widzial. Stal w samym srodku wioski, a na maszcie, sterczacym ze szczytu niskiej, okraglej wiezyczki, lopotala na wietrze zielona choragiew.
Gerane wprowadzil Alvina do wnetrza budynku, a pozostali mezczyzni zatrzymali sie przed wejsciem. W srodku bylo cicho i chlodno; promienie sloneczne, przefiltrowane przez polprzezroczyste sciany oswietlaly wnetrze lagodna, rozproszona poswiata. Weszli na gore krotkimi, kretymi schodkami, ktore zaprowadzily ich na plaski dach budynku. Widac bylo stad cala wioske i Alvin zauwazyl, ze tworzy ja okolo stu budynkow. W oddali drzewa rzedly i odslanialy szeroka lake, na ktorej paslo sie kilka gatunkow zwierzat. Wiekszosc byla czworonogami, ale niektore wydawaly sie miec po szesc, a nawet osiem odnozy.
W cieniu wiezyczki czekala na niego Seranis. Alvin nie potrafil okreslic wieku kobiety. Jej dlugie zlociste wlosy przyproszone byly siwizna, ktora jak sie domyslal Alvin, musiala byc jakas oznaka zblizajacej sie starosci. Obecnosc dzieci, z wszystkimi tego konsekwencjami, wprawila go w oszolomienie, ktore jeszcze nie minelo. Tam gdzie istnialy narodziny, musiala tez istniec smierc, a wiec dlugosc zycia tu, w Lys, musiala sie bardzo roznic od dlugosci zycia w Diaspar. Nie mogl sie zorientowac, czy Seranis miala
piecdziesiat, piecset czy piec tysiecy lat, ale patrzac w jej oczy, czul madrosc i glebie doswiadczenia, jakie odbieral przebywajac w towarzystwie Jeseraca.
Seranis wskazala na male krzeselko, ale chociaz jej oczy usmiechaly sie zapraszajaco, nie odezwala sie ani slowem, dopoki Alvin nie usadowil sie na nim wygodnie — czy tez na tyle wygodnie, na ile mogl to uczynic pod tym przyjaznym, ale przenikliwym spojrzeniem. Wtedy dopiero Seranis westchnela i zwrocila sie do Alvina niskim, lagodnym glosem:
— Taka okazja nieczesto sie nadarza, wybacz wiec, jesli nie zachowam sie odpowiednio. Istnieja jednak pewne prawa nalezne gosciowi, nawet gosciowi niespodziewanemu. Zanim zaczniemy nasza rozmowe, powinnam cie chyba o czyms uprzedzic. Potrafie czytac twoje mysli.
Usmiechnela sie widzac konsternacje Alvina i dodala szybko:
— Nie musisz sie obawiac. Nie ma bardziej przestrzeganego prawa niz prywatnosc mysli. Wejde w twoj umysl tylko wtedy, gdy mnie do niego zaprosisz. Ale ukrywanie przed toba tego faktu nie byloby w porzadku. Wyjasnia to poza tym, dlaczego nasza mowa jest powolna i sprawia nam czasem trudnosci. Nieczesto jej uzywamy.
Ta rewelacja, chociaz troche alarmujaca, nie zdziwila Alvina. Kiedys zdolnosc te posiadali zarowno wszyscy ludzie, jak i maszyny. Te maszyny, ktore nie ulegly zmianie, mogly nadal odczytywac rozkazy z mysli swoich operatorow. Ale w Diaspar czlowiek sam utracil ten dar, ktory dzielil niegdys ze swymi niewolnikami-robotami.
— Nie wiem, co przywiodlo cie do nas z twego swiata — ciagnela Seranis — ale jesli szukasz zycia, twoje poszukiwania dobiegly konca. Nie liczac Diaspar, za naszymi gorami jest tylko pustynia.
Alvin, ktory tak czesto kwestionowal przyjete powszechnie prawdy, nie watpil w prawdziwosc slow Seranis. Jego jedynym na nie odruchem byl tylko zal, ze wszystko, czego go uczono, bylo tak bliskie prawdy.
— Opowiedz mi o Lys — poprosil. — Dlaczego tak dlugo byliscie odcieci od Diaspar, skoro okazuje sie, ze duzo o nas wiecie?Seranis usmiechnela sie.
— Wkrotce — odparla. — Ale najpierw chcialabym sie dowiedziec czegos o tobie. Powiedz mi, jak znalazles do nas droge i dlaczego tu przybyles?
Zacinajac sie z poczatku, potem z rosnaca pewnoscia siebie, Alvin opowiedzial jej cala historie. Nigdy przedtem nie mowil z taka swoboda; tutaj znalazl nareszcie kogos, kto nie bedzie sie smial z jego marzen, poniewaz ci ludzie wiedzieli, ze te marzenia sa prawda.
Kiedy skonczyl, zapadla chwila milczenia. Potem Seranis spojrzala nan i zapytala cicho:
— Po co przybyles do Lys? Alvin spojrzal na nia zdumiony.
— Przeciez ci powiedzialem — odparl. — Chcialem zbadac swiat. Wszyscy mowili mi, ze tam, za murami miasta, jest tylko pustynia, ale musialem sie sam o tym przekonac.
— Czy to byl jedyny powod?
Alvin zawahal sie. Kiedy sie wreszcie odezwal, nie mowil juz jak nieugiety badacz, ale jak zagubione dziecko, ktore narodzilo sie w obcym swiecie.
— Nie — powiedzial wolno — to nie byla jedyna przyczyna, chociaz do tej pory nie zdawalem sobie z tego sprawy. Bylem samotny.
— Samotny? W Diaspar? — Na ustach Seranis pojawil sie usmiech niedowierzania, ale jej oczy spogladaly z sympatia i Alvin wyczul, ze ona nie spodziewa sie juz dalszego ciagu opowiesci.
Teraz, kiedy opowiedzial juz swoja historie, pozostawalo mu tylko czekac, az ona wypelni swoja czesc umowy. Seranis wstala i zaczela przechadzac sie tam i z powrotem po dachu.
— Wiem, jakie pytania chcesz mi zadac — zaczela. — Na niektore z nich potrafie odpowiedziec, ale bede miala trudnosci z wyrazeniem ich slowami. Jesli otworzysz przede mna swoj umysl, przekaze ci wszystko, co chcesz wiedziec.
Mozesz mi zaufac: nie zabiore ci stamtad niczego bez twojego pozwolenia.
— Co chcesz, abym uczynil? — spytal ostroznie Alvin.
— Nastaw sie na przyjecie moich mysli… spojrz mi w oczy… i zapomnij o wszystkim — rozkazala Seranis.
Alvin nigdy nie byl pewien, co sie wtedy stalo. Wszystkie jego zmysly ulegly nagle zupelnemu zacmieniu i chociaz nie pamietal nawet, kiedy sie ocknal, to gdy wejrzal w swoj umysl, byla juz w nim cala wiedza.
Niewyraznie, jak ktos patrzacy ze szczytu gory na majaczaca w dole rownine, widzial przeszlosc. Zrozumial, ze Czlowiek nie zawsze byl mieszkancem miast i ze od czasu, kiedy maszyny uwolnily go od ciezkiej pracy, istniala rywalizacja miedzy dwoma odmiennymi typami cywilizacji. W Wiekach Zarania istnialo tysiace miast, ale duza czesc ludzkosci wolala zyc w stosunkowo malych spolecznosciach. Wszechstronna komunikacja i mozliwosc nawiazania natychmiastowej lacznosci dawaly wszystkim kontakt z reszta swiata i nie odczuwali potrzeby tloczenia sie z milionami podobnych im ludzi.
W tych dawnych czasach Lys bylo nieco inne od reszty spoleczenstw. Ale z uplywem wiekow rozroslo sie stopniowo w niezalezna kulture, jedna z najwyzej postawionych w dziejach Czlowieka. Byla to kultura oparta w wielkim stopniu na bezposrednim wykorzystaniu potegi umyslu i to wlasnie oddzielilo ich od reszty spoleczenstwa ludzkiego, ktore coraz bardziej zdawalo sie na maszyny.
Ten trwajacy eony rozwoj dwoma odmiennymi drogami poszerzyl przepasc miedzy Lys a miastami. Most ponad nia przerzucano tylko w wypadku wielkich kryzysow. Kiedy na Ziemie spadal Ksiezyc, zniszczyli go naukowcy z Lys. Tak samo bylo z obrona Ziemi przed Najezdzcami, ktorym stawiono czolo w rozstrzygajacej bitwie o Shalmirane.
Byla to ciezka proba wyczerpanej ludzkosci; jedno po drugim wyludnialy sie miasta i pochlaniala je pustynia. Gdy populacja drastycznie spadla, ludzkosc rozpoczela migracje, ktorej ostatecznym celem bylo uczynienie Diaspar ostatnim i najwiekszym ze wszystkich miast.
Wiekszosc zachodzacych wtedy zmian nie dotyczyla Lys. Mialo ono do stoczenia swa wlasna walke — walke z pustynia. Nie wystarczala tu naturalna bariera tworzona przez lancuch gorski i minelo wiele wiekow, zanim zabezpieczono te wielka oaze. Tutaj, byc moze celowo, obraz stawal sie bardziej zamazany. Alvin nie mogl sie zorientowac, co zrobiono, aby dac Lys potencjalna wiecznosc, jaka osiagnelo Diaspar.
Glos Seranis zdawal sie docierac don z wielkiej odleglosci — i nie byl to tylko jej glos, gdyz mieszal sie w symfonie slow, jakby nucilo z nia unisono wiele innych glosow.
— To, w wielkim skrocie, nasza historia. Przekonales sie, ze nawet w Wiekach Zarania niewiele mielismy wspolnego z miastami, chociaz ludzie z nich czesto przybywali do naszej krainy. Nigdy im tego nie zabranialismy, poniewaz wielu naszych wielkich ludzi pochodzilo z zewnatrz, ale kiedy miasta umieraly, nie chcielismy mieszac sie do ich upadku. Gdy skonczyla sie komunikacja powietrzna, pozostala tylko jedna droga, ktora mozna sie bylo dostac do Lys — podziemny system transportowy z Diaspar. Zamknieto go po waszej stronie, kiedy zakladano Park — i zapomnieliscie o nas, chociaz my wciaz was pamietamy.
Diaspar zadziwilo nas. Spodziewalismy sie, ze podzieli los innych miast, ale zamiast tego stworzylo ono stabilna kulture, ktora moze istniec tak dlugo, jak dlugo istniec bedzie Ziemia. Nie jest to kultura, ktora pochwalamy, cieszy nas jednak, ze tym, ktorzy chcieli stamtad uciec, udalo sie tego dokonac. Wiecej ludzi, niz myslisz, odbylo te podroz, a byli oni niemal zawsze ludzmi wybitnymi, ktorzy wniesli cos od siebie przybywajac do Lys.
Glos ucichl; paraliz zmyslow ustapil i Alvin byl znowu soba. Spostrzegl zdumiony, ze slonce znizylo sie juz za drzewa i od wschodu niebo przybieralo z wolna odcien nocy. Uswiadomil sobie, ze drzy lekko, nie od pierwszego dotyku wieczornego chlodu, ale ze zwyklego oczarowania i podziwu dla wszystkiego, czego sie dowiedzial. Bylo bardzo pozno i byl daleko od domu. Ogarnelo go nagle pragnienie ujrzenia znow swych przyjaciol i znalezienia sie wsrod znajomych widokow i scen Diaspar.
— Musze wracac — powiedzial. — Khedron… moi rodzice… beda sie niepokoic.
Nie mowil tego z przekonaniem; Khedron na pewno bedzie sie zastanawial, co sie z nim dzieje, ale o ile sie orientowal, nikt poza Khedronem nie wiedzial, ze nie ma go w miescie.
Seranis spojrzala nan dziwnie.
— Przykro mi, ale to nie takie proste.
— Co to znaczy? — spytal Alvin. — Czy wagon, ktory mnie tu przywiozl, nie odwiezie mnie z powrotem? — Wciaz nie dopuszczal do siebie mysli, ze moze zostac zatrzymany w Lys wbrew wlasnej woli, chociaz takie podejrzenie przychodzilo mu juz do glowy.
Seranis po raz pierwszy wydawala sie zazenowana.
— Rozmawialismy o tobie — powiedziala, nie wyjasniajac, kim moga byc ci „my“ ani tez, jak sie z nimi konsultowala. — Jesli powrocisz do Diaspar, dowie sie o nas cale miasto. Nawet jesli przyrzekniesz, ze nic nie powiesz, to i tak zachowanie tajemnicy moze przekraczac twoje mozliwosci.
— A dlaczego chcecie ja zachowac? — spytal Alvin. — Przeciez gdyby doszlo do spotkania naszych dwoch kultur, wyszloby to na dobre i nam, i wam.
Seranis spojrzala nan z niezadowoleniem.
— My tak nie uwazamy — stwierdzila. — Gdyby bramy waszego miasta stanely otworem, nasza kraine zalalaby fala ciekawskich i lowcow sensacji. Teraz moga do nas dotrzec tylko