wcale nie odplynal. Stal na werandzie i patrzyl na jezioro. Ze scisnietym gardlem otworzyla drzwi, zaskoczona swoim zdenerwowaniem. Spadlo cisnienie, zblizal sie deszcz, ale ona wiedziala, jaki jest prawdziwy powod jej niepokoju.
Jarl odwrocil sie. Patrzyl na nia na wpol skryty przez ciemnosc. W tej chwili zrozumiala, ze maly chlopiec nie byl jedynym powodem jego powrotow na wyspe.
– Nie oczekiwalam, ze jeszcze bedziesz. Zbiera sie na burze.
– Wiem – skinal glowa – czekalem, poniewaz chce ci zadac jedno pytanie.
Niemal uslyszala szybkie bicie wlasnego serca.
– Chodzi mi o Kipa, inaczej bym sie nie wtracal. Poniewaz zyjecie tu tylko we dwojke, nalezy sadzic, ze jestes rozwiedziona albo jego ojciec nie zyje. Zrozum, to nie jest natretna ciekawosc, ale nie chce sie znalezc w dwuznacznej sytuacji.
Napiecie powoli opadalo. Mogla odpowiedziec na to pytanie wzglednie uczciwie.
– Jego ojciec zyje, ale nie utrzymujemy z nim zadnych stosunkow. Blagam cie, tylko nie wspominaj o nim przy Kipie, chyba ze sam zacznie rozmowe na ten temat.
– W porzadku.
To wcale nie wyszlo dobrze. Ostrzegajac go przed okreslonym zachowaniem, jakby przyzwolila na ponowne odwiedzenie Kipa. Kipa i jej?
Opuscila glowe, zmieszana i wyczerpana. Zbyt wiele stresow, pracy i zmartwien – zaplacila wysoka cene za swoj wybor. Musiala ciagle pamietac o swojej sytuacji i wciaz sie kontrolowac. Tylko ze czasami nie chciala byc nikim wiecej, tylko kobieta.
– No coz – powiedziala ze sztucznym ozywieniem. Nie poruszyl sie. Sprobowala jeszcze raz.
– Jestem pewna, ze masz jeszcze mnostwo rzeczy do zrobienia dzisiejszej nocy.
– Tylko jedna.
Mezczyzna ruszyl w jej kierunku. Przeczuwala, co moze nastapic, ale nie byla zatrwozona. Dzis chciala tyc kobieta i juz sie zdecydowala.
Jarl tylko przysunal sie blizej. Nie probowal jej dotknac, lecz jego bliskosc przyprawiala ja o szybsze bicie serca. Stal i patrzyl na nia uwaznie. Lekkie musniecie jej policzka i odgarniecie wlosow z twarzy mialo w sobie ostrozna czulosc.
Wlosy Jarla pachnialy jeziorem, kiedy ja przygarnal i pocalowal delikatnie. Poczula cierpki smak
– To ja, Saro. Tylko ja. Czy to nie bylo niemadre, tak sie mnie bac?
Kolorowa karuzela zawirowala jej przed oczami. Zarzucila mu rece na szyje. Usmiechnal sie i ponownie ja pocalowal. Wiedziala, ze to nie powinno sie zdarzyc, ze nie moze sobie pozwolic na zwiazek z jakimkolwiek mezczyzna. Starala sie tlumic swoje potrzeby, najwazniejszy byl przeciez Kip.
A Jarl byl niebezpieczny i nie mialo to zadnego zwiazku z tym, ze sie ukrywala. Wszystko w niej wolalo, aby mu zaufala. Nie wiedziala dotychczas, ze mozna kogos tak bardzo potrzebowac. Kazdy jej dzien naznaczony byl pietnem samotnosci i strachu. Kazdego dnia powtarzala sobie, ze to wytrzyma. Teraz, kiedy ja calowal i dotykal, nie czula juz przerazenia, tylko wszechogarniajaca slabosc.
Jarl wyprostowal sie i przygarnal Sare do siebie. Powoli zaczal rozpinac jej bluzke. Serce walilo jej jak oszalale, kiedy dlon mezczyzny dotknela piersi. Jak szorstka, meska dlon moze byc tak delikatna? Krzyknela cicho, on mruknal cos niezrozumiale. Poczula, ze nie jest juz w stanie kierowac sie rozsadkiem.
Gladzila go po krotkich, sztywnych wlosach. Jego pocalunki nie byly juz lagodne. Calowal ja z dzika pasja i pozadaniem. Czula to i odpowiadala podobnie.
To byla jego wina. Byl silny, spragniony i bardzo samotny. Calowal zbyt gwaltownie i nie jak doswiadczony kochanek, lecz jak spragniony uczuc mezczyzna.
Cos w niej wolalo – blagam cie, zostan ze mna, tak sie boje. Moze wszystko bedzie dobrze, jesli nie pozwoli mu odejsc. Kobieta jest silna, kiedy musi. Sara byla silna, ale nikt nie potrafi byc zawsze silny. Tak bardzo potrzebowala, zeby ktos byl przy niej.
–
Gesty deszcz padal na werande. Ramiona i plecy Jarla byly calkiem przemoczone. Patrzyl na nia z namietnoscia.
– Tak – powiedzial. – Wiedzialem to od momentu, kiedy cie zobaczylem po raz pierwszy. Jestes taka piekna, Saro. Nie w ten latwy, banalny sposob, lecz piekna, delikatna i niebezpieczna. Kobieta, ktora trzeba chronic przed burza, smokami i samotnoscia. Uwierz mi, wroce tu.
Zszedl z werandy. Minela chwila, zanim Sara uswiadomila sobie, ze on odchodzi.
– Nie – wydobylo sie z jej zacisnietego gardla. Odwrocil sie.
– Jutro – powiedzial.
– Nie! Usmiechnal sie.
– A,
Rozdzial 4
Juz o dziesiatej rano Jarl stal na dachu, a wokol niego pietrzyly sie sterty nowych gontow i stal olbrzymi pojemnik ze smola, ktorej slady widac bylo na jego twarzy i rekach.
Pomimo wczorajszego deszczu upal nie zmniejszyl sie. Jeszcze nie rozpoczal wlasciwej pracy, a juz byl caly zlany potem. Przetarl czolo reka i zaczal przybijac gonty. Kiedy zabieral sie za trzecia deseczke, uslyszal glosny wybuch smiechu.
Przerwal prace i patrzyl. Jeszcze go nie zauwazyla. Chichoczac gonila Kipa po lesie. Oboje byli w kostiumach kapielowych. Kostium Sary nalezal do tych strojow, ktore moga ujawnic najdrobniejsza usterke kobiecej figury, ona jednak wygladala bez zarzutu. Jarl przygladal sie jej uwaznie. Byla taka drobniutka. Mokre wlosy oblepiajace glowe potegowaly jeszcze to wrazenie.
Byla przesliczna. Patrzyl na nia z nieklamanym zachwytem. Jeszcze niedawno uwazal sie za w miare rozsadnego i opanowanego mezczyzne. Po ostatniej nocy odniosl wrazenie, ze obudzily sie w nim pierwotne instynkty. Juz jej nie wypusci. Swiat moze sie zawalic, ale Sara bedzie nalezala do niego.
Nie byl przyzwyczajony do takich doznan. Ciagle zdumiewalo go, jak potezne uczucie nagle nim owladnelo. Zdumiewalo, ale nie przerazalo.
Wiedzial, ze byla mezatka, miala takze syna, ale wprost trudno bylo w to uwierzyc. Ostatniej nocy jej usta wydawaly sie tak niewinne i drzala w jego ramionach, jak przed pierwszym pocalunkiem w zyciu. Nie wiedzial jeszcze, jak ja tym uczuciem obdarzac. Od lat szuka! kobiety silnej i uczciwej, ktora dzielilaby jego namietnosci. Kobiety, o ktora musialby walczyc. A tu walka juz sie rozpoczela, pomyslal, swiadom, ze go zauwazyla.
– Panie Hendriks!
Znow zwracala sie do niego oficjalnie. Jej oczy byly pelne niepokoju. Biedne dziecko. Pewnego dnia zapyta ja, czego tak bardzo sie boi, ale jeszcze musi zaczekac.
– Dzien dobry – krzyknal przyjaznie.
– Czesc, Jarl! – przynajmniej maly ucieszyl sie jego widokiem.
– Czesc, dzieciaku!
– Co pan tu robi? – zapytala Sara.
– Po wczorajszej deszczowej nocy – wyjasnil – uwazalem, ze trzeba zalatac te kilka dziur w dachu. Nalezaloby go calkiem wymienic, ale na razie te drobne naprawy wystarcza.
Chyba nie interesowalo jej to, co mowil, bo przerwala mu lodowatym glosem.
– Nie o to chodzi.
– Nie? – pokiwal glowa. – Coz, moze powinienem wziac sie najpierw za saune, ale sadzilem, ze dach jest dla ciebie wazniejszy. – Po czym dodal, zwracajac sie do Kipa: – Niewiele dzis zrobimy. Nie chcemy przeciez, zeby mamusia sie denerwowala.
– Nie jestem zdenerwowana, ale natychmiast stamtad zlaz!
– Jesli nalegasz, zebym najpierw zabral sie za saune…
– Nie zabierzesz sie za zadna saune.