brzegi.

Cal tanczyl z Essie przy dzwiekach melodii „Fly Me to the Moon”.

– Twoja matka miala racje, posylajac cie na te lekcje tanca.

– Strasznie sie tego wstydzilem – powiedzial Cal – ale wyszlo na dobre.

– Kobiety zwykle traca glowe dla dobrych tancerzy.

– Niejeden raz wykorzystalem te kobieca slabosc. – Usmiechnal sie do partnerki. – Wygladasz slicznie, babciu.

– Wygladam dostojnie. Byly czasy, gdy wielu chlopcow nie moglo oderwac ode mnie oczu.

– Ja wciaz nie moge.

– A ty zawsze bedziesz moim najslodszym wnukiem. A mowiac o… – Kiwnela glowa w strone podwojnych drzwi. – One dopiero przyciagaja spojrzenia.

Cal spojrzal. Zauwazyl Layle, ale zobaczyl tylko Quinn. Niesforna mase blond wlosow upiela w elegancki kok, czarny zakiet nalozyla na cos koronkowego – kaftan, przypomnial sobie, tak to sie nazywalo i niech Bog blogoslawi tego, kto to wymyslil.

W jej uszach i na nadgarstkach lsnila bizuteria, ale Cal mogl myslec tylko o tym, ze na szyi miala najseksowniejszy naszyjnik, jaki w zyciu widzial i juz nie mogl sie doczekac, az zdejmie go zebami.

– Zaraz zaczniesz sie slinic, Caleb.

– Slucham? – Skupil uwage z powrotem na Essie. – O, rany.

– Wyglada jak z obrazka. Zostaw mnie przy stoliku i idz do niej. I przyprowadz obie do mnie, zebysmy sie przywitaly, zanim wyjde.

Zanim Cal do nich dotarl, Fox porwal juz dziewczyny do przenosnego baru i otworzyl butelke szampana. Quinn odwrocila sie do Cala z kieliszkiem w dloni i podniosla glos, zeby przekrzyczec muzyke.

– Jest fantastycznie! Kapela ekstra, szampan zimny, a sala wyglada jak z filmu.

– Spodziewalas sie paru bezzebnych staruszkow z tara i banjo, kwasnego cydru i kilku plastikowych serc?

– Nie. – Rozesmiala sie i dzgnela go palcem. – No moze troche. To moja pierwsza potancowka w kregielni i jestem pod wrazeniem. Och, popatrz! Czy tam skacze jego wysokosc burmistrz?

– Z kuzynka zony, ktora jest dyrektorka choru Pierwszego Kosciola Metodystow.

– A czy to nie twoja asystentka, Fox? – Layla wskazala na stolik.

– Tak. Na szczescie facet, z ktorym sie caluje, to jej maz.

– Wygladaja na kompletnie zakochanych.

– Chyba sa. Nie wiem, co bez niej zrobie. Za kilka miesiecy wyprowadzaja sie do Minneapolis. Chcialbym, zeby wziela w lipcu kilka tygodni wolnego zamiast… – Zreflektowal sie. – Zadnej rozmowy o interesach dzis wieczor. Znajdziemy stolik?

– Bedzie mozna ogladac ludzi – orzekla Quinn i obrocila sie w strone zespolu. – „In the Mood”!

– Ich popisowy kawalek. Tanczysz? – zapytal Cal.

– No pewnie. – Popatrzyla na niego z blyskiem w oku. – A ty?

– Zobaczmy, na co cie stac, Blondasku. – Zlapal ja za reke i pociagnal na parkiet.

Fox patrzyl na ich figury i piruety.

– Jestem w tym do niczego.

– Ja tez. Rany. – Oczy Layli rozszerzyly sie z podziwu. – Sa naprawde dobrzy.

Na parkiecie Cal puscil Quinn w podwojny obrot i przyciagnal z powrotem do siebie.

– Lekcje?

– Cztery lata. A ty?

– Trzy. – Gdy piosenka dobiegla konca i przeszla w wolniejsze rytmy, wzial Quinn w objecia, blogoslawiac w duchu matke. – Ciesze sie, ze tu jestes.

– Ja tez. – Potarla policzkiem o jego szyje. – Dzis wieczor wszystko wydaje sie wspaniale. Slodkie i blyszczace. I, mmm – zamruczala, gdy Cal wprowadzil ja w elegancki obrot. – Sexy. – Odchylila glowe i usmiechnela sie do niego. – Zupelnie zmienilam moj cyniczny poglad na Dzien Swietego Walentego. Teraz uwazam, ze to idealne swieto.

Cal musnal ustami jej wargi.

– Moze po tym tancu wymkniemy sie do magazynu na gorze?

– A po co czekac?

Cal ze smiechem przyciagnal ja do siebie. I zamarl. Serca krwawily. Z blyszczacej dekoracji kapala krew i rozbryzgiwala sie na parkiecie, na stolach, plynela po wlosach i twarzach ludzi, ktorzy smiali sie, rozmawiali, chodzili i tanczyli.

– Quinn.

– Widze. O Boze. Wokalista wciaz spiewal o milosci i tesknocie, gdy czerwone i srebrne balony nad glowami gosci zaczely pekac z trzaskiem. A ze srodka posypal sie deszcz uciekajacych pajakow.

ROZDZIAL 12

Quinn ledwo stlumila okrzyk i chciala odskoczyc na widok rozbiegajacych sie po parkiecie pajakow, ale Cal ja przytrzymal.

– Nie sa prawdziwe – powiedzial z absolutnym, lodowatym spokojem. – To nie jest prawdziwe.

Ktos sie rozesmial, rozlegly sie okrzyki aprobaty, gdy muzyka przeszla w szybkiego rocka.

– Swietna impreza, Cal! – Minela ich roztanczona Amy z kwiaciarni z szerokim, krwawym usmiechem na twarzy.

Wciaz obejmujac Quinn, Cal zaczal wycofywac sie z parkietu. Musial zobaczyc rodzicow, musial sprawdzic… Nagle dostrzegl Foxa, ktory przepychal sie przez niczego nieswiadomy tlum, sciskajac Layle za reke.

– Musimy isc! – zawolal.

– Moi rodzice… Fox potrzasnal glowa.

– To sie dzieje tylko dlatego, ze my tu jestesmy. Chodzmy stad. Juz nas nie ma.

Przepychali sie miedzy stolikami, a male swieczki plonely niczym pochodnie, buchajac slupami dymu. Cal czul, jak gryzie go w gardle, z chrzestem zdeptal ogromnego pajaka. Na malej scenie perkusista rozpoczal dzikie solo, walac zakrwawionymi paleczkami. Dotarli do drzwi i Cal obejrzal sie przez ramie.

Nad glowami tancerzy lewitowal chlopiec. I smial sie.

– Na dwor. – Cal pociagnal Quinn w strone wyjscia. – Wyjdziemy i zobaczymy. Wtedy, do cholery, bedziemy wiedzieli.

– Oni nic nie zauwazyli. – Pozbawiona tchu Layla wypadla z sali. – Ani nie czuli. Dla nich nic sie nie stalo.

– Wyskoczyl jak diabel z pudelka, przekroczyl granice. Ale tylko dla nas. – Fox zdjal marynarke i narzucil ja na drzace ramiona Layli. – Daje nam przedsmak nadchodzacych atrakcji. Arogancki sukinsyn.

– Tak. – Quinn czujac, jak jej zoladek sie wywraca, skinela glowa. – Mysle, ze masz racje, bo za kazdym razem takie przedstawienie kosztuje go sporo energii. Stad te przerwy miedzy numerami.

– Musze tam wrocic. – Cal zostawil w kregielni swoja rodzine. Nawet jesli ta ucieczka mialby ich ochronic, nie mogl stac z zalozonymi rekami, kiedy jego rodzice wciaz byli w srodku. – Musze tam wrocic, zamknac wszystko po imprezie.

– Wszyscy wrocimy. – Quinn splotla lodowate palce z jego palcami. – Te przedstawienia zwykle nie trwaja dlugo. Stracil publicznosc i jesli istotnie nie ma dosc energii na drugi akt, na dzisiaj juz da sobie spokoj. Wracajmy. Zamarzam.

W sali swiece roztaczaly miekki blask, serca lsnily. Na blyszczacym parkiecie nie bylo nawet plamki. Cal zobaczyl tanczacych rodzicow, matka opierala glowe na ramieniu ojca. Dostrzegla syna i poslala mu usmiech, a Cal poczul, jak rozluznia sie wezel, ktory mial w zoladku.

– Nie wiem jak ty, ale ja bardzo potrzebuje kieliszka szampana. – Quinn wypuscila oddech i popatrzyla na niego hardo. – A potem wiesz, co? Zatanczymy.

Kiedy Cal i Quinn wrocili po polnocy do domu, Fox lezal rozwalony na kanapie i ogladal jakis nudny czarno – bialy film.

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату