nie przychodzi mi do glowy.
Przez chwile Khedron — ten Khedron, ktory istnial juz tylko jako matryca ladunkow elektrycznych w komorkach pamieci miasta — patrzyl z rezygnacja i chyba ze smutkiem na Alvina. Potem ekran zgasl.
Alvin przez dluzszy czas siedzial bez ruchu. Nigdy nie przepadal za Khedronem; specyficzna osobowosc Blazna nie dopuszczala jakiegokolwiek blizszego zwiazku, nawet gdyby Alvin go pragnal. Ale teraz, rozwazajac pozegnalne slowa Khedrona, byl wstrzasniety do glebi. To z jego powodu Blazen czmychnal z tego wieku w blizej nie okreslona przyszlosc. Nie mogl sie jednak za to winic. Dowodzilo to tylko tchorzostwa Khedrona.
Kogo jeszcze w Diaspar dotknal czy skrzywdzil? Pomyslal o Jeseracu, swoim nauczycielu, ktory przejawial tyle cierpliwosci dla swego najbardziej klopotliwego wychowanka. I pomyslal o Alystrze. Kochala go, a on przyjmowal albo ignorowal jej milosc, zaleznie od nastroju. A coz mial poczac? Czy bylaby szczesliwsza, gdyby zupelnie ja odtracil?
Rozumial teraz, dlaczego nie kochal ani Alystry, ani zadnej innej kobiety z Diaspar. To byla kolejna lekcja, jakiej udzielilo mu Lys. Diaspar zapomnialo o wielu rzeczach, a wsrod nich o prawdziwym znaczeniu milosci. Widzial w Airlee matki kolyszace na kolanach swe dzieci i sam czul opiekuncza czulosc dla wszystkich malych i bezbronnych stworzen. A w Diaspar nie bylo teraz kobiety, ktora zdawalaby sobie sprawe albo ktora obchodzilby ten ostateczny cel milosci.
W tej chwili Alvin uswiadomil sobie swe przeznaczenie. Do tej pory byl nieswiadomym wykonawca wlasnych impulsow.
Z zadumy wyrwalo go brzeczenie sciany- ekranu. Po rodzaju dzwieku zorientowal sie od razu, ze to nie zdalne polaczenie, ale ze ktos przybyl, aby sie z nim zobaczyc. Dal sygnal potwierdzenia i w chwile pozniej znalazl sie oko w oko z Jeserakiem.
Nauczyciel mial ponura mine, ale nie zachowywal sie nieprzyjaznie.
— Proszono mnie, abym przyprowadzil cie przed oblicze Rady, Alvinie — powiedzial. — Zebrala sie, aby cie wysluchac. — Nagle Jeserac dostrzegl robota i utkwil w nim zaciekawione spojrzenie. — A wiec to jest ten towarzysz, ktorego przywiozles ze swoich wojazy. Mysle, ze lepiej bedzie, jesli uda sie z nami.
Ta propozycja bardzo odpowiadala Alvinowi. Robot wyciagnal go juz z jednej opresji i byc moze znowu bedzie musial zdac sie na niego. Zastanawial sie, co ta maszyna sadzi o przygodach, w ktore ja uwiklal, i po raz tysieczny zapragnal zrozumiec, co dzieje sie w zakamarkach jej szczelnie izolowanego mozgu. Alvin odnosil wrazenie, ze robot postanowil przez jakis czas obserwowac, analizowac i wyciagac wlasne wnioski, nie robiac nic ze swej strony, aby sie z nim porozumiec, dopoki nie osadzi, ze nadszedl na to czas. Moze potem, zupelnie niespodziewanie, zdecyduje sie na dzialanie; a to co bedzie wtedy chcial zrobic, moze nie pasowac do planow Alvina. Jedyny sprzymierzeniec, jakiego mial, zwiazany byl z nim wezlami wlasnego interesu i w kazdej chwili mogl go opuscic.
Przy rampie prowadzacej na ulice oczekiwala ich Alystra. Nawet gdyby Alvin chcial ja obwiniac za wyjawienie jego tajemnicy, to nie mial serca tego uczynic. Jej smutek byl az nadto oczywisty, a z oczu plynely jej lzy, gdy podbiegla, aby go powitac.
— Och, Alvinie! — zaszlochala. — Co oni chca z toba zrobic? — Alvin ujal jej dlonie z czuloscia, ktora zdumiala ich oboje.
— Nie martw sie, Alystro — powiedzial. — Wszystko bedzie dobrze. Przeciez w najgorszym przypadku Rada moze mnie wyslac z powrotem do Bankow Pamieci — ale nie spodziewam sie jakos, zeby do tego doszlo. — Uwolnil sie delikatnie z jej ramion i odwrocil, aby podazyc za Jeserakiem w kierunku Gmachu Rady.
Ledwie dostrzegal zaciekawione i przestraszone spojrzenia, jakimi mieszkancy Diaspar obrzucali jego i towarzyszaca mu swite. Obmyslal argumenty, jakimi bedzie sie moze musial posluzyc, i ukladal w glowie najodpowiedniejsza historie, jaka opowie Radzie. Od czasu do czasu uswiadamial sobie, ze nie jest w najmniejszym stopniu przestraszony i czuje sie panem sytuacji.Czekali w holu tylko kilka minut, ale to wystarczylo, aby Alvin zauwazyl, ze chociaz nie odczuwa leku, to nogi ma jak z waty. Pomyslal sobie, co tez teraz porabia Hilvar i czy spotkaja sie kiedys znowu. To spotkanie stalo sie dlan nagle bardzo wazna sprawa.
Rozsunely sie wielkie drzwi i wszedl za Jeserakiem do Sali Rady. Wokol stolu w ksztalcie polksiezyca siedzialo juz jej dwudziestu czlonkow i Alvin poczul mile zaskoczenie, nie widzac pustych miejsc. Chyba po raz pierwszy od wielu wiekow Rada zebrala sie w komplecie. Rzadkie jej spotkania byly li tylko formalnoscia, gdyz wszystkie zwykle sprawy zalatwiano za posrednictwem rozmow wizjofono-wych i, jesli zachodzila tego koniecznosc, poprzez spotkania Przewodniczacego z Centralnym Komputerem.
Alvin znal z widzenia wiekszosc czlonkow Rady. Podobnie jak Jeserac nie sprawiali wrazenia wrogo don nastawionych, tylko zaciekawionych. Mimo wszystko byli swiatlymi ludzmi. Moglo ich irytowac, iz ktos dowiodl im, ze sie myla, ale Alvin nie przypuszczal, aby odnosili sie don z uprzedzeniem. Wysluchaja go spokojnie, a co sobie pomysla, nie bylo wazne. Jego sedzia nie bedzie teraz Rada. Bedzie nim Centralny Komputer.
Rozdzial 16
Nie bylo zadnych formalnosci. Przewodniczacy oglosil otwarcie posiedzenia i zwrocil sie do Alvina:
— Alvinie — powiedzial uprzejmie — chcielibysmy uslyszec, co sie wydarzylo od chwili twojego znikniecia dziesiec dni temu.
Uzycie przez Przewodniczacego slowa „znikniecie” bylo bardzo znaczace. Nawet teraz Rada nie przyjmowala do wiadomosci, ze Alvin naprawde wydostal sie poza mury Diaspar. Alvin byl ciekaw, czy wiedza, ze w miescie sa obcy, ale raczej w to watpil. Okazywaliby wtedy wieksze zaniepokojenie.
Ze szczegolami i bez zadnego dramatyzowania opowiedzial swoja historie; i tak byla na tyle dziwna i niewiarygodna dla ich uszu, ze nie potrzebowala upiekszen. Pominal milczeniem tylko jeden epizod; nie wyjawil sposobu, w jaki uciekl z Lys. Bylo wiecej niz prawdopodobne, ze znowu bedzie musial skorzystac z tej samej metody.
Fascynujaca byl zmiana, jaka podczas jego narracji zachodzila w nastawieniu Rady. Z poczatku byli sceptyczni, nieskorzy do odrzucenia wszystkiego, w co do tej pory wierzyli. Kiedy Alvin mowil o swej pasji poznania swiata lezacego poza granicami miasta i o swej pewnosci, ze taki swiat istnieje, patrzyli nan jak na jakas obca i niepojeta istote. Byl nia zreszta w ich mniemaniu. Ale w koncu zmuszeni byli przyznac mu racje i uznac swoja omylke. W miare, jak Alvin ciagnal swa opowiesc, wszelkie watpliwosci, jakie dotad zywili, powoli znikaly. To, co mowil, moglo im sie nie podobac, ale nie mogli zaprzeczyc oczywistej prawdzie. Jesli mieliby ku temu sklonnosc, wystarczylo spojrzec na milczacego towarzysza Alvina.
Tylko jeden aspekt jego opowiesci wywolal wsrod nich oburzenie — ale nie bylo ono skierowane przeciwko niemu. Pomruk niezadowolenia rozszedl sie po sali, gdy Alvin wspomnial o niecheci Lys do nawiazania kontaktu z Dia-spar, o jej przyczynach i o krokach, jakie podejmowala Seranis, aby takim kontaktom zapobiec. Miasto bylo dumne ze swej kultury i zdrowego rozsadku. To, ze ktokolwiek smial uwazac ich za cos gorszego, wykraczalo poza granice tolerancji Rady.
Do perswazji przystapil Alvin dopiero wtedy, gdy skonczyl opowiadac swoje przygody. Musial jakos przekonac tych ludzi do prawd, ktorych nauczyl sie w Lys, ale jak mogl wytlumaczyc im cos, czego nigdy nie widzieli ani nie potrafili sobie wyobrazic?
— To chyba wielka tragedia — powiedzial — ze dwa ocalale odlamy rasy ludzkiej pozostawaly w separacji przez tak ogromny okres. Moze pewnego dnia dowiemy sie, jak do tego doszlo, ale teraz najwazniejsze, to naprawic blad i nie dopuscic, aby doszlo do niego ponownie. Kiedy przebywalem w Lys, protestowalem przeciw ich pogladowi, jakoby byli lepsi od nas: moga nas wiele nauczyc, ale my rowniez mozemy duzo nauczyc ich. Jesli bedziemy tkwic we wzajemnym przekonaniu, ze nie mozemy nic skorzystac na takim kontakcie, to czyz nie jest oczywiste, ze sie mylimy?
Spojrzal wyczekujaco po twarzach czlonkow Rady i malujace sie na nich skupienie zachecilo go do kontynuowania mowy.
— Nasi przodkowie — ciagnal — zbudowali imperium, ktore siegnelo gwiazd. Ludzie podrozowali miedzy wszystkimi tymi swiatami bez zadnych ograniczen, a teraz ich potomkowie boja sie wychylic nosa poza bramy swego miasta. Mam wam powiedziec dlaczego? — przerwal; w wielkiej sali nikt nawet nie drgnal. — Dlatego, ze sie boimy — boimy czegos, co wydarzylo sie u zarania dziejow.
W Lys powiedziano mi prawde, chociaz domyslalem sie jej juz wczesniej. Czy zawsze musimy ukrywac sie w Diaspar jak tchorze, wmawiajac sobie, ze nic poza nim nie istnieje, bo miliardy lat temu Najezdzcy zepchneli nas z powrotem na Ziemie?
Zarzucil im skrywany skrzetnie strach — strach, ktorego nigdy nie podzielal, ktorego sily nigdy nie mogl w pelni pojac. Teraz niech robia z nim, co chca: przedstawil im prawde, taka jak ja widzial.
Przewodniczacy spojrzal nan ponuro.
— Czy masz cos jeszcze do dodania, zanim naradzimy sie, co czynic? — spytal.
— Tylko jedna prosbe. Chcialbym zabrac tego robota do Centralnego Komputera.
— Ale po co? Wiesz przeciez, ze Komputer orientuje sie juz, co zaszlo w tej sali.
— Ale mimo to chce do niego pojsc — odparl grzecznie, ale stanowczo Alvin. — Prosze o pozwolenie zarowno Rady, jak i Komputera.
Zanim Przewodniczacy zdazyl odpowiedziec, sale wypelnil czysty, spokojny glos. Alvin nigdy go przedtem nie slyszal, ale wiedzial, do kogo nalezy. Maszyny informacyjne, bedace niczym innym, jak zewnetrznymi urzadzeniami tej ogromnej inteligencji, rowniez potrafily przemawiac do czlowieka, nie mialy jednak tego bezblednego akcentu madrosci i autorytetu.
— Niech przyjdzie do mnie — powiedzial Centralny Komputer. Alvin spojrzal na Przewodniczacego.
— Czy moge odejsc?
Przewodniczacy rozejrzal sie po sali i nie dostrzegajac zadnej oznaki sprzeciwu ze strony zebranych odpowiedzial troche bezradnie:
— Dobrze. Beda ci towarzyszyli straznicy, ktorzy przywioda cie tu z powrotem, kiedy skonczymy narade.
Alvin sklonil sie lekko. Odwrocil sie i wyszedl wolnym krokiem z sali. Towarzyszyl mu Jeserac i kiedy drzwi zasunely sie za nimi, Alvin zwrocil sie do swego nauczyciela:— Jak myslisz, co zrobi teraz Rada? — spytal spokojnie. Jeserac usmiechnal sie.
— Jak zawsze niecierpliwy, prawda? — powiedzial. — Nie wiem, co warte sa moje domysly, ale wydaje mi sie, ze postanowia opieczetowac