Amburgey zaszczycil mnie skinieniem glowy, ktore bardziej przypominalo odprawe, i dodal: „Doceniamy, ze pani przyszla”, tonem znudzonego sedziego zajmujacego sie drobnymi przestepstwami drogowymi.
Byl malym czlowieczkiem o rozbieganych oczach, ktory do niedawna jeszcze pracowal w Sacramento, gdzie nabral dostatecznie duzo oglady, by skryc swe chlopskie pochodzenie – urodzil sie i wychowal na farmie w Wirginii Zachodniej i wcale nie byl z tego dumny. Mial zamilowanie do skorzanych, sznurkowych krawatow ze srebrnymi klamerkami, ktore nosil z podziwu godnym uporem do prazkowanych garniturow, a na serdecznym palcu prawej dloni blyszczal mu ogromny turkus osadzony w srebrze. Byl nieomal lysy, o ostrych kosciach twarzy, prawie ze przebijajacych sie przez skore, i bladoszarych oczach, zimnych jak lod.
Obracany skorzany fotel zostal przystawiony do biurka najwyrazniej dla mnie, usiadlam wiec na nim przy akompaniamencie skrzypiacej skory, a Amburgey usadowil sie za biurkiem, o ktorym wiele slyszalam, lecz ktorego nigdy nie widzialam na oczy. Bylo ogromne, wykonane z drewna rozanego i bogato zdobione; bardzo stare, bardzo stylowe. Bardzo chinskie.
Za nim znajdowalo sie panoramiczne okno z widokiem na miasto; z tej wysokosci rzeka James wygladala jak wijaca sie, blyszczaca srebrna wstazka.
Amburgey z glosnym trzaskiem otworzyl skorzana aktowke i wyjal z niej zolty notatnik zapelniony drobnym pismem. Wypisal sobie to, co mial mi do powiedzenia; nigdy nie robil nic bez uprzedniego zaplanowania.
– Jestem pewien, ze rozumie pani publiczny niepokoj zwiazany z tymi morderstwami – odezwal sie, patrzac na mnie.
– Doskonale to rozumiem.
– Wczoraj po poludniu, wraz z Billem i Normem, odbylismy mala narade bojowa, ze sie tak wyraze. Przedmiotem naszej rozmowy bylo kilka spraw, z czego najwazniejsza dotyczyla artykulow w sobotnich i niedzielnych gazetach. Jak zapewne pani wiadomo, doktor Scarpetta, z powodu tego czwartego tragicznego zgonu, morderstwa mlodej pani doktor, dziennikarze przeszli samych siebie. I mieli zadziwiajaco dokladne informacje. Ktos sypnal…
Nie mialam o tym pojecia, lecz nie bylam zdziwiona.
– Nie watpie, ze takze pani byla przez nich nekana – ciagnal spokojnie Amburgey. – Musimy to stlamsic w zarodku albo bedziemy miec tu istne pandemonium. To jedna z trzech rzeczy, o ktorych wczoraj rozmawialismy
– Jezeli potrafi pan stlamsic morderstwo w zarodku – odrzeklam rownie spokojnie – to zasluguje pan na Nagrode Nobla.
– Oczywiscie, ze o to wlasnie nam chodzi – wtracil Bill Boltz, rozpinajac ciemna marynarke i odchylajac sie na krzesle. – Policja pracuje nad tymi sprawami bez chwili wytchnienia, Kay. Ale wszyscy zgadzamy sie co do tego, ze jedna rzecz trzeba wziac pod kontrole – przecieki wiadomosci do prasy. Publikowane artykuly przerazaja obywateli i informuja zabojce o kazdym naszym kroku.
– Nie moge sie z tym nie zgodzic. – Moje mechanizmy obronne ruszyly na calego, zanim zdolalam sie powstrzymac. W chwili gdy wypowiadalam nastepne slowa, juz ich zalowalam: – Mozecie spac spokojnie, gdyz nie wyglaszalam zadnych komentarzy dotyczacych tej sprawy, oprocz obowiazkowych informacji o przyczynie i czasie smierci ofiary.
Odpowiedzialam na jeszcze niepostawiony mi zarzut i moje wyczucie prawne wlasnie wsciekalo sie na moja glupote. Jesli zostalam tu przywolana, by wysluchac oskarzenia o brak dyskrecji, to powinnam ich zmusic – a w kazdym razie Amburgeya – do wypowiedzenia tak oburzajacych slow. Zamiast tego sama wypalilam flare i teraz bylam zobligowana do odpowiedzenia na pytania, ktore z pewnoscia padna.
– No, coz – skomentowal Amburgey; jego blade, nieprzyjazne oczy na chwile spoczely na mnie, po czym przesunely sie dalej. – Skoro juz pani o tym wspomniala, moze warto by sie temu blizej przyjrzec.
– To nie bylo tylko „wspomnienie” – odparlam spokojnie. – Stwierdzilam fakt i to wszystko.
W tym momencie rozleglo sie ciche pukanie, a zaraz potem do gabinetu weszla rudowlosa sekretarka, niosac na tacy kawe. W pokoju zapanowala absolutna cisza, ktora wcale nie zbila jej z tropu; dziewczyna bez pospiechu upewnila sie, ze niczego nam nie brakuje, a jej uwaga kierowala sie przede wszystkim na Boltza. Moze i nie byl najlepszy ze znanych mi prokuratorow, lecz z cala pewnoscia najprzystojniejszy – jeden z tych jasnowlosych i blekitnookich szczesciarzy, ktorym mijajace lata tylko dodaja uroku. Nie stracil jeszcze wlosow ani doskonalej figury, a jedyna wskazowka, ze dobijal juz czterdziestki, byly glebokie zmarszczki w kacikach oczu i dokola ust.
Kiedy ruda wyszla, Boltz odezwal sie, nie kierujac slow do nikogo w szczegolnosci:
– Wszyscy wiemy, ze od czasu do czasu gliniarze sypiaja z reporterkami i cos im mowia. Wraz z Normem przycisnelismy kilku, lecz zdaje sie, ze nikt nie wie, skad pochodza przecieki.
Zdusilam zlosc; czego oni sie spodziewali? Ze jeden z radnych miejskich, ktory sypia z Abby Turnbull czy kimkolwiek innym, przyzna sie do tego i powie: „Przepraszam, chlopaki, ale zdarzylo mi sie pisnac jej to lub owo”?
Amburgey przewrocil kartke w swym notesie.
– Jak na razie, zrodlo przecieku okreslone w gazetach jako „dobrze poinformowane zrodlo medyczne” bylo cytowane siedemnascie razy, odkad popelniono pierwsze morderstwo, doktor Scarpetta. To mnie troche niepokoi. Najwyrazniej najbardziej sensacyjne wiadomosci dotyczace zwiazania ofiar, dowodow wykorzystania seksualnego, tego, jak morderca dostal sie do srodka i kiedy znaleziono ciala, oraz faktu, ze przeprowadzamy testy DNA, pochodza z owego tajemniczego „medycznego zrodla”. – Spojrzal na mnie. – Czy mam zalozyc, ze te dane sa zgodne z prawda?
– Nie do konca. W kilku wypadkach zdarzaly sie lekkie przeklamania.
– Na przyklad?
Nie chcialam mu tego mowic. W ogole nie chcialam z nim rozmawiac o tych sprawach. Niestety, mial prawo zadawac mi te pytania; odpowiadalam przed nim, a jego jedynym zwierzchnikiem byl gubernator stanu.
– Na przyklad – odrzeklam – w pierwszej sprawie dziennikarze doniesli, ze dokola szyi Brendy Steppe zostal zawiazany bezowy pasek z materialu; naprawde morderca posluzyl sie para rajstop.
Amburgey robil sobie notatki.
– Co jeszcze?
– W sprawie Cecile Tyler napisano, ze miala rany na twarzy i ze cale przescieradlo bylo zachlapane krwia. To co najmniej przesada. Nie miala na twarzy zadnych ran ani zadrapan… jednak z jej nosa i ust wyplywal krwawy plyn. To sie zdarza dosc czesto po gwaltownej smierci ofiary.
– Czy te szczegoly zostaly wspomniane w raportach CME-1? – zapytal Amburgey, nadal piszac w notesie.
Musialam odetchnac gleboko, by zapanowac nad soba. Juz zrozumialam, o co mu chodzilo. CME-1 byly to wstepne raporty pisane przez lekarza, ktory odpowiedzial na zgloszenie; pisal w nich wszystko, co zauwazyl na miejscu zbrodni i czego dowiedzial sie od policji. Szczegoly nie zawsze sie zgadzaly, gdyz wokol panowal harmider, a autopsja nie zostala jeszcze przeprowadzona.
Ponadto zdarzalo sie, ze lekarze patolodzy odpowiadajacy na zgloszenia wcale niekoniecznie byli ekspertami z dziedziny medycyny sadowej – to zwykli wolontariusze, ktorym panstwo placilo piecdziesiat dolarow od zgloszenia, po to, by moc wyrywac ich z lozka o polnocy i rujnowac im weekendy za pomoca wypadkow samochodowych, samobojstw i zabojstw. Ci mezczyzni i kobiety sluzyli dobru publicznemu, a ich zadaniem bylo ustalenie, czy dana sprawa kwalifikuje sie do autopsji, oraz zapisanie wszystkich mozliwych szczegolow. Nawet jezeli jeden z moich patologow pomylil pare rajstop z bezowym paskiem z materialu, nie mialo to wiekszego znaczenia. Moi ludzie nie gadali z dziennikarzami.
– Ten fragment o bezowym pasku i zalanym krwia przescieradle – nalegal Amburgey. – Zastanawiam sie, czy te szczegoly zostaly wspomniane w CME-1?
– W sposob, w jaki pisala o tym prasa, nie – odparlam pewnie.
– Wszyscy wiemy, na jakiej zasadzie dzialaja dziennikarze – wtracil Tanner. – Robia z igly widly.
– Posluchajcie – rzeklam, przygladajac sie twarzom trzech mezczyzn. – Jezeli chodzi wam o to, ze jeden z moich patologow puszcza farbe o tych sprawach, moge wam powiedziec z cala pewnoscia, ze sie mylicie. To niemozliwe. Znam osobiscie obu patologow, ktorzy odpowiedzieli na zgloszenia w dwoch pierwszych przypadkach, pracuja dla miasta Richmond od wielu lat i zawsze byli wyjatkowo dyskretni. Sama zjawilam sie na trzecim i czwartym miejscu zbrodni, ale i ja nie wypuszczam informacji poza sciany swego biura. Te szczegoly znaja wszyscy, ktorzy krecili sie w domach ofiar, wlacznie z sanitariuszami czy policjantami.
Skora zaskrzypiala, gdy Amburgey poprawil sie w fotelu.