wyrzucil noz przez okno. Gdy tylko poczul sie bezpieczny, z piersi wydarlo mu sie potezne westchnienie ulgi.
– A teraz pozwol, ze ci cos wyjasnie – zaczal jej tlumaczyc glosem dojrzalym, rozsadnym i szczerym.
Kopnela go w jadra. Pszszsz! uszlo z niego powietrze i padl na bok z przerazliwym, zawodzacym krzykiem i zwinal sie w klebek w potwornym cierpieniu, nie mogac zlapac tchu. Dziwka Nately'ego wybiegla z pokoju. Ledwo zdazyl sie pozbierac z podlogi, wpadla z kuchni z powrotem, uzbrojona w dlugi noz do chleba. Jek niedowierzania i przerazenia zamarl na wargach Yossariana, ktory nadal trzymajac sie obiema rekami za swoje pulsujace, plonace, delikatne wnetrznosci rzucil sie calym cialem pod nogi dziewczynie, podcinajac ja tak, ze przeleciala nad nim i z glosnym trzaskiem wyladowala na lokciach. Noz wypadl jej z dloni i Yossarian wepchnal go gleboko pod lozko. Usilowala rzucic sie po niego, ale schwycil ja za ramie i postawil na nogi. Znowu chciala kopnac go w krocze, wiec z dosadnym przeklenstwem odepchnal ja od siebie. Straciwszy rownowage poleciala na sciane i przewrocila krzeslo na toaletke pelna szczotek, grzebieni i sloiczkow z kosmetykami, zrzucajac je z hukiem na podloge. Na drugim koncu pokoju spadl ze sciany obraz i szyba rozbila sie w drobny mak.
– Co ty chcesz od mnie? – zapial Yossarian rozgoryczony i zdezorientowany. – Ja go nie zabilem.
Rzucila w niego ciezka krysztalowa popielniczka, celujac w glowe. Zacisnal piesci i chcial ja palnac w brzuch, kiedy znowu go zaatakowala, ale przestraszyl sie, ze moze jej zrobic krzywde. Chcial strzelic ja bardzo czysto w szczeke i wybiec z pokoju, ale nie mogl sie dobrze przymierzyc, wiec tylko odskoczyl zrecznie w ostatniej chwili i popchnal ja silnie, kiedy przelatywala obok niego. Wyrznela mocno o przeciwlegla sciane. Zagradzala teraz soba drzwi. Rzucila w niego wielkim wazonem. Natychmiast potem zaatakowala go pelna butelka wina, trafiajac prosto w skron i zwalajac polprzytomnego na jedno kolano. W uszach mu huczalo, cala twarz mial zdretwiala. Przede wszystkim jednak byl zazenowany. Czul sie glupio, poniewaz ona go mordowala, a on po prostu nie rozumial, o co chodzi. Nie mial pojecia, co poczac. Wiedzial tylko, ze musi ratowac zycie, i kiedy zobaczyl, ze dziewczyna zamierza sie butelka, zeby go rabnac po raz drugi, zerwal sie i uprzedzajac jej cids wyrznal ja glowa w brzuch. Sila rozpedu lecial przez pokoj popychajac ja przed soba, az trafili na lozko, ktore podcielo jej nogi, tak ze upadla na materac, a Yossarian rozciagnal sie jak dlugi na niej, miedzy jej kolanami. Orala mu paznokciami szyje, a on przesuwal sie wyzej po elastycznych wzgorzach i dolinach jej pelnego kraglosci ciala, zeby przygniesc ja calkowicie i zmusic do uleglosci. Jego dlon posuwala sie uparcie wzdluz miotajacego sie ramienia, az w koncu dotarla do butelki z winem i wytracila ja z palcow dziewczyny, ktora nadal z furia wierzgala, miotala przeklenstwa i drapala. Usilowala ugryzc go okrutnie i jej grube, zmyslowe wargi cofnely sie odslaniajac zeby jak u rozwscieczonego wszystkozernego zwierzecia. Lezac na niej zastanawial sie, jak teraz uciec, by nie narazic sie na nowy atak. Czul napiete miesnie ud i uscisk kolan zaplecionych wokol jednej z jego nog. Ze wstydem uswiadomil sobie, ze budzi sie w nim pozadanie. Czul zmyslowy dotyk ciala mlodej kobiety prezacej sie i pulsujacej pod nim jak wilgotna, plynna, rozkoszna, niepokorna fala; jej brzuch i cieple, zywe, elastyczne piersi przywieraly do niego slodka i niebezpieczna pokusa. Jej oddech palii. Nagle zdal sobie sprawe, ze mimo iz konwulsyjne wstrzasy pod nim nie oslably ani na jote – ze ona juz nie walczy, ale bez najmniejszych wyrzutow sumienia porusza biodrami w pierwotnym, przemoznym, ekstatycznie instynktownym rytmie erotycznego zapalu i zapamietania. Oddech uwiazl mu w gardle z zachwytu i zaskoczenia. Jej twarz – piekna teraz jak rozkwitly kwiat – wykrzywial juz inny grymas, tkanki pogodnie nabiegly krwia, a polprzymkniete oczy zamglily sie w obezwladniajacym rozmarzeniu pozadania.
– Caro – szepnela ochryple, jakby z glebi spokojnego i rozkosznego transu. – Ooooch, caro mio.
Zaczal gladzic jej wlosy. Ona z dzika namietnoscia przejechala ustami po jego twarzy. On lizal jej szyje. Ona otoczyla go ramionami. Poczul, ze tonie, wpada w milosne uniesienie, a ona calowala go wciaz wargami, ktore byly rozpalone i wilgotne, soczyste i twarde, wyrazajac swoje uwielbienie nieartykulowanymi gardlowymi pomrukami ekstatycznego zapamietania. Jedna reka piescila jego plecy, wsuwajac ja zrecznie pod pasek od spodni, podczas gdy druga potajemnie i zdradziecko bladzila po podlodze w poszukiwaniu noza, az go znalazla. Uratowal sie w ostatniej chwili. Ona wciaz chciala go zabic! Wstrzasniety i zdumiony tym ohydnym podstepem wyrwal jej noz z reki i odrzucil daleko. Zerwal sie z lozka na rowne nogi. Na jego twarzy malowalo sie oslupienie i rozczarowanie. Nie wiedzial, czy rzucic sie do drzwi prowadzacych na wolnosc, czy pasc na lozko i zakochac sie w niej, zdajac sie bezwolnie na jej laske. Uwolnila go od koniecznosci wyboru, gdyz niespodziewanie wybuchnela placzem. Znowu go zaskoczyla.
Tym razem plakala juz wylacznie z zalu, glebokiego, obezwladniajacego, pokornego zalu, zapomniawszy calkowicie o Yossarianie. Jej rozpacz byla nieodparcie wzruszajaca, gdy tak siedziala pochyliwszy swoja rozwichrzona, dumna, piekna glowe i bezwladnie opusciwszy ramiona, pograzajac sie w coraz wiekszym smutku. Tym razem jej bol nie mogl budzic watpliwosci. Wstrzasaly nia potezne, rozdzierajace lkania. Zapomniala o jego obecnosci, nic ja nie obchodzil. Mogl najspokojniej opuscic pokoj, postanowil jednak zostac, zeby ja pocieszyc i pomoc jej.
– Prosze – blagal ja, nie wiedzac, co powiedziec, i obejmujac ja ramieniem przypomnial sobie z dotkliwym smutkiem, jak brakowalo mu slow i jaki byl bezradny w samolocie, kiedy wracali znad Awinionu i Snowden skomlal bez przerwy, ze jest mu zimno, ze jest mu zimno, a Yossarian mial mu do zaofiarowania jedynie: “Cicho, cicho. Cicho, cicho'. – Prosze – powiedzial ze wspolczuciem do dziewczyny. – Prosze, prosze.
Oparla sie o niego i plakala, dopoki calkiem nie opadla z sil, i spojrzala na niego dopiero wtedy, kiedy widzac, ze juz skonczyla, podal jej chustke. Otarla policzki z lekkim, uprzejmym usmiechem, po czym oddala mu chustke szepczac: “Grazie, gruzie', z niesmiala, pensjonarska ukladnoscia i nagle, bez najmniejszej oznaki zmiany nastroju, skoczyla mu z pazurami do oczu. Trafila obiema rekami i wrzasnela tryumfalnie.
– Ha! Assassino! – huknela i rzucila sie radosnie po noz, aby go dobic.
Na wpol oslepiony wstal i zatoczyl sie w jej strone. Halas za plecami zmusil go do spojrzenia za siebie. To, co zobaczyl, zjezylo mu wlosy na glowie. Szla na niego z drugim dlugim nozem do chleba mlodsza siostra dziwki Nately'ego.
– Nie – jeknal czujac dreszcz przerazenia i wytracil jej noz silnym uderzeniem w nadgarstek. Mial juz zupelnie dosyc calej tej groteskowej i niezrozumialej awantury. Nie mozna bylo przewidziec, kto jeszcze wpadnie do pokoju, aby rzucic sie na niego z jeszcze jednym dlugim nozem, podniosl wiec mlodsza siostre dziwki Nately'ego, pchnal ja na dziwke Nately'ego, wyskoczyl z pokoju i wybiegl z mieszkania na schody. Dziewczyny pognaly za nim do hallu. Uciekajac slyszal, jak ich kroki pozostaja coraz bardziej w tyle i wreszcie cichna zupelnie. Z gory uslyszal lkanie. Yossarian obejrzal sie za siebie w klatke schodowa i zobaczyl dziwke Nately'eeo, ktora siedziala skulona na stopniach i plakala kryjac twarz w dloniach, podczas gdy jej poganska, nieokielznana siostra, wychylona niebezpiecznie przez porecz, krzyczala wesolo: “Bruto! Bruto!', i wywijala nozem do chleba, jakby to byla pasjonujaca nowa zabawka, ktora chciala jak najszybciej wyprobowac.
Yossarian uszedl z zyciem, ale oddalajac sie ulica nadal ogladal sie niespokojnie przez ramie. Ludzie przygladali mu sie jakos dziwnie, co przejmowalo go jeszcze wiekszym lekiem. Szedl z nerwowym pospiechem, zastanawiajac sie, co w jego wygladzie tak przyciaga powszechna uwage. Kiedy dotknal dionia bolesnego miejsca na czole, palce zlepila mu krew i zrozumial. Otarl twarz i szyje chustka do nosa. Gdziekolwiek dotknal, na chustce zostawaly nowe czerwone smugi. Caly krwawil. Pospieszyl do budynku Czerwonego Krzyza i zszedl po stromych, bialych marmurowych schodach do meskiej toalety, gdzie przemyl zimna woda z mydlem i opatrzyl swoje niezliczone widoczne rany, po czym wyprostowal kolnierzyk koszuli i przyczesal wlosy. Nigdy jeszcze nie widzial twarzy tak podrapanej i poharatanej jak ta, ktora z wyrazem oszolomienia i zaskoczenia mrugala niepewnie z lustra. Czego, do licha, ona od niego chciala?
Kiedy wychodzil z toalety, dziwka Nately'ego czekala w zasadzce. Zaczaila sie skulona przy scianie na dolnych stopniach i spadla na niego jak jastrzab, z polyskujacym srebrzyscie rzeznickim nozem w dloni. Odparowal jej atak uniesionym przedramieniem i trzasnal ja czysto w szczeke. Oczy zaszly jej mgla. Zlapal ja, zanim upadla, i posadzil delikatnie. Potem wbiegl po schodach, wypadl na ulice i przez nastepne trzy godziny biegal po miescie w poszukiwaniu Joego Glodomora, zeby wyjechac z Rzymu, zanim dziewczyna znowu go odnajdzie. Nie czul sie calkiem bezpieczny, dopoki samolot nie wystartowal. Kiedy wyladowali na Pianosie, dziwka Nately'ego przebrana w zielony kombinezon mechanika czekala z rzeznickim nozem dokladnie w miejscu ladowania i uratowalo go jedynie to, ze zadajac mu cios w piers poslizgnela sie na zwirze w swoich skorzanych pantoflach na wysokim obcasie. Zdumiony Yossarian wciagnal ja do samolotu i przygniotl do podlogi podwojnym nelsonem, podczas gdy Joe Glodomor wywolywal wieze kontrolna proszac o pozwolenie na powrot do Rzymu. Na lotnisku w Rzymie Yossarian wyrzucil ja z samolotu na pasie startowym i Joe Glodomor nawet nie wylaczajac silnikow natychmiast wystartowal z powrotem na Pianose. Bojac sie odetchnac Yossarian czujnie lustrowal kazda mijana postac, kiedy szli przez oboz do swoich namiotow. Joe Glodomor spogladal na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
– Czy aby jestes pewien, ze to wszystko ci sie nie przywidzialo? – spytal po chwili z wahaniem.