glupstw.

Z bijacym sercem Brad, zrezygnowany, wstal. W glowie roilo mu sie od mysli. Jedynym skutkiem jego desperackiej ucieczki bylo to, ze o malo sie nie utopil. Wyczerpany i zasapany, powloczac nogami, ruszyl w strone domu. Wolal nie myslec, co Britten w tej chwili robi z Michaelem.

Morrison szedl za nim w bezpiecznej odleglosci, zachowujac czujnosc. Byl swiadom, ze Hawkins jest zdesperowany i nieobliczalny. Nie zdziwilby sie, gdyby probowal mu uciec albo go zaatakowac. Tak czy inaczej, Morrison nie zdejmowal palca ze spustu.

Drzwi pracowni Milawe wciaz byly otwarte i saczace sie z nich swiatlo zdawalo sie zapraszac do srodka. Rozgrzany kociol sprawial, ze powietrze bylo cieple i wilgotne, a z pomieszczenia buchaly kleby pary. Brad stanal na progu, niezdecydowany, ale Morrison pchnal go w plecy.

Morgan widziala to wszystko ze swojej kryjowki. Jej serce bilo jak dzwon. Slyszala, jak przed kilkoma minutami Morrison krzyczal do Brada, po czym obaj znikneli w ciemnym, posepnym lesie. Morgan postanowila zostac w ukryciu, dopoki nie zorientuje sie, co sie dzieje. Po chwili zobaczyla Brada, prowadzonego z powrotem do domu; na jego twarzy malowalo sie przygnebienie. Morgan przygryzla warge. Wiedziala, ze musi cos zrobic.

Cienki promyk swiatla przeciskal sie przez framuge. Morgan wpadla na pewien pomysl. Zebrawszy odwage, podeszla do domu i zalomotala do drzwi.

Morrison scisnal pistolet w dloni.

– Co, do licha…? – W pierwszej chwili pomyslal, ze Britten wyszedl z domu z chlopcem. Ostroznie podszedl do drzwi, z pistoletem gotowym do strzalu. – Kto tam?

– Wpusc mie! – wybelkotala Morgan. – Chce siku!

– Morgan! – krzyknal Brad.

Morrison skierowal lufe pistoletu w jego strone.

– Nawet o tym nie mysl. – Powoli uchylil drzwi. – Kiedy sie obudzilas, do cholery?

Morgan probowala odegrac godna Oskara role pijanej kobiety.

– Ja nie wytrzymam!

Morrison wyciagnal reke, zlapal Morgan za ramie i wciagnal ja do domu.

– Wlaz!

Stojac obok bulgoczacego kotla, Brad patrzyl ze zdumieniem, jak najwyrazniej nacpana Morgan wtacza sie do pokoju. Morrison pchnal ja w jego strone. Wpadla prosto w ramiona Brada.

– Opanuj sie, na litosc boska! – krzyknal. Morgan probowala sie od niego oderwac.

– Pecherz mi zaraz peknie – wymamrotala. – Puszczaj! – Zanim Brad zdazyl zareagowac, wysliznela sie z jego ramion i zatoczyla do przodu, omal nie wpadajac na Morrisona.

– Morgan, nie! – krzyknal Brad.

– Gdzie ten cholerny kibel?

– Glupia suka! – ryknal Morrison i uderzyl ja lokciem w plecy, na wysokosci nerek.

Bol przeszyl jej piers i Morgan runela na podloge. Przez chwile lezala nieruchomo, chwytajac powietrze. Najwazniejsze, ze znalazla sie dokladnie tam, gdzie chciala: za plecami Morrisona.

Brad wpadl w szal. Rozsadek podpowiadal mu, ze nie powinien rzucac sie na uzbrojonego mezczyzne, ale emocje wziely gore. Uniosl rece i skoczyl Morrisonowi do gardla. Ten jednak byl na to przygotowany. Szybkim ruchem zamierzyl sie pistoletem na Brada.

Ciezka lufa trafila go w skron. Z twarza wykrzywiona bolem Brad pochylil sie i zlapal obiema rekami za glowe. Nie dal jednak za wygrana. Jeszcze zanim w pelni ochlonal po ciosie, rzucil sie na Morrisona, probujac chwycic go w pasie. Morrison jednak byl czujny i zanim Brad dopadl do niego, podniosl kolano, trafiajac napastnika w podbrodek.

W drugim pokoju Britten kleczal u boku Milawe i patrzyl, jak zycie ucieka zen przez otwor w roztrzaskanej szczece. Oczy Afrykanczyka byly zamglone i jego wargi powoli sie wydymaly.

Uslyszawszy dochodzace zza drzwi glosy i stlumione uderzenia, Britten ostroznie wstal. Niech szlag trafi tego Morrisona! Nie dosc, ze bylo z niego o wiele mniej pozytku niz z Milawe, to jeszcze teraz ten kretyn znowu cos schrzanil.

Brad lezal na podlodze polprzytomny. Przed oczami mial tylko male punkciki i dzwonilo mu w uszach. Usilowal wstac, ale byl w stanie tylko podzwignac sie niepewnie na rece i kolana. Po policzku plynela mu struzka krwi. Potrzasnal glowa, probujac dojsc do siebie.

– Boze, ale jestes zalosny – powiedzial Morrison. Wymierzyl z pistoletu w glowe Brada i odbezpieczyl bron. – Ale jedno musze ci przyznac: jestes wytrwaly. Chyba Hugh nie bedzie mial mi za zle, jesli skoncze to w tej chwili.

Lezac na podlodze i lapiac powietrze, Morgan wodzila wzrokiem po pokoju. Za plecami Morrisona stal ogromny zelazny kociol. Kiedy Brad runal na podloge, Morgan zaczela sie rozgladac w poszukiwaniu jakiejs broni. Widzac pistolet w dloni Morrisona, uznala, ze nie moze dluzej czekac. Z przenikliwym wrzaskiem zerwala sie z podlogi i skoczyla na Morrisona niczym sprinter wychodzacy z blokow startowych.

Uslyszawszy ja, Morrison obrocil sie na piecie z szeroko otwartymi ustami. Rozpedzona postac byla juz prawie przy nim. W ostatniej chwili skierowal w jej strone pistolet, ale zrobil to za pozno. Glowa Morgan wbila sie w jego brzuch.

Pistolet wyskoczyl mu z reki i przelecial przez pokoj. Morrison zatoczyl sie do tylu i uderzyl biodrami w krawedz kotla. Straciwszy rownowage, wpadl do gotujacej sie wody.

Rozlegl sie mrozacy krew w zylach skowyt bolu. Brad i Morgan podniesli sie tak szybko, jak mogli to uczynic na trzesacych sie nogach.

Gdy glowa Morrisona zniknela pod woda, ich uszu dobiegl przerazajacy charkot. Na powierzchni pozostala tylko prawa reka, z drzacymi, rozlozonymi palcami. Skora na niej byla czerwona i pokryta pecherzami. Po chwili reka zniknela wsrod kotlujacych sie babli.

– Moj Boze, wyciagnij go stamtad! – krzyknela Morgan. Zaczela goraczkowo rozgladac sie za czyms, co mogloby pomoc jej uratowac Morrisona. Zauwazywszy jego wlosy unoszace sie tuz pod powierzchnia, wyciagnela do nich reke, ale Brad zlapal ja za nadgarstek.

– Wybij to sobie z glowy, Morgan – powiedzial. – Widzialas jego skore? Juz po nim.

Za ich plecami rozlegl sie znajomy glos.

– Och, a to ci dopiero!

Brad i Morgan szybko odwrocili sie, zaskoczeni. Pistolet Morrisona wyladowal pod drzwiami. Britten podniosl go od niechcenia i wycelowal w ich strone. Zajrzal z obrzydzeniem do kotla.

– „Po nim' to troche za malo powiedziane – powiedzial. – Coz, ostatnio rzeczywiscie byl troche zbyt arogancki. Na szczescie rozwiazaliscie ten problem za mnie. Droga Morgan, alez ty jestes przebiegla! Domyslam sie, ze nie polknelas tych tabletek?

W odpowiedzi tylko przeszyla go wscieklym spojrzeniem.

– Zawsze niewyczerpana w pomyslach – ciagnal Britten. – Jest to jeden z powodow, dla ktorych mimo wszystko zamierzam spedzic z toba reszte zycia.

– Co zrobiles Michaelowi? – warknal Brad.

– Jest bezpieczny, ale nie tobie to zawdziecza. Powiedzialbym nawet, ze przywiazal sie do mnie. Sluchaj, Morgan – ciagnal – sprobujmy zapomniec o tym wszystkim, dobrze? Wierz mi, jestem naprawde rozsadnym czlowiekiem. Pora, zebysmy wspolnie pomysleli o przyszlosci.

Morgan zawahala sie. Z calego serca nienawidzila tego szalenca. Mial na jej punkcie obsesje, ktora, choc podrecznikowa w swoich objawach, czynila go nieprzewidywalnym, a to ja niepokoilo. Nie bala sie o siebie, ale o Brada i Michaela. Czlowiek, ktory tak bezdusznie zareagowal na smierc swojego wspolnika, byl zdolny do wszystkiego.

– To niezly pomysl, Hugh. Brad spojrzal na nia oslupialy.

– Morgan, chyba nie mowisz powaznie? Przeciez to wariat! Poslala mu ostrzegawcze spojrzenie.

– Wariat, powiadasz? – rzucil Britten bez mrugniecia okiem. – Moze i masz racje. Ale co z tego, skoro twoje opinie juz niedlugo nie beda mialy zadnego znaczenia. – Wyjal z kieszeni rolke tasmy klejacej i rzucil ja Morgan. – Zwiaz pana doktora. Rece z tylu, prosze.

– A potem pojdziemy stad? – spytala.

– Och, oczywiscie. Wszyscy inni tu zostana, wlacznie z nieszczesnym panem Milawe. To byl niezwykly czlowiek, szkoda, ze tak skonczyl. Bedzie mi go brakowalo, ale coz… trzeba dalej pracowac.

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×