– Mial dziwny akcent – przypomniala sobie nagle – ale nic szczegolnego. Po prostu jakos miekko wymawial pewne slowa.

– A, to Fin. Jarl Hendriks.

– Tak sie przedstawil. Znasz go?

– Pewnie. Samotnik. Nigdy nie widzialem, zeby ktos go odwiedzal. Sam zbudowal ten swoj domek.

– Maks zaczal bebnic palcami po stole. – Jak go przyjelas?

– Jak kompletna idiotka – powiedziala sucho.

– Akurat.

Nie usmiechnela sie.

– Naprawde. Nawet nie dlatego, ze to bylo dla mnie zaskoczeniem. Kazdego lata jakis dzieciak czy turysta wioslowal tutaj, zeby odkryc wyspe. Wiedzialam, ze to kiedys znow nastapi i bylam wewnetrznie przygotowana. Nie bylam tylko przygotowana, ze zaczna mi drzec kolana, kiedy go zobacze.

– Masz tyle odwagi, ze wystarczyloby dla trzech mezczyzn, kochanie, i nie ma powodu, zeby ktos skojarzyl cie z ta dama z Detroit, dopoki sama sie nie zdradzisz.

– Wiem.

– Teraz, z krotkimi wlosami, wcale nie jestes podobna do zadnego z tych zdjec.

– Wiem – powtorzyla.

– O ile wiem, Hendriks pilnuje wlasnego nosa. Lepiej, ze to byl on niz ktokolwiek inny. – Zobaczyl, ze jej oczy ciagle sa przestraszone i zagubione, wiec zmienil taktyke. – Dobra. Mozemy was przeniesc. Nie wiem gdzie, ale moglibysmy to zrobic. Ale jesli jednego dnia jestescie na wyspie, a drugiego juz was nie ma… coz, jesli nawet dotychczas nie byl ciekawy, to z pewnoscia bedzie.

– Wiem – powiedziala Sara po raz trzeci. Sama juz do tego doszla. Ale gdzie bylo miejsce, w ktorym nikt nie moglby ich odkryc? Moze Arktyka?

Maks spojrzal na nia powazniej.

– Czy probowal zrobic cos zlego tobie albo chlopcu?

– Nie, on nie jest taki.

– Na pewno?

Kiedy strach ja opuscil, wiedziala, ze sie nie myli.

– Na pewno.

Maks znow zaczal bebnic palcami po stole.

– No wiec mozemy sobie odpoczac. Nic na to nie poradzimy, ze facet byl ciekawy i przyszedl sie przywitac. Gdybym ja mial dwadziescia lat mniej i cie zobaczyl, tez bym to zrobil. Jezeli wroci, postaraj sie zanudzic go na smierc. Jezeli przyjdzie ktos inny, tez postaraj sie przekonac go, ze jestes przecietna i nieciekawa. Mamy inne wyjscie? Chyba, ze chcesz panikowac. Panika pomaga, no nie? Jesli chcesz siedziec i dorobic sie ataku serca, zostane tu z toba i poczekam, az to sie stanie.

– Och, zamknij sie Maks. Przykro mi, ze cie niepokoilam – wstala i cmoknela go w policzek, ktory natychmiast zrobil sie purpurowy. Wciaz byla niespokojna, ale Maks nie musial o tym wiedziec. Juz i tak za bardzo zawracala mu glowe swoimi problemami.

– Dziekuje, ze przyplynales – powiedziala miekko – nie wiem, co bysmy bez ciebie zrobili. Jestem ci winna wiecej niz podziekowania.

– Jezu, nie zaczynaj od poczatku.

Wygladal na zmieszanego i troche przestraszonego. Wycelowala w niego palec.

– Bede ci dziekowala tyle razy, ile zapragne, ale jesli zapalisz to cygaro…

– To dzisiaj pierwsze – powiedzial przepraszajaco i wsunal na pol przezute cygaro do kieszeni.

– Czyzby dzien sie dopiero zaczal? Dogadywali sobie jeszcze przez chwile, a w tym czasie Sara rozpakowywala pudlo. Uwielbial, kiedy mu zartobliwie dokuczala, a ona nie miala wtedy litosci. Znala Maksa, od kiedy jej rodzice wynajeli u niego domek. Dzialo sie to dawno temu, kiedy nosila jeszcze warkoczyki. Po smierci rodzicow Sara nadal regularnie go odwiedzala. Nikt inny nie zajmowal sie nim, nikt sie z nim nie droczyl. Nikt nie siedzial z nim godzinami, kiedy byl unieruchomiony po wypadku samochodowym.

Sara miala krewnych, takze brata i siostre, ale w klopotach zwrocila sie o pomoc do Maksa. Nie odmowil jej i zrobil o wiele wiecej, niz mogla oczekiwac.

W pewnej chwili przerwala rozpakowywanie i przycisnela palce do pulsujacych skroni. Kiedy byla mala, jedenastoletnia dziewczynka z warkoczykami, snula wspaniale, kolorowe marzenia i nie wiedziala, jak okrutnie potraktuje ja zycie. Nie mogla przewidziec artykulow w gazetach przedstawiajacych ja jako niegodziwa, znecajaca sie nad dzieckiem matke, odebrania syna, zycia w ukryciu przed policja i w strachu przed wszystkimi.

Maks przygladal sie jej z napieciem.

– Wszystko bedzie dobrze, Saro. Zobaczysz.

– Oczywiscie – odpowiedziala automatycznie, ale wspomnienie o nieznajomym z dzisiejszego ranka przypomnialo jej o rzeczywistosci. Kazdy czlowiek bedzie kojarzyl jej sie z zagrozeniem. Juz nic w jej zyciu nie bedzie dobre. Oprocz Kipa.

Milion lat temu rodzice nauczyli ja, jak kochac, zachowywac spokoj ducha i obdarzac dobrocia. Nie wiedziala, co to wscieklosc i nienawisc, dopoki nie zaczeto straszyc jej syna. Odkryla wtedy, ze instynkt macierzynski potrafi przeslonic kazde prawo, zasade i cnote. Czasem najlagodniejsza kobieta potrafi walczyc jak oszalale, dzikie zwierze.

Nikt juz nie skrzywdzi Kipa. Nikt i nigdy.

Kiedy Jarl przycumowal lodz na brzegu wyspy, wiedzial, ze jest obserwowany. Nie patrzac w strone lasu; wyciagnal z dna lodzi drewniany zuraw i polozyl go na piasku.

Podwinal rekawy koszuli i wyjal narzedzia. Pietnascie minut pozniej odrzucil wyrabane z przystani cztery zgnile deski. Mimo lekkiego wietrzyka popoludniowe slonce ostro przypiekalo.'

Zrzucajac koszule zauwazyl, ze malec podszedl nieco blizej i byl teraz o jakies poltora metra od zabawki. Utkwione w zurawiu spojrzenie wyrazalo nieklamana zadze posiadania.

– Zuraw jest dla ciebie – powiedzial Jarl, nie patrzac na chlopca – nie jest taki fajny jak spychacz, ale podnosi calkiem duze kamienie. Mozesz go sobie wziac, ale najpierw zapytaj mamusi. Pamietaj, nigdy nie bierz nic od obcych, zanim mama nie wyrazi zgody.

Jarl nie czeka! na odpowiedz. Wciaz stojac tylem do chlopca, z powrotem zajal sie deskami, ktore przywiozl ze soba. Gdy tak stal po kostki w wodzie z mlotkiem w rece, na drozce pojawila sie Sara.

Przez cale cztery dni probowal o niej zapomniec. Nie chcial miec klopotow i dodatkowych zmartwien, lecz jakas sila przywiodla go znow na wyspe i ucieszyl go teraz widok kobiety. Skora Sary wydawala sie bardziej zlocista niz przy poprzednim spotkaniu. Na policzku widnialy slady farby, a wlosy miala przewiazane bura szmatka. Tonela w olbrzymiej koszuli i luznych dzinsach. Lubil raczej kragle kobiety, ale Sara byla szczupla.

Tym razem nie wygladala na przestraszona, ani nie byla uzbrojona. Chyba wierzyla, ze uda sie jej stawic czola kazdemu. Widniejaca w jej oczach odwaga sprawila, ze wzruszyl sie niespodziewanie.

– Panie Hendriks, co pan, do diabla, robi? Bylo widac, co robi, ale odpowiedzial.

– Naprawiam pani przystan. – Wbil gwozdz i siegnal po nastepny.

– Sama potrafie ja naprawic. Nie wolno panu wchodzic na czyjs teren i…

– Wiem – odrzekl Jarl ponurym glosem. – Ja po prostu nie mam nic do roboty. Od lat nie bralem urlopu i przeznaczylem ten miesiac wylacznie dla siebie. Wydawalo mi sie, ze to swietny pomysl, dopoki nie zaczalem sie nudzic. Niech pani spojrzy na moj dom, jest nowy i niczego nie musze naprawiac. Mam dwupoziomowa cieplarnie, nie musze niczego podlewac ani wyrywac chwastow. Jedyne, co mi pozostaje, to lowienie ryb i przesiadywanie godzinami w saunie.

– To nie moja sprawa! Nie chce, zeby pan to robil.

– Czasem lubie samotnosc – wciaz stukal mlotkiem – ale nie przez caly miesiac bez przerwy. Normalnie w dzien pracuje z ludzmi, a wieczorami spaceruje, czytam, siedze w saunie. Lubie to. Ale nie moge powiedziec, ze zawsze lubie spac samotnie.

– Panie Hendriks!

– Jednak jestem kaprysny, jesli chodzi o lozko. Zawsze taki bylem. Lubie duze, agresywne kobiety. Blondynki, nie brunetki. Brazowe oczy, nigdy niebieskie. Rowniez nie podobaja mi sie blekitne bluzy, a juz scierpiec nie moge szmatek na wlosach. – Wyprostowal sie, spojrzal na nia i zamrugal. – Jest pani bezpieczna jak w kosciele – powiedzial lagodnie – wiec nie rozumiem, co takiego mogloby sie stac, jesli naprawie te przystan.

Вы читаете Kobieta z wyspy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату