– Jestes parszywym draniem – powiedzial Brad. Britten podniosl pistolet.

– Jeszcze troche, a strace cierpliwosc, doktorze. Moze i nie znam sie na broni palnej, ale jestem pewien, ze potrafie pociagnac za spust.

Slyszac jego grozny ton, Morgan natychmiast zaczela rwac tasme klejaca. Pragnela jak najszybciej sie stad wydostac i zapewnic wszystkim bezpieczenstwo. Oderwala kilka dlugich skrawkow i zaczekala, az Brad skrzyzuje rece za plecami. Zrobil to niechetnie. Okleila mu nadgarstki, nie luzno, ale i nie za ciasno.

Pod sciana stalo stare drewniane krzeslo z wysokim oparciem. Britten postawil je na srodku pokoju i wskazal Bradowi lufa pistoletu. Ten poslusznie usiadl, z ustami zacisnietymi w waska kreske.

– Grzeczny chlopiec – powiedzial Britten. – Przywiaz go do krzesla, moja droga. Co najmniej trzy razy owin mu piers.

Kiedy skonczyla, Britten wzial tasme i wyjal z kieszeni kajdanki.

– Twoja kolej, Morgan. Odwroc sie. Choc bardzo cie cenie, niestety nie moge powiedziec, ze ci ufam.

Morgan przebiegl dreszcz niepokoju. Nie tak mialo byc. Nie mogla stawic oporu Brittenowi, bedac skrepowana. Nerwowo rozejrzala sie po pokoju. Cialo Morrisona wynurzylo sie na powierzchnie bulgoczacej wody. Pokryta pecherzami skora zaczela odchodzic od miesa, a pokoj wypelnil odor spalonych wlosow. Morgan, zrezygnowana, zalozyla rece za plecy.

– Mowiles, ze Brad i Michael tu zostana, prawda? – powiedziala, kiedy uslyszala trzask kajdanek. – Dajesz slowo, ze kiedy wyjdziemy, nic im sie nie stanie? Britten zachichotal.

– Powiedz sama: przeciez nie mowilem nic na temat stanu, w jakim ich tu zostawie, prawda?

Morgan odwrocila sie nerwowo.

– Co chcesz przez to powiedziec?

– Chce przez to powiedziec – ciagnal nonszalancko Britten – ze ten dom to istne pudelko zapalek. Wiele razy ostrzegalem Nuru, ale byl uparty. Niestety, wypadki chodza po ludziach. – Wyjal z kieszeni puszke plynu zapalajacego. Zdjawszy zatyczke, zaczal oblewac nim sciany.

Morgan odskoczyla, przerazona.

– Nie!

Britten zignorowal ja. Wyjal zapalniczke, wykrzesal ogien, po czym rzucil ja na sciane. Plyn zapalil sie z glosnym sykiem i plomienie strzelily ku gorze. Britten zlapal Morgan i pchnal ja w strone drzwi.

Niedowierzanie, z jakim zareagowala na jego slowa, przeszlo we wscieklosc. Nie spodziewala sie, ze Britten jest zdolny do popelnienia morderstwa z zimna krwia. Rozsierdzona, wyrwala sie i kopnela go w piszczel.

Z ust Brittena wyrwal sie okrzyk bolu.

– Ty suko! – Wykonal unik przed kolejnym kopniakiem i wyciagnal reke do jej wlosow.

Morgan uchylila sie. Pragnela rozorac mu twarz paznokciami, wydrapac oczy. Jednak skuta kajdankami, mogla atakowac go tylko nogami i glowa. Przypomniala sobie, jak zalatwila Morrisona, i kiedy Britten znow wyciagnal do niej rece, uskoczyla w bok i rzucila sie naprzod, mierzac glowa w jego twarz. Trafila go czolem w grzbiet nosa. Rozleglo sie obrzydliwe chrupniecie.

Pistolet wystrzelil. Pocisk kaliber czterdziesci pomknal w strone polek ze stali nierdzewnej i uderzyl w rog skrzynki z chrzaszczami. Emaliowana plytka rozpadla sie na kawalki, a rozbudzone chrzaszcze wylaly sie na zewnatrz, instynktownie poszukujac pozywienia.

Britten zatoczyl sie do tylu, jeczac, z twarza ukryta w dloniach. Krztusil sie krwia przeciekajaca mu przez palce. Opuscil rece, spojrzal groznie na Morgan, po czym z niedowierzaniem popatrzyl na swoje palce. Jego szkarlatne dlonie byly mokre i lepkie, a ze zmiazdzonego nosa lala sie krew. Kiedy Britten znow podniosl oczy na Morgan, jego twarz byla wykrzywiona nienawiscia.

Plomienie blyskawicznie trawily sciane. Pokoj wypelnil sie gryzacym dymem, zapachem prochu i spalonego miesa. Glowa Morgan wciaz pulsowala od ciosu wymierzonego Brittenowi, a jej oczy byly zalzawione. Spojrzala niepewnie na Brada, a on na nia. Mieli coraz mniej czasu.

– Widzisz, co zrobilas? – warknal Britten. – A wiazalem z toba takie nadzieje. Zegnaj, moja droga.

Serce w piersi Morgan walilo jak mlotem. Kiedy zobaczyla, ze Britten mierzy w nia, skoczyla w bok w tej samej chwili, kiedy on pociagnal za spust. Huk wystrzalu prawie ja ogluszyl. Podmuch osmalil jej policzek, ale kula przeleciala obok i trafila w stalowe podporki polek.

Brad, choc wciaz przywiazany do krzesla, zerwal sie na rowne nogi. Zanim Britten zdazyl ponownie wycelowac, Hawkins rzucil sie nieporadnie w jego strone. Kiedy Britten zwrocil sie ku niemu, Brad pochylil ramie jak futbolista i calym impetem wpadl na niego.

Britten zatoczyl sie na sciane i uderzyl plecami w stalowe podporki polek. Jedna z nich przechylila sie. Chrzaszcze runely w dol, niczym masywna czarna fala, zalewajac glowe i ramiona Brittena.

Chrzaszcze, stworzenia prymitywne, kierowaly sie niemal wylacznie odruchami. Gdy znalazly sie na wolnosci, ich pierwsza reakcja bylo dazenie do zaspokojenia glodu. Przemykajac po twarzy Brittena, wyczuly nowy, intrygujacy zapach. Do tej pory jadly tylko padline, swieza krew wydala im sie wiec bardzo necaca. Nie mogly oprzec sie pokusie.

Pobudzone zapachem krwi owady wpadly w istny szal. Rozbiegly sie we wszystkich kierunkach, pokrywajac cala twarz Brittena. Krzyknal przerazliwie, gdy tysiace zuwaczek wbily sie w jego skore. Probowal odpedzic natretne owady, ale te obsiadly go, wlazac jeden na drugiego.

Drobne stworzenia byly nienasycone. Poszukujac drogi do obfitego zrodla pokarmu, wdarly sie do nosa Brittena, zatykajac drogi oddechowe. Jego wrzaski przeszly w charkot. Sapal i prychal, powoli osuwajac sie na kolana, a chrzaszcze wdzieraly mu sie w usta i oczy. Twarz Brittena stala sie blyszczaca maska z ruchliwych owadow i zakrzeplej krwi.

Morgan nie mogla na to patrzec. Odwrocila sie i ku swojemu przerazeniu ujrzala, ze w pomieszczeniu rozpetalo sie prawdziwe pieklo. Spojrzala na Brada, ktory przewrocil sie po zderzeniu z Brittenem. Przygnieciony krzeslem, nieporadnie probowal podniesc sie z podlogi.

– Morgan, wyjmij mu z kieszeni klucz od kajdanek. Szybko! Morgan podeszla do Brittena i usiadla przy nim. Odwrocona plecami, wyciagnela skute rece w jego strone. Kiedy udalo jej sie wsunac dlon do marynarki, wymacala klucz na dnie kieszeni i chwycila go. Wtedy Britten uniosl reke i zlapal ja za gardlo.

Palce mezczyzny wbily sie bolesnie w jej szyje. Morgan krecila glowa na wszystkie strony, probujac sie uwolnic, ale Britten trzymal ja mocno. Nie mogla zlapac tchu i szybko wpadla w panike. Juz zaczynala miec mroczki przed oczami, gdy Brad wstal i rzucil sie w jej strone.

Kopnal Brittena z calej sily w nadgarstek, odtracajac jego dlon. Morgan zaczerpnela tchu. Sciskajac klucz w dloni, chwiejnie podzwignela sie z podlogi. Pod sufitem zbieraly sie kleby gestego dymu, wdzierajacego sie w oczy i w usta. Nagle posrod trzasku plomieni rozlegl sie stlumiony placz dziecka.

– Mikey! – krzyknal Brad. – Trzymaj sie, juz ide!

Po raz ostatni rzucil okiem na Brittena, ktory wciaz kleczal, ale juz nie probowal strzasac chrzaszczy z twarzy. Walka dobiegala konca, a on przegral. Rece opadly mu bezwladnie, po czym przechylil sie na bok i wpadl w plomienie.

Morgan szla pierwsza. Mimo ze byla skuta, udalo jej sie otworzyc drzwi, i razem z Bradem wpadli do drugiego pokoju. Za nimi poplynely kleby duszacego dymu.

– Michael, gdzie jestes?! – krzyknal Brad.

– Tato, tutaj!

Glos dobiegl z drugiego konca pokoju. Brad zauwazyl syna, ktory byl przywiazany do lozka.

– Trzymaj sie, Michael!

– Brad, najpierw sprobuj mnie rozkuc – powiedziala Morgan. – Tylko ostroznie z kluczem.

Plomienie, ktore wdarly sie przez otwarte drzwi, zaczely ogarniac sufit. Jeszcze chwila i caly dom stanie w ogniu. Brad i Morgan nieporadnie podeszli do siebie, odwroceni plecami. Wyciagneli rece po bokach oddzielajacego ich krzesla. Po chwili Morgan ostroznie upuscila klucz na dlon Brada, a ten zaczal majstrowac przy kajdankach. Wreszcie udalo mu sieje otworzyc.

– Moja torba – powiedzial, gdy kajdanki z brzekiem spadly na podloge. – Sa w niej nozyczki!

Podczas gdy Morgan pobiegla po nie, Brad przypadl do syna. Mimo ze Michael byl przywiazany do lozka tasma, udalo mu sie poluzowac knebel. Piersia chlopca wstrzasal silny kaszel, a oczy mial zalzawione od dymu. Widzac rozprzestrzeniajace sie plomienie, Brad opadl na kolana.

– Trzymaj sie, synku. Jeszcze tylko chwila. Michael zmarszczyl nos.

– Czemu tak cuchniesz?

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×