– A to sa najmlodsze groby. Slady, ktore znalezlismy, odpowiadaja zapiskom.

– Tak. Te sa ostatnie, wkrotce potem kosciol zostal zamkniety.

– To byl tysiac dziewiecset czternasty.

– Tysiac dziewiecset czternasty. Tak, tysiac dziewiecset czternasty.

Mial zwyczaj powtarzac slowa i cale frazy.

– Elizabeth zmarla w tysiac osiemset osiemdziesiatym osmym?

– C'est ca, tysiac osiemset osiemdziesiaty osmy. Mere Aurelie szesc lat pozniej.

To nie mialo sensu. Te groby powinny tam byc. Zwlaszcza ze pozostaly slady po pogrzebach z lat czterdziestych ubieglego wieku. Testy wykonane w tym miejscu ujawnily obecnosc fragmentow welny i kawalkow metalowych czesci trumny. W chronionym otoczeniu kosciola, w takiej ziemi, wydawaloby sie, ze szkielety powinny byc w niezlym stanie. Wiec gdzie byly Elisabeth i Aurelie?

Weszla stara zakonnica niosac tace z kawa i kanapkami. Para z kubkow pokryla jej okulary, dlatego szla stawiajac male kroki, prawie nie odrywajac stop od podlogi.

Ojciec Menard uniosl sie, by odebrac tace.

– Merci, siostro Bernardo. To bardzo milo ze strony siostry. Bardzo milo.

Zakonnica skinela glowa i wyszla, nawet nie otarla okularow. Patrzylam na nia biorac swoja kawe. Jej ramiona wydawaly sie niezwykle waskie.

– Ile lat ma siostra Bernarda? – zapytalam siegajac po rogalika. Salatka z lososia i zwiedla salata.

– Dokladnie nie wiadomo. Byla juz w zakonie, kiedy zaczalem tu przychodzic jako dziecko, przed wojna. Druga wojna. Potem wyjechala na misje.

Dlugo przebywala w Japonii, nastepnie w Kamerunie. Chyba ma dziewiecdziesiat kilka lat.

Pociagnal lyk kawy. Siorbacz.

– Urodzila sie w malej wiosce w Saguenay, twierdzi, ze wstapila do zakonu, kiedy miala lat dwanascie.

Siorbniecie.

– Dwanascie. Wtedy nie prowadzono zbyt dokladnych zapiskow w rolniczym Quebecu. Dokladnych nie.

Odgryzlam kawalek kanapki i zmarzniete palce owinelam wokol cieplego kubka. Cudowne takie cieplo.

– Ojcze, moze sa jeszcze jakies inne zapiski? Stare listy, dokumenty, cokolwiek, czego jeszcze nie sprawdzilismy?

Poruszalam palcami. Zadnego czucia.

Wykonal ruch reka w kierunku papierow, ktore pokrywaly biurko, i wzruszyl ramionami.

– To jest wszystko, co dala mi siostra Julienne. Ona zajmuje sie archiwum klasztoru.

– Tak, wiem.

Korespondowalysmy ze soba i rozmawialy od dawna. To wlasnie ona opowiedziala mi o projekcie. Od samego poczatku mnie zaintrygowal. Tym razem nie chodzilo o zwykla prace dla koronera, to nie mial byc ktos, kto zmarl niedawno.

Archidiecezja prosila, bym przeprowadzila ekshumacje i analize szczatkow swietej. No, moze nie byla naprawde swieta. Ale o to wlasnie chodzilo. Elisabeth Nicolet miala byc beatyfikowana. Poproszono, bym znalazla jej grob i sprawdzila, czy znajdujace sie w nim kosci nalezaly wlasnie do niej. Mialy zostac wyslane do Watykanu.

Siostra Julienne zapewnila mnie, ze zapiski byly pewne. Wszystkie groby w kosciele byly skatalogowane i zaznaczone na planie. Ostatni pogrzeb mial miejsce w tysiac dziewiecset jedenastym. Po pozarze trzy lata pozniej kosciol zostal zamkniety. Wybudowano drugi, wiekszy, ktory mial go zastapic, i stary juz nigdy nie byl uzywany. Opuszczone miejsce. Dobra dokumentacja. Male piwo.

No to gdzie byla Elisabeth Nicolet?

– Moglibysmy jeszcze zapytac. Moze siostra Julienne nie powiedziala ojcu o wszystkim, bo uznala, ze nie jest to wazne.

Zaczal cos mowic, ale zmienil zdanie.

– Jestem pewien, ze powiedziala mi o wszystkim, ale moge isc zapytac. Spedzila nad tym mnostwo czasu. Mnostwo.

Odprowadzilam go wzrokiem do drzwi, skonczylam swoja kanapke i wzielam nastepna. Usiadlam po turecku, wsuwajac stopy pod siebie i potarlam palce u nog. Niezle. Wracalo czucie. Popijajac kawe wzielam do reki list, ktory lezal na biurku.

Juz go czytalam. Czwarty sierpnia, tysiac osiemset osiemdziesiaty piaty. Epidemia ospy w Montrealu. Elisabeth Nicolet napisala do biskupa Eduarda Fabre blagajac, by nakazal szczepic parafian, ktorych nie dotknela jeszcze choroba, i umiescic chorych w szpitalach miejskich. Charakter pisma precyzyjny, francuski staromodny, ale oryginalny.

Klasztor Nieskalanego Poczecia Notre-Dame nie odpowiedzial. Zamyslilam sie. Przyszly mi na mysl inne ekshumacje. Policjant w St-Gabriel. Na tamtejszym cmentarzu trumny zakopywane byly po trzy, jedna nad druga. W koncu znalezlismy monsieura Beaupre cztery groby dalej, niz to bylo zapisane w dokumentach, trumna zwrocona byla dnem do gory. I byl ten czlowiek w Winston-Salem, ktory nie lezal w swojej trumnie. Znalezlismy w niej kobiete w dlugiej sukni w kwiatki. Problem byl podwojny: Gdzie byl ten mezczyzna i kim byla kobieta w jego trumnie? Rodzina nie mogla przeniesc szczatkow dziadka do Polski i tam ich pochowac, a prawnicy skakali sobie do gardel, kiedy wyjechalam.

Gdzies daleko uslyszalam bicie dzwonu, zaraz potem szuranie w korytarzu. Stara zakonnica szla w moim kierunku.

– Serviettes - zaskrzeczala.

Podskoczylam i wylalam sobie na rekaw kawe. Jak tak mala osoba mogla wydawac tak glosne dzwieki?

– Merci.

Wyciagnelam reke, by wziac od niej serwetki.

Zignorowala mnie, podeszla blizej i zaczela pocierac plame. Z prawego ucha wystawal malenki aparat sluchowy. Czulam jej oddech i widzialam biale wloski na jej brodzie. Pachniala welna i woda rozana.

– Eh, voila. Trzeba to wyprac, kiedy wroci pani do domu. W zimnej wodzie.

– Tak, siostro. – Odruch.

Spojrzala na list w mojej rece. Na szczescie nie wylala sie na niego kawa. Pochylila sie nad nim.

– Elisabeth Nicolet to byla wspaniala kobieta. Oddana Bogu. Taka czysta. Taka skromna.

Gdyby litery listu Elisabeth mogly przemowic, to powtorzylyby to za nia.

– Tak, siostro. – Znowu mialam dziewiec lat.

– Ona zostanie swieta.

– Tak, siostro. Dlatego wlasnie probujemy odnalezc jej kosci. Zeby mozna je bylo odpowiednio potraktowac. – Nie bylam pewna, jak sie traktuje kosci swietego, ale zabrzmialo dobrze.

Pokazalam jej diagram.

– To jest stary kosciol. – Przesunelam palcem wzdluz sciany polnocnej i wskazalam prostokat. – A to jej grob.

Zakonnica dluzsza chwile wpatrywala sie w diagram, nieomalze wodzac po nim nosem.

– Jej tam nie ma – zagrzmiala.

– Slucham?

– Nie ma jej tam. – Sekatym palcem postukala w prostokat. – To nie jest to miejsce.

Wtedy wrocil ojciec Menard. Wraz z nim przyszla wysoka zakonnica z czarnymi brwiami, ktore laczyly sie nad nosem. Ksiadz przedstawil siostre Julienne, a ona uniosla zlozone dlonie i usmiechnela sie.

Nie musialam powtarzac tego, co powiedziala siostra Bernarda. Slyszeli ja, kiedy szli korytarzem. Slychac ja chyba bylo w Ottawie.

– To nie jest to miejsce. Szukacie w zlym miejscu – powtorzyla.

– Co siostra ma na mysli? – zapytala siostra Julienne.

– Szukaja w zlym miejscu. Tam jej nie ma.

Ojciec Menard i ja spojrzelismy na siebie.

– To gdzie ona jest, siostro? – zapytalam.

Вы читаете Dzien Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×