zapragnela.
– Ale przeciez my sie juz nigdy nie spotkamy – odparla rozzalona. – No i dzis sa moje urodziny.
Jack rozesmial sie. Pocalowal ja w usta i mocno przytulil, szepczac do ucha czule slowka. Jeszcze nikt do niej tak nie mowil. Mezczyzn oniesmielalo jej opanowanie i zasadniczy sposob bycia. Zaden dzentelmen nie osmielil sie nazwac jej swoim kochaniem, slicznotka, slodkim skarbem… i przy zadnym nie czula, ze te okreslenia naprawde do niej pasuja. Byla wdzieczna Jackowi, ze wprawil ja w taki nastroj, ale zarazem miala to sobie za zle. Teraz juz dokladnie wiedziala, dlaczego nie powinna byla sprowadzac tego tajemniczego osobnika do swojego domu. Lepiej bylo w ogole nie zaznac takich wrazen, skoro nigdy wiecej nie mialy byc jej udzialem.
– Amando – wyszeptal, zle sobie tlumaczac przyczyne jej naglego smutku. – Zaraz poczujesz sie lepiej. Zaczekaj chwile… Pozwol mi… – I wprawnie wsunal reke pod spodnice.
Amandzie krecilo sie w glowie. Lezala nieruchomo, obejmujac Jacka ramionami, kiedy dotykal aksamitnej skory jej brzucha, a potem tam, gdzie nawet sama nigdy sie nie dotykala. Nie mogac sie opanowac, konwulsyjnie poruszala biodrami. Irlandzki akcent Jacka byl teraz duzo wyrazniejszy.
– Czy wlasnie tutaj cie boli,
Wtulona w jego szyje, wydala stlumiony okrzyk. Palce Jacka bladzily po najwrazliwszym miejscu jej ciala, a ona miala wrazenie, ze zaczyna w niej plonac ogien. Zniewolona, chetnie poddawala sie jego pieszczotom. Odchylila glowe do tylu i wpatrzyla sie w niego polprzytomnym wzrokiem. Jego oczy przybraly kolor, ktorego nigdy dotad nie widziala, moze jedynie w snach… Byly jasne, jaskrawoniebieskie. Krzyknela cicho i wygiela sie w luk, poddajac sie zalewajacej ja fali rozkoszy.
Dala sie unosic ekstazie, gdy wtem Jack z jekiem odsunal sie od niej, usiadl i odwrocil glowe. Tak nagle przerwal pieszczoty, ze czula niemal fizyczny bol. Zrozumiala, ze chociaz doprowadzil ja do szczytu rozkoszy, sam nie mogl tego osiagnac. Niepewnie polozyla reke na jego udzie, dajac mu znac, ze pragnie dostarczyc mu takiej samej przyjemnosci, jaka on dal jej. Nadal na nia nie patrzac, uniosl jej dlon do ust i ucalowal wnetrze.
– Amando – powiedzial szorstkim glosem. – Nie moge juz dluzej sobie ufac. Musze wyjsc, dopoki jestem w stanie to zrobic.
– Zostan ze mna. Zostan na cala noc. – Zdziwila sie, slyszac w swoim glosie rozmarzony, teskny ton.
Jack spojrzal na nia z ukosa i zobaczyl rumieniec, ktory nie znikal z jej policzkow. Pogladzil jej dlon, jakby chcial wetrzec w skore odcisk pocalunku, ktory przed chwila tam zlozyl.
– Nie moge.
– Czy… czy chodzi o to… ze masz dzis jeszcze jedna wizyte? – zapytala z wahaniem. Na mysl o tym, ze z jej ramion pojdzie prosto do innej kobiety, poczula sie okropnie.
Rozesmial sie krotko.
– Dobry Boze, nie. Tylko ze… – Urwal i spojrzal na nia przeciagle. – Wkrotce to zrozumiesz. – Pochylil sie i pocalowal ja lekko w podbrodek, policzki i powieki.
– Juz wiecej… po ciebie nie posle – oznajmila zazenowana. Siegnal po lezacy obok pled i okryl ja starannie.
– Tak, wiem – odrzekl, wyraznie rozbawiony.
Nie otwierajac oczu, sluchala szelestu lnianej tkaniny, kiedy Jack ubieral sie przy kominku. Ze wstydem, ale i z przyjemnoscia, rozmyslala o tym, co jej sie przydarzylo tego wieczora.
– Dobranoc, Amando – powiedzial cicho i odszedl, a ona zostala sama, polnaga, w pomietej sukni, oswietlona tylko blaskiem ognia. Miekki, kaszmirowy pled otulal jej nagie ramiona. Rozpuszczone, wijace sie wlosy splywaly na oparcie kanapy.
Przychodzily jej do glowy bezsensowne mysli… Miala ochote odwiedzic Gemme Bradshaw i wypytac ja o mezczyzne, ktorego tu dzis przyslala. Chciala dowiedziec sie o Jacku czegos wiecej. Ale czemu mialoby to sluzyc? On zyl w zupelnie innym swiecie – podejrzanym i zagadkowym. Nie moglaby sie z nim zaprzyjaznic i choc dzis nie wzial od niej pieniedzy, nastepnym razem na pewno by to zrobil. Nie spodziewala sie, ze ogarna ja takie uczucia. Miala wyrzuty sumienia, ale czula tez jakas tesknote. W calym ciele nadal rozplywalo sie rozkoszne cieplo, a po skorze przebiegaly lekkie dreszcze, jakby ktos lekko dotykal jej piorkiem. Przypomniala sobie jego smiale dlonie, usta na swoich piersiach i z jekiem wstydu zakryla pledem twarz.
Jutro rozpocznie reszte swojego zycia, tak jak to sobie obiecala. Ale tej nocy pozwoli sobie na fantazje o mezczyznie, ktory juz w tej chwili wydawal jej sie bardziej postacia ze snu niz czlowiekiem z krwi i kosci.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – wyszeptala sama do siebie i usmiechnela sie.
3
Po smierci ojca Amanda bez wahania podjela decyzje o przeprowadzce do Londynu. Mogla zostac w Windsorze. W tym miescie, oddalonym zaledwie okolo czterdziestu kilometrow od Londynu, znalazlaby rowniez kilku zaslugujacych na uwage wydawcow. Mieszkala tam od urodzenia. Siostry wraz z rodzinami osiedlily sie w najblizszej okolicy, jej natomiast ojciec zapisal w testamencie maly, ale wygodny rodzinny dom Briarsow.
Jednak po pogrzebie ojca Amanda niezwlocznie sprzedala dom, wywolujac glosne protesty siostr, Helen i Sophii. Tlumaczyly jej ze zloscia, ze tutaj sie urodzily, wiec Amanda nie ma prawa pozbywac sie domu, z ktorym tak mocno zwiazana jest historia rodziny Briarsow.
Sluchala ich krytycznych uwag ze spokojna mina, ale w glebi duszy kryla ponura satysfakcje. Uwazala, ze ma prawo rozporzadzac domem wedlug wlasnej woli. Moze Helen i Sophia nadal czuly do niego sentyment, ale dla niej przez piec lat byl on wiezieniem. Siostry wyszly za maz i przeprowadzily sie do wlasnych domow, natomiast Amanda zostala przy rodzicach i pielegnowala kazde z nich w chorobie, az do ich smierci. Matka przez trzy lata umierala na suchoty. Odchodzila dlugo, bolesnie i w przykry dla wszystkich sposob. Potem zaniemogl ojciec, nekany najrozniejszymi przypadlosciami, ktore w koncu calkowicie wyniszczyly jego organizm.
Caly ciezar opieki nad rodzicami spoczywal na barkach Amandy. Siostry byly zbyt zajete wlasnymi rodzinami, zeby zaoferowac jej jakakolwiek pomoc, a wiekszosc krewnych i przyjaciol uznala, ze Amanda jest wystarczajaco zaradna i silna, zeby mogla dac sobie ze wszystkim rade sama. Byla przeciez stara panna, wiec coz innego miala w zyciu do roboty?
Jedna poczciwa ciotka oznajmila jej nawet w dobrej wierze, ze jest przekonana, iz to sam Pan Bog nie dopuscil do jej zamazpojscia wlasnie po to, zeby schorowani rodzice mieli na stare lata wlasciwa opieke. Amanda zalowala, ze dobry Pan Bog nie wpadl na jakis lepszy pomysl. Najwyrazniej nikomu jakos nie przyszlo do glowy, ze Amanda byc moze zlapalaby meza, gdyby ostatnich lat przemijajacej mlodosci nie poswiecila na zajmowanie sie matka i ojcem.
Te lata byly dla niej bardzo trudne, zarowno psychicznie, jak i fizycznie. Matka, ktora zawsze miala ciety jezyk i byla wiecznie ze wszystkiego niezadowolona, znosila ciezka, wyniszczajaca chorobe z zadziwiajacym spokojem i godnoscia. Pod koniec zycia stala sie lagodniejsza i bardziej kochajaca niz kiedykolwiek przedtem, wiec jej odejscie bylo dla corki wyjatkowo bolesne.
Ojciec, dla odmiany, zmienil sie w chorobie z pogodnego czlowieka w najbardziej nieznosnego pacjenta, jakiego mozna sobie wyobrazic. Amanda bezustannie biegala po calym domu, zeby cos mu przyniesc, przygotowywala posilki, ktore nigdy mu nie smakowaly, i spelniala setki wydawanych placzliwym glosem polecen. Byla tak zajeta, ze nie miala ani chwili dla siebie.
Zeby nie zgorzkniec z powodu poczucia krzywdy, zaczela pisac powiesci. Znajdowala na to czas wczesnym rankiem i poznym wieczorem. To, co z poczatku mialo byc sposobem na oderwanie mysli od codziennego uciazliwego zycia, z kazda zapisana strona zmienialo sie w powazna tworczosc. Amanda nabrala nadziei, ze powiesc okaze sie godna publikacji.
Kiedy zmarli oboje rodzice, miala juz za soba publikacje dwoch ksiazek i mogla robic to, na co miala ochote. Chciala spedzic reszte zycia w najruchliwszym, najwiekszym miescie swiata, dolaczyc do poltoramilionowej rzeszy jego mieszkancow. Korzystajac z dwoch tysiecy funtow, ktore ojciec zostawil jej w spadku, jak tez z pieniedzy, ktore uzyskala ze sprzedazy domu, zamieszkala w eleganckiej, zachodniej dzielnicy Londynu. Z Windsoru zabrala ze soba dwoje sluzacych, ktorzy od dawna pracowali dla rodziny – lokaja Charlesa i pokojowke Sukey. Na miejscu zatrudnila tez Violet, kucharke.
Londyn z nawiazka spelnil wszystkie jej oczekiwania i nadzieje. Choc mieszkala tu juz pol roku, nadal budzila sie kazdego ranka z milym uczuciem zaskoczenia i oczekiwania. Lubila uliczny kurz, zgielk i zdumiewajaco szybkie