jakie przedsiewziela.
— Czy jestes juz gotow, Alvinie? — spytala.
— Tak — odparl Alvin, a w jego glosie zabrzmiala dziwna nuta, ktora kazala jej spojrzec nan uwaznie.
— Najlepiej zatem bedzie, jesli przestaniesz myslec o czymkolwiek, tak jak przedtem. Za chwile stracisz swiadomosc wszystkiego, co sie dookola dzieje, i odzyskasz ja dopiero w Diaspar.
Alvin odwrocil sie do Hilvara i powiedzial szeptem, zeby nie uslyszala tego Seranis:
— Do widzenia, Hilvarze. Nie martw sie — ja wroce. Potem znowu odwrocil sie twarza do Seranis.
— Nie mam do ciebie zalu o to, co chcesz zrobic — powiedzial glosno. — Nie watpie, ze uwazasz to za najlepsze wyjscie z sytuacji, ale sadze, iz sie mylisz. Diaspar i Lys nie powinny pozostac odseparowane na zawsze; ktoregos dnia moga rozpaczliwie siebie nawzajem potrzebowac. Wracam wiec do domu ze wszystkim, czego sie tu dowiedzialem — i nie wydaje mi sie, abyscie potrafili mnie zatrzymac.
Nie zwlekal juz dluzej i dobrze zrobil. Seranis nie uczynila zadnego ruchu, ale poczul nagle, ze cialo wymyka mu sie spod kontroli. Sila, ktora wypierala jego wlasna wole, byla jeszcze wieksza, niz sie spodziewal i uswiadomil sobie, ze Seranis musialo pomagac wiele ukrytych umyslow. Zaczal bezradnie isc z powrotem w kierunku budynku i przez jedna okropna chwile pomyslal sobie, ze jego plan sie nie powiodl.
Nagle blysnela stal i krysztal i otoczyly go metalowe ramiona. Jego cialo wyrywalo sie im, czego sie spodziewal, ale te wysilki byly bezcelowe. Ziemia uciekala mu spod nog i katem oka dostrzegl skamienialego ze zdumienia Hilvara z glupawym usmieszkiem na ustach.
Robot niosl go kilkanascie stop nad ziemia duzo szybciej, niz moze biec czlowiek. Seranis szybko pojela podstep i gdy zlagodzila swa kontrole nad cialem Alvina, ten przestal sie szarpac. Ale Seranis jeszcze nie dala za wygrana i teraz nastapilo to, czego Alvin obawial sie najbardziej i czemu staral sie ze wszystkich sil przeciwstawic.
W jego mozgu zmagaly sie dwie rozne istoty i jedna z nich blagala robota, zeby postawil go na ziemi. Prawdziwy Alvin czekal z zapartym tchem, nie opierajac sie nawet zanadto silom, ktorych i tak nie potrafilby przemoc. Ryzykowal; trudno bylo z gory przewidziec, czy jego niepewny sojusznik bedzie wypelnial tak skomplikowane rozkazy, jakie mu wydal. „Pod zadnym pozorem — powiedzial robotowi — nie mozesz sluchac dalszych moich rozkazow, dopoki nie znajdziemy sie z powrotem w Dia-spar”. Teraz wydawal takie wlasnie rozkazy i jesli mimo wszystko robot ich poslucha, to los Alvina zostanie przesadzony.
Nie zawahawszy sie ani przez chwile, maszyna pedzila droga, ktora tak dokladnie jej opisal. Czastka jego wciaz blagala o uwolnienie, ale wiedzial juz, ze jest bezpieczny. Seranis tez to chyba zrozumiala, poniewaz sily we wnetrzu jego mozgu przestaly sie zwalczac. I znowu odzyskal spokoj, jak wieki temu inny wedrowiec, ktory przywiazany do masztu swego statku, slyszal zamierajacy w dali spiew Syren.
Rozdzial 15
Alvin nie zaznal spokoju, dopoki nie znalazl sie znowu w sali Ruchomych Drog. Przez caly czas istnialo niebezpieczenstwo, ze ludzie z Lys zdolaja zatrzymac, a nawet zawrocic z drogi wagon, ktorym podrozowal. Ale powrot do Diaspar byl nie obfitujacym w wydarzenia powtorzeniem drogi na zewnatrz. W czterdziesci minut po opuszczeniu Lys byl juz w Grobowcu Yarlana Zeya.
Oczekiwali go tam sludzy Rady odziani w oficjalne, czarne szaty, ktorych nie nosili od wiekow. Ahdna nie zdziwila obecnosc tego komitetu powitalnego. Pokonal juz tyle przeszkod, ze jedna wiecej nie robila duzej roznicy. Wiele sie nauczyl od chwili opuszczenia Diaspar i z ta wiedza przyszla pewnosc siebie, graniczaca niemal z arogancja. Co wiecej, mial teraz poteznego, choc kaprysnego sprzymierzenca. Nie potrafily pokrzyzowac mu planow najlepsze umysly Lys; byl przekonany, ze Diaspar nie bedzie pod tym wzgledem lepsze.
Istnialy racjonalne podstawy, aby byc o tym przekonanym, ale jednoczesnie ta pewnosc opierala sie po czesci na intuicji — na wierze w przeznaczenie, ktora powoli rozwijala sie w umysle Alvina. Tajemnica jego pochodzenia, pomyslne zakonczenie wyprawy, jakiej nie odbyl nigdy zaden czlowiek, otwierajace sie przed nim nowe perspektywy dzialania — wszystko to skladalo sie na jego rosnaca pewnosc siebie.
— Alvinie — powiedzial dowodca strazy miejskiej — mamy rozkaz towarzyszyc ci, gdziekolwiek sie udasz, dopoki Rada nie wyslucha ciebie i nie wyda stosownego wyroku.
— O co jestem oskarzony? — spytal Alvin.
— Nie zostalo jeszcze wysuniete zadne oskarzenie przeciwko tobie — padla odpowiedz. — Jesli okaze sie to konieczne, sformuluje sie je po przesluchaniu.
— A kiedy sie ono odbedzie?
— Spodziewam sie, ze niedlugo. — Straznik byl najwyrazniej zaklopotany i nie bardzo wiedzial, jak wybrnac z nieprzyjemnej misji. — Ten robot — powiedzial wskazujac na towarzysza Alvina — skad sie tu wzial? Czy to jeden z naszych?
— Nie — odparl Alvin. — Znalazlem go w Lys, w kraju, w ktorym bylem. Sprowadzilem go tutaj, aby go skonfrontowac z Centralnym Komputerem.
To spokojne oswiadczenie wywolalo spore poruszenie wsrod straznikow. Sam fakt, ze poza granicami Diaspar cos istnieje, byl trudny do przyjecia, ale ze Alvin sprowadzil cos stamtad i zamierzal przedstawic to cos mozgowi swiata, bylo w ogole nie do pomyslenia. Straznicy spogladali po sobie z tak bezsilna trwoga, ze Alvin z trudem powstrzymal sie od smiechu.
Gdy szli przez Park, Alvin korzystajac z zachowania sie swej eskorty, ktora rozmawiajac miedzy soba przyciszonymi glosami trzymala sie dyskretnie o kilka krokow za nim, zastanawial sie nad nastepnym swoim posunieciem. Najpierw musi sie dowiedziec, co zaszlo podczas jego nieobecnosci. Khedron, jak mowila mu Seranis, znikl. W Diaspar istnialy niezliczone zakamarki, w ktorych mozna sie bylo ukryc, a poniewaz Blazen znal miasto jak nikt inny, bylo malo prawdopodobne, ze zostanie odnaleziony, dopoki sam nie zdecyduje sie ujawnic. Moze, myslal Alvin, zostawic dla Khedrona wiadomosc tam, gdzie bedzie ja musial zauwazyc, i umowic sie z nim na spotkanie? Jednak stala obecnosc eskorty mogla to uniemozliwic.
Musial przyznac, ze nadzor byl bardzo dyskretny. Kiedy dotarl do swego mieszkania, niemal zapomnial juz o istnieniu straznikow. Domyslal sie, ze nie beda sie wtracali do jego poczynan, o ile nie zechce znowu opuscic Diaspar, a na razie nie nosil sie z takim zamiarem. Poza tym byl niemal pewien, ze do tego czasu Seranis i jej ludzie unieruchomili podziemny system komunikacji i ta droga wydostania sie z miasta zostala na razie odcieta.
Straznicy nie weszli za nim do mieszkania; zostali na zewnatrz wiedzac, ze istnieje z niego tylko jedno wyjscie.
Znalazlszy sie z powrotem w domu, Alvin przystapil do nawiazywania kontaktu z przyjaciolmi. Zaczal od Eristona i Etanii, ale ich komunikatory powiadomily go, ze sa na razie nieosiagalni, zostawil wiec krotka wiadomosc o swoim powrocie. Nie bylo to konieczne, gdyz teraz cale miasto wiedzialo juz, ze wrocil.
Potem, dzialajac pod wplywem naglego impulsu, wywolal numer Khedrona, ktory ten dal mu dawno temu w Wiezy Loranne. Nie spodziewal sie oczywiscie odpowiedzi, ale istniala zawsze mozliwosc, ze Khedron zostawil dla niego jakas wiadomosc.
Jego przewidywania potwierdzily sie, ale sama wiadomosc spadla nan jak grom z jasnego nieba.
Sciana rozplynela sie i stanal przed nim Khedron. Blazen wygladal na znuzonego i roztrzesionego. Nie byl juz ta pewna siebie osoba, ktora naprowadzila Alvina na trop drogi do Lys. W jego spojrzeniu czail sie lek i mowil szybko, jakby mial bardzo malo czasu:
— Alvinie — zaczal — to jest zapis. Tylko ty mozesz go odebrac, ale pozwalam ci nim dysponowac wedlug wlasnego uznania. To nie ma juz dla mnie zadnego znaczenia.
Kiedy po twym odjezdzie wrocilem do Grobowca Yar-lana Zeya, stwierdzilem, ze sledzila nas Alystra. Musiala zawiadomic Rade o tym, ze opusciles miasto i ze ja ci w tym pomoglem. Niedlugo potem poszukiwali mnie straznicy i zdecydowalem sie ukryc. Jestem do tego przyzwyczajony — robilem to juz wiele razy, gdy ktorys z moich zartow nie spotkal sie z przychylnym przyjeciem. Nie znalezliby mnie i za tysiac lat, ale malo brakowalo, aby zrobil to ktos inny. W Diaspar sa obcy, Alvinie; mogli przybyc tylko z Lys i szukaja mnie. Nie wiem, co to moze znaczyc, i nie chce wiedziec. Fakt, ze niemal mnie dostali, chociaz poruszaja sie po nie znanym sobie miescie, sugeruje, iz posluguja sie telepatia. Potrafie przechytrzyc Rade, ale to jest nie znane mi zagrozenie, ktoremu nie moge stawic czola.
Decyduje sie wiec na krok, ktory i tak, jak przypuszczam, wymusilaby na mnie Rada, poniewaz grozono mi juz tym przedtem. Udaje sie tam, gdzie nikt za mna nie pojdzie i gdzie uciekne przed wszystkimi zmianami, ktore zajda teraz w Diaspar. Moze postepuje glupio; tego moze dowiesc tylko czas. Pewnego dnia poznam odpowiedz.
Domysliles sie juz chyba, ze wracam do Sali Tworzenia, do bezpiecznych Bankow Pamieci. Cokolwiek sie stanie, pokladam zaufanie w Centralnym Komputerze i silach, ktorymi on zarzadza na rzecz Diaspar. Jesli stanie sie cokolwiek z Centralnym Komputerem, wszyscy jestesmy zgubieni. Jesli nie, nie mam sie czego obawiac.
Dla mnie, zanim za piecdziesiat czy sto tysiecy lat wyjde znowu na ulice Diaspar, uplynie tylko chwila. Ciekaw jestem, jakim je wtedy zastane? Zdziwie sie, jesli tam bedziesz, ale kiedys na pewno sie znowu spotkamy. Nie wiem, czy wyczekiwac tego spotkania z niecierpliwoscia, czy tez lekac sie go.
Nigdy cie nie rozumialem, Alvinie, chociaz byly chwile, kiedy w swej proznosci tak sadzilem. Tylko Centralny Komputer zna cala prawde o tobie i o innych Odmiencach, ktorzy pojawiali sie od czasu do czasu w minionych wiekach i potem slad po nich ginal. Czy dowiedziales sie, co sie z nimi stalo?
Wydaje mi sie, ze jedna z przyczyn, dla ktorych uciekam w przyszlosc, jest moja niecierpliwosc. Chce ujrzec rezultaty tego, co zapoczatkowales, ale jednoczesnie pragne przeskoczyc etapy posrednie, ktore jak podejrzewam, nie beda przyjemne. Ciekaw jestem, czy w tym swiecie, ktory ujrze za kilka minut czasu subiektywnego, pamietany bedziesz jako tworca czy jako niszczyciel — lub tez, czy w ogole bedziesz pamietany.
Do zobaczenia, Alvinie. Myslalem o udzieleniu ci jakiejs rady, ale nie przypuszczam, abys z niej skorzystal. Pojdziesz wlasna droga, jak to zawsze robiles, a twoi przyjaciele beda ci sluzyli za narzedzia, ktore, zaleznie od okolicznosci, porzucisz lub wykorzystasz.
To wszystko. Nic wiecej