sytuacja wydawala jej sie tak nieprawdopodobna, tak niepasujaca do jej normalnego zycia, ze miala wrazenie, iz jest kims innym, a nie Amanda Briars – wiecznie skrobiaca piorem po papierze stara panna o poplamionych atramentem palcach, grzejaca nogi butelka z ciepla woda. Stala sie kims lagodnym… bezbronnym… kobieta zdolna do pozadania i pozadana.

Nagle zdala sobie sprawe, ze zawsze troche bala sie mezczyzn. Niektore kobiety doskonale rozumieja przeciwna plec, jej jednak przychodzilo to z trudem. Wiedziala tylko tyle, ze nawet kiedy byla mloda, dzentelmeni nigdy z nia nie zartowali ani nie flirtowali. Rozmawiali z nia o powaznych sprawach, traktowali ja z szacunkiem, zgodnie z zasadami dobrego wychowania, i nigdy nawet nie przyszlo im do glowy, ze byloby jej milo, gdyby popatrzyli na nia czasem bardziej frywolnie.

A teraz ten niesamowicie przystojny mezczyzna, choc bez watpienia zimny dran, najwyrazniej bardzo chcial sie dostac pod jej spodnice. Dlaczego mialaby mu odmowic pocalunkow i pieszczot? Co dobrego moglo jej przyniesc zachowanie cnoty? Wiedziala, ze cnota nie ogrzeje zimnego lozka.

Odwaznie chwycila Jacka za poly koszuli i przyciagnela do siebie. Natychmiast sie poddal i lekko przylgnal ustami do jej ust. Zalalo ja przyjemne cieplo, a on naparl na nia troche mocniej, az musiala rozchylic wargi. Kiedy jego jezyk dotknal wnetrza jej ust, zaskoczona zupelnie nowym i dziwnym doznaniem chciala sie cofnac, ale ramie Jacka to uniemozliwilo. W roznych czesciach ciala, ktorych nie potrafila nawet nazwac, zaczela odczuwac dziwne napiecie. Pragnela, zeby jeszcze raz zbadal jezykiem jej usta. Bylo to tak dziwne, tak intymne i podniecajace, ze nie potrafila zdusic cichego jeku. Cialo rozluznialo sie z wolna, rece same spoczely na jego czarnych, jedwabistych wlosach, przycietych tuz nad karkiem.

– Rozepnij mi koszule – wyszeptal Jack. Calowal ja nieprzerwanie, kiedy niezdarnie rozpinala guziki jego kamizelki i lnianej koszuli. Cienka tkanina byla rozgrzana i przesycona zapachem jego ciala. Gladka skora na torsie lsnila zlotawo, twarde miesnie lekko drgaly pod dotykiem kobiecych palcow. Cieplo bijace od jego ciala kusilo ja, jak miska pelna smietanki kusi kota.

– Jack – wyszeptala, z trudem chwytajac oddech. – Nie chce posuwac sie jeszcze dalej… Ja… Taki prezent urodzinowy w zupelnosci mi wystarczy.

Rozesmial sie cicho i wtulil usta w jej szyje.

– Dobrze.

Przytulila sie do jego nagiej piersi, lapczywie chlonac jego cieplo i zapach.

– Och, to okropne.

– Dlaczego? – zapytal. Bawil sie jej lokami i lekko gladzil wrazliwa skore na skroniach.

– Poniewaz czasami lepiej jest nie wiedziec, co sie w zyciu traci.

– Moja slodka – wyszeptal i skradl jej pocalunek. – Pozwol mi zostac z toba troche dluzej.

Nim zdazyla odpowiedziec, zaczal ja calowac smielej niz poprzednio. Jego duze dlonie delikatnie przytrzymywaly jej glowe, zatopione w kaskadzie rozpuszczonych wlosow. Amanda pragnela wtulic sie w niego jak najmocniej. Nigdy jeszcze nie czula tak silnego fizycznego pobudzenia. Jack byl taki silny, dobrze zbudowany, tak latwo mogl ja zniewolic, a jednak obchodzil sie z nia zadziwiajaco delikatnie. Amanda zastanawiala sie polprzytomnie, dlaczego sie go nie leka, choc przeciez powinna. Od dziecinstwa wbijano jej do glowy, ze mezczyznom nie nalezy ufac, ze to niebezpieczne istoty, niezdolne do panowania nad swoimi popedami. A jednak przy tym mezczyznie czula sie bezpieczna. Polozyla dlonie na jego piersi i poczula szybkie, mocne bicie serca.

Oderwal usta od jej ust i spogladal na nia oczami tak pociemnialymi, ze juz nie wygladaly na niebieskie.

– Amando, ufasz mi?

– Oczywiscie, ze nie – odrzekla. – Nic o tobie nie wiem.

Rozesmial sie.

– Rozsadna kobieta. – Zaczal rozpinac guziki jej sukienki, zrecznie wyluskujac z petelek rzezbione krazki z kosci sloniowej.

Amanda zamknela oczy. Serce bilo jej lekko, a zarazem gwaltownie, niczym trzepoczacy sie w panice ptak. Powtarzala sobie w myslach, ze juz nigdy wiecej nie zobaczy tego czlowieka. Pozwoli sobie na chwile zapomnienia w jego towarzystwie, a potem zachowa ja na zawsze w najglebszym, najtajniejszym zakamarku pamieci, tylko i wylacznie dla siebie. Kiedy juz bedzie stara kobieta, od dawna przywykla do samotnosci, wspomni sobie czasem, ze kiedys przezyla wspanialy wieczor z przystojnym nieznajomym.

Pod rozpieta suknia w brazowe pasy ukazala sie zwiewna koszulka z cieniutkiej jak mgielka bawelny, a pod nia lekki gorset na cienkich fiszbinach, zapinany z przodu na haftki. Amanda zastanawiala sie, czy nie powinna udzielic Jackowi wskazowek, jak sie taki gorset rozpina, ale szybko sie przekonala, ze czynnosc ta jest mu dobrze znana. Najwyrazniej nie byl to pierwszy gorset, z jakim mial w zyciu do czynienia. Lekko sciagnal jego brzegi i caly rzad drobnych haftek rozpial sie z zadziwiajaca latwoscia. Pomogl Amandzie wyswobodzic ramiona z rekawow sukni, wiec teraz pollezala przed nim z piersiami okrytymi jedynie cienkim, niemal przezroczystym batystem. Czula sie calkiem obnazona i musiala sila woli sie powstrzymywac, zeby nie podciagnac sukni i nie okryc sie nia szczelnie.

– Zimno ci? – zapytal Jack z troska, zauwazywszy jej niespokojny ruch, i przytulil ja mocniej do piersi. Byl silny i pelen energii, cieplo jego ciala przenikalo przez koszule i przyprawialo Amande o drzenie, ktore nie mialo nic wspolnego ze zdenerwowaniem czy chlodem.

Jack odsunal ramiaczko halki i przylgnal ustami do bialej skory na ramieniu Amandy. Dotykal jej delikatnie, obwodzac dlugimi palcami kragla piers. Po chwili nakryl ja dlonia i delikatnie piescil przez cieniutka materie koszulki. Amanda zamknela oczy. Przywarlszy ustami do jego policzka, poczula lekka szorstkosc zarostu. Przeciagnela wargami az do szyi, gdzie skora stala sie gladka i jedwabista.

Uslyszala, ze Jack goraczkowo, zduszonym glosem, szepcze cos po irlandzku. Ujal jej glowe w obie dlonie, odchylil na oparcie kanapy i zaczal calowac jej piersi przez bawelniana koszulke.

– Pomoz mi zsunac w dol te koszulke – wyszeptal chrapliwie. – Prosze, Amando.

Zawahala sie. Przez chwile slychac bylo tylko pospieszne, urywane oddechy ich obojga. Potem zsunela cienka halke az do talii, zupelnie obnazajac piersi. Wydawalo jej sie niemozliwe, ze lezy wyciagnieta na kanapie z nieznajomym mezczyzna, polnaga, rzuciwszy gorset na podloge.

– Nie powinnam tego robic – powiedziala drzacym glosem, na prozno starajac sie zakryc rekami pulchne piersi. – Nie powinnam byla w ogole wpuscic cie do domu.

– To prawda. – Z usmiechem zdjal koszule, ukazujac niewiarygodnie piekny, imponujaco umiesniony tors. Kiedy sie pochylil, Amanda poczula, ze rosnie w niej napiecie. Probowala nie zwazac na swoje zahamowania i poczucie skromnosci. -Czy mam przestac? – zapytal, przyciagajac ja do siebie. – Nie chcialbym cie przestraszyc.

Przycisnela policzek do ramienia Jacka i przez moment napawala sie dotykiem nagiej meskiej skory. Nigdy jeszcze nie czula sie tak bezbronna, ale bardzo jej sie to uczucie podobalo.

– Nie boje sie – powiedziala, oszolomiona i zdziwiona wlasna smialoscia. Nie oslaniajac sie juz ramionami, przywarla nagim cialem do piersi Jacka.

Z jego gardla wydobyl sie bolesny jek. Ukryl glowe w zaglebieniu jej ramienia i calujac ja, zaczal zsuwac sie coraz nizej. Dotykal jezykiem jej piersi, zataczajac leniwe kregi, a cieplo jego oddechu parzylo ja jak ogien. Wolno, spokojnie przesunal sie ku drugiej piersi, a ona zalkala cicho, ponaglajac go w ten sposob. Jack nie spieszyl sie, jakby czas przestal istniec i jakby mial cala wiecznosc, zeby cieszyc sie cialem Amandy.

Uniosl spodnice i przywarl biodrami do jej ciala. Wciagnela gleboko powietrze, czujac jego nacisk dokladnie tam, gdzie najbardziej tego pragnela. To nieprzyzwoite, ze on tak dobrze zna kobiece cialo. Jego ruchy sprawialy, ze przeplywaly przez nia fale rozkoszy. Czula, ze przepelnia ja jakas pulsujaca energia.

Wciaz oddzielaly ich od siebie warstwy ubrania, spodnie, buty, bielizna, nie mowiac juz o uciazliwych faldach materialu sukni Amandy. Nagle ogarnelo ja szokujace dla niej samej pragnienie, zeby sie tego wszystkiego pozbyc i poczuc na sobie calkiem nagie cialo Jacka. Jakby czytajac w jej myslach, rozesmial sie niepewnie i chwycil ja za reke.

– Nie, Amando… Dzisiaj nie stracisz dziewictwa.

– Dlaczego?

Polozyl jej dlon na piersi i przywarl ustami do jej szyi.

– Poniewaz najpierw powinnas sie o mnie dowiedziec kilku rzeczy.

Teraz, kiedy wygladalo na to, ze Jack jednak nie uwiedzie jej do konca, Amanda strasznie tego

Вы читаете Namietnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату