– Tak – wybelkotal Nuru. – Powiedzialem mu o roztoczach… wiedzial, ze pracuje przy respiratorach. Dzieci… powiedzial, ze sa za kosztowne.

Nuru obrocil glowe i jego powieki zaczely sie podnosic. Brad ostroznie wstrzyknal mu kolejna dawke brevitalu.

– Robisz wszystko, czego on zazada, tak? Dlaczego?

– Pieniadze – wydusil Nuru. – Zalatwilem tez Schuberta. Brad nie posiadal sie ze zdumienia.

– Schuberta? To znaczy, ze Schubert zostal zamordowany? Nuru radosnie wyszczerzyl zeby i pokiwal glowa.

– Ale dlaczego zabiles wlasnego kuzyna? – spytal Brad. Na usta Nuru wyplynal polprzytomny usmiech.

– Zasluzyl sobie.

– A co z moim synem? Jak dlugo zamierzales go tu wiezic?

– Do skutku…

Na te slowa Michael wybuchnal placzem. Brad scisnal jego dlon, probujac dodac mu otuchy. Plan Brittena byl przerazajacy. Milawe to tylko dobrze oplacany chlopiec na posylki, pozbawiony skrupulow morderca, ale Britten… Zasieg tego spisku byl porazajacy.

Uzyskawszy wszystkie odpowiedzi, Brad przyciagnal syna do siebie, utulajac go w cieple swoich ramion.

– Wez to.

Morgan spojrzala na dwie zielone kapsulki lezace na dloni Morrisona.

– Po co?

– Bo nie chcemy, zebys nam przeszkadzala – powiedzial. – Sprawilas juz dosc klopotow. Jesli masz pojsc z nami, zrobisz to na moich warunkach!

– Co to za tabletki?

– Dzieki nim przez jakis czas bedziemy mieli cie z glowy. – Podal jej proszki i dal szkocka do popicia.

Morgan miala dosc pokornego wykonywania ich polecen. Kiedy polknie te tabletki, bedzie niezdolna do jakiegokolwiek dzialania, a tym bardziej do stawiania oporu. Rzucila okiem w strone korytarza, by sprawdzic, czy nie kreci sie tam Britten, po czym wziela szklanke whisky. Ledwie jednak zacisnela na niej palce, chlusnela alkoholem w twarz Morrisona i obrocila sie na piecie, ruszajac do wyjscia.

Morrison przewidzial jej reakcje. Uchylil glowe, dzieki czemu nie zostal oblany, i wysunal noge. Morgan potknela sie i runela na podloge. Morrison jakby nigdy nic podniosl szklanke i nalal nastepna solidna porcje alkoholu. Potem z poblazliwym usmiechem pomogl Morgan wstac i ponownie wyciagnal tabletki i szklanke w jej strone.

Wsciekla na siebie za swoja nieporadnosc, Morgan niechetnie wziela proszki. Przyjrzala im sie dokladnie, obracajac je w dloni. Zorientowala sie, ze jest to jakas pochodna etchlorowinolu, silnego leku nasennego. Popularny wsrod studentow, zostal odrzucony przez wiekszosc lekarzy z powodu toksycznosci. Dwie siedemsetpiecdziesieciomiligramowe kapsulki w polaczeniu z alkoholem mogly ja uspic na wiele godzin.

Patrzac hardo na Morrisona, Morgan wziela szkocka i wrzucila tabletki do ust, po czym zrecznie wsunela je jezykiem w zaglebienie obok gornych zebow trzonowych. Pociagnela lyk whisky, zakaszlala, po czym wypila do dna, oddajac Morrisonowi pusta szklanke.

– Pycha.

Morrison wpatrywal sie w nia nieprzeniknionym wzrokiem.

– Mam nadzieje, ze nie probujesz robic mnie w konia?

– Uwazasz mnie za idiotke?

– Otworz usta – powiedzial. – Podnies jezyk. Morgan wykonala polecenie.

– I co, zadowolony? – Obrzucila go lodowatym spojrzeniem i szybko odeszla na bok, zeby nie zdazyl zmienic zdania.

– No dobrze, ruszaj. – Pchnal ja mocno w plecy.

Morgan weszla do drugiego pokoju. Britten wyciagnal reke.

– Gotowa, moja droga? Daniel dal ci cos, zebys sie odprezyla?

– Odprezyla? – powiedziala. – Te dwie tabletki zwalilyby konia z nog.

– Przyda ci sie troche odpoczynku. Chodz – rzucil Britten i ruszyl w strone drzwi. – Pojedziemy moim wozem.

Siapil drobny deszcz. Morgan usiadla z tylu, a Morrison i Britten z przodu. Wiedziala, ze gdyby wziela te tabletki na czczo, rozpuscilyby sie i dostaly do krwiobiegu po okolo kwadransie. Czula w ustach gesta, rozplywajaca sie zelatyne. Kiedy nabrala pewnosci, ze Morrison i Britten patrza na droge, wyplula klejace kapsulki na dlon.

Woz jechal mokra od deszczu autostrada. Wycieraczki cicho szuraly po przedniej szybie, a spod kol samochodu dobywal sie jednostajny plusk. Morgan nie odrywala wzroku od zegara w desce rozdzielczej. Kiedy uznala, ze srodek usypiajacy powinien zaczac na nia dzialac, ziewnela przeciagle. Britten spojrzal na nia w lusterku wstecznym.

– Co, Morgan, jestes zmeczona?

– Zmeczona, tez cos – wymamrotala. – Raczej nacpana.

– No to lepiej sie zdrzemnij. No juz, poloz sie. Obudzimy cie, kiedy bedzie po wszystkim.

To wlasnie Morgan chciala uslyszec. Westchnela glosno i dramatycznie osunela sie na bok, po czym ziewnela jeszcze raz. W myslach odliczala sekundy. Po trzech minutach zaczela glosno chrapac.

Lezac z zamknietymi oczami, Morgan wsluchiwala sie w dzwieki dochodzace z zewnatrz. Przemijajaca burza odgrazala sie smiertelnikom hukiem piorunow. Monotonna melodie kol samochodu co pewien czas przerywal charakterystyczny stukot betonowych progow. Morgan czula lekki szum w glowie od wypitej szkockiej. Alkohol uspokoil jej skolatane nerwy. Rozmyslala goraczkowo nad swoja sytuacja.

Jedyna jej nadzieja bylo dzialanie z zaskoczenia. Domyslala sie, ze kiedy Morrison i Britten dojada na miejsce, zostawiaja w samochodzie, choc istniala mozliwosc, ze beda probowali ja obudzic i zabrac ze soba. Jesli tak sie nie stanie, ona pojdzie za nimi. Gdyby udalo jej sie ich zaskoczyc, moglaby sie do czegos przydac.

Morgan ani na chwile nie przestala donosnie chrapac. Wydawalo jej sie, ze minelo pol godziny, zanim woz wreszcie zaczal zwalniac. Autostrada przeszla w kreta, boczna droge. Uchyliwszy powieki, Morgan zauwazyla, ze Britten wylaczyl swiatla. Samochod zatrzymal sie i silnik zgasl.

– A niech to szlag – uslyszala glos Morrisona. – Czyj to woz?

– Jesli sie nie myle – powiedzial Britten – naszego dobrego znajomego, doktora Hawkinsa.

– Chryste! Przeciez mowiles, ze nikt nie wie, gdzie jest ten dom.

– Coz, najwyrazniej mylilem sie – ciagnal Britten spokojnym tonem. -Ale to nie ma znaczenia. Wyglada na to, ze Hawkins jest w srodku.

– Skad wiedzial, ze jest tu jego dzieciak?

– Moze nie wiedzial – powiedzial Britten. – Jesli nawet, to jego problem. Nie zdaje sobie sprawy, jak trudnym przeciwnikiem jest pan Milawe. Chodzmy.

– A dziewczyna?

Morgan uslyszala szelest materialu, co oznaczalo, ze Britten obejrzal sie. Lezala z otwartymi ustami, oddychajac rowno i gleboko.

– Niech sobie spi.

Morgan wstrzymala oddech i uslyszala charakterystyczny metaliczny trzask magazynka wkladanego do pistoletu, a potem odglos odciaganego zamka. Nastepnie drzwi samochodu otworzyly sie i zamknely ze stlumionym hukiem. Morgan wydawalo sie, ze slyszy cichy dzwiek oddalajacych sie krokow; jednak, poniewaz szyby byly pozasuwane, nie mogla byc tego pewna.

Po kilku minutach osmielila sie podniesc glowe i wyjrzec przez okno. Samochod stal w gestym, pograzonym w mroku lesie. W oddali widac bylo zarys zmurszalej stodoly. Morgan miala wrazenie, ze widzi tam jakis ruch, ale trwalo to tylko przez ulamek sekundy. Jej serce zaczelo bic mocniej, kiedy dostrzegla samochod Brada. Ostroznie wyszla z wozu Brittena i po cichu zamknela drzwi.

Bradowi wreszcie udalo sie uspokoic Michaela. Nie mial juz wiecej pytan do Nuru Milawe, mogl wiec oddac go w rece policji. Siegajac po telefon, przypomnial sobie, ze przecial kabel. Teraz tego zalowal. Na szczescie, komenda policji znajdowala sie niedaleko, o pietnascie minut drogi.

Brad nie chcial jednak zostawic Milawe samego. Znow zaczal grzebac w torbie. Szybko otworzyl ampulki

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×