2

Zaczekaj. – Amanda w panice odwrocila glowe, kiedy usta Jacka znalazly sie tuz obok jej ust. Wargi Jacka przylgnely do jej policzka i poczula zadziwiajace, mile cieplo. – Zaczekaj – powtorzyla drzacym glosem. Siedziala zwrocona twarza do ognia, ktorego zolty blask mocno oslepial, i starala sie unikac pocalunkow nieznajomego. Delikatnie muskal ustami jej policzek.

– Amando, czy ktos kiedys juz cie calowal?

– Oczywiscie, ze tak – odparla z urazona duma, ale nie miala zamiaru dodawac, ze to byly zupelnie inne pocalunki niz dzisiejszy. Calus skradziony w ogrodzie albo symboliczny uscisk i buziak pod swiateczna jemiola nie byly tym samym, co gorace objecia mezczyzny ogarnietego pozadaniem. -Wy…wydaje mi sie, ze masz w tych sprawach wielkie doswiadczenie – powiedziala. – Trudno sie dziwic… W tym zawodzie…

Usmiechnal sie szeroko.

– Chcialabys sie przekonac?

– Najpierw chce cie o cos zapytac. Jak… jak dlugo sie tym zajmujesz?

Od razu zrozumial, o co jej chodzi.

– Od kiedy pracuje dla pani Bradshaw? Wcale nie tak dlugo.

Ciekawa byla, co tez moglo przywiesc takiego mezczyzne do uprawiania prostytucji. Moze stracil prace lub zostal z niej zwolniony za popelnienie jakiegos bledu? A moze popadl w dlugi i potrzebowal dodatkowych zarobkow? Z jego wygladem, inteligencja i oglada latwo znalazlby zajecie w wielu zawodach. Musial byc naprawde zdesperowany albo leniwy i rozpustny.

– Masz rodzine? – wypytywala.

– Nie warto o niej wspominac. A ty?

Slyszac zmiane w tonie jego glosu, Amanda podniosla wzrok. Oczy Jacka spogladaly teraz powaznie, a jego twarz wydala sie jej tak pelna surowego piekna, ze az cos scisnelo ja w sercu.

– Rodzice juz nie zyja – odrzekla – ale mam dwie starsze siostry, obie zamezne. Mam tez duza liczbe siostrzencow i siostrzenic.

– Dlaczego nie wyszlas za maz?

– A dlaczego ty sie nie ozeniles? – odparowala.

– Za bardzo cenie sobie niezaleznosc, zeby sie jej wyrzec, nawet czesciowo.

– Mna kierowalo to samo – przyznala. – Poza tym kazdy, kto lepiej mnie poznal, zaswiadczy, ze jestem bezkompromisowa i uparta.

Usmiechnal sie leniwie.

– Po prostu nalezy sie z toba odpowiednio obchodzic.

– Odpowiednio sie ze mna obchodzic? – powtorzyla cierpko. – Moze mi laskawie wyjasnisz, co wlasciwie masz na mysli?

– Tylko to, ze mezczyzna, ktory wie cokolwiek o kobietach, potrafilby sprawic, zebys mruczala jak zadowolona kotka.

To stwierdzenie jednoczesnie zirytowalo ja i rozsmieszylo. Co za dran! Nie dala sie jednak zwiesc pozorom. Chociaz mowil zartobliwie, bylo w nim cos – jakies napiecie, wyrywajaca sie spod kontroli sila – co kazalo jej zachowac czujnosc. Nie byl to niedoswiadczony chlopak, tylko w pelni dojrzaly mezczyzna. Choc Amanda nie byla doswiadczona, z tego, jak na nia patrzyl, odgadla, ze czegos od niej chce. Moze ja sobie podporzadkowac, moze wykorzystac seksualnie, a moze po prostu wyciagnac od niej pieniadze?

Patrzac jej prosto w oczy, rozluznil wezel zawiazanego pod szyja fularu z szarego jedwabiu i zdjal go powoli, jakby sie bal, ze jakikolwiek gwaltowny ruch moze ja sploszyc. Rozpial trzy gorne guziki koszuli, a potem odchylil sie i spojrzal uwaznie na jej zarumieniona twarz.

W dziecinstwie zdarzalo sie Amandzie widywac fragment porosnietej siwymi wlosami piersi ojca, kiedy ten chodzil po domu w szlafroku. Oczywiscie widywala tez robotnikow i parobkow w rozpietych koszulach, nie pamietala jednak, zeby ktorykolwiek z nich mial piers niczym odlana z brazu, o mocnych, wyraznie zaznaczonych miesniach, ktore wprost polyskiwaly. Jego cialo wydawalo sie twarde i gorace. Plomienie tanczace w kominku zlocily gladka skore Jacka, podkreslajac trojkatne zaglebienie u nasady szyi.

Miala ochote go dotknac. Chciala przylozyc wargi do tego intrygujacego zaglebienia i wchlonac jeszcze wiecej odurzajacego zapachu tego mezczyzny.

– Chodz tutaj, Amando. – Jego glos brzmial cicho, ledwie slyszalnie.

– Nie moge – odmowila niepewnie. – Wydaje mi sie, ze powinienes juz isc.

Jack pochylil sie i delikatnie chwycil ja za nadgarstki.

– Nie zrobie ci krzywdy – wyszeptal. – Nie zrobie nic, co by ci sie nie podobalo, ale nie wyjde stad, jesli przedtem nie wezme cie w ramiona.

Miala zamet w glowie, a jednoczesnie ogarnialo ja pozadanie, i to wszystko sprawialo, ze czula sie calkowicie bezradna. Gdy przyciagnal ja blizej, oparla sie o niego, ale dalej siedziala sztywno wyprostowana. Jack pogladzil duza dlonia jej plecy, az przeszedl ja dreszcz. Skore mial goraca, jakby pod ta gladka, zlotawa powierzchnia plonal zywy ogien.

Oddech Amandy stal sie krotki, urywany. Z zamknietymi oczami napawala sie uczuciem zalewajacego ja od stop do glow ciepla. Po raz pierwszy w zyciu bezwladnie wsparla glowe na ramieniu mezczyzny.

Kiedy wyczul, ze drzy, przytulil ja mocniej i powiedzial pieszczotliwie:

– Nie boj sie, mhuirnin. Nie skrzywdze cie.

– Jak mnie nazwales? – zapytala ze zdumieniem. Usmiechnal sie.

– To takie czule slowko. Czyzbym ci jeszcze nie powiedzial, ze jestem Irlandczykiem?

To by wyjasnialo jego akcent, staranny, ale troche spiewny, zlagodzony celtycka nuta. Tlumaczylo to rowniez, dlaczego szukal pracy w przybytku pani Bradshaw. Rzemieslnicy i kupcy czesto woleli zatrudnic gorzej wykwalifikowanych Anglikow niz Irlandczykow, zostawiajac dla nich najbrudniejsza i najbardziej niewdzieczna prace.

– Czyzbys miala jakies uprzedzenia wobec Irlandczykow? -zapytal, patrzac jej prosto w oczy.

– Alez skad – odrzekla polprzytomnie. – Tylko tak sobie myslalam… ze pewnie dlatego jestes taki ciemny i masz takie niebieskie oczy.

– A chuisle mo chroi - wyszeptal, odgarniajac z jej czola wijace sie kosmyki.

– Co to znaczy?

– Kiedys ci wyjasnie. Kiedys… – Dlugo trzymal ja w objeciach, az poczula, ze ze wszystkich stron otacza ja cieplo jego ciala. Rozluznila sie i uspokoila. Dotknal palcami obszytej muslinowa falbanka wysokiej stojki sukni w brazowe i pomaranczowe pasy. Ostroznie, bez szczegolnego pospiechu, rozpial kilka guzikow i obnazyl miekka, gladka szyje. Amanda nie potrafila juz kontrolowac rytmu wlasnego oddechu. Jej piers co chwila unosila sie i opadala. Jack pochylil sie i nagle Amanda poczula na szyi dotyk jego ust. Z jej gardla wydarl sie cichy jek.

– Jestes taka slodka. – Te wypowiedziane szeptem slowa sprawily, ze po plecach przebiegl jej dreszcz. Kiedy wyobrazala sobie intymne chwile z mezczyzna, zawsze na mysl przychodzila jej ciemnosc i niezdarne, pospieszne, natarczywe dotkniecia. Nie przyszlo jej do glowy, ze moze sie to dziac w blasku i cieple ognia i ze ktos tak cierpliwie i delikatnie bedzie sie staral rozbudzic jej cialo. Usta Jacka powedrowaly w gore, do wrazliwej muszli ucha. Kiedy Amanda poczula lekkie dotkniecie jezyka, drgnela zaskoczona.

– Jack – wyszeptala. – Nie musisz odgrywac roli mojego kochanka. Naprawde… to bardzo milo z twojej strony, ale nie musisz udawac, ze ci sie podobam i…

Wyczula, ze sie usmiechnal.

– Musisz byc bardzo niewinna, mhuirnin, skoro uwazasz, ze mezczyzna potrafi z grzecznosci udawac cos takiego.

W tej samej chwili Amanda zdala sobie sprawe, ze cos w intymny sposob uciska jej biodro, i natychmiast znieruchomiala. Twarz jej poczerwieniala, a mysli chaotycznie przebiegaly jej przez glowe jak niesione wichura platki sniegu po niebie. Byla zawstydzona i… nie posiadala sie z ciekawosci. Siedzieli wtuleni w siebie. Amanda nigdy nie byla tak blisko pobudzonego mezczyzny.

– Oto twoja szansa, Amando – szepnal Jack. – Jestem twoj. Rob ze mna, co ci sie podoba.

– Ale ja nie wiem, co robic – odparla drzaco. – Wlasnie dlatego cie wynajelam.

Rozesmial sie i pocalowal jej odslonieta szyje, tam gdzie mozna bylo wyczuc bijacy szalenczo puls. Ta

Вы читаете Namietnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату