glebokie warczenie, wycofal sie w strone wielkiego wyjscia. Sasse natomiast ktos podniosl i posadzil na jakies zwierze. Czyzby na wilka?

– Koty! – zawolala. – Trzeba je ratowac!

– To nie sa wcale koty – szepnela jej Sol do ucha. – Popatrz tylko!

Zla kobieta takze sie wystraszyla, wypuscila kociatko, ktore trzymala w reku, ale na podloge upadl jedynie stary kawalek wygarbowanej skory. W klatce lezal jeden wiekszy kawalek skory i pare mniejszych.

– A dziewczyna?

– Nie zdolamy jej teraz uwolnic, ale przybedziemy po nia troche pozniej.

Sassa natychmiast przekazala obietnice Sol wiezniarce, mocno przytrzymywanej przez Nardagusa. Dziewczynka wiedziala, ze stala sie niewidzialna juz w momencie, gdy Sol posadzila ja przed soba na grzbiecie wilka. Wiedziala tez, ze nie sa tu same, wyczuwala obecnosc drugiego wilka i innych duchow.

– Dziekuje, ze przybyliscie – powiedziala.

W nastepnej chwili poczula na twarzy chlodny powiew gorskiego powietrza i mogla spojrzec w dol na czarna doline, ktora przesuwala sie przed jej oczami w tak szalonym pedzie, ze wszystko zlewalo sie w jedno.

Wreszcie znalezli sie juz przy obu Juggernautach, gdzie z otwartymi ramionami powitali ich przyjaciele.

16

Niewolnik, ktory sprowadzil Sasse i czekal, by pozwolono mu sie pozniej z nia zabawic, nie znalazl sie wsrod tych, ktorych jakas sila cisnela na ognistego czlowieka. Stal wsciekly na srodku sali i obracal paskudnym lbem, podejmujac probe odszukania swej ofiary. Ona jednak przepadla gdzies bez sladu. Cialo drzalo mu z frustracji i rozczarowania, ogarnelo go bowiem podniecenie, a teraz seksualne pozadanie nie chcialo ustapic, jakby upieralo sie przy tym, by posiasc te jakze mloda i czysta dziewczyne. Odebrac jej cnote, szarpac i czerpac rozkosz. Oto jednak pozbawiono go uciechy. Gotowal sie z wscieklosci, ale w Nardagusie obudzil sie jeszcze wiekszy gniew. Wrzeszczal dlugo i przerazliwie, ciskal naokolo rozmaitymi przedmiotami, az inni musieli sie uchylac. Zla kobieta prychala jak kotka.

– Te diably! – wrzeszczala. – Oni tu byli, osmielili sie wejsc!

Nardagus przerwal jej:

– Byly tu rowniez wilki, a to znacznie gorzej, musialy sie z nas nasmiewac!

Podniosl ciezkie krzeslo, by nim rzucic i w ten sposob dac upust swej wscieklosci, czlowiek-ogien uznal wiec, ze najlepiej bedzie opuscic pomieszczenie.

Natychmiast zapadla ciemnosc, powoli zaczelo sie tez robic coraz zimniej.

– Wracaj! – zawolali chorem Nardagus i kobieta. – Wracaj tu, przeklety niewolniku!

Czlowiek-ogien byl kims wiecej niz tylko zwyklym niewolnikiem, lecz tak czy inaczej postanowil zignorowac rozkaz. Dawno juz zniknal, ukryl sie w niewielkiej jamie, w ktorej natychmiast zapanowalo piekielne goraco.

Nardagus nie przestawal sie ciskac.

– Wilki! Najwidoczniej udalo im sie wydostac z naszej krainy, a teraz osmielily sie tu wrocic, i to razem z naszymi wrogami. I to jakimi wrogami! Nigdy jeszcze nie zetknelismy sie z takim oporem!

Opuszczajac mroczne, wychlodzone pomieszczenie, kobieta, wciaz biala na twarzy ze zlosci, powiedziala:

– Moje nastepne posuniecie, skoro nie udalo nam sie zrozumiec jezyka, jakim mowila ta dziewczyna, byloby dla niej smiertelne. Zamierzalam wezwac tego, ktory nieodwolalnie zmienia nieproszonych gosci w niewolnikow. Ale ta niewidzialna banda nam przerwala.

– Bylo ich kilkoro! – wykrzykiwal rozwscieczony Nardagus. – Wyczuwalem co najmniej kilka osob!

– Ja takze.

Weszli do wielkiej sali, ktora oswietlaly porzadne pochodnie. Nie zatroszczyli sie o poparzonych niewolnikow, ci musieli wiec radzic sobie sami, wycofac do swych pomieszczen w dol po tylnych schodach, za drzwi, ktore widzieli Sol i Oko Nocy i z ktorymi Indianin zawarl nieprzyjemnie bliska znajomosc. Wiezniarke zaprowadzono z powrotem do wiezienia.

– Czy wyslac na nich niezwyciezonego?

– Nie my o tym decydujemy.

Nardagus nie kryl zaniepokojenia. Czekalo go zadanie nie do pozazdroszczenia: przekazanie wladcom nieprzyjemnych wiadomosci. Dziewczynka, ktora zdolali pojmac, wymknela sie im z rak. I to w jaki sposob? Zabrana z wnetrza najpotezniejszej z gor przez sily, ktore zdawaly sie tylko z nich drwic.

– Pojdziesz ze mna? – spytal kobiete.

– O, nie, dziekuje – odparla blyskawicznie.

Nardagus zacisnal zeby i opuscil ja, by stawic czolo swemu losowi.

Potezni panowie chetnie by go unicestwili, gdyz dopuscil sie doprawdy karygodnych zaniedban. Nie mogli jednak tego zrobic, gdyby bowiem Nardagus zniknal, sami musieliby wziac na siebie wszelkie nieprzyjemne zadania. A do tego wcale im sie nie spieszylo.

Nardagus z glowa wcisnieta w ramiona stal pod pregierzem spojrzen lodowatych oczu.

Juz go zlajali, wolno, cicho i zabojczo, tak jak to tylko mozliwe. Pogarda w ich ochryplych, z wysilkiem pracujacych glosach byla doprawdy miazdzaca. Nardagus jednak wiedzial to, co i oni: jest niezastapiony. Pelni funkcje ich najblizszego pomocnika. Tego okreslenia wprawdzie sam nie uzywal, w duchu nazywal sie prezydentem albo premierem. Poteznych wladcow uwazal za rodzine krolewska, bedaca zbieranina figur galeonowych, nie odgrywajacych zadnej istotnej roli.

Nie mial w tym racji. To oni dzierzyli wladze, lecz do tego Nardagus nigdy by sie nie przyznal.

Omawiano nowy plan.

– Dopoki kazda grupa przebywa w swoim wymiarze, sa oslabieni – stwierdzil ostroznie.

I znow musial kulic sie pod lodowatymi spojrzeniami.

– Nie sa juz w osobnych wymiarach. Pokonali mur i na powrot sa razem.

– Alez to przeciez niemozliwe!

– Nie pytaj nas, jak do tego doszlo. Po prostu to zrobili.

– Musimy sie dowiedziec, kim sa te niebezpieczne sily.

– Czy nie to wlasnie przed chwila ci sie nie powiodlo?

Nardagus zacisnal szczeki.

– Wobec tego wysylamy niezwyciezonego.

– Na razie jeszcze nie. Istnieje wiele mozliwosci, by zwabic zaloge tego drugiego nieznanego pojazdu.

Nardagus rozumial ich niechec do niezwyciezonego. Niechetnie go wypuszczali, nawet gdy chodzilo o nich samych, a moze wlasnie dlatego sie wahano.

– Ale znajduja sie wciaz w dolinie straconych zludzen, prawda? – chytrze spytal ktorys z wladcow.

– Tak. Zostawilismy ich tam, sadzilismy bowiem, ze nigdy nie zdolaja sie polaczyc.

– Czy wypuscimy to, co kryje sie w tej dolinie?

Nardagus zadrzal.

– Tam jest wszak cos wiecej niz same tylko omamy, wywolane ich wlasnymi nadziejami – rzekl wolno. – Ale czy dzieki temu mozna ich latwiej pojmac?

– A na coz nam tacy wiezniowie? Niech zgina w tej dolinie! Nalezy ich rozdzielic, tak by poruszali sie w malych grupkach, wowczas mieszkancy doliny zajma sie reszta. Wierzcie mi, nikt zywy sie stamtad nie wydostanie.

Nardagus wciaz nie byl zadowolony.

– Wszystko to pieknie sie zapowiada, lecz w jaki sposob wyciagnac ich z tych piekielnych machin?

– Wolno myslisz, Nardagusie. Slyszelismy wszak, ze pragna dojsc do przekletego jasnego zrodla. Nie pojmuje, dlaczego ono musi znajdowac sie wlasnie tutaj, w naszych gorach.

– To tylko zaleta – wtracil sie drugi z wladcow. – Mamy nad nim kontrole, mozemy pilnowac, by nikt sie do niego nie przedostal.

– No, owszem to prawda. Ale tak czy owak: jesli zamierzaja przedostac sie do zrodla, musza teraz wyjsc w doline. Ich niezgrabne wozy nie pojada dalej.

Вы читаете Strachy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату