Zdumiona przekonala sie, ze strach tamuje jej oddech. Czego sie bala?
— Czy chce pani wyjsc z sali? — zapytal.
Jak mial na imie? Mogla teraz myslec tylko o jednym imieniu: Alvin.
— Prosze. — Wsparla sie na nim i razem ruszyli do otwartych drzwi prowadzacych na taras. Tlum rozstapil sie przed nimi. Peggy nie widziala nikogo.
To bylo tak, jakby teraz wylewal sie caly gniew wzbierajacy przez lata pracy u Makepeace'a Smitha. Jakby kazde pchniecie szpadla bylo ciosem zemsty. Rozdzkarz, wedrowny poszukiwacz wody… to on rozzloscil Alvina, to jego Alvin chcial zranic. Ale nie o rozdzkarza martwila sie teraz Peggy. Jego prowokacja, jakkolwiek zlosliwa czy straszna, nie stanowila problemu. Chodzilo o Alvina. Czy nie rozumie, ze kiedy kopie tak gleboko w gniewie, popelnia akt zniszczenia? Czy nie wie, ze kiedy pracuje, aby niszczyc, przywoluje Niszczyciela? Kiedy twe dzielo jest zniszczeniem, Niszczyciel moze po ciebie siegnac.
Powietrze na dworze bylo chlodniejsze, slonce rdzawym blaskiem oswietlalo trawniki rezydencji gubernatora.
— Panno Margaret, mam nadzieje, ze nie uczynilem nic, co wywolalo to zaslabniecie.
— Nie, zreszta wcale nie zaslablam. Wybaczy mi pan? Przyszla mi do glowy pewna mysl, to wszystko. Taka, ktora trzeba rozwazyc.
Spojrzal na nia niepewnie. Kiedy kobieta chce rozstac sie z mezczyzna, zawsze twierdzi, ze zaraz zemdleje. Ale nie panna Margaret. Peggy zdawala sobie sprawe, ze jest zdziwiony i zaklopotany. Etykieta omdlenia byla calkiem jasna. Ale jak powinien sie zachowac dzentelmen wobec kobiety, ktorej „przyszla do glowy pewna mysl”?
Polozyla mu dlon na ramieniu.
— Zapewniam pana, przyjacielu, ze czuje sie dobrze, a taniec z panem sprawil mi prawdziwa rozkosz. Mam nadzieje, ze wkrotce znow razem zatanczymy. Ale teraz, w tej chwili, chcialabym zostac sama.
Zauwazyla, ze te slowa uspokoily go nieco. Nazwanie go przyjacielem bylo obietnica, ze bedzie o nim pamietac; nadzieja na ponowny taniec wydawala sie tak szczera, ze musial uwierzyc. Przyjal jej slowa za dobra monete i sklonil sie z usmiechem. Nie zauwazyla nawet, jak odchodzi.
Widziala tylko dalekie miasteczko Hatrack River, gdzie uczen Alvin przyzywal Niszczyciela, nie domyslajac sie nawet, co czyni. Peggy badala, studiowala jego plomien serca, szukajac czegos, czym moglaby go ochronic. Nie znalazla nic. Teraz, gdy Alvina popychala zlosc, wszystkie jego sciezki prowadzily w jedno tylko miejsce, a to miejsce ja przerazalo, poniewaz nie widziala, co sie tam znajduje. I zadna sciezka z niego nie wychodzila.
Co robilam na tym glupim balu, kiedy Alvin mnie potrzebowal? Gdybym tylko uwazala, wiedzialabym, ze cos mu grozi, znalazlabym jakis sposob, zeby mu pomoc. A ja tanczylam z tymi ludzmi, ktorzy dla przyszlosci swiata znacza mniej niz nic. Owszem, sa mna zachwyceni. Ale co mi z tego przyjdzie, jesli Alvin zawiedzie, jesli uczen Alvin zostanie zniszczony, a Krysztalowe Miasto zginie, zanim jeszcze Stworca zacznie je budowac?
ROZDZIAL 7 — STUDNIE
Alvin nie musial podnosic glowy, by wiedziec, ze rozdzkarz odjechal. Wyczuwal, gdzie znajduje sie ten czlowiek: jego gniew byl niby czarny szum wsrod slodkiej, zielonej muzyki lasu. To wlasnie jest przeklenstwo bycia jedynym Bialym — chlopcem czy mezczyzna — ktory slyszal zycie wsrod drzew, a wiec i jedynym Bialym, ktory wie, ze kraina umiera.
To nie znaczy, ze gleba nie byla tu zyzna. Puszcza szumiala na niej przez lata i ludzie mowili teraz, ze nawet cien nasienia moze zapuscic korzenie i wyrosnac. Zycie rozkwitalo na polach, a nawet w miastach. Ale nie nalezalo do piesni krainy, do zycia czerwonego czlowieka, zwierzecia i rosliny, samej ziemi trwajacej w harmonii ze wszystkim. Ta piesn rozbrzmiewala teraz cicho, gasnaca i smutna. Alvin slyszal, jak ginie, i rozpaczal po niej.
Zarozumialy, glupi rozdzkarz. Dlaczego tak sie rozzloscil? Alvin nie mogl zrozumiec. Ale nie naciskal, nie klocil sie… Bo kiedy tylko zjawil sie rozdzkarz, Al zobaczyl Niszczyciela przeslaniajacego obrzeza pola widzenia. Jakby to Hank Dowser go sprowadzil.
Po raz pierwszy Al zobaczyl Niszczyciela, kiedy byl jeszcze dzieckiem, w sennych koszmarach: ogromna nicosc toczyla sie ku niemu, probowala go zmiazdzyc, dostac sie do wnetrza, przemielic na strzepy. Dopiero stary Bajarz pomogl Alvinowi nazwac tego niewidzialnego wroga. Niszczyciel, ktory pragnie unicestwic wszechswiat, rozbic go, az wszystko stanie sie plaskie, zimne, gladkie i martwe.
Kiedy tylko nadal mu imie i pojal, czym jest, Alvin zaczal widywac Niszczyciela na jawie, w jasny dzien. Nie przed soba, naturalnie. Kiedy sie patrzy na Niszczyciela, zwykle nic nie mozna zobaczyc. Tkwi niewidoczny za wszelkim zyciem i wzrostem, za struktura swiata. Ale Alvin go dostrzegal na krawedzi pola widzenia, jakby zakradal sie od tylu…
Jeszcze jako chlopiec odkryl, jak zmusic Niszczyciela, zeby odstapil i zostawil go w spokoju. Wystarczylo zbudowac cos wlasnymi rekami. Nawet cos tak prostego jak koszyk upleciony z trawy. Wtedy nadchodzila chwila wytchnienia. Dlatego, kiedy wkrotce po Alvinie Niszczyciel zjawil sie w poblizu kuzni, chlopiec nie przejal sie specjalnie. W kuzni nietrudno znalezc okazje, zeby cos zbudowac. Poza tym w kuzni byl ogien… ogien i zelazo, najtwardszy kamien. Alvin od dawna wiedzial, ze Niszczyciel szuka wody. Woda byla jego sluga, wykonywala jego dziela, rozbijala. Nic dziwnego, ze kiedy przybyl czlowiek tak zwiazany z woda jak Hank Dowser, Niszczyciel ocknal sie i ozywil.
Ale teraz Hank Dowser odjechal, zabierajac swoja zlosc i niesprawiedliwosc. A Niszczyciel pozostal, ukryty na lace, w krzakach, przyczajony w dlugich wieczornych cieniach.
Wbic lopate, podwazyc ziemie, uniesc do krawedzi studni, odrzucic na bok. Rowny rytm, staranne sypanie na stos, ksztaltowanie scian studni. Pierwsze trzy stopy dolu wykopac w kwadrat, dopasowane do ksztaltu budki. Potem zaokraglic i stopniowo zwezac do dolu, zeby latwiej bylo obmurowac gotowa studnie. Chociaz czlowiek wie, ze ta studnia nigdy nie wypelni sie woda, musi kopac porzadnie, jakby wierzyl, ze przetrwa lata. Rowno, najlepiej jak potrafi. To wystarczy, zeby przeploszyc starego drania.
Wiec czemu Alvin nie byl choc odrobine pewniejszy siebie?
Wiedzial, ze zbliza sie wieczor. Byl tego tak pewien, jakby mial w kieszeni zegarek, poniewaz zjawil sie Arthur Stuart z buzia wymyta po kolacji. Zul miete i nie odzywal sie ani slowem. Alvin zdazyl sie juz do niego przyzwyczaic. Odkad malec nauczyl sie chodzic, stal sie malym cieniem Alvina. Przychodzil codziennie, gdy tylko nie padal deszcz. Nigdy nie mial nic do powiedzenia, a jesli nawet, nielatwo bylo zrozumiec jego dzieciecy szczebiot — mial problemy z „r” i „s”. To niewazne. Arthur niczego nie chcial, w niczym nie przeszkadzal i Alvin niemal zapominal, ze chlopiec mu towarzyszy.
Kopiac studnie wsrod wieczornych much, latajacych mu kolo twarzy, Alvin nie mial dla mozgu innego zajecia jak tylko rozmyslac. Od trzech lat juz mieszkal w Hatrack i ani o cal nie zblizyl sie do zrozumienia, czemu ma sluzyc jego dar. Prawie go nie wykorzystywal… Najwyzej przy koniach, a to dlatego, ze nie mogl patrzec, jak cierpia, kiedy tak latwo odpowiednio przybic podkowe. To dobry uczynek, ale nie pomagal w budowie swiata, zwlaszcza wobec niszczenia krainy dookola.
Na tych lesnych obszarach czlowiek bialy stal sie narzedziem Niszczyciela. Alvin wiedzial to dobrze. Ludzie rozbijali wszystko lepiej nawet niz woda. Kazde padajace drzewo, kazdy borsuk, szop, jelen i bobr zabity bez zgody, wszystko to byl mord dokonywany na krainie. Kiedys rownowage utrzymywali Czerwoni, ale teraz ich zabraklo, zgineli albo odeszli na zachod od Mizzipy. Niektorzy, jak Irrakwa i Cherriky, w glebi serca stali sie biali i z podwinietymi rekawami pracowali ciezko, by niszczyc kraine szybciej nawet niz Biali. Nie pozostal nikt, kto by sie staral utrzymac ja przy zyciu.
Alvin mial czasem wrazenie, ze jest jedynym czlowiekiem, ktory nienawidzi Niszczyciela i chce budowac przeciwko niemu. A nie mial pojecia, jak sie do tego zabrac, jaki powinien byc jego nastepny krok. Pewnie zagiew, ktora dotknela go przy porodzie, moglaby go nauczyc, jak stac sie prawdziwym Stworca. Ale odjechala, uciekla tego ranka, kiedy on przybyl. To nie byl przypadek. Zwyczajnie nie chciala go niczego uczyc. Los przeznaczyl mu wielkie dzielo i nie dal nikogo do pomocy.
Chce tego dokonac, myslal Alvin. Mam wole, by stac sie tym, kim powinienem, i mam w sobie moc… jesli tylko zrozumiem, jak jej uzywac. Ale ktos musi mnie tego nauczyc.
Nie kowal. To pewne. Chciwy staruch. Alvin wiedzial, ze Makepeace Smith probuje uczyc go jak najmniej.