zaskakujaco zadbany i wygladal zamoznie. Ubrany byl modnie, ale z klasyczna elegancja, w czarny surdut i ciemnoszare spodnie, a czarne buty mial wypolerowane do polysku. Wykrochmalona koszula wydawala sie snieznobiala przy ogorzalej cerze; fular z szarego jedwabiu byl zawiazany w nieskazitelny wezel. Gdyby jeszcze przed chwila ktos kazal Amandzie opisac ideal mezczyzny, powiedzialaby, ze to blondyn o jasnej karnacji i delikatnej budowie. Teraz musiala calkowicie zmienic zdanie. Zaden plowowlosy Apollo nie mogl sie rownac z tym roslym, krzepkim, wyjatkowo przystojnym mezczyzna.
– Panna Amanda Briars – powiedzial, jakby oczekiwal potwierdzenia swoich slow. – Pisarka.
– Tak, pisze powiesci – odrzekla z wymuszona cierpliwoscia. – A pana na moja prosbe przyslala tu pani Bradshaw, tak?
– Zdaje sie, ze tak – odparl wolno.
– Prosze o wybaczenie, panie… Nie, nie, niech pan nic nie mowi. Jak juz wyjasnilam, popelnilam blad, wiec prosze stad odejsc. Oczywiscie zaplace za usluge, chociaz nie zamierzam z niej skorzystac. Nie wykonal jej pan wylacznie z mojej winy. Prosze mi tylko powiedziec, ile wynosi stawka, a natychmiast zalatwimy te sprawe.
Nieznajomy patrzyl na nia i wyraz jego twarzy powoli zaczal sie zmieniac. Zaskoczenie ustepowalo miejsca fascynacji. Niebieskie oczy blyszczaly z rozbawieniem, przyprawiajac Amande o coraz wieksze zdenerwowanie.
– A o jakie uslugi dokladnie chodzilo? – zapytal lagodnie i podszedl blizej. – Obawiam sie, ze nie omowilem z pania Bradshaw szczegolow.
– Och, nic nadzwyczajnego. – Amandzie coraz trudniej bylo zachowac zimna krew. Jej policzki plonely ogniem, uderzenia serca odbijaly sie echem w kazdym zakatku ciala. -Zwykla usluga. – Odwrocila sie do stojacej przy scianie konsolki, gdzie wczesniej polozyla plik starannie zlozonych banknotow. – Zawsze place swoje dlugi. Niepotrzebnie narazilam pana i pania Bradshaw na klopoty, wiec oczywiscie musze to wynagrodzic… – Urwala i wydala z siebie zduszony okrzyk, kiedy poczula, ze przybysz scisnal jej ramie. To nie do pomyslenia, zeby obcy mezczyzna dotykal jakiejkolwiek czesci ciala damy, choc oczywiscie jeszcze bardziej nie do pomyslenia bylo to, ze dama uciekla sie do wynajecia meskiej prostytutki. Zdruzgotana Amanda postanowila, ze predzej sie zabije, niz jeszcze kiedykolwiek zrobi cos tak nierozwaznego.
Zesztywniala pod jego dotykiem, nie smiac sie ruszyc, gdy nagle, tuz przy uchu, uslyszala jego glos.
– Nie chce pieniedzy – powiedzial z lekkim rozbawieniem. -Nie placi sie za usluge, ktora nie zostala wykonana.
– Dziekuje. – Zacisnela piesci taka mocno, ze az zbielaly jej kostki. – To bardzo uprzejmie z panskiej strony. Zaplace przynajmniej za powoz. Nie musi pan wracac do domu piechota.
– Alez ja jeszcze nie wychodze.
Amanda ze zdziwienia az otworzyla usta. Odwrocila sie na piecie i spojrzala na niego przerazonym wzrokiem. Co to ma znaczyc? Jak to, nie wychodzi? Zaraz zmusi go do wyjscia, nie pytajac, czy sobie tego zyczy, czy nie! Szybko rozwazyla w myslach, co moze zrobic w tej sytuacji, niestety, nie miala wielkiego wyboru. Lokajowi, kucharce i pokojowce dala dzisiaj wychodne, wiec nie mogla sie spodziewac pomocy z ich strony. Nie mogla tez przeciez przywolac policjanta. Takie zdarzenie wywolaloby skandal, ktory zaszkodzilby jej pozycji zawodowej, a przeciez pisanie bylo jej jedynym zrodlem utrzymania. W porcelanowym stojaku przy drzwiach spostrzegla parasol z drewniana raczka i dyskretnie zrobila krok w tamta strone. Niechciany gosc natychmiast zauwazyl ten manewr.
– Zamierzasz mnie tym uderzyc? – zapytal.
– Jesli okaze sie to konieczne.
Parsknal smiechem i uniosl do gory jej podbrodek, tak ze musiala spojrzec mu w oczy.
– Alez prosze pana! Co pan robi?
– Nazywam sie Jack. – Usmiechnal sie lekko. – I wkrotce sobie pojde, ale przedtem porozmawiamy o pewnych sprawach. Mam do ciebie kilka pytan.
Westchnela zniecierpliwiona.
– Panie Jack, nie watpie, ze ma pan jakies pytania, ale…
– Jack to moje imie.
– No, dobrze… Jack. – Skrzywila sie lekko. – Bylabym ci wielce zobowiazana, gdybys natychmiast opuscil moj dom.
Zrobil kilka krokow w glab korytarza; poruszal sie tak swobodnie, jakby zaprosila go na herbatke. Amanda czula, ze musi zmienic opinie na temat jego stanu umyslowego. Doszedl juz do siebie po tym, jak niespodziewanie sila wciagnela go do srodka, i poziom jego inteligencji wyraznie wzrosl.
Nieznajomy rozejrzal sie wokol, szacujac wzrokiem klasyczne meble w kremowo-niebieskim salonie i mahoniowy stol z wiszacym nad nim lustrem, stojacy w koncu holu. Jesli szukal wymyslnych ozdob lub oznak bogactwa, to musial sie rozczarowac. Amanda nie znosila rzeczy pretensjonalnych i niepraktycznych, totez wybrala meble raczej ze wzgledu na ich funkcjonalnosc niz styl. Kupujac stolik, starala sie, aby byl na tyle mocny, zeby utrzymac stos ksiazek i masywna lampe. Nie lubila zlocen, rzezbionych ornamentow i hieroglifow, ktore staly sie ostatnio bardzo modne.
Gosc zatrzymal sie przy wejsciu do salonu, wiec Amanda oznajmila oschle:
– Widze, ze nie zamierzasz wypelnic mojego polecenia, wiec prosze, wejdz do srodka i usiadz. Czym cie moge poczestowac? Moze kieliszek wina?
Chociaz zaproszenie zabrzmialo ironicznie, gosc przyjal je z usmiechem.
– Chetnie, pod warunkiem, ze sie do mnie przylaczysz.
Biale zeby nieoczekiwanie blysnely w usmiechu, a Amanda poczula sie tak, jakby po szarym, zimowym dniu weszla do cieplej kapieli. Zawsze bylo jej zimno. W wilgotnym, chlodnym klimacie Londynu marzla do szpiku kosci i chociaz okrywala sie pledami, brala gorace kapiele, pila herbate z brandy, wiecznie czula, ze marznie.
– Moze napije sie troche wina. – Sama zdziwila sie, ze to mowi. – Niech pan siada, panie… to znaczy, siadaj, Jack. -Obrzucila go ironicznym spojrzeniem. – Skoro jestes w moim salonie, to moze mi zdradzisz, jak masz na nazwisko.
– Nie – odrzekl cicho. Jego oczy nadal blyszczaly wesolo. -Biorac pod uwage okolicznosci, w jakich sie poznalismy, dochodze do wniosku, Amando, ze mozemy sobie mowic po imieniu.
Nie brakowalo mu tupetu! Nieco nerwowym gestem nakazala, zeby usiadl, a sama podeszla do kredensu. Jack jednak stal, dopoki nie napelnila dwoch kieliszkow czerwonym winem. Dopiero kiedy usiadla na mahoniowej kanapie, zajal stojacy nieopodal fotel. Blask ognia buzujacego w bialym marmurowym kominku migotal na jego czarnych wlosach i zlocil gladka, smagla skore. Bilo od niego zdrowie i mlodosc. Amanda pomyslala, ze Jack chyba jest od niej o kilka lat mlodszy.
– Czy moge wzniesc toast? – zapytal.
– Widze, ze masz na to wielka ochote – odrzekla surowo.
Usmiechnal sie i podniosl kieliszek.
– Zdrowie pieknej kobiety, obdarzonej wielka odwaga i fantazja.
Amanda nie spelnila toastu. Ze zmarszczonym czolem patrzyla, jak gosc upija lyk wina. Nie dosc, ze wtargnal do jej domu i nie chcial wyjsc, kiedy go o to poprosila, to jeszcze robil sobie z niej zarty.
Byla inteligentna, uczciwa kobieta i miala swiadomosc swoich wad oraz zalet… i wiedziala, ze nie jest pieknoscia. W najlepszym wypadku mozna bylo powiedziec, ze jest niebrzydka, i to tylko wtedy, jesli nie bralo sie pod uwage aktualnie obowiazujacego idealu kobiecej urody. Byla niska i dosc pulchna, chociaz ktos, patrzacy na nia przychylnie, opisalby jej sylwetke jako kobieca i zmyslowa. Geste, mahoniowe wlosy wily sie niesfornie i nie daly sie wyprostowac zadnym przyborem fryzjerskim ani mikstura. Owszem, odznaczala sie ladna cera, bez sladow po ospie i wypryskow, i jakis zyczliwy przyjaciel rodziny kiedys powiedzial, ze ma ladne oczy, ale byly to zwykle, szare oczy, ktorych nie ozywial nawet cien blekitu czy zieleni.
Nie mogac sie pochwalic uroda, Amanda postanowila doskonalic umysl i wyobraznie, ktore, jak ponuro przepowiedziala jej matka, sprowadza na nia tylko nieszczescie.
Dzentelmeni nie chcieli wyksztalconych zon. Woleli atrakcyjne kobiety, ktore nie myslaly za duzo i zawsze sie z nimi zgadzaly. A juz na pewno nie szukali kobiet z bujna wyobraznia, ktore marzyly o fikcyjnych postaciach z ksiazek. Dlatego tez dwie starsze i ladniejsze siostry Amandy zlowily mezow, ona zas zaczela pisac powiesci.
Nieproszony gosc nadal patrzyl na nia czulym wzrokiem.
– Powiedz mi, dlaczego taka urodziwa kobieta jak ty postanowila wynajac mezczyzne do lozka?
To bezposrednie pytanie urazilo ja, ale jednoczesnie… perspektywa szczerej, wolnej od zwyklych