fentanylu i diazepamu, po czym napelnil strzykawke. Zaaplikowal nieprzytomnemu mezczyznie obydwa te srodki, a nastepnie podal mu duza dawke brevitalu. Barbituran, srodek uspokajajacy i narkotyk powinny utrzymac go w stanie uspienia do czasu, az policja przysle tu woz patrolowy. Usatysfakcjonowany Brad zamknal torbe i podniosl strzelbe za lufe.

– Chodzmy stad, Mikey.

Z drugiej strony pokoju dobiegl tubalny glos.

– A dokad to, panowie?

Brad zastygl w bezruchu. Daniel Morrison wylonil sie z cienia i ruszyl w jego strone, z pistoletem w dloni. Za nim w drzwiach, stal Britten. Brad czul gwaltowny przyplyw adrenaliny i ogarnela go slepa furia. Bez namyslu cisnal strzelba w Morrisona.

Morrison zauwazyl lecaca w jego strone wiatrowke. Probowal sie uchylic, ale nie zdazyl. Drewniana kolba trafila go w czolo. Odruchowo pociagnal za spust. Pistolet wystrzelil.

Wydrazony pocisk przecial powietrze i wbil sie w szczeke Milawe. Kiedy kula trafila w cel, jej miedziany plaszcz rozerwal sie na kawalki, ktore polecialy w gore, w strone mozgu. Najwiekszy odlamek przecial tetnice i utkwil w kosci skroniowej.

– Uciekaj, Mikey! – krzyknal Brad. Michael jednak byl przerazony. Z szeroko otwartymi oczami i ustami, stal jak wrosniety w ziemie.

– Lap go! – wrzasnal Britten.

Morrison szybko doszedl do siebie. Kiedy mgla rozwiala mu sie sprzed oczu, zauwazyl Brada wbiegajacego w drzwi. Morrison podniosl pistolet i nie mierzac, pociagnal za spust. Bron podskoczyla mu w dloni. Kule przebily framuge, wyrywajac z niej drzazgi. Ale Brad zniknal.

– Gon go! – krzyknal Britten. Zlapal Michaela za reke. – Mam dzieciaka!

Brad byl przerazony. Rozejrzal sie goraczkowo. Jego wzrok spoczal na drzwiach w drugim koncu pokoju. Rzucil sie biegiem w ich strone. Mijajac goracy kociol, otarl sie o niego i oparzyl sobie reke. Zacisnal zeby i przypadl do klamki. Drzwi byly zamkniete. Brad odchylil sie, po czym wpadl na nie z calym impetem, wbijajac ramie w zmurszale drewno. Rozlegl sie glosny trzask i drzwi wyskoczyly z zawiasow. Brad wypadl z domu.

Biegl po mokrych od deszczu lisciach, zapadajacych sie w bloto. Za plecami mial las. Przez ulamek sekundy Brad nie wiedzial, co robic. Nie chcial opuscic Michaela, ale z drugiej strony zdawal sobie sprawe, ze jesli tu zostanie, zginie. Musial uciec i wezwac pomoc. Las mogl dac mu schronienie; Brad rzucil sie wiec, na wpol slizgajac sie, na wpol biegnac w strone tonacych w mroku drzew. Ani na chwile nie przestal myslec o synu. Obejrzawszy sie przez ramie, zobaczyl sylwetke Morrisona rysujaca sie w otwartych drzwiach.

– Hawkins, zapomniales swojego dzieciaka! – krzyczal. – Cos mi mowi, ze Britten potrafi swietnie sie bawic z malymi chlopcami, doktorku. Nie zmuszaj mnie, zebym cie gonil!

Brad wpadl miedzy drzewa, rozpamietujac slowa Morrisona. Nisko wiszace galezie smagaly go po twarzy. Gdy spowil go mroczny calun lasu, zwolnil kroku, oddychajac ciezko. Za plecami slyszal tupot nog Morrisona. Brad bez wahania rzucil sie w gesta ciemnosc.

ROZDZIAL 20

Huk wystrzalow przestraszyl Morgan. Zatrzymala sie na chwile, po czym schowala sie za drzewem. Z bijacym sercem chwytala powietrze. Byla pewna, ze Brad jest w stojacym przed nia domu; mozliwe, ze byl tam tez Michael. Gdyby tylko miala jakas bron… Zbierajac sie na odwage, podeszla na palcach do zaniedbanego budynku.

Znow zerwal sie silny wiatr, swiszczacy w koronach drzew. Galezie smagaly Morgan po ciele, a krople deszczu padaly na jej glowe i ramiona. Pochylona podkradla sie do najblizszego okna. Framuga byla calkowicie roztrzaskana. Uslyszawszy cichy jek, Morgan ostroznie wychylila sie zza parapetu.

Jej oczom ukazal sie slabo oswietlony pokoj. Britten przytrzymywal na skladanym lozku wyrywajacego sie Michaela i krepowal jego rece tasma samoprzylepna. Na widok umorusanych policzkow chlopca zal scisnal ja za serce. Z twarzy Brittena bila dzika furia. Kiedy nagle zwrocil sie w strone okna, Morgan blyskawicznie sie pochylila.

Miala wrazenie, ze jej nie zauwazyl. Nie unoszac glowy, ruszyla wzdluz sciany. Wychylila sie zza rogu, ale zobaczyla tylko nieprzeniknione ciemnosci. Odetchnela gleboko i poszla przed siebie, probujac znalezc jakis sposob, by niezauwazenie dostac sie do domu.

Sto metrow dalej Brad przedzieral sie przez zarosla. Jego skore, chlostana galeziami, przecinaly dziesiatki zadrapan. Powoli oswajajac wzrok z ciemnoscia, dostrzegl przed soba mala polane. Przyszlo mu do glowy, ze gdyby zaszedl Morrisona z tylu, moglby odebrac temu draniowi bron. A potem, gdyby wszystko poszlo po jego mysli, uratowalby Michaela. Nagle zastygl w bezruchu. W jego nozdrza uderzyl odor smierci. Cieply, wilgotny powiew znad moczarow potegowal won zgnilizny. Cuchnelo tu jak w szpitalnej kostnicy, tyle ze smrod byl po tysiackroc intensywniejszy. Brad zmarszczyl nos i cofnal sie o krok, ogarniety obrzydzeniem.

Ziemia rozstapila mu sie pod nogami. Po chwili tkwil w niej juz po kostki. Trzesawisko wciagalo go coraz glebiej, a odor przybieral na sile. Brad szarpnal sie w bok, usilujac uwolnic sie z pulapki. Wyskoczyl do przodu, zostawiajac buty w bagnie, ale trafil na jeszcze bardziej zdradliwy grunt. W mgnieniu oka zapadl sie po kolana, a gesta maz w blyskawicznym tempie wciagala go coraz glebiej.

Ogarnal go paniczny strach. Brad rozpaczliwie szarpal sie na wszystkie strony, usilujac znalezc jakies oparcie dla nog, jednak bagno wydawalo sie bezdenne. Z sekundy na sekunde zapadal sie coraz glebiej, breja siegala juz jego bioder. Oszalaly z przerazenia, zaczal wymachiwac rekami w poszukiwaniu czegos, czego moglby sie chwycic.

Czul, ze nadchodzi smierc, wciagajaca go nieublaganie w cuchnaca maz. Nie zamierzal jednak sie poddac. Przez glowe przemknely mu mysli o Michaelu i Morgan, dodajac sil. W ostatnim desperackim zrywie rzucil sie naprzod.

Trzesawisko nie zamierzalo jednak go puscic. Breja szybko siegnela jego szyi i zaczela wlewac sie do uszu. Brad odchylil glowe, kierujac podbrodek ku gorze, rozpaczliwie starajac sie utrzymac na powierzchni. Gwaltownie szarpal rekami i nogami, ale jego cialo bylo zbyt ciezkie; czul sie, jakby plywal pieskiem w melasie.

Zaczynalo mu brakowac tlenu. Kiedy wdychal cuchnace powietrze, male fale ohydnej mazi przewalaly sie przed jego wargami. Do ust wpadly mu kawalki czegos, co przypominalo zgnile mieso. Brad zakaszlal i prychnal, wypluwajac to obrzydlistwo.

Wciaz nie poddawal sie i wytezal wszystkie sily, usilujac utrzymac glowe nad powierzchnia brei. Jeszcze raz szarpnal sie ku gorze, rozrzucajac rece. Ku swojemu zdumieniu poczul pod palcami cos twardego. Po chwili chwycil korzen drzewa z determinacja czlowieka walczacego o zycie i pospiesznie podciagnal sie na nim obiema rekami.

Powoli, dyszac ciezko, wygrzebywal sie z bagna. Najpierw udalo mu sie wydobyc glowe nad powierzchnie mazi; wkrotce cofajaca sie breja siegala juz tylko jego kolan. Byl szczesliwy, ze zyje. Wciaz mial szanse uratowac siebie i swojego syna.

Rozejrzal sie w otaczajacych go ciemnosciach. Nagle oslepil go jasny blask. Brad odwrocil wzrok.

– Co, doktorze Hawkins, postanowilismy sobie poplywac? Brad od razu pojal, ze odglosy jego walki z bagnem musialy zwabic tu czlowieka, przed ktorym uciekal.

– Ale syf – stwierdzil Morrison. – Siedzisz w tym paskudztwie po szyje.

– Moglbys jeszcze ocalic wlasna skore – powiedzial Brad hardym tonem – gdybys przestal zachowywac sie jak idiota.

Morrison ostroznie nachylil sie i przystawil pistolet do glowy Brada.

– Wiesz, wlasciwie nie mialbym nic przeciwko temu, zeby rozwalic ci leb. Albo pozwolic utonac w tym gownie. Jeden diabel. Ale jestem czlowiekiem slownym l musze spelniac zachcianki mojego malego Hugh. Wyciagaj dupe z tej brei!

Brad nie mial wyboru. Jesli zginie, nie bedzie mogl pomoc Michaelowi. Morrison wylaczyl latarke i zrobil krok do tylu. Brad powoli podciagal sie na korzeniu, az wreszcie calkowicie wynurzyl sie z bagna. Padl bez zycia na mokra ziemie, chwytajac powietrze i dygoczac na calym ciele.

– Jezu, ale smierdzisz – powiedzial Morrison. – No, wstawaj. Idz w strone domu i nie rob zadnych

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×