– Wiem, wiem. – Quinn machnela reka na widok jego powatpiewajacego spojrzenia. – Potrzeba tylko kilku gwozdzi. Zamierzalysmy zrobic tu salonik, ale potem uznalysmy, ze bardziej nam sie przyda maly gabinet. Dlatego postanowilysmy wstawic tu biurko, ktore najpierw mialo isc do jadalni.
– Okej.
– Lampa wyglada jak zywcem wyjeta z magazynu „Najlepsze burdele w Teksasie”. – Layla rozkolysala palcem jeden z krysztalkow. – Ale to wlasnie nam sie w niej spodobalo. Fotel jest ohydny.
– Ale wygodny – dodala Quinn.
– Ale wygodny, a po to wlasnie sa fotele. Cal odczekal chwile, choc obie patrzyly na niego wyczekujaco.
– Okej – powtorzyl, bo tak zwykle kwitowal wyjasnienia matki po kolejnej zmianie wystroju domu.
– Mialysmy mnostwo pracy. Oddalysmy samochod Layli do wypozyczalni i pojechalysmy za miasto na pchli targ. Fantastyczny. Poza tym uzgodnilysmy: zadnych uzywanych materacow. Zamowilysmy nowe, powinny zostac dostarczone po poludniu. Chodz, zobacz, co kupilysmy.
Quinn zlapala Cala za reke i pociagnela na druga strone korytarza do pokoju, ktory dla siebie wybrala. W srodku stalo dlugie biurko rozpaczliwie potrzebujace renowacji, a na nim poplamione lustro. Po drugiej stronie pokoju krolowala pekata komoda, ktora ktos pomalowal na morderczy, lsniaco czerwony kolor. Na komodzie zas lampa z rysunkiem z komiksu o Superkobiecie.
– Przytulnie.
– Da sie tu mieszkac, jak skoncze.
– Taa. Wiesz, ta lampa moglaby nalezec do mojej siostry Jen jakies dwadziescia, dwadziescia piec lat temu.
– Jest klasyczna – zaprotestowala Quinn. – I oczywiscie kiczowata.
Cal postanowil trzymac sie wyprobowanych metod.
– Okej.
– Mysle, ze ja postawilabym sie na wspolczesny styl dunski – powiedziala Layla, stajac w drzwiach. – A moze flamandzki. Jest absolutnie koszmarna. Nie wiem, dlaczego ja kupilam.
– Same wtargalyscie to na gore?
– Prosze cie. – Quinn potrzasnela glowa.
– Postawilysmy raczej na intelekt niz na miesnie – wyjasnila Layla.
– Jak zawsze. No i na mala inwestycje. Wiesz, ile mebli wniesie dwoch nastoletnich chlopcow za dwadziescia dolcow na glowe i okazje do pogapienia sie na takie gorace laski jak my? – Quinn oparla reke na biodrze, przyjmujac wyzywajaca poze.
– Ja bym to zrobil za dyche. Moglyscie zadzwonic.
– Tak naprawde mialysmy taki zamiar, ale nawineli sie ci chlopcy. Moze zejdziemy na dol i usiadziemy na naszej kanapie z trzeciej lub czwartej reki?
– Jest czym sie pochwalic – dodala Layla. – Mamy nowiusienki ekspres do kawy i eklektyczna kolekcje kubkow.
– Nie mialbym nic przeciwko kawie.
– Pojde wstawic wode. Cal popatrzyl za wychodzaca Layla.
– Wydaje sie, ze zupelnie zmienila zdanie.
– Jestem przekonujaca. A ty hojny. Mysle, ze powinnam ci za to podziekowac.
– Mow dalej. Jakos to zniose. Smiejac sie, polozyla mu rece na ramionach i glosno go pocalowala.
– Czy to oznacza, ze nie dostane dziesiataka? Usmiechnela sie jeszcze szerzej, dzgajac go palcem w brzuch.
– Przyjmuj calusa i sie ciesz. W kazdym razie, jednym z powodow, dla ktorych Layla sie wahala, byly pieniadze. Oczywiscie, sam pomysl, zeby tu zostac byl – jest – dla niej trudny do przyjecia. Ale glownie powstrzymywala ja mysl o dlugim bezplatnym urlopie, placeniu czynszu tutaj i utrzymywaniu mieszkania w Nowym Jorku.
Quinn podeszla do czerwonej komody i zaczela wlaczac i wylaczac lampe. Po wyrazie jej twarzy Cal poznal, ze sprawia jej to duza przyjemnosc.
– Jeden klopot z jej listy zniknal, skoro nie musimy placic czynszu – ciagnela. – Jeszcze sie do konca nie zdecydowala, na razie zyje tylko dniem dzisiejszym.
– Musze ci cos powiedziec, wam obu, co moze sprawic, ze to bedzie jej ostatni dzien tutaj.
– Cos sie stalo. – Quinn opuscila dlon i odwrocila sie ku niemu. – Co takiego?
– Wszystko wam opowiem, ale najpierw chce zadzwonic do Foxa, zapytac, czy nie moglby wpasc. Wtedy nie bede musial powtarzac wszystkiego dwa razy.
Jednak musial opowiedziec wszystko bez Foxa, ktory – jak powiedziala pani Hawbaker – byl, zwyczajem prawnikow, w sadzie. Cal usiadl wiec w dziwacznie urzadzonym salonie, na kanapie tak miekkiej, ze juz mial nadzieje dopasc na niej naga Quinn, i opowiedzial im o spotkaniu na Main Street.
– Spotkales PC – zadecydowala Quinn.
– Rodzaj komputera?
– Nie, nie, to skrot. Jak CIA. Poza Cialem – istote niematerialna. Albo nastapilo male zakrzywienie czasu i znalazles sie w alternatywnym Hawkins Hollow.
Cal moze i spedzil trzy czwarte swojego zycia uwieziony w sytuacji wymykajacej sie racjonalnemu sposobowi myslenia, ale nigdy w zyciu nie slyszal kobiety mowiacej jak Quinn Black.
– To nie bylo nic alternatywnego, a ja tkwilem w swoim ciele, tam, gdzie moje miejsce.
– Juz od dluzszego czasu studiuje, badam i opisuje zjawiska paranormalne. – Zamyslona Quinn popila kawy.
– Moze Cal rozmawial z duchem, ktory stworzyl iluzje, ze sa sami, a wszystkich innych – nie wiem – wymazal na kilka minut. – Layla wzruszyla ramionami, gdy Quinn popatrzyla na nia zmruzonymi oczami. – Jestem w tym nowa i wciaz bardzo sie staram nie marzyc, ze za chwile ktos mnie obudzi i powie, ze to wszystko sen.
– Jak na nowicjuszke twoja teoria jest calkiem niezla – pochwalila Quinn.
– A moja? Brzmi tak: na razie o wiele wazniejsze jest to, co powiedziala, niz jak to powiedziala.
– Zrozumialam aluzje. – Quinn skinela glowa. – Powiedziala, ze juz czas. Trzy razy siedem. To akurat latwa zagadka.
– Dwadziescia jeden lat. – Cal zaczal przechadzac sie po pokoju. – W lipcu uplywa dwadziescia jeden lat.
– Trojka, tak jak siodemka, jest uwazana za cyfre magiczna. Chyba twoja zjawa chciala ci powiedziec, ze to zawsze mialo sie wydarzyc teraz, w lipcu tego roku. On jest silniejszy, ty masz wiecej sily i tamci tez. – Quinn zacisnela powieki.
– I dlatego zarowno ta kobieta, jak i on – ten demon – mogli sie…
– Ukazac jako manifestacja – Quinn dokonczyla mysl Layli. – To calkiem logiczne.
– Nic w tej sprawie nie jest logiczne.
– Alez jest. – Quinn otworzyla oczy i popatrzyla na nia z politowaniem. – Tamtym wymiarem takze rzadzi logika, tylko inna niz ta, z ktora mamy do czynienia na co dzien. Przeszlosc, terazniejszosc i to, co nastapi. Wszystkie te elementy moga byc czescia rozwiazania, pomoc nam zakonczyc ten koszmar.
– Mysle, ze chodzi o cos wiecej. – Cal odwrocil sie od okna. – Po tej nocy na polanie wszyscy trzej zmienilismy sie bardzo.
– Nie chorujecie, a wasze rany goja sie blyskawicznie. Quinn mi mowila.
– Tak, a ja widze.
– Bez okularow.
– Widuje tez wydarzenia z przeszlosci. Juz tam, na polanie, zobaczylem przeblyski tego, co bylo.
– Tak jak zobaczyles, oboje widzielismy – poprawila sie Quinn – kiedy dotknelismy razem kamienia. I potem, gdy…
– Cos w tym stylu, ale nie zawsze tak jasno i wyraznie. Czasami we snie, niekiedy na jawie. Czasami te wizje nie maja zadnego zwiazku z tym, co sie akurat dzieje. A Fox… zabralo mu troche czasu, zanim to zrozumial. On tez widzi. – Cal, zly na siebie, potrzasnal glowa. – Widzi albo wyczuwa to, co ludzie mysla lub czuja.
– Fox jest medium? – zapytala Layla.
– Mediumiczny prawnik. Tak ma wpisane w umowie o prace. Mimo wszystko kaciki ust Quinn drgnely.
– Niezupelnie. Nigdy nie moglismy tego do konca kontrolowac. Fox musi sie postarac, a i tak nie zawsze mu