Brad zupelnie zapomnial, ze jego ubranie jest mokre i smierdzace.
– To dluga historia – powiedzial.
Morgan podbiegla do nich. Przeciela tasme krepujaca Michaela, postawila go na podlodze i pchnela w strone drzwi prowadzacych na dwor.
– Wyjdz stad – powiedziala. – Uciekaj! Chlopiec zawahal sie i spojrzal pytajaco na ojca.
– Ale…
– Idz, idz! – krzyknal Brad.
Gdy Michael popedzil w strone wyjscia, za plecami Morgan na podloge runela krokiew, wzbijajac kaskade iskier. Slupy zlotego ognia strawily juz polowe domu i plomienie sunely po drewnianej posadzce niczym rozwijajacy sie dywan. Morgan drzacymi palcami przeciela tasme krepujaca rece Bra-da, po czym zajela sie paskami przywiazujacymi go do krzesla. Zar byl nie do zniesienia. Morgan spieszyla sie coraz bardziej. Wreszcie, kiedy iskry zaczely spadac deszczem na jej ramiona, uporala sie z ostatnim kawalkiem tasmy. Brad byl wolny.
Gdy rzucili sie biegiem ku drzwiom, rozlegl sie glosny trzask i fragment dachu nad ich glowami zaczal sie zapadac. Kiedy runal, Brad w ostatniej chwili pociagnal Morgan za nadgarstek. Rozzarzone krokwie z donosnym hukiem spadly na podloge tuz za ich plecami. Sekunde pozniej byli juz na zewnatrz, wdychajac chlodne nocne powietrze.
Sparalizowany strachem i zdumieniem, Michael stal nieruchomo, dopoki Brad nie porwal go na rece i zaniosl na bezpieczna odleglosc. Kiedy sie odwrocili, ujrzeli blysk; pozar objal reszte budynku. Brad, Morgan i Michael stali w milczeniu, wsluchani w przeciagly loskot, wpatrzeni w plomienie strzelajace ku niebu. Luna nadawala ich twarzom pomaranczowy odcien.
– Wreszcie jest po wszystkim, prawda? – spytala Morgan.
– Tak – odparl Brad. Objal syna, po czym wyciagnal do niej rece. – Juz po wszystkim.
EPILOG
Dzien Pracy
Poludniowo-wschodnie wybrzeze Long Island bylo mekka bogaczy, gwiazd i ich pretensjonalnych nasladowcow. Jednak wszyscy ci piekni ludzie nie wiedzieli, ze o rzut kamieniem od zlocistych plaz Hampton znajdowaly sie enklawy prawdziwej biedoty. Tydzien po gali w East Hampton, polaczonej ze zbiorka funduszy na kampanie wyborcza, Brad jechal wyboista ulica biegnaca niecale poltora kilometra od hotelu, w ktorym nocowal prezydent.
Zatrzymal woz przed malym bialym budynkiem. Prace remontowe byly w toku – podjazd nie zostal jeszcze wykonczony, a frontowe drzwi nalezalo jak najszybciej pomalowac. Wypisany duzymi literami szyld glosil: DARMOWA KLINIKA PEDIATRYCZNA. Brad zatrabil i odchylil sie na oparcie.
Wkrotce drzwi sie otworzyly i stanela w nich ciezarna Latynoska, niosaca dziecko na rekach. Najprawdopodobniej byla jedna z sezonowych pracownic przybywajacych na okoliczne farmy w porze zniw. Mimo upalu dziecko bylo szczelnie zawiniete w pled. Po minucie z kliniki wylonila sie Morgan, pomachala Janice na pozegnanie i usmiechnela sie do Brada. Pod bialym kitlem miala dzinsy i koszulke polo. Kiedy ruszyla do samochodu, podmuch wiatru rozwial jej rude wlosy. Wsiadla do uszu i pocalowala Brada w policzek.
– No i jak minal pierwszy tydzien? – spytal.
– Doskonale. – Obdarzyla go promiennym usmiechem. – Nie przypominam sobie, zeby za dawnych czasow pediatria byla az tak fajna.
– Bo moze nie byla. Wtedy robilas to, co musialas, a nie to, co chcialas. Myslisz, ze dalej bedziesz sie tym zajmowac?
– Przynajmniej na razie -.powiedziala. – Lepsze to niz zarzadzanie. Zostane tu dotad, az zabraknie mi pieniedzy.
Brad zjechal na jezdnie, kiwajac glowa. Klinika wydawala sie znakomita inwestycja dla kogos, kto musial zrewidowac swoje plany na przyszlosc. Fundusze na rozkrecenie interesu zawdzieczali Brittenowi i Morrisonowi. Choc ani
Brad, ani Morgan nie chcieli akcji, ktore niespodziewanie znalazly sie na ich kontach w domu maklerskim, nie mogli podwazyc waznosci elektronicznych transakcji i zrzec sie prawa do udzialow w firmie. Brad uznal, ze po wszystkich koszmarnych przezyciach Michael zasluzyl sobie na to, by pieniadze ze sprzedazy walorow poszly na jego przyszle studia; a Morgan doszla do wniosku, ze akcje AmeriCare najlepiej bedzie spozytkowac na sfinansowanie ochrony zdrowia, o jakiej zawsze marzyla, zapewniajacej opieke najbardziej tego potrzebujacym. Obydwoje blyskawicznie pozbyli sie udzialow w firmie.
Po kilku dniach, kiedy gazety zaczely rozpisywac sie o skandalu w AmeriCare, cena akcji spadla na leb, na szyje. Opinia publiczna przyjela z niedowierzaniem wiadomosci o tym, do czego zdolny byl zarzad, byle osiagnac zysk. Nie minal miesiac, a AmeriCare, nie bedaca w stanie przetrwac serii dochodzen i negatywnej kampanii w mediach, zostala bankrutem. Na aferze ucierpialy wszystkie firmy z tej branzy. Sprzeciw wobec dotychczasowego sposobu finansowania ochrony zdrowia osiagnal niespotykane rozmiary. Po kilku tygodniach wszyscy jednoglosnie zaczeli sie domagac glebokich reform.
Policjanci, ktorzy przeszukali dom Brittena, byli rownie zaskoczeni jak opinia publiczna. Pliki z jego komputera swiadczyly o tym, ze znany ekonomista zamierzal rozszerzyc swoja strategie wobec noworodkow na caly stan. Rozwazal takze zastosowanie opracowanych przez siebie metod w stosunku do innych pacjentow nie przynoszacych dochodow firmom ubezpieczeniowym, takich jak chorzy na AIDS czy na raka. Byl to plan z piekla rodem.
Na widok nadciagajacych z zachodu chmur burzowych Bradowi przypomniala sie tamta straszna noc. Minal prawie miesiac, nim Mikey w pelni doszedl do siebie; psycholog dzieciecy stwierdzil, ze chlopiec jest bardzo silny psychicznie. Byc moze od czasu do czasu beda go nawiedzac koszmary, dodal lekarz, ale pozniej powinny ustapic. Rownie silna okazala sie Jennifer, ktora w koncu odkryla, ze najlepszym antidotum na rozpacz po smierci syna jest troskliwa opieka nad corka.
Morgan patrzyla na przesloniete ciezkimi chmurami niebo. Sezon zeglarski mial trwac jeszcze miesiac i postanowili z Bradem, ze tego dnia zabiora Michaela na wieczorny rejs. Machnela reka ku chmurom.
– Myslisz, ze powinnismy zaryzykowac?
– Raczej nie – przyznal Brad. – Ale trzeba pojechac na przystan i rzucic kotwice, zanim nadejdzie burza.
– Moze jutro poplywamy?
– No jasne – przytaknal. – Po przejsciu takiego frontu atmosferycznego morze na ogol jest wyjatkowo spokojne.
Jak w zyciu, pomyslala Morgan. Nawet po najgwaltowniejszych burzach nastepowaly cudowne wschody slonca, jesli tylko mialo sie szczescie. Spojrzala w niebo, a potem na Brada. I usmiechnela sie.
Im szczescie dopisalo.
PODZIEKOWANIA
Szczegolne podziekowania naleza sie Alanowi Goldblattowi za cenne uwagi w kwestiach naukowych. Jak zawsze dziekuje Deannie Gebhart za pomoc przy obsludze komputera.
Jestem wdzieczny Joemu Veltre z St. Martin's Press za pomoc przy redakcji tekstu, a zwlaszcza Lindzie Price za jej nieustanne sugestie, przenikliwosc i rozwage. Jak zwykle pragne tez podziekowac mojemu agentowi, niestrudzonemu Henry'emu Morrisonowi.
Na koniec nieustajace wyrazy wdziecznosci dla Jima Byrne'a, Boba Kaplana, Boba Rileya, Nata Blumberga, Jerry'ego Levina, Roberta Hirscha, Johna Franco i Jerry'ego Garguilo za pomoc w sprawach osobistych.