transu.
Alvin byl calkowicie zatopiony w myslach i nie zwracal uwagi na otoczenie. Jakie to dziwne, myslal, ze wszystko, co mu sie do tej pory przytrafilo, prowadzilo wlasnie do tej chwili. Od kiedy spotkal Khedrona, wypadki zdawaly sie toczyc automatycznie ku z gory okreslonemu celowi. Monitory, Lys, Shalmirane… Na kazdym z tych etapow mogl zawrocic lub czegos nie zauwazyc, jednak cos popychalo go naprzod. Czy byl panem swego losu, czy tez to Los wybral wlasnie jego? Moze chodzilo tu po prostu o kwestie prawdopodobienstwa, o dzialanie praw przypadku. Sciezke, po ktorej kroczyl, mogl odnalezc kazdy czlowiek i w przyszlosci jego poprzednicy musieli dojsc po niej niemal tak samo daleko. Na przyklad ci wczesniejsi Odmiency… co sie z nimi stalo? Byc moze to on pierwszy mial szczescie.Przez cala droge powrotna do Sali Rady Alvin nawiazywal coraz blizszy kontakt z maszyna, ktora uwolnil z wiekowej niewoli. Zawsze odbierala jego mysli, ale przedtem nigdy nie byl pewien, czy poslucha rozkazow, ktore jej wydawal. Teraz nie dreczyla go juz ta niepewnosc; mogl z nia rozmawiac jak z czlowiekiem, ale poniewaz nie byli sami, poinstruowal robota, aby nie odzywal sie glosno, ale po prostu przesylal mu obrazy myslowe, ktore potrafi zrozumiec.
Rzut oka na twarze czlonkow Rady powiedzial AMnowi, co postanowili. Sluchajac werdyktu wyglaszanego przez Przewodniczacego nie byl ani zdziwiony, ani rozczarowany i nie okazywal zadnych emocji.
— Alvinie — zaczal Przewodniczacy — rozwazylismy z wielka uwaga sytuacje, jaka powstala w nastepstwie twojego odkrycia, i podjelismy jednomyslnie nastepujaca decyzje. Poniewaz nikt nie zyczy sobie wprowadzania zadnych zmian w naszym stylu zycia i poniewaz tylko raz na wiele milionow lat przychodzi na swiat ktos, kto jest zdolny do opuszczenia Diaspar, nawet jesli istnieja ku temu mozliwosci, system tuneli do Lys jest niepotrzebny i moze stanowic dla nas zagrozenie. Wejscie do Sali Ruchomych Drog zostalo zatem zamkniete i opieczetowane.
Co wiecej, ze wzgledu na mozliwosc istnienia innych drog wydostania sie z miasta, podjete zostanie przeszukiwanie jednostek pamieci Monitorow. To przeszukiwanie juz sie rozpoczelo.
Zastanawialismy sie tez, jakie dzialania nalezy podjac wzgledem twojej osoby. Z uwagi na twoj mlody wiek i szczegolne okolicznosci twojego pochodzenia panuje ogolne odczucie, ze nie mozna cie potepiac za to, czego sie dopusciles. Poza tym ujawniajac potencjalne niebezpieczenstwo zagrazajace naszemu porzadkowi publicznemu, oddales miastu przysluge i odnotowujemy nasze zadowolenie z tego faktu.Po sali rozszedl sie pomruk aplauzu i na twarzach Radnych odmalowal sie wyraz zadowolenia z dobrze spelnionego obowiazku. Szybko zazegnali trudna sytuacje, unikneli koniecznosci ukarania Alvina i teraz mogli spokojnie rozejsc sie do domow.
Przewodniczacy spojrzal na Alvina; byc moze spodziewal sie, ze Alvin okaze wdziecznosc i wyrazi Radzie swe uznanie za tak lagodne potraktowanie.
Rozczarowal sie.
— Czy moge zadac jedno pytanie? — spytal uprzejmie Alvin.
— Oczywiscie.
— Zakladam, ze Centralny Komputer poparl wasze postanowienia?
Pytanie wywolalo pewne zaskoczenie i odpowiedz nie padla od razu.
— Naturalnie, ze konsultowalismy sie z Centralnym Komputerem. Powiedzial nam, zebysmy kierowali sie wlasnym sadem.
Alvin spodziewal sie tego. Centralny Komputer konferowal z Rada w tej samej chwili, kiedy rozmawial z nim — w tej samej zreszta chwili zajmowal sie milionami innych spraw w Diaspar. Wiedzial przeciez, tak samo jak Alvin, ze jakakolwiek decyzje podejmie Rada, nie bedzie ona miala zadnego znaczenia. Przyszlosc wymknela sie Radzie spod kontroli w tym samym momencie, gdy w beztroskiej ignorancji zadecydowala, iz kryzys zostal pomyslnie zazegnany.
Alvin nie odczuwal wyzszosci spogladajac na tych zadufanych starcow, uwazajacych sie za wladcow Diaspar. Widzial rzeczywistego wladce miasta i rozmawial z nim w grobowej ciszy jego jasnego podziemnego swiata.
Wychodzac z Sali Rady zastanawial sie, czy zdziwilo ich jego ciche pogodzenie sie z losem, brak z jego strony oburzenia na wiesc o zamknieciu drogi do Lys. Straznicy juz mu nie towarzyszyli; nie byl juz pod obserwacja, przynajmniej jawna. Z Sali Rady wyszedl za nim tylko Jeserac.— No coz, Alvinie — powiedzial, gdy znalezli sie na korytarzu. — Dobrze sie zachowales. Co teraz zamierzasz? Alvin usmiechnal sie.
— Wiem, ze cos podejrzewasz; jesli pojdziesz ze mna, pokaze ci, dlaczego podziemna droga do Lys nie ma juz znaczenia. Chce zrobic pewien eksperyment; niczym ci to nie grozi, ale moze ci sie nie spodobac.
— Dobrze. Wciaz jestem uwazany za twego nauczyciela, ale wyglada na to, ze role sie teraz odwrocily. Dokad mnie zabierasz?
— Idziemy do Wiezy Loranne, skad zamierzam ci pokazac swiat poza murami Diaspar.
Jeserac zbladl, ale nic nie powiedzial. Jakby nie ufajac swoim slowom, skinal sztywno glowa i wszedl za AMnem na gladka, blyszczaca nawierzchnie ruchomego chodnika.
Gdy podazali tunelem, w ktorym wiecznie wial w strone Diaspar zimny wiatr, Jeserac nie okazywal strachu. Tunel zmienil sie teraz; kamiennej kraty, ktora zagradzala droge do swiata zewnetrznego, nie bylo. Nie sluzyla zadnym celom konstrukcyjnym i na zadanie Alvina Centralny Komputer usunal ja bez zadnych komentarzy. Pozniej moze wydac Monitorom instrukcje, aby odtworzyly krate z powrotem, ale w tej chwili tunel, ktorego wylot znajdowal sie w pionowym, zewnetrznym murze miasta, stal otworem nie zagrodzony i nie strzezony.
Jeserac, dopoki nie doszedl do konca szybu wentylacyjnego, nie zdawal sobie sprawy, ze przed nim rozciaga sie swiat zewnetrzny. Wpatrywal sie w rosnacy krag nieba i jego kroki stawaly sie coraz bardziej niepewne i wolniejsze, az wreszcie zatrzymal sie- Alvin pamietal, ze w tym samym miejscu zatrzymala sie, a potem uciekla Alystra, i byl ciekaw, czym zdola naklonic Jeseraca, aby ten poszedl dalej.
— Prosze cie tylko, abys popatrzyl — blagal — a nie opuszczal miasto. Na pewno potrafisz to zrobic! Jeserac, w odroznieniu od Khedrona, nie byl tchorzem. Alvin przygotowal sie na zwalczenie jego oporu, ale byly to wysilki rozpaczliwe. Czul sie niemal tak samo wyczerpany, jak starzec, kiedy wreszcie udalo mu sie dociagnac Jeseraca do miejsca, z ktorego mogl widziec cala polac pustyni.Gdy sie tam znalezli, zainteresowanie i dziwne piekno widoku tak obcego w porownaniu ze wszystkim, co Jeserac znal z tej, czy z ktorejkolwiek ze swoich poprzednich egzystencji, zdalo sie przelamac jego obawe. Byl wprost zafascynowany ogromna perspektywa falistych piaskowych wydm i odleglych, starozytnych wzgorz. Nastalo pozne popoludnie i za chwile cala kraine miala okryc swym plaszczem noc, ktora nigdy nie nawiedzala Diaspar.
— Prosilem cie, zebys tu przyszedl — powiedzial szybko Alvin, z trudem opanowujac niecierpliwosc — poniewaz uwazam, ze zasluzyles sobie bardziej niz ktokolwiek na zobaczenie, do czego doprowadzily mnie moje podroze. Chcialem, zebys zobaczyl pustynie, i chce, zebys byl naocznym swiadkiem, przez ktorego Rada dowie sie, co uczynilem.
Jak juz mowilem Radzie, przywiozlem tego robota z Lys w nadziei, ze Centralny Komputer zdola usunac blokade nalozona na jego pamiec przez czlowieka zwanego Mistrzem. Dzieki podstepowi, ktorego nadal nie w pelni rozumiem, Komputer dokonal tego. Mam teraz dostep do wszystkiego, co w swej pamieci przechowuje ta maszyna, jak rowniez moge korzystac z jej specjalnych funkcji, do spelniania ktorych ja zaprogramowano. Teraz zamierzam wykorzystac jedna z nich. Patrz.
Na bezdzwieczny rozkaz, ktorego tresci Jeserac mogl sie tylko domyslac, robot wylecial z tunelu, nabral szybkosci i po kilku sekundach byl tylko odlegla iskierka, polyskujaca w promieniach zachodzacego slonca. Lecial nisko nad pustynia, nad krzyzujacymi sie niczym zastygle fale piaskowymi wydmami. Jeserac odniosl wrazenie, ze robot czegos szuka — chociaz czego, nie mial pojecia.
Nagle blyszczacy punkcik wzbil sie w gore i zawisl tysiac stop nad ziemia. W tym samym momencie Alvin westchnal z ulga. Zerknal na Jeseraca, jakby chcial powiedziec: „To jest to!”Z poczatku, nie wiedzac, czego sie spodziewac, Jeserac nie dostrzegal zadnej zmiany. Potem, nie wierzac wlasnym oczom, zauwazyl, ze z powierzchni pustym unosi sie z wolna oblok pylu.
Nie ma nic bardziej przerazajacego, niz ruch tam, gdzie nie powinno byc zadnego ruchu, ale gdy piaskowe wydmy zaczely sie rozsuwac, Jeserac nie odczuwal ani strachu, ani zdziwienia. Pod powierzchnia pustyni cos sie szamotalo, jak olbrzym zbudzony ze snu, i nagle do uszu Jeseraca dotarl huk rozstepujacej sie ziemi i zgrzyt rozrywanych niewiarygodnymi silami skal. Raptem w niebo wystrzelil gejzer piasku siegajacy stu stop i ziemia zniknela z oczu.
Pyl powoli osiadal na ranie wydartej w powierzchni pustyni, ale Jeserac z Alvinem ani na chwile nie odrywali oczu od nieba, na tle ktorego jeszcze przed chwila unosil sie tylko nieruchomy robot. Jeserac zrozumial, dlaczego decyzja Rady nie wywarla na Alvinie zadnego wrazenia, dlaczego nie okazal po sobie zadnych wzruszen, dowiedziawszy sie o zamknieciu podziemnej drogi do Lys.
Pokrywa ziemi i skal zamazywala ksztalty, nie mogla jednak ukryc calkowicie dumnych linii statku unoszacego sie wciaz z wyrwy w pustyni. Na oczach Jeseraca statek zaczal sie obracac dziobem ku nim, az w koncu jego zarys stal sie kolem; potem bardzo powoli to kolo zaczelo rosnac.
Alvin zaczal mowic bardzo szybko, jakby mial malo czasu.
— Ten robot skonstruowany zostal do towarzyszenia i sluzenia Mistrzowi, ale przede wszystkim do pilotowania tego statku. Mistrz, zanim przybyl do Lys, wyladowal w Porcie Diaspar, ktory lezy teraz pogrzebany pod tymi piaskami. Juz wtedy musial byc rzadko wykorzystywany; przypuszczam, ze statek Mistrza byl jednym z ostatnich, jakie dotarly do Ziemi. Przed wyruszeniem do Shalmirane Mistrz mieszkal przez jakis czas w Diaspar; miasto musialo jeszcze w tamtych czasach stac otworem. Ale nigdy juz nie potrzebowal swego statku i ten przez cale wieki czekal tam, pod piaskami. Podobnie, jak samo Diaspar, jak ten robot — jak wszystko, co dawni konstruktorzy uznali za rzeczywiscie wazne — byl chroniony przez wlasne uklady wiecznosci. Dopoki mial zrodlo zasilania, nie mogl sie zuzyc ani zostac zniszczony; obraz przechowywany w jego komorkach pamieci nigdy nie zblaknie, a ten obraz kontroluje jego strukture fizyczna.Statek, pilotowany przez robota, byl juz bardzo blisko wiezy. Mial okolo stu stop dlugosci, a dziob i rufa byly ostro zakonczone. Wygladalo na to, ze nie ma zadnych