, ze zgodzil sie pan ze mna spotkac, panie Hawkins.

– Cal. – Uscisnal jej dlon i gestem zaprosil do srodka. – Schowajmy sie przed tym wiatrem.

Weszli prosto do salonu, ktory wygladal jednoczesnie przytulnie i mesko. Obszerna kanapa stala przodem do wielkiego okna, a fotele wygladaly na tak wygodne, ze pewnie mozna bylo sie w nich zapasc i nigdy nie wstawac. Stoly i lampy chyba nie nalezaly do antykow, ale wygladaly na sprzety, ktore mogla przekazac dalej babcia, gdy postanowila zmienic wystroj wlasnego domu.

W salonie byl nawet kamienny kominek, a przed nim spal rozciagniety kundel.

– Wezme twoj plaszcz.

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату