wychodzi. Ale od tamtego czasu ma wyjatkowego nosa do ludzi. A Gage…
– Widzi przyszlosc – dokonczyla Quinn. – Jest wrozbita.
– Jemu jest najtrudniej. To jedna z przyczyn, dla ktorej tak czesto wyjezdza. Tu czuje sie najgorzej. Mial kilka naprawde potwornych snow, wizji, koszmarow czy jak je tam chcecie nazwac.
A gdy on czuje bol, wy takze, pomyslala Quinn.
– Ale nie zobaczyl, co powinniscie zrobic?
– Nie. To by bylo zbyt proste – odrzekl Cal gorzko. – Duzo zabawniej jest spieprzyc zycie trzem dzieciakom, pozwolic niewinnym ludziom, zeby zabijali sie i okaleczali nawzajem. Rozciagnijmy to na kilka dekad, a potem powiedzmy: no dobra, chlopcy, juz czas.
– Moze nie mieli innego wyjscia. – Quinn uniosla dlon, widzac blyskawice w oczach Cala. – Nie twierdze, ze to fair.
Tak naprawde sytuacja jest fatalna, ale moze po prostu nie bylo innego sposobu. Czy chodzi o cos, co zrobil Giles Dent, czy tez o cos, co zostalo wprawione w ruch wieki wczesniej, moze nie bylo innego wyboru. Powiedziala, ze on kogos powstrzymuje, nie pozwala zniszczyc Hollow. Jesli to byla Ann i mowila o Gilesie Dencie, to moze on uwiezil demona, te bestia, a sam – beatus – zostal w jakiejs postaci uwieziony wraz z nim i walczyl z wrogiem przez caly ten czas.
Layla podskoczyla na dzwiek gwaltownego pukania do drzwi.
– Otworze. Moze to materace.
– Mozesz miec racje – powiedzial cicho Cal – ale to wcale nie poprawia mi samopoczucia. Przytlacza mnie swiadomosc, ze to moze byc nasza ostatnia szansa.
Quinn wstala.
– Tak bardzo bym chciala…
– To kwiaty! – Glos Layli byl pelen radosci, gdy weszla z wazonem pelnym tulipanow. – Dla ciebie, Quinn.
– Jezu, doskonale wyczucie czasu – wymamrotal Cal.
– Dla mnie? Och Boze, wygladaja jak lizaki. Sa cudowne! – Quinn postawila wazon na przedpotopowym stoliku do kawy. – To na pewno lapowka od mojego wydawcy, zebym skonczyla ten artykul o… – Zamilkla, gdy przeczytala kartke. Zaskoczona podniosla wzrok na Cala. – Przyslales mi kwiaty?
– Bylem w kwiaciarni…
– Przyslales mi kwiaty w Dzien Swietego Walentego!
– Slysze, ze matka mnie wola – oglosila Layla. – Ide, mamo! – Szybko wymknela sie z pokoju.
– Przyslales mi na walentynki tulipany, ktore wygladaja jak kwitnace lizaki.
– Wydaly mi sie zabawne.
– Tak napisales na kartce. „Czyz nie sa zabawne?”. Kurcze. – Przegarnela palcami wlosy. – Musze powiedziec, ze jestem rozsadna kobieta, ktora bardzo dobrze wie, ze Dzien Swietego Walentego to absolutnie komercyjne swieto stworzone w celu sprzedazy jak najwiekszej liczby kartek, kwiatow i slodyczy.
– Tak, coz. – Cal wbil rece w kieszenie. – To dziala.
– Nie naleze takze do kobiet, ktore rozczulaja sie na widok bukietu kwiatow lub postrzegaja je jako przeprosiny czy tez preludium do seksu.
– Po prostu je zobaczylem i pomyslalem, ze ci sie spodobaja. Koniec kropka. Musze wracac do pracy.
– Jednak – ciagnela, podchodzac do niego – nie wiem dlaczego, ale zadne z tych zastrzezen nie dotyczy obecnej sytuacji. Sa zabawne. – Wspiela sie na palce i pocalowala Cala w policzek. – I piekne. – Pocalowala go w drugi. – Pomyslales o mnie. – I w usta. – Dziekuje.
– Bardzo prosze.
– Chcialbym dodac, ze… – Przesunela dlonmi po jego koszuli. – Jesli mi powiesz, o ktorej dzisiaj konczysz, to na gorze w sypialni bedzie czekala na ciebie butelka dobrego wina i naprawde wyjatkowa niespodzianka.
– Jedenasta – odpowiedzial natychmiast. – Moge byc tutaj o jedenastej piec. Ja… och, cholera. Bal Zakochanych w kregielni, do polnocy. Coroczna impreza. Zaden problem, dojdziesz.
– Taki mam plan. – Usmiechnal sie szeroko, a Quinn przewrocila oczami. – Ach, mowisz o tancach. W kregielni. Bal Zakochanych w Bowl – a – Rama. Boze, brzmi cudownie. Ale nie moge zostawic Layli samej, nie w nocy.
– Ona takze moze przyjsc… na tance. Teraz naprawde przewrocila oczami.
– Cal, zadna kobieta nie chcialaby wlec sie z para na tance w Dzien Swietego Walentego. Rownie dobrze moglaby wymalowac sobie wielkie Z jak zalosna na czole, a to potem tak cholernie trudno zmyc.
– Fox moze z nia pojsc. Prawdopodobnie. Sprawdze to.
– To jest jakis pomysl, zwlaszcza jesli pojdziemy tam dla zabawy. Ty sprawdz, ja tez i zobaczymy. Ale tak czy siak. – Schwycila go za koszule. – Moja sypialnia, piec po dwunastej.
Layla siedziala na nowiutkim materacu z wyprzedazy, podczas gdy Quinn buszowala w jej ubraniach, ktore wlascicielka dopiero co powiesila do szafy.
– Quinn, doceniam, ze o mnie pomyslalas, naprawde, ale postaw sie w mojej sytuacji. Na pozycji trzeciego kola u roweru.
– Nie ma nic niewlasciwego w pozycji trzeciego kola, jesli istnieje takze czwarte. Fox idzie z nami.
– Bo Cal go poprosil, zeby zlitowal sie nad biedna walentynka bez pary. Pewnie mu kazal, przekupil go albo…
– Masz racje. Na pewno musial wykrecic Foxowi reke, zeby poszedl na tance z taka brzydka jedza jak ty. Za kazdym razem gdy na ciebie patrze, mam ochote zakumkac: kum, kum, co za ropucha. Poza tym… Och, jaka cudowna marynarka! Masz fantastyczne ciuchy, ale ten zakiet jest absolutnie wystrzalowy. Mmm. – Quinn poglaskala material jak kota. – Kaszmir.
– Nie wiem, dlaczego ja spakowalam. Nie wiem, czemu zabralam polowe z tych rzeczy, po prostu zlapalam, co mialam pod reka. A ty probujesz odwrocic moja uwage.
– Niezupelnie, ale to korzystny efekt uboczny. O czym to ja mowilam? Ach, tak. Poza tym to nie jest randka, tylko rozrywka grupowa – powiedziala, a Layla parsknela smiechem. – Po prostu idziemy we czworke na kregielnie, na litosc boska, posluchac lokalnej kapeli i troche potanczyc.
– Pewnie. Po czym ty powiesisz szalik na klamce sypialni. Chodzilam do college'u, Quinn, mieszkalam ze wspollokatorka. Wlasciwie z nimfomanka, ktora miala niewyczerpany zapas szalikow.
– Czy to ci przeszkadza? – Quinn na chwile przestala myszkowac w szafie, by obejrzec sie przez ramie. – Cal i ja po drugiej stronie korytarza?
– Nie, nie. – Czyz teraz nie poczula sie glupia i malostkowa? – Mysle, ze to fantastyczne. Naprawde. Kazdy widzi, ze iskrzycie jak przewody elektryczne, gdy tylko znajdziecie sie dwa metry od siebie.
– Naprawde? – Teraz Quinn calkiem odwrocila sie od szafy. – Bo iskrzymy.
– Bzyyy, bzyyy. On jest super, to iskrzenie super. Ja tylko czuje, ze… – Layla wzruszyla ramionami – zawadzam.
– Nie zawadzasz. Nie moglabym zamieszkac tu bez ciebie. Jestem dosc zrownowazona, ale nie moglabym sama zamieszkac w tym domu. Tance to nic wielkiego. Nie musimy isc, ale mysle, ze wszyscy bedziemy sie dobrze bawic. I mamy szanse zrobic cos zupelnie normalnego, co odwroci nasza uwage od tego wszystkiego, co jest kompletnie anormalne.
– Dobry argument.
– No to sie ubieraj. Wskakuj w cos wesolego, moze troche seksownego i lecimy robic furore w kregielni.
Zespol, lokalna grupa o nazwie Wygi z Hollow, wlasnie zaczal grac. Czesto wystepowali na weselach, przyjeciach firmowych i w kregielni, bo ich repertuar rozciagal sie od starych standardow do hip – hopu. Muzyka z gatunku „cos – dla – kazdego” sprawiala, ze parkiet byl pelen, a ci, ktorzy nie tanczyli, mogli pogawedzic przy otaczajacych sale stolikach, popijac drinki lub pogryzac lekkie przekaski ustawione na bufetach ustawionych pod scianami.
Cal doszedl do wniosku, ze ten bal nie bez powodu jest jedna z najbardziej popularnych imprez w kregielni. Jego matka stanela na czele grupy dekoratorow i wszedzie byly kwiaty i swiece, wisialy biale i czerwone girlandy, blyszczace czerwone serca. Ludzie mieli okazje, zeby wystroic sie w srodku ponurego lutego, wyjsc z domu i spotkac z przyjaciolmi, posluchac muzyki i popisac umiejetnosciami tanecznymi, jesli je posiadali. Albo, jak Cy Hudson, nawet jesli nie.
Bal Zakochanych stanowil maly, jasny punkt na koniec zimy i kregielnia zawsze byla wypelniona po