wejscia, przez drzwi wybiegla kobieta, pokrzykujac:
– Jestes wreszcie, mala diablico! Gdzie bylas? Kim sa ci ludzie? Natychmiast zsiadz z tego konia! Ojciec sposobi sie od rana, by spuscic ci lanie, na jakie zaslugujesz!
Twarz kobiety poczerwieniala z gniewu.
– Oto zona mego najstarszego brata, Una Brodie, milordzie – powiedziala chlodno Flanna. – Uno, to ksiaze Glenkirk. Przylapalam go, jak myszkowal w Brae, lecz zostalam pojmana. Obawiam sie, ze nie dam rady zsiasc, dopoki ktos nie rozwiaze mi kostek – dodala kpiaco, wyciagajac przed siebie zwiazane nadgarstki.
Na widok tego, co przydarzylo sie krewniaczce, Una Brodie otwarla usta i wydala siebie wrzask tak przerazliwy, ze na dziedzincu natychmiast zaroilo sie od nadbiegajacych ze wszystkich stron Brodiech. Otoczyli jezdzcow i stali, wpatrujac sie w nich z otwartymi ustami.
Przez chwile ksieciu wydawalo sie, ze slyszy, jak Flanna chichocze, odrzucil jednak te mysl uznawszy, ze tylko to sobie wyobrazil.
– Nie ma potrzeby krzyczec, pani – powiedzial. – Gdybym mial wobec Brodiech zle zamiary, z pewnoscia nie zjawilbym sie tu jedynie z szostka ludzi.
Rozwiazal nadgarstki Flanny, polecajac Colinowi, by uczynil to samo z jej kostkami.
– Mozesz zsiasc – mruknal.
– Och nie, milordzie – odparla niemal wesolo, najwidoczniej doskonale sie bawiac. – Mam stad o wiele lepszy widok, poza tym nie dosiadalam jeszcze tak wspanialego rumaka.
– Zatem zsiadziemy oboje – wykrztusil przez zacisniete zeby Patrick, po czym zeskoczyl z konia i zsadzil dziewczyne.
– Co tu sie, u licha, dzieje? – zapytal mezczyzna, rownie wysoki jak ksiaze, przepychajac sie do przodu. – Flanna? Gdzie sie podziewalas? Stary szaleje. Przez caly dzien dopytywal sie, gdzie jestes.
Spojrzal wprost w zielone oczy ksiecia.
– A ty kim jestes, panie?
– Patrick Leslie, ksiaze Glenkirk – padla odpowiedz. – Mam sprawe do twego ojca, panie.
Wyciagnal dlon, ktora zostala uscisnieta.
– Aulay Brodie, milordzie. Zechciej, prosze, pojsc ze mna. Bedziecie mile widziani w wielkiej sali. Przestan sie drzec, Uno! To nie napasc, ale wizyta. Bog mi swiadkiem, nie mamy ich tu zbyt wiele. Nie wypada odprawic gosci, nie pozwoliwszy im zaznac naszej goscinnosci.
Ksiaze ruszyl za Aulayem do zamku. Flanna szla przed nimi, a reszta ludzi ksiecia z tylu. Nieduza sala wkrotce zapelnila sie czlonkami rodziny i sluzacymi. W odleglym kacie pomieszczenia znajdowal sie tylko jeden osmalony kominek, przy nim zas, na pociemnialym ze starosci, debowym krzesle z wysokim oparciem siedzial bialowlosy starzec. Musial byc kiedys niezwykle wysoki, pod wplywem wieku skurczyl sie jednak i zmalal, a najbardziej rzucajaca sie w oczy cecha jego fizjonomii pozostal wydatny, haczykowaty nos. Spojrzenie mial jednak nadal bystre, kiedy uwaznie przygladal sie nadchodzacemu w towarzystwie syna gosciowi.
– Oto Patrick Leslie, ksiaze Glenkirk, tato – powiedzial Aulay Brodie.
Patrick sklonil sie grzecznie. – Witaj, panie. Lachlann Brodie gestem nakazal mlodszemu mezczyznie, by zajal miejsce naprzeciw.
– Przyniescie whiskey – rozkazal krotko i zostal natychmiast wysluchany. – Gdzie bylas? – zapytal, przenoszac spojrzenie na corke.
– W Brae – odparla. – Zamierzalam zabrac Aggie oraz Angusa i tam zamieszkac.
– Hm! – chrzaknal jej ojciec, a potem spojrzal znowu na ksiecia. – Podobno przywiozles moja corke, zwiazana, na swoim siodle. Dlaczego?
– Zaatakowala mnie – odparl ksiaze spokojnie. – Strzelila do mnie z luku, i to nie raz, ale dwa razy, o wymachiwaniu sztyletem nie wspominajac. Uznalem to za przejaw wrogosci.
– Moglaby cie zabic, gdyby przyszla jej na to ochota – odparl stary, chichoczac. – Gdy miala szesnascie lat, zabila jedna strzala doroslego jelenia. Strzelila mu wprost w serce, sam widzialem. Dalaby rade wrocic do Killiecairn bez pomocy, panie.
– Chce kupic Brae – powiedzial Patrick Leslie otwarcie.
– Dlaczego?
W oczach starca zablysly iskierki zainteresowania.
– Graniczy z moimi wlosciami. Chce, by od sasiadow oddzielalo mnie tyle ziemi, ile tylko bede mogl zdobyc – odparl ksiaze. – Nastaly niebezpieczne czasy: krol walczy o tron, a dookola pelno religijnych fanatykow.
– Racja – przytaknal Lachlann Brodie.
– Nie mozesz sprzedac Brae, tatku – wtracila czym predzej Flanna. – Jest moje. To moj posag. Wszystko, co mam.
– Dam uczciwa cene – mowil dalej ksiaze, jakby Flanna w ogole sie nie odezwala. – Zloto bedzie stanowic dla dziewczyny bardziej wartosciowy posag niz Brae i porosniete lasem ugory. Otoczone przez ziemie Glenkirk, nie przedstawiaja wartosci dla nikogo poza mna.
– Ile? – zapytal Lachlann.
– Dwiescie piecdziesiat koron w zlocie – odparl ksiaze.
Starzec potrzasnal glowa.
– To za malo.
– Wiec niech bedzie piecset – zaproponowal ksiaze.
W sali dalo sie slyszec zbiorowe westchnienie, cena byla bowiem wiecej niz godziwa.
– To nie kwestia ceny – powiedzial po chwili starzec. – Nie ma na swiecie dosc zlota, bys mogl kupic Brae.
– Czego zatem chcesz, panie? – zapytal ksiaze.
– Jesli tylko bede w stanie ci to dac, zrobie to, gdyz postanowilem zdobyc Brae.
– Jesli chcesz Brae, milordzie, musisz wziac tez jego dziedziczke – powiedzial Lachlann Brodie.
– Ozen sie z Flanna, a Brae bedzie twoje.
– Do licha! – wykrzyknal Aulay Brodie, zaskoczony jak wszyscy pozostali. Zloto bylo dla ojca bogiem, mimo to probowal zatroszczyc sie o swe najmlodsze dziecko.
– Nie chce wychodzic za maz, a juz na pewno nie za niego! – zawolala rozsierdzona Flanna.
– Cicho badz, dziewczyno – polecil jej ojciec stanowczo. – Twardy ze mnie czlowiek i nieskory do otwierania sakiewki, ale kochalem twoja matke. Byla osloda mojej starosci. Obiecalem, ze wydam cie za maz, a prawda wyglada tak, ze podobna okazja wiecej nam sie nie trafi. Coz zatem, milordzie? – dodal, zwracajac sie do Patricka. – Jak bardzo chcesz zdobyc Brae? To calkiem ladna dziewucha, choc troche przyduza. Ma to po mnie, bo z pewnoscia nie po matce. Jest wystarczajaco mloda, byc dac ci potomstwo, choc w wieku prawie dwudziestu dwoch lat najlepszy czas ma juz prawie za soba. Ma tez gwaltowne usposobienie, nie bede cie co do tego oklamywal, lecz nie moglbys miec przy sobie lepszej niewiasty w walce. Jest dziewica, gwarantuje, gdyz nikt nie zdolalby sie do niej zblizyc, twoj dziedzic bedzie zatem naprawde krwia z twojej krwi. Jesli chcesz Brae, musisz wziac za zone moja corke. Bo nie masz jeszcze zony, prawda?
Patrick mial ochote sklamac, nie mialoby to jednak sensu, gdyz klamstwo szybko wyszloby na jaw.
– Nie, nie mam – przyznal.
– Nie wyjde za niego! – wrzasnela Flanna, zostala jednak zignorowana. Wygladalo na to, ze jej wola w ogole sie nie liczy. To byla sprawa, ktora mieli zalatwic miedzy soba jej ojciec i potencjalny malzonek.
– Cicho badz, gluptasie – syknela po cichu Una Brodie. – Ojciec zrobi z ciebie ksiezne, jesli tylko sie zamkniesz.
– Nie chce za niego wyjsc! – zawolala, probujac po raz kolejny przedstawic swoje zyczenia.
Patrick Leslie spojrzal na dziewczyne. Potrzebowal zony. Prawde mowiac, nie zalezalo mu na tym, by ja kochac. Potrzebowal kobiety, ktora dalaby mu dzieci, a Flanna wydawala sie dostatecznie silna. Milosc tylko komplikuje sprawe, uznal. Dziewczyna jest dosc ladna, no i ma posag, na ktorym mu zalezy. Nie potrzebowal zlota, gdyz byl czlowiekiem bogatym. Rodzina zyczyla sobie, by sie ozenil. Kogo moglby wybrac? To prawda, Brodie nie dorownywali Lesliem z Glenkirk. Byli prostymi, twardymi goralami, ale nie mialo to znaczenia. Prawdopodobnie i tak nie bedzie widywal krewnych zony, chyba ze potrzebowalby ich pomocy podczas walki. Przyjrzal sie wypelniajacym sale, spogladajacym nieustepliwie mezczyznom i uznal, iz dobrze byloby miec ich przy sobie w bitwie. Podjal decyzje.
– Wezme ja – powiedzial.