niz perspektywa szycia.
– Juz ci znieczulilam reke. Wystarczy tylko sciagnac brzegi rany.
– Byle szybko – syknela, zagryzajac zeby. Poczula krew na jezyku i przypomniala sobie o rozcietej wardze. Molly powtornie wbila igle w dlon.
– Chryste, jak ja tego nie cierpie.
– Jeszcze chwileczke.
– Boze… – Odwrocila glowe, zeby nie widziec.
Dostrzegla Wagner rozmawiajaca z Nickiem. Oboje patrzyli w glab sali pralni chemicznej, w ich kierunku.
– Juz po wszystkim – powiedziala Molly. – Za kilka minut powinnas poczuc swierzbienie.
– Cale szczescie.
Lena zapatrzyla sie na ulice, po ktorej krecilo sie z piecdziesieciu agentow biura sledczego, sprawiajacych takie wrazenie, jakby zaden nie wiedzial dokladnie, co ma robic. Smith wyzional ducha, a Sonny na tylnym siedzeniu wozu patrolowego odjechal do Macon, gdzie zapewne czekal go niezly wycisk od tamtejszych gliniarzy. W piekle bylo zarezerwowane specjalne miejsce dla zabojcow policjantow.
Spojrzala, jak Molly otwiera zestaw do zakladania szwow, ktory wyjela z walizeczki pierwszej pomocy.
– A gdzie dziewczynki? – zapytala.
– Juz z rodzicami. Nawet nie umiem sobie wyobrazic, przez co przeszli. Mam na mysli rodzicow. Moj Boze, jak tylko o tym pomysle, krew mi tezeje w zylach.
Lena uswiadomila sobie, ze mimowolnie napreza wszystkie miesnie. Rozluznila sie, zwracajac uwage na coraz silniejsze swierzbienie dloni.
– Jak? Lepiej? – zapytala Stoddard.
– Tak. Dzieki, ze zgodzilas sie zrobic to tutaj. Nie cierpie szpitala.
– To zrozumiale. – Molly cienkim strumykiem plynu ze strzykawki zaczela przemywac rane. – Trzeba ci zalozyc trzy, najwyzej cztery szwy. Sara na pewno zrobilaby to duzo lepiej ode mnie.
– Jest twardsza, niz myslalam.
– Chyba wszyscy musielismy sie wykazac odpornoscia – mruknela pielegniarka. – O malo nie dalam sie nabrac na przedstawienie, jakie zrobilas, gdy tylko weszlysmy na posterunek.
– Zauwazylam – odparla Lena, chociaz komplement byl calkiem chybiony, bo naprawde byla smiertelnie przerazona.
Molly zacisnela szczypce na koncu lukowato wygietej igly i wbila jej czubek w skore przy rozcieciu. Lena patrzyla na to z zaciekawieniem, rozmyslajac, ze to bardzo dziwne uczucie, gdy widzi sie igle wbijana w cialo, a w ogole nie czuje sie bolu, poza drobnym nieprzyjemnym szarpaniem, z jakim nic chirurgiczna przesuwa sie przez skore.
– Od jak dawna spotykasz sie z Nickiem?
– Niedlugo – odparla Stoddard, zawiazujac konce nici. – Ciagle przychodzil i probowal sie umowic z Sara, wiec traktuje mnie pewnie jak nagrode pocieszenia.
Lena zasmiala sie cicho, wyobraziwszy sobie te pare.
– Przeciez Sara jest o dobra glowe od niego wyzsza.
– A przede wszystkim kocha Jeffreya – przypomniala Molly, jakby rodzilo to jakies watpliwosci. – Boze, pamietam, jak pierwszy raz zobaczylam ich razem. – Zrobila drugi szew i sciagnela nicia brzegi rany. Lena nadal nie czula bolu, jedynie delikatne szarpniecia. – Nigdy wczesniej nie widzialam jej tak frywolnej.
– Frywolnej? – zdziwila sie Lena, jakby to okreslenie zabrzmialo obrazliwie. Wedlug niej Sara zaliczala sie do najpowazniejszych osob, jakie w zyciu poznala.
– Owszem – potwierdzila Molly. – Zachowywala sie jak mala trzpiotka. – Sciagnela drugi szew, zapatrzyla sie na rane i mruknela: – Chyba zrobie jeszcze jeden.
– Nigdy nie myslalam o nim w ten sposob.
– O Jeffreyu? Jest wspanialy.
– Pewnie tak. – Lena wzruszyla ramionami. – Ja czulabym sie przy nim tak, jakbym poszla na randke z wlasnym ojcem.
– Moze dla ciebie jest istotnie za stary. – Molly przewlekla nic w trzecim miejscu, sciagnela brzegi rany, zawiazala supelek i odciela nic tuz nad nim. – Prosze bardzo. Gotowe.
– Dzieki.
– Nie powinno za bardzo bolec.
– Tym sie nie martwie – odparla Lena, ostroznie zginajac dlon. Jej palce zaciskaly sie poslusznie, lecz w ogole nie miala w nich czucia.
– Wez tabletke przeciwbolowa, gdyby za bardzo pieklo. Jak chcesz, poprosze Sare, zeby ci cos przepisala.
– Nie trzeba. Ma teraz duzo wazniejsze sprawy na glowie.
– Zrobi to bez pytania.
– Naprawde nie trzeba. Dzieki.
– Jak chcesz. – Molly zaczela pakowac zestaw do szycia. Cicho jeknela, podnoszac sie na nogi. – Najwyzsza pora wracac do domu, do dzieci, na duza lampke wina.
– Brzmi zachecajaco – przyznala Lena.
– Mam nadzieje, ze moja matka nie pozwolila im ogladac wiadomosci w telewizji. Nie mam pojecia, jak mialabym im opowiedziec o tym, co sie tu stalo.
– Na pewno cos wymyslisz. Molly usmiechnela sie do niej.
– Uwazaj na siebie.
– Jeszcze raz dziekuje – mruknela Lena, zsuwajac sie ze stolika.
Nick ruszyl do frontowych drzwi pralni. Przechodzac obok niej, rzekl:
– Jutro bedziemy chcieli cie przesluchac.
– Wiesz, gdzie mnie znalezc.
Wagner stala oparta o kontuar z telefonem komorkowym przy uchu. Na widok Leny rzucila do aparatu:
– Zaczekaj chwile. – Spojrzala na nia i powiedziala: – Dobra robota, detektywie.
– Dzieki – burknela Lena.
– Jesli kiedys bedziesz chciala dolaczyc do sfory groznych psow, zadzwon do mnie.
Lena spojrzala przez szybe na agentow krecacych sie leniwie po ulicy, jakby byli na wczasach. Pomyslala o Jeffreyu i drugiej szansie, ktora jej dal. Bogiem a prawda, byla to juz piata albo szosta szansa.
Usmiechnela sie do Wagner i odparla:
– Dziekuje, ale nie skorzystam. Lepiej zostane tu, gdzie moje miejsce.
Agentka wzruszyla ramionami, widocznie malo jej na tym zalezalo. Odwrocila sie i znow zaczela mowic do telefonu:
– Oczywiscie bedziemy chcieli przesluchac go jeszcze dzisiaj. Wolalabym, zeby nie kontaktowal sie wczesniej z innymi wiezniami i nie wbil sobie do glowy, ze bedzie potrzebowal adwokata.
Lena pchnela drzwi, wyszla na ulice i skinieniem glowy odpowiedziala na pozdrowienia kilku tutejszych mieszkancow. Tak, to jej miasto. Czula sie jego czastka. Poza tym, znow byla partnerka Franka. I policjantka. Do diabla, moze nawet kims wiecej.
Ruszyla w strone college’u. Teraz, gdy kryzys juz minal, ochroniarz siedzial z powrotem w szoferce furgonetki tarasujacej wjazd na teren kampusu. Nie znala go, lecz gdy z usmiechem uniosl dlon do daszka czapki, odpowiedziala mu skinieniem glowy.
Przyjemny wiaterek owial jej twarz, gdy skrecila w glowna alejke prowadzaca do akademikow. Przytknela dlon do brzucha, zastanawiajac sie, czy naprawde jest w ciazy i jaka matka bylaby dla swego dziecka. Po dzisiejszym dniu sklonna byla uwazac, ze nie wszystko jest nierealne.
Kampus sprawial wrazenie wyludnionego, wiekszosc studentow siedziala pewnie z nosami w telewizorach albo odsypiala zaleglosci, cieszac sie z niespodziewanej przerwy w zajeciach. Cale srodmiescie wciaz bylo odciete, pewnie dopiero za kilka godzin studenci wylegna na ulice i przechodzac obok komisariatu, sprobuja choc troche wczuc sie w dramat, jaki sie tu rozegral. Wyobrazala sobie, ze beda dzwonic do rodzicow i tlumaczyc w podnieceniu, jak strasznie to przezywali. A i dziekana pewnie czekaly dziesiatki telefonow od podenerwowanych rodzicow, jakby on byl czemus winny.
W akademiku, w ktorym obecnie mieszkal Ethan, bylo duzo spokojniej niz w poprzednim, gdzie sie poznali.