Gacy’ego? Nie mamy pojecia, ilu ludzi tak naprawde zamordowal. Liczymy, ze trzydziesci trzy osoby, ale mozliwe, ze setki. Wszystko to byly obce mu dzieciaki. Nikt znajomy. A potem zarznal swa matke, porabal jej cialo i wepchnal do zsypu…
Nie wierzylam wlasnym uszom. Popisywal sie przede mna, jakbym byla agentem-nowicjuszem, a on starym wyga. Terkotal jak najety, niczym spocony szesnastolatek na pierwszej randce.
– Chapman mial w kieszeni „Buszujacego w zbozu”, gdy zalatwil Johna Lennona; Reagan – Brady oberwali od szalencow ogarnietych obsesja na punkcie aktorek. Tu chodzi o przewidywalne zwiazki. Czasem udaje sie nam ich domyslic, a czasem nie.
A potem zaczal mi cytowac statystyki. Dwanascie lat temu procent rozwiazanych spraw dochodzeniu o morderstwo oscylowal miedzy dziewiecdziesiat piec a dziewiecdziesiat szesc. Teraz bylo to mniej wiecej siedemdziesiat cztery procent i widac bylo tendencje spadkowa. Wzrastala liczba morderstw osob nieznajomych w stosunku do zabojstw popelnianych w afekcie i tak dalej, i tak dalej… Ledwie slyszalam jego slowa.
– …prawde mowiac, Kay, Matt Petersen powaznie mnie niepokoi. – Urwal. Teraz przysluchiwalam mu sie z uwaga. – To artysta; psychopaci sa Rembrandtami wsrod mordercow. Jest aktorem, lecz nie wiemy, jakie role odgrywa w swych fantazjach. Nie mamy pojecia, czy przypadkiem nie wprowadza ich w czyn. Nie wiemy, czy nie jest przypadkiem diabolicznie przebiegly. Mozliwe, ze zabojstwo zony bylo dla niego czynem czysto utylitarnym.
– Utylitarnym?! – Patrzylam na niego z niedowierzaniem, szeroko otwartymi oczyma; potem przenioslam wzrok na zdjecia ciala Lori Perersen. Jej twarz byla zastygla maska agonii, nogi ugiete, a kabel elektryczny napiety niczym cieciwa luku: wyginal jej rece do tylu i wrzynal sie w szyje. To, co ten potwor z nia zrobil, bylo niewiarygodne. Nie wierzylam wlasnym uszom.
– Chodzi mi o to, ze moze on musial sie jej pozbyc, Kay – wyjasnil Wesley. – Na przyklad, jezeli wydarzylo sie cos, co sprawilo, ze zaczela go podejrzewac o zamordowanie pierwszych trzech kobiet. Moze spanikowal i postanowil ja takze zabic; a jak to zrobic, zeby nikt go nie podejrzewal? Dokladnie tak samo jak pozostale.
– Juz to wczesniej slyszalam – powiedzialam spokojnie. – Od twojego partnera.
– Musimy wziac pod uwage wszelkie mozliwe scenariusze. – Slowa padaly z jego ust wolno i wyraznie.
– Oczywiscie. I nie bede wam glowy zawracac, dopoki Marino naprawde bedzie bral pod uwage wszelkie mozliwe scenariusze i nie bedzie nosil klapek na oczach. Jak na razie zachowuje sie tak, jakby mial obsesje na punkcie Matta Petersena… albo jakis problem z tym, ze tamten jest aktorem.
Wesley zerknal w strone otwartych drzwi.
– Pete ma swoje uprzedzenia – odezwal sie nieomal nieslyszalnie. – Nie bede temu zaprzeczal.
– Lepiej od razu powiedz mi, czego te uprzedzenia dotycza.
– Niech wystarczy ci to, ze gdy Biuro postanowilo zwerbowac Pete’a do VICAP, sprawdzilismy go bardzo dokladnie; wlacznie z tym, gdzie sie wychowal i jak wygladala jego edukacja. Niektorych rzeczy czlowiek nigdy nie zapomina; zdarza sie, ze chocby na najmniejsza wzmianke o tym reaguje jak byk na czerwona plachte.
Jak na razie nie mowil mi nic, do czego sama bym juz wczesniej nie doszla. Marino wychowal sie w biednej rodzinie, w najubozszej dzielnicy miasta; ludzie, w ktorych obecnosci czul sie niepewnie jeszcze za mlodu, teraz wywierali na nim dokladnie takie samo wrazenie. Zwyciezczynie szkolnych konkursow pieknosci czy kapitanowie szkolnych druzyn futbolowych nigdy nie zaszczycali go drugim spojrzeniem tylko dlatego, ze nie mieszkal w ich okolicy, ze jego ojciec mial brud pod paznokciami… dlatego, ze pochodzil z pospolstwa.
Tego typu lzawe historyjki slyszalam juz nieraz; jedynym atutem takiego faceta byl bialy kolor skory i tezyzna fizyczna – dzieki nim nosil odznake i wreszcie czul sie wazny.
– Nie musimy go tlumaczyc, Benton – rzeklam krotko. – Nie wybaczamy kryminalistom tylko dlatego, ze mieli nieszczesliwe dziecinstwo. Nie mamy prawa karac innych ludzi tylko dlatego, ze sa podobni do tych, ktorzy nam spaprali dziecinstwo.
Nawet nie chodzi o to, ze brak mi wspolczucia; doskonale rozumialam, co przezywa Marino, a jego zlosc nie byla mi obca. Sama czulam ja niejednokrotnie, stajac w sadzie oko w oko z oskarzonym. Niezaleznie od tego, jak przekonujace sa dowody, jezeli facet jest przystojny i odziany garnitur za dwiescie dolarow, dwunastu ciezko pracujacych mezczyzn i kobiet nigdy, w glebi serca, nie bedzie go uwazac za winnego.
Ostatnimi czasy bylam gotowa uwierzyc we wszystko, ale tylko pod warunkiem, ze dowody byly wystarczajaco jednoznaczne. Czy Marino zwracal uwage na dowody? Czy w ogole ich szukal?
Wesley odsunal krzeslo od stolu i wstal, by sie przeciagnac.
– Pete ma swoje wady, ale i zalety. Do niego trzeba sie po prostu przyzwyczaic. Znam go od lat. – Podszedl do drzwi i wyjrzawszy na korytarz, rozejrzal sie w obie strony. – A tak przy okazji, gdzie on sie podziewa, u wszystkich diablow? Wpadl do kibla?
Wesley zakonczyl przygnebiajace sprawy w moim biurze i zniknal w zalanym sloncem popoludnia swiecie zywych, gdzie inne przestepstwa wymagaly jego obecnosci i uwagi.
Przestalismy czekac na Marino; nie mialam pojecia, dokad poszedl, ale wyprawa do toalety najwyrazniej zawiodla go znacznie dalej. Jednak nie mialam czasu zbyt dlugo sie nad tym zastanawiac, poniewaz w chwili gdy wkladalam akta spraw Dusiciela z powrotem do szafy, do mego gabinetu weszla Rose i ciezko zatrzymala sie w drzwiach.
Zobaczylam jej ponura mine i przygarbione ramiona i wiedzialam, ze przynosi wiesci, ktore z pewnoscia mnie nie uciesza.
– Doktor Scarpetta, Margaret pani szukala i prosila, bym powiedziala o tym, gdy tylko skonczy pani spotkanie z agentem Wesleyem i sierzantem Marino.
Okazalam zniecierpliwienie, zanim zdazylam sie powstrzymac. Na dole czekalo na mnie kilka autopsji, musialam odpowiedziec na niezliczona ilosc telefonow – wypelniloby to caly dzien tuzinowi ludzi, i naprawde nie chcialam, by cokolwiek wydluzylo liste mych obowiazkow na dzisiejszy dzien.
Podajac mi stos listow do podpisania i spogladajac na mnie ponad szklami okularow, Rose wygladala niczym dyrektorka szkoly.
– Margaret jest w swym gabinecie – dodala. – Cos mi sie zdaje, ze ta sprawa nie powinna czekac.
Rose nie zamierzala mi powiedziec, o co chodzi, i choc tak naprawde nie moglam miec do niej o to pretensji, bylam zirytowana. Mam wrazenie, ze Rose orientowala sie we wszystkim, co dzialo sie w naszym biurze, lecz po prostu nie miala zwyczaju roznosic plotek – zawsze kierowala mnie wprost do zrodla informacji. Mowiac krotko, za wszelka cene unikala bycia poslancem zlych wiesci; zdaje sie, ze nauczyla sie tego, pracujac cale zycie dla mego poprzednika, doktora Cagneya.
Malenki, spartansko wyposazony gabinet Margaret znajdowal sie na tym samym pietrze co moj, w polowie drogi do windy i byl pomalowany taka sama jasnozielona farba jak caly budynek.
Ciemnozielone kafelki na podlodze zawsze wygladaly na nieco zakurzone, bez wzgledu na to, jak czesto sprzataczka je myla; na biurku i wszystkich mozliwych plaskich powierzchniach pietrzyly sie sterty komputerowych wydrukow. Na biblioteczce staly tomy podrecznikow, dodatkowe kable, klawiatury i myszki oraz pudelka dyskietek. Nigdzie nie bylo ani sladu osobistych zdjec, plakatow czy naklejek z dowcipnymi napisami. Nie mam pojecia, jak Margaret wytrzymuje w tym sterylnym smietniku, ale nigdy nie widzialam gabinetu analityka komputerowego, ktory wygladalby inaczej.
Siedziala plecami do drzwi i jak zwykle wpatrywala sie w monitor, trzymajac na kolanach otwarty podrecznik programowania. Kiedy weszlam, obrocila sie szybko i odsunela na bok. Na jej twarzy widac bylo niepokoj, a krotkie czarne wlosy miala w nieladzie, jakby bez przerwy, nerwowo przeczesywala je palcami.
– Prawie cale przedpoludnie bylam na zebraniu – zaczela bez zbednych wstepow. – Kiedy przyszlam tu po lunchu, na ekranie znalazlam to.
Podala mi wydruk; zobaczylam na nim kilka komend SQL-owych *, pozwalajacych uzytkownikowi na poruszanie sie po bazie danych. Z poczatku nie wiedzialam, o co jej chodzi. Na gorze wydrukowana byla komenda „Describe” – czyli „Opisz” – a przez pol strony pod nia ciagnely sie kolumny nazw i nazwisk. Pod tym widnialo kilka prostych komend typu „Select” – czyli „Wybierz”. Pierwsze dotyczyly numeru raportu z autopsji, ktorej przedmiotem byla osoba o nazwisku „Petersen” i imieniu „Lori”. Pod spodem byla odpowiedz komputera, ze „Nie znaleziono zadnych danych”. Druga komenda dotyczyla znalezienia numerow raportow z autopsji wszystkich zmarlych o nazwisku Petersen znajdujacych sie w naszej bazie danych.
Nazwiska Lori Petersen nie bylo na tej liscie z prostego powodu: raport z autopsji oraz wszystkie dokumenty