– Kip!!

Dzieciak zniknal szybciej niz najbardziej plochliwe zwierzatko. Poruszony zachowaniem chlopca Jarl zaczal przedzierac sie przez krzaki jego sladem, zanim odwrocil sie w strone, z ktorej dobiegl kobiecy glos.

Kobieta szla szybko w jego kierunku. Jednak ja zauwazyl pozniej. Kiedy lufa strzelby celuje w glowe czlowieka, nie dba on poczatkowo o to, kto ja trzyma.

– To wlasnosc prywatna, prosze pana. Prosze sie wynosic!

Stala jakies poltora metra od niego, jednak wystarczajaco blisko, zeby zauwazyl, jak gwaltownie drza dwie szczuple rece obejmujace bron. Zaskoczenie sprawilo, ze serce walilo mu jak mlotem. Brak obycia z bronia palna byl u niej widoczny, ale wcale to go nie uspokajalo. Ludzie nie obeznani z bronia sa najbardziej niebezpieczni.

Bardzo powoli wzrok jego przeslizgnal sie z dubeltowki na kobiete. Wyostrzone spojrzenie zanotowalo niewazne szczegoly: bose stopy, dzinsy i niedbale zapieta czerwona bluzke. Chuda, prawie bez bioder, z glowa pokryta gestwina drobnych, ciemnobrazowych lokow przypominala troche malca. Wyraznie agresywna postawa wskazywala na to, ze jest zdolna pociagnac za spust.

Wierzyl, ze moze go zastrzelic, dopoki nie spojrzal uwaznie w jej twarz. Jej blekitne oczy, ciemne i lagodne jak oczy spaniela, byly oszalale z przerazenia. Drobne linie znaczyly skronie, a twarz byla bledsza niz kreda. Byla przestraszona, ale nie w ten lagodny sposob, ktory czasem moze dodawac wdzieku. Ona byla chora, niemal nieprzytomna ze strachu.

– Slyszal pan?! – powtorzyla. – Powiedzialam, zeby pan stad znikal! To prywatny teren!

– Slyszalem pania.

Jego glos byl miekki i lagodny. Mysliwski instynkt podpowiedzial mu, zeby nie denerwowac jej jeszcze bardziej. Kobieta przygryzla dolna warge. Z jej oczu wyzieraly jednoczesnie niepokoj i determinacja.

Zmysly Jarla rejestrowaly w tle glosy ptakow, szum fal, zapach wody i lasow. To stanowczo nie byl ranek na koszmary… Ale to, co sie dzialo, nie bylo jego koszmarem. Wygladalo na to, ze nieswiadomie wywolal jakies upiory.

Nie zajmowal sie w tej chwili roztrzasaniem tego problemu, nie byl to najlepszy moment i czas na zadawanie pytan. Jak dlugo w niego celowala, tak dlugo myslenie bylo zbednym luksusem. Nie mogl jasno okreslic szarpiacego nim uczucia, ale z cala pewnoscia nie byl to strach. Ona miala w sobie tyle strachu, wiecej nawet, niz mogliby odczuwac oboje. Wiedzial o tym dobrze, bo nie odrywal wzroku od jej twarzy.

Ostroznie, jak gdyby od niechcenia, powiedzial:

– Nie wiedzialem, ze ktos mieszka na tej wyspie. Juz to wyjasnilem chlopcu. Mam dom w poblizu, moze go pani zobaczyc z drugiej strony wyspy. Nazywam sie Jarl Hendriks.

Wyciagnal reke. Nie oczekiwala tego gestu i nie wiedziala, jak zareagowac. Lufa opadla o kilka centymetrow i jej wzrok powedrowal w kierunku lasu, gdzie zniknal chlopiec, a potem znow spoczal na nim. Przesunal sie nieco przez te kilka sekund, kiedy spojrzenie kobiety oderwalo sie od jego twarzy. Moze widziala, ze sie poruszyl, ale nie bylo zadnej reakcji z jej strony. Jarl na moment nie spuszczal z niej oka, poniewaz czul, ze to ja rozprasza.

Zauwazyl, ze przyglada mu sie badawczo, oceniajac potencjalne niebezpieczenstwo. Wiedzial, co moze dostrzec i wiedzial rowniez, ze ludzie zwykle sie go nie boja.

Nie byl specjalnie wysoki. Po swoich finskich przodkach oddziedziczyl jasne wlosy i oczy oraz czysta, lekko ogorzala skore ludzi morza. Twarz o nieregularnych rysach, kwadratowej szczece, wystajacych kosciach policzkowych i szerokich brwiach nie mogla przeciez przestraszyc tej kobiety. Snuly sie za nim zablakane zwierzeta, a nieznani ludzie obdarzali go zaufaniem. Niektorzy dostrzegali bezpieczna sile w rozwinietych miesniach jego ramion, a w twarzy o lagodnych oczach – dobroc, cierpliwosc i odpowiedzialnosc.

Pod ta powierzchownoscia kryl sie jeszcze inny Jarl. Zaledwie kilka kobiet odkrylo w nim czulego, oddanego kochanka, a zaden mezczyzna nie probowal zadrzec z nim po raz wtory. Jesli wierzyl w jakas sprawe, byla to wiara gleboka i prawdziwa, bez zadnych kompromisow i ukladow. Sila Jarla przejawiala sie w spokoju. Mezczyzna nie potrzebuje przechwalac sie odwaga.

To wszystko nie mialo w obecnej sytuacji znaczenia. Liczylo sie tylko to, co kobieta w nim dostrzegala. Dal jej troche czasu, aby zorientowac sie, czy nie bierze go czasem za dalekiego krewniaka groznego niedzwiedzia. Przygladala sie mu, ale byla tak przestraszona, ze nic nie widziala. Jarl zrobil kolejny krok i wyciagnal reke.

– Prosze sie nie zblizac! Nie chcemy tu gosci. To grunt prywatny. Przykro mi, jesli wydaje sie niegoscinna, ale tak jest i ja… – przerwala nagle.

Jej glos byl zachrypniety i kojarzyl sie ze zmyslowa pieszczota. Byl to rodzaj glosu, ktorego dzwiek nasuwa mezczyznie obraz ksiezycowej poswiaty i satynowych przescieradel. Oczywiscie w innej sytuacji. Z cala pewnoscia nie w tej.

Trzymajac prawa reke wciaz wyciagnieta, powoli ruszyl lewa i wyrwal jej bron. Wydala cichy glos, jakby pisk zwierzecia zlapanego w potrzask. Ta zalosna skarga przypomniala mu znalezionego wczoraj golebia.

Jak gdyby nic sie nie stalo, znow zaczal mowic.

– Jak juz powiedzialem, mieszkam w domu nad jeziorem, pietnascie akrow gruntu. Od prawie trzech lat. – Pochylajac glowe, otworzyl magazynek i odkryl, ze jest pusty. Mogl to przewidziec. – Przyjechalem tu na miesieczny wypoczynek. Mam sklep z komputerami na polnoc od Detroit, W kazdym razie przez jakis czas bede sie krecil w poblizu jeziora. Jesli pani chce, naucze pania, jak sie tym poslugiwac.

– Slucham?

– Strzelba. Nie na wiele sie pani przyda, jezeli nie bedzie pani wiedziala, co z nia zrobic. – Polozyl bron na brzegu, w miejscu, gdzie nie mogla jej dosiegnac i gdzie dziecko nie moglo wyskoczyc nagle z lasu i zabrac jej, zanim zdazylby sie zorientowac. Z nabojami czy bez, to jednak bron.

Kiedy sie wyprostowal, westchnal bardzo gleboko. Przerazliwe uczucie bolu ogarnelo cale jego cialo. Do tego czasu nie zdawal sobie sprawy, ze to, co czul caly czas, to szalony gniew, nie taka zwykla irytacja cywilizowanego czlowieka, lecz wszechogarniajaca wscieklosc jaskiniowca.

Wcale nie podobalo mu sie to, ze smiercionosna bron tak dlugo wycelowana byla w jego glowe. Najchetniej potrzasalby ta kobieta tak dlugo, az odechcialoby sie jej robic idiotyczne przedstawienia.

Jednak kiedy ponownie na nia spojrzal, nie mogl sie dluzej gniewac. Bez strzelby w rekach wygladala bezbronnie jak naga kochanka w sypialni. Z pewnoscia nie zdawala sobie z tego sprawy. Determinacja podyktowala jej postawe, ktora miala wyrazac nieprzezwyciezona dume. Wysunela brode i wpatrywala sie w niego uparcie, kryjac drzace rece w kieszeniach. Myslala pewnie, ze wyglada groznie, ale naprawde wygladala jak maly, przestraszony kotek. Poniewaz Jarl byl bystrym mezczyzna, zapragnal nagle wyniesc sie stad tak szybko, jak to tylko mozliwe. Ta kobieta z pewnoscia miala problemy i zaden z nich nie powinien go interesowac.

Jednak zamiast pobiec na zlamanie karku do lodzi, znow sie do niej zblizyl, tak powoli i spokojnie, jakby podchodzil do rannego, dzikiego zwierzecia.

– Uslyszalem imie chlopca – Kip? – ale nie znam imienia pani. Macie takie same oczy. To pani syn, prawda?

Zignorowala pytanie, pogardliwie odwracajac glowe.

– Prosze posluchac, zdaje sobie sprawe, ze nie wygladam na sympatyczna sasiadke, ale probuje to panu wytlumaczyc. Nie lubimy gosci. My…

– Chyba nie jestescie tu od dawna. – Spojrzal poza nia. Za gaszczem karlowatych drzew dostrzegl zarys duzego, ciemnego budynku. Nie byl to dom mieszkalny, kiedys mogl tu byc klub lub kawiarnia. Dwupietrowa ruina zbudowana byla z drewnianych bali. Brakowalo kilku okien, a w niektorych widac bylo potluczone szyby. Polamane gonty zwisaly z dachu, a wysokie chwasty gesto porastaly teren, az do samej werandy.

– Mam nadzieje, ze nie mieszka tu pani tylko z dzieckiem – powiedzial Jarl. – Sporo tu roboty. Od dawna hoduje pani golebie?

– Nie!

Jego spojrzenie przenioslo sie z powrotem na nia.

– Ten ptak, ktorego wczoraj ratowalem, musi nalezec do pani.

– Nie hoduje ptakow!

. Niezle klamala, pomyslal. Wyprezyla sie, wciskajac palce w przednie kieszenie spodni i gest ten zwrocil uwage Jarla na jej piersi. Miescily sie w dolnej granicy jego ulubionych rozmiarow, ale bylo cos niepokojacego w dlugiej szyi i w tym, jak czerwona tkanina ukladala sie na malych wzgorkach. Kobieta byla bardzo delikatna, w sam raz do letnich wiatrow, dzinu z tonikiem, leniwych flirtow i koronek.

Вы читаете Kobieta z wyspy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату