Umowil sie z Res i Chrisem, po czym zalatwil sobie pokoj.
Wieczorem miala odbyc sie uroczystosc z okazji zazegnania niebezpieczenstwa.
W radosnym nastroju przekazal automatowi cala swoja odziez, wpadl na trakt kosmetyczny, nastepnie wybral sobie pieczolowicie nowe ubranie, zdajac sobie sprawe z tego, ze jest ono troche ekstrawaganckie, i udal sie do restauracji. Niezwykle starannie dobral przyprawy i wkrotce przyrzadzil sobie nieprzyzwoicie wystawne danie. Po wyjsciu z restauracji natknal sie na roztanczona grupe trzymajacych sie za rece afrykanskich pieknosci. Obwiesily go wstazkami, wciagnely do swego lancucha i porwaly ze soba.
Dawno juz nie przezylam tak konstruktywnej serii spotkan, pomyslala Djamila. Hal zrezygnowal z zapiskow i sluchal jej uwaznie.
– Bedziesz dzialal w grupie badawczej u Res – powiedziala mimochodem. – Chodzi o zastosowanie zdobyczy maluchow w makroswiecie.
– Hm – mruknal Hal. Byl zadowolony. W ten sposob osiagnal dwie rzeczy: kontynuowanie pracy w zakladzie i kontakt z miniswiatem.
– A ty? – zapytal Djamile.
– Ja zostane jeszcze przez pewien czas tu na budowie. Trzeba tam wiele rzeczy naprawic i jeszcze wiecej wzniesc od nowa.
– Hm – powtorzyl Hal. Bedzie mi jej brakowalo, pomyslal, i dzieciom tez, chociaz to nie potrwa dlugo. Djamila jest wobec nich bardziej wymagajaca niz ja. Wystarczy kilka dni, zeby sie troche rozbisurmanily. A jezeli nawet, to co?
– Juz sie zdecydowalas? – zapytal, nie czekal jednak na odpowiedz, ktora znal przeciez z gory, lecz zaczal nalegac:
– Opowiedz mi o wszystkim! Nagle zmienil zdanie:
– Poczekaj, Res tez sie tym interesuje! Wezwal Res, ale nie bylo jej w kajucie. Znalazl ja w audytorium katamaranu, gdzie tkwila po uszy w zapiskach.
– Teraz nie przyjdzie – powiedzial Hal, opierajac sie wygodniej w fotelu.
– Wlasciwie nie ma tu wiele do opowiadania.
Czesc z nas zajmie sie amnezja i odwroceniem procesu pomniejszania.
– Ale jak? – zainteresowal sie Hal. Wzruszyla ramionami. – Zupelnie indywidualnie. Kto chce, pozostanie maly. Kto zechce, ale to jeszcze nie jest pewne, otrzyma jako dorosly specjalna kuracje. Decyzje podjeto jedynie w stosunku do jeszcze nie narodzonych dzieci: zostana powiekszone. Rodzice moga tylko wybrac, czy ma to dotyczyc embrionu, ktory w tym przypadku musialby rozwijac sie dalej poza cialem matki, czy tez proces ten ma polegac na naturalnym cyklu rozwojowym juz po porodzie.
– Po co ta zabawa w demokracje? – zapytal Hal.
– Bo nie mozna nikogo zmusic, aby urodzil swojego potomka w sposob inny, niz to uswiecila tradycja. Znasz przeciez nasze poglady na ten temat.
– Tak, tylko ze u nas to nie stwarza problemu – odparowal Hal. Widzac jednak, ze Djamila szykuje nowe argumenty, machnal reka na znak zgody.
– Wiadomosci na ten temat beda oszczedne i cenzurowane. Polozenie wysp pozostanie tajemnica. Po co tamci maja byc ogladani jak jakies dziwolagi? Mimo wysokiego stopnia swiadomosci znalazloby sie wsrod nas na pewno wielu, ktorzy nie potrafiliby sie zachowac wlasciwie.
– Ale oni powinni przeciez znalezc sie wsrod ludzi! – wykrzyknal Hal i w tym momencie uswiadomil sobie, jak bledne jest jego rozumowanie. Przeciez oni sa wsrod ludzi!
– Najblizsze pokolenia zasiedla okoliczne wyspy. Tam czeka nas jeszcze sporo roboty. Proces powiekszania ma przebiegac mozliwie jak najszybciej. Ale niewykluczone, ze uplyna lata, dziesiatki lat…
Czul, ze Djamila przepojona jest entuzjazmem.
– A sukces calej akcji? Czy jest pewny?
– Pewny – odparla zdecydowanie.
EPILOG
Wyruszyli jako rozbawione, wesole towarzystwo. Poniewaz od ich ostatniego spotkania uplynelo wiele czasu, nagromadzilo sie mnostwo spraw, ktorych nawet teraz woleli nie puszczac w eter.
Res Strogel byla jak odmieniona. Na kilka dni przed podroza w olsniewajacy sposob uzyskala jednoczesnie – rzecz niemal bez precedensu – drugi i trzeci stopien naukowy, co tym bardziej zaslugiwalo na uwage, ze swego czasu otrzymala z trudem pierwszy. Podroz chciala wykorzystac – jak sama sie wyrazila – do nabrania rozpedu. Opowiadala o niewiarygodnych wprost wyczynach smialkow, ktorzy postanowili nawodnic Sahare.
– Ale to wszystko nic w porownaniu z tym, co rozpocznie sie teraz, prawda, Mark? – I spojrzala na niego czule.
Okazalo sie, ze wyhodowala nowy szczep – kazdy z obecnych wiedzial, jaki to szczep – ktory wyjada piasek pozostawiajac czarnoziem i gromadzi przez cale miesiace wode.
Hal nosil w kieszeni wyroznienie otrzymane z zakladu pracy, ktore zezwalalo mu na prowadzenie ze swoim kolektywem prac wedlug wlasnego uznania. A przeciez Royl wiedzial doskonale, ze chodzi im o budowe traktu bioczyszczacoflotacyjnego, ktory bedzie wykorzystany potem w kombinacie. Sam zreszta przestal juz watpic w sukces, o ile kiedykolwiek w niego watpil. Za osiagniecia przyznano im tyle bonow, ze trudno by je bylo wszystkie wykorzystac.
Gwen Kasper nie mogl wykazac sie czyms konkretnym w sensie zadan fachowych, ale i on wydawal sie zadowolony z osiagniec. Opowiedzial o trudnosciach, jakie napotkal proces zastosowania na calym swiecie mutacyjnych mikroorganizmow o wrodzonej agresywnosci. Ludzie podchodzili z nieufnoscia do wszystkiego, co dziala, ale jest niewidoczne. Gwen byl jednak pewny, ze dzieki wytrwalosci mozna pokonac owe przeszkody.
Djamila i Ewa zachowywaly sie tajemniczo. Pierwsza z nich opowiedziala Halowi od razu na poczatku spotkania o swojej pracy, ale w centrum uwagi znajdowaly sie oczywiscie dzieci. W miare zblizania sie katamaranu do Wysp Podwietrznych jedna i druga stawaly sie coraz bardziej tajemnicze, usilujac jednoczesnie zainteresowac innych tym, co ich oczekiwalo.
Zagadke stanowila dzialalnosc profesora Fontaine'a w tym czasie. Ku zdumieniu wiekszosci przyjal spontanicznie ich zaproszenie. Jego partnerka, cicha kobieta w wieku okolo piecdziesieciu lat, rzadko brala udzial w ich rozmowach, chociaz podobno byla znakomitym genochirurgiem. Jedna rzecz u Fontaine'a uderzala wszystkich: nie jadl juz swoich ciastek. Hal tak bardzo przyzwyczail sie do tego stereotypowego gestu profesora, ze jego brak draznil go niemal.
W miare zblizania sie do archipelagu, gasla naturalna wesolosc. Odgrzebywano wspomnienia, pytania “Czy pamietasz jeszcze…” stawaly sie coraz czesciej zaczatkiem rozmowy, a napiecie wzniecane przez Djamile i Ewe roslo coraz bardziej.
Hal zastanawial sie, co tez moglo sie wydarzyc w tym czasie. On tez nie mogl sie juz doczekac chwili, kiedy dotra na miejsce.
Djamila i Ewa nawiazaly juz dawno lacznosc z wyspa, nie ujawnialy jednak jeszcze swej tajemnicy. Nikt nie chcial zepsuc zabawy, totez nie robiono uzytku z nadajnikow kieszonkowych. Pierwsza rzecza, jaka rzucila sie im w oczy, byl prowadzacy przez kipiel pomost, ktory przyciagnal katamaran w swoje pole silowe. Kiedy lamacze fal skryly sie z powrotem, woda byla spokojna, jak na jeziorze srodladowym,
– Idziemy pieszo! – Ewa zawolala profesora, ktory podazal juz w strone wagoniku kolejki linowej. Z zalem spojrzal na pojazd i teraz, ku radosci Hala, jego reka powedrowala do kieszeni. Oczywiscie daremnie…
To, czego dokonano, graniczylo istotnie z cudem. Udostepniono archipelag wszystkim, podwodne tunele laczyly ze soba poszczegolne wyspy, ponad zarosla wznosily sie kopuly dachow, pomiedzy wiezami wisiala delikatna siec polaczen.
Mikrosi brali udzial w zyciu kulturalnym Ziemi, a ich programy radiowe docieraly juz regularnie do najdalszych zakatkow planety.
Bardziej jednak, niz tych wszystkich wspanialych urzadzen technicznych, goscie spragnieni byli widoku swoich przyjaciol z miniswiata.