zorientowal sie, ze zolw postanowil znow byc wolny i rzucil sie w pogon.
Ponad rok minal od czasu, kiedy Sara widziala swoje dziecko az tak ozywione. Spojrzala na mezczyzne, ktory to sprawil.
Jarl lezal wyciagniety w trawie i przygladal sie jej z usmiechem. Kiedy ich oczy sie spotkaly, usmiech Sary zniknal. Znow poczula sie jak w pulapce. Cala ta przemowa, ktora wyglosila do siebie ubieglej nocy, nic nie znaczyla. Nie mogla traktowac tego mezczyzny jak wroga. Mial zbyt wesole i szczere oczy. I jej syn…
Oddalaby dusze kazdemu, kto potrafilby sprawic, zeby Kip znow mogl sie smiac. Teraz jednak zrobila wszystko, zeby jej glos brzmial sucho i obojetnie.
– A wiec wrocil pan, panie Hendriks.
– Mowilem, ze to zrobie – skinal glowa – kiedy zlapie pstraga. Przywiozlem tez butelke
– Nie moze pan zostac na obiedzie – powiedziala gwaltownie.
– Nie zostane – zgodzil sie, lecz ton' glosu sugerowal, ze jednak ma nadzieje.
I rzeczywiscie zostal, ale stalo sie to zupelnie przypadkowo, tak po prostu wyszlo. Kip nie odstepowal Jarla na krok, gdy ten patroszyl rybe. Potem obaj poszli po chrust. Kiedy ogien byl juz rozpalony, Kip zapragnal pokazac gosciowi golebie i nie mogla sie temu sprzeciwic. Przez kilka minut nieobecnosci omowili juz plan zbudowania sauny dla Sary. Dobry Boze, sauna byla ostatnia rzecza, ktorej potrzebowala. Jarl zaproponowal, ze rozpocznie prace, kiedy oni beda jedli. Sprzeciwila sie temu stanowczo i skonczylo sie na tym, ze zjadl razem z nimi.
Po posilku Kip siadl ze skrzyzowanymi nogami, a Sara w napieciu przypatrywala sie swojemu nieznosnemu sasiadowi. Na niebie pojawily sie chmury, a fale z coraz wieksza gwaltownoscia uderzaly o brzeg. Nadchodzil sztorm, co z pewnoscia bylo Jarlowi na reke, gdyz stanowilo doskonaly pretekst do przedluzenia wizyty. Jest pan niebezpieczny, panie Hendriks, pomyslala Sara. Wolalabym miec do czynienia z bomba lub byc w srodku traby powietrznej, przynajmniej wiedzialabym, co dalej robic.
Zamknela na moment oczy, a gdy je ponownie otworzyla, ujrzala Jarla stojacego nad nia ze szklanka w dloni.
– Nie probowalas jeszcze
– Wybacz, nie pije – pokrecila przeczaco glowa.
Potrzasnal szklanka.
– Jeden lyk ci przeciez nie zaszkodzi. Chcialem tylko, zebys poznala smak.
– Czy pojdziesz wreszcie, jesli sprobuje? – biorac szklanke, dotknela jego reki. W tym ulamku sekundy po reakcji wlasnego ciala poznala, ze ma do czynienia z mezczyzna. Czula sie zaskoczona i zmieszana, ze tak to przezywa. – Lubisz czytac? – zapytala pospiesznie.
– Czytac? – z pewnoscia nie byl przygotowany na to pytanie. – Jasne, glownie proze. Dla rozrywki czytam czasem Parkera i MacDonalda. jednak ostatnio zajalem sie klasyka, na nowo odkrywam Steinbecka i Faulknera.
– Wolisz beletrystyke od publicystyki?
– Masz na mysli prase? Nie, prawie nie czytam gazet – powiedzial. – Pelno w nich polityki, zbrodni: sensacji. Nic z tego, co mnie naprawde interesuje, co chcialbym wiedziec. Moze to dlatego, ze pochodze z innego kraju. Oczywiscie, nie oznacza to, ze nie potrafie uszanowac zainteresowan innych. Czy uwazasz, ze polityka jest fascynujaca?
– Nie, nienawidze polityki – na chwile Sara poczula ulge. Nie trwalo to jednak dlugo. Nie czytal prasy, ale twarz Kipa wciaz pokazywano w telewizji, w programie o zaginionych dzieciach. Wszystko zalezalo od tego, jak czesto ogladal telewizje, ale nie mogla go teraz pytac. Pewnie i tak sprawila na nim wrazenie osoby zbyt wscibskiej.
– Nie powiedzialas, jak ci smakuje
– Jest wspaniala – przyznala.
Powinien przestac wpatrywac sie w nia tak intensywnie, przemawiac do niej tak czule i lagodnie, jakby byla dzikim zwierzatkiem, ktore trzeba oswoic. Nie byla sploszonym stworzeniem, byla zwykla, przerazona kobieta.
– Saro?
Spojrzala znad szklanki. Uparcie dreczyla ja mysl, ze Jarl jest dobrym czlowiekiem, ze jej nie skrzywdzi ani nawet nie przestraszy, ale tak latwo mozna ulec zludzeniu. Czula, ze miedzy nia a tym czlowiekiem moze wydarzyc sie cos dobrego i pieknego. Wiedziala jednak, ze nie wolno jej do tego dopuscic.
– Nie jestes juz dzisiaj taka zdenerwowana – powiedzial lagodnie.
– Zdenerwowana?
– Zdenerwowana – powtorzyl. – Pewnie tez zachowywalbym sie podobnie, gdybym byl samotna kobieta z malym dzieckiem. Ciagle jeszcze jestes troche wystraszona, prawda? To przejdzie, gdy poznasz mnie lepiej. A teraz – zerwal sie i otrzepal spodnie z piasku – musze omowic z Kipem projekt tej sauny. Kip, zajety zabawa z zolwiem, przybiegl natychmiast na dzwiek swojego imienia.
– Poczekaj chwile – poprosila. Cos jej podpowiadalo, zeby zaraz przerwala to wszystko i zrobilaby to bez wahania, gdyby nie jej syn.
– Mozecie sobie robic projekty – powiedziala cicho – tylko nie zaczynajcie niczego budowac. Kip, mozesz rozmawiac z Jarlem o tej saunie, ale jej nie postawimy.
– Nie chciala robic mu zludzen.
Rozmawiali az do zachodu slonca, kiedy stado ciemnych chmur powoli zaczelo nadciagac nad wyspe. Jarl dokladnie obszedl miejsce wokol werandy, a Kip podazal za nim. Kiedy mezczyzna oparl rece na biodrach i zamyslony podrapal sie w ucho, chlopiec powtorzyl wszystkie jego gesty.
– Teraz porozmawiamy o saunie. Bedzie to stary rodzaj „savu' – powiedzial Jarl.
– Slyszysz, mamo? Rozmawiamy o saunie „savu'
– krzyknal przejety Kip.
– Powinnismy zbudowac ja z brzozy, jesli jednak nie wystarczy, rownie dobrze mozna uzyc sosny.
– Slyszysz, mamo? Potrzebujemy brzozy.
– Musimy tez miec kamienie – dodal Jarl.
– To zaden problem. Nikt nie znajdzie wiecej kamieni ode mnie. Zapytaj mamusie.
– Czy on rzeczywiscie jest w tym az tak dobry, Saro?
– Swietny – zapewnila, zastanawiajac sie, dlaczego odpowiada. Wcale jej nie dostrzegali, tak bardzo zajeci byli soba.
Patrzyla na nich z usmiechem. Wiedziala, ze Jarl nie udawal zainteresowania Kipem, jego przyjazn byla autentyczna. Nie miala pojecia, czy w podobny sposob odbieraly go wszystkie dzieci, czy tylko jej syn, ale nie interesowalo jej to. Po raz pierwszy naprawde wierzyla, ze Kip wyzdrowieje, ze zapomni o krzywdach, jakie wyrzadzil mu Derek i nie odrzuci od siebie wszystkich doroslych mezczyzn.
Dwukrotnie wspomniala, ze czas juz spac, lecz zignorowali ja calkowicie. Potem napomknela, ze jest zbyt ciemno, aby cokolwiek zobaczyc i tym razem tez nie
Zaintrygowalo ja, ze Jarl mowi o saunie jak o niezbednej zyciowej potrzebie. Zaczela przysluchiwac sie rozmowie gesto przeplatanej finskimi slowami. W pewnej chwili zdala sobie sprawe, ze na pewno minela juz dziesiata i zrobilo sie wyraznie chlodniej. Wstala i stwierdzila stanowczo:
– Wystarczy!
– Ale mamusiu…
– Jarl musi plynac do domu, zeby nie zlapal go sztorm, a ty juz musisz isc do lozka. Pozegnaj Jarla: podziekuj za zolwia.
Wziela Kipa na rece i wyglosila cala litanie podziekowan za zolwia, obiad i
Przycisnela malca mocno.
– Ulozenie Kipa do snu zajmuje sporo czasu – powiedziala znaczaco. To byl wyjatkowy wieczor i nie chciala go psuc wypraszaniem goscia, ktory sie do tego przyczynil.
– Rozumiem.
Ale nie zrozumial. Mycie i inne czynnosci zajely jej prawie godzine, a kiedy weszla do pokoju, zobaczyla, ze