wreszcie znalazl, wytarl sobie twarz. Drobne ranki juz prawie nie krwawily. Rozejrzal sie i zauwazyl, ze jest tu jeszcze drugi pokoj. Wlaczyl swiatlo i wszedl tam.
Pomieszczenie bylo wypelnione spreparowanymi szkieletami i wiszacymi na scianach polkami z nierdzewnej stali. Na drugim koncu stal ogromny czarny zelazny kociol z wrzaca woda. Brad, zaskoczony, przez chwile stal w bezruchu. Potem zamknal drzwi, odwrocil sie i podszedl do nieprzytomnego mezczyzny.
Zakrwawiony naboj lezal na podlodze. Spelnil swoje zadanie: tlok byl wcisniety, a strzykawka oprozniona. Brad uklakl przy Milawe i od razu zorientowal sie, czemu srodek zadzialal tak szybko. Szczesliwym trafem igla wbila sie w zyle biegnaca pod skora pokrywajaca naczynia krwionosne szyi. Wygladalo na to, ze ketamina zostala wstrzyknieta prosto do wewnetrznej zyly szyjnej. Srodek uspokajajacy musial dostac sie do mozgu Milawe w kilkanascie sekund, pozbawiajac go swiadomosci.
Nagle drzwi otworzyly sie i do domu wbiegl Michael, sciskajac w rekach torbe i strzelbe.
– O to chodzilo, tato?
– Tak – odparl Brad. – Poloz to na podlodze. Kiedy sie obudziles?
– Zaraz po tym, jak on zaczal palic trawe i…
– Hej, hej, kolego! A skad ty wiesz, co to jest trawa?
– Tato, daj spokoj! Przeciez czuc jaw calej szkole.
– Boze jedyny – powiedzial jego ojciec, krecac glowa. – Mow dalej.
– Zakleil mi usta tasma, ale rece mialem zwiazane luzno, no nie? Kiedy otworzylem oczy, ten facet siedzial sobie i palil. Jestem pewien, ze nie zauwazyl, ze juz nie spie. Potem zobaczylem cie w oknie.
– Nie wiedzialem, czy mnie poznales.
– Bo nie poznalem, dopoki nie uderzyl piorun – powiedzial Michael. -Ale potem zauwazylem, ze on wstaje. Wiedzialem, ze go nie widzisz. Chcialem cie ostrzec, ale… – Glos Michaela zalamal sie i chlopiec zaczal plakac. – Przepraszam, tato.
– No cos ty! Przeciez ja tez sie balem. – Brad przygarnal syna do siebie. – Ale nic nam sie nie stalo, prawda? Michael pociagnal nosem i skinal glowa.
– No. Ale kiedy ten facet rzucil sie na ciebie, tak sie zezloscilem, ze ugryzlem go w noge.
– Ugryzles go?
– Tak. Nic innego nie przyszlo mi do glowy. Mowie ci, ale go zalatwilem!
Na twarz Brada wyplynal usmiech pelen wdziecznosci i podziwu. To wyjasnialo, dlaczego Milawe wypuscil go ze smiertelnego uscisku. Michael uratowal zycie swojemu ojcu.
Brad spojrzal na Milawe. Przyszedl mu do glowy pewien pomysl. Przez ostatnie kilka tygodni nagromadzilo sie mnostwo pytan. Milawe mogl udzielic na nie odpowiedzi. Jako narzedzie w rekach Brittena z pewnoscia doskonale wiedzial, co wydarzylo sie w szpitalu. Sprawdziwszy puls i zrenice Milawe, Brad otworzyl swoja torbe.
– Co chcesz zrobic, tato?
– Mam tu taki lek o nazwie brevital. – Chlopiec wygladal na zbitego z tropu. – Slyszales kiedys o eliksirze prawdy? – spytal. Mikey potrzasnal glowa.
– To eliksir, ktory zmusza ludzi, by mowili prawde. Duza dawka dziala usypiajaco, ale jesli dobierze sie odpowiednia ilosc leku, to delikwent odpowie na kazde pytanie, jakie mu zadasz.
– Fajnie. O co go zapytasz?
– Wlasnie sie zastanawiam. – Brad wyjal z torby fiolke, w ktorej bylo dwa i pol grama sproszkowanego brevitalu. W normalnych warunkach srodek ten rozpuszczano, po czym przenoszono do wiekszej ilosci rozcienczalnika, na ogol wynoszacej dwiescie piecdziesiat centymetrow szesciennych. Potem pacjentowi powoli wstrzykiwano dziesiec centymetrow szesciennych plynu, co rownalo sie stu miligramom czystego brevitalu. Jednak jedynym rozcienczalnikiem, jakim Brad dysponowal w tej chwili, bylo piecdziesiat centymetrow szesciennych sterylnej wody; oznaczalo to, ze stezenie bedzie pieciokrotnie wyzsze od normalnego. Musial wiec zachowac najwyzsza ostroznosc przy wstrzykiwaniu srodka. Jesli poda go za duzo albo za szybko, Milawe moze juz sie nigdy nie obudzic.
Brad rozpuscil proszek, rozcienczyl go i napelnil strzykawke. Musial zaczekac z podaniem brevitalu, az ketamina przestanie dzialac, a nie wiedzial, jak dlugo to potrwa. Domyslal sie, ze okolo godziny. Za dlugo. Znow zaczal grzebac w torbie.
Brad zalowal teraz, ze bardziej nie zainteresowal sie farmakologia, ale coz, w tej sytuacji musial zgadywac. Wyjal kilka ampulek i fiolek, po czym przeniosl ich zawartosc do strzykawki o pojemnosci pieciu centymetrow szesciennych. Otrzymal w ten sposob silna mieszanke maziconu, efedryny i narcanu. Nie mial pojecia, ile wynosi normalna dawka ani czy to cholerstwo w ogole zadziala.
Michael przygladal sie, jak ojciec zawiazuje mankiet na bicepsie Milawe.
– Moge i ja go o cos spytac?
– Masz cos konkretnego na mysli, chlopie?
– Chce sie dowiedziec, dlaczego zrobil krzywde Nbele.
– Tez jestem tego ciekaw – powiedzial Brad, czujac nawrot gniewu. -Najpierw jednak musze go troche ocucic. Michael, przerazony, zrobil krok do tylu.
– Tato, nie budz go!
– Nie boj sie, nigdzie nam nie ucieknie.
Brad poklepal przedramie Milawe, powodujac rozszerzenie naczyn krwionosnych. Znalazl wystajaca zyle w zgieciu lokcia i podlaczyl kroplowke.
Nastepnie podczepil do niej strzykawke i zaczal powoli wciskac tlok. Co pewien czas szczypal Milawe i klepal go w policzek. Po mniej wiecej trzech minutach Murzyn poruszyl sie. Brad sprawdzil puls – byl mocno przyspieszony – i zrenice, ktore zaczynaly sie zwezac. Potem, zanim Milawe zdazyl sie ocknac, Brad zamienil strzykawki, podlaczajac do kroplowki brevital.
Ostroznie wcisnal tlok. Pod wplywem srodkow pobudzajacych Milawe powoli zaczal wracac do przytomnosci. Zamrugal powiekami, po czym szybko popatrzyl w lewo i w prawo. Juz odwracal glowe w strone Brada, kiedy zaczal dzialac brevital. W oczach Nuru pojawil sie blysk zlosci, ale zaraz znow zasnula je mgla. Brad zdjal reke ze strzykawki.
– Pora sie obudzic – powiedzial i klepnal Milawe w policzek. – Mam do ciebie pare pytan.
Mezczyzna burknal cos pod nosem.
Michael na wszelki wypadek trzymal sie od niego z daleka.
– Boje sie, tato.
– Wiem, Mikey. Ale on nie wstanie, wierz mi. Chce tylko, zeby sie troche ocknal.
Odpowiednio dozujac brevital, mogl utrzymywac Milawe w stanie pol-przytomnosci, miedzy jawa a snem. Uwaznie przygladal sie jego twarzy. Pod pewnymi wzgledami brevital dzialal jak alkohol. Powodujac rozluznienie wszelkich zahamowan, rozwiazywal jezyk. Objawem tego, ze lek zaczyna dzialac, byl euforyczny usmiech. Miesnie twarzy Milawe powoli sie napinaly, az wreszcie wykrzywil usta w radosnym grymasie. Juz czas.
– Slyszy mnie pan, panie Milawe?
Mezczyzna z widocznym wysilkiem wydal wargi.
– Kurwa…
– A, to rozumiem. Teraz zadam ci kilka pytan, dobrze?
– Pytan – wymamrotal Milawe.
– Jak sie nazywasz?
Wydawalo sie, ze znalezienie odpowiedzi kosztuje go mnostwo wysilku, jakby jego mozg pracowal na mocno zwolnionych obrotach.
– Nuru Milawe – wykrztusil wreszcie.
– Widzisz, jakie to latwe? Nastepne pytanie. Po co przywiozles tu Mi-chaela Hawkinsa?
Powoli, zacinajac sie, Milawe odpowiedzial na wszystkie zadane mu pytania. Brad musial umiejetnie dozowac brevital, zwiekszajac dawke, gdy bylo to konieczne, i przerywajac zastrzyk, gdy mezczyzna zaczynal tracic przytomnosc. Sluchal jego wyjasnien z narastajaca wsciekloscia. Musial wytezyc cala sile woli, by oprzec sie pokusie podania mu smiertelnej dawki.
Nuru wyjasnil, ze przywiezienie tu Michaela bylo jego pomyslem. Za reszte odpowiada Britten.
– A skad ty wlasciwie znasz doktora Brittena?
– Kosci – powiedzial Nuru. – Britten… kolekcjoner.
– I to on wpadl na pomysl, by zabic te dzieci?