Nie zdawal sobie chyba sprawy, jak wiele Alvin nauczyl sie sam, podpatrujac mistrza, gdy ten niczego sie nie domyslal. Stary Makepeace nie mial zamiaru wypuscic swego ucznia. Czeka mnie wielka praca, dzielo do wykonania, jak tych ludzi z Biblii albo Ulissesa czy Hektora, a za nauczyciela mam tylko kowala tak chciwego, ze musze wykradac mu wiedze, choc ta prawnie mi sie nalezy.

Czasem gniew az gorzal w Alvinie. Czasem chlopiec marzyl, zeby zrobic cos niezwyklego, co pokaze Makepeace'owi Smithowi, ze jego terminator nie jest juz malym dzieckiem, ktore nie wie, ze jest oszukiwane. Co by zrobil Makepeace Smith widzac, jak Alvin palcami rozbija zelazo? Albo jak prostuje hufnal, zeby byl tak samo mocny jak przed skrzywieniem? Albo leczy kruche zelazo, ktore peklo pod mlotem? Gdyby zobaczyl, ze Alvin moze rozkuc blache tak cienko, ze przeswituja przez nia promienie slonca, a tak mocna, ze nie mozna jej zlamac?

Ale to bylo glupie myslenie i Alvin wiedzial to dobrze. Za pierwszym razem Makepeace Smith moglby rozdziawic gebe ze zdumienia, moglby nawet zemdlec, ale dziesiec minut pozniej zaczalby kombinowac, jak na tym zarobic. I Alvin juz na pewno nie wyrwalby sie na wolnosc przed terminem. Jego slawa by rosla, to pewne, i zanim skonczylby dziewietnascie lat i Smith musialby go puscic, bylby juz zbyt znany. Ludzie nie daliby mu spokoju. Musialby leczyc, przenikac, naprawiac, ksztaltowac skaly… robic to, co ani o krok nie zblizy go do celu, dla ktorego sie narodzil. Jesli zaczna mu przyprowadzac chorych i kaleki, jak znajdzie czas, by zostac kims innym niz tylko doktorem? Kiedy sie juz dowie, jak zostac Stworca, dosc bedzie czasu na leczenie.

Zaledwie tydzien przed masakra nad Chybotliwym Kanoe Prorok Lolla-Wossiky ukazal mu wizje Krysztalowego Miasta. Alvin wiedzial, ze kiedys, w przyszlosci, do niego bedzie nalezala budowa tych wiez z lodu i swiatla. To przeznaczyl mu los, nie prace wiejskiego uzdrawiacza. I poki nie zakonczy sluzby u Makepeace'a Smitha, musi swoj prawdziwy dar zachowac w sekrecie.

Dlatego nie planowal ucieczki, choc byl juz dosc duzy i nikt nie poznalby w nim zbieglego terminatora. Co by mu przyszlo z wolnosci? Najpierw musi sie dowiedziec, jak byc Stworca. Inaczej wszystko jedno czy odejdzie, czy zostanie tutaj.

Dlatego nigdy nie zdradzal, co potrafi, i rzadko korzystal ze swego daru. Tylko przy podkuwaniu koni i kiedy wyczuwal smierc krainy wokol siebie. Ale przez caly czas w glebi serca pamietal, kim jest w istocie. Stworca. Cokolwiek to oznacza, nim wlasnie jestem. Dlatego Niszczyciel probowal mnie zabic, jeszcze zanim przyszedlem na swiat, a potem w setce wypadkow czy prawie morderstw, kiedy bylem dzieckiem w Vigor Kosciele. Dlatego czai sie teraz w poblizu, obserwuje mnie, czeka na okazje, zeby mnie dostac. Wyczekuje moze na taka chwile jak dzisiaj, kiedy jestem sam w mroku — tylko ja, lopata i gniew, ze musze wykonywac prace, ktora pojdzie na marne.

Hank Dowser. Co to za czlowiek, ktory nie chce wysluchac dobrej rady? Jasne, rozdzka mocno uderzyla o ziemie. W tym miejscu woda chciala wyrwac sie na powierzchnie. Ale sie nie wyrwala — z powodu skalnej plyty, lezacej tu najwyzej cztery stopy pod ziemia. Niby dlaczego powstala tu naturalna laka? Wielkie drzewa nie mogly zapuscic korzeni, bo woda splywala po kamieniu, a korzenie nie mogly przebic skaly, zeby siegnac do wody ponizej. Hank Dowser umial znalezc wode, ale nie wiedzial, co sie znajduje pomiedzy woda a powierzchnia. To nie jego wina, oczywiscie. Ale jego wina, ze nie chce sie nawet zastanowic, co moze sie tam znalezc.

I oto Alvin kopal elegancka studnie. I oczywiscie ledwie zdazyl zaokraglic sciany wykopu, klang klang kling lopata zadzwonila o skale.

Ten nowy dzwiek przywolal na krawedz wykopu Arthura Stuarta. Malec zajrzal do srodka.

— Donk donk — powiedzial. I klasnal w dlonie.

— Slusznie: donk donk — zgodzil sie Alvin. — Bede tu donkowal o solidne skaly na calym obwodzie tej dziury. I mozesz sie zalozyc, ze nie powiem tego Makepeace'owi Smithowi. Mowil, ze nie dostane jesc ani pic, dopoki nie znajde wody. Nie mam zamiaru wracac do domu przed zmrokiem i skamlec o kolacje tylko dlatego, ze trafilem na skale. Nic z tego.

— Donk — odpowiedzial chlopiec.

— Wykopie stad wszystko, az zostanie goly kamien.

Zbieral ziemie, skrobiac lopata nierowna powierzchnie skaly. Ale wciaz byla brunatna i brudna. Alvin nie byl zadowolony. Chcial, zeby kamien lsnil biela. Nikt go nie widzial oprocz Arthura Stuarta, a to przeciez jeszcze dziecko. Dlatego Alvin uzyl swojego daru… jak jeszcze nigdy, odkad opuscil Vigor Kosciol. Sprawil, ze ziemia splynela z kamienia, zsunela sie na boki, pod sciany studni.

I natychmiast kamien stal sie tak bialy i blyszczacy, ze przypominal jeziorko odbijajace ostatnie blaski dnia. Ptaki wieczoru spiewaly wsrod drzew. Pot sciekal Alvinowi z czola tak obficie, ze krople pozostawialy na skale male ciemne plamki.

Arthur stal na krawedzi otworu.

— Woda — powiedzial.

— Lepiej sie cofnij, Arthurze Stuarcie. Nie jest gleboko, ale lepiej trzymaj sie z daleka od takich dolow. Spadniesz i mozesz sie zabic.

Przelecial jakis ptak, glosno trzepoczac skrzydlami. Jakis inny zakrzyczal goraczkowo.

— Snieg — powiedzial Arthur Stuart.

— To nie snieg. To kamien — wyjasnil Alvin. Potem wylazl z dziury i stanal nad nia, smiejac sie do siebie. — Masz swoja studnie, Hanku Dowserze — mruknal. — Wrocisz tu i zobaczysz, gdzie twoja rozdzka trafila w ziemie.

Przykro mu bedzie, ze przez niego Al dostal od swojego mistrza po glowie. To nie zarty, kiedy kowal czlowieka uderzy, zwlaszcza mistrz Alvina, ktory nawet nad malym chlopcem nie mial litosci, a co dopiero nad wysokim jak dorosly terminatorem.

Moglby teraz wrocic do domu i zawiadomic Makepeace'a Smitha, ze studnia gotowa. Potem przyprowadzilby go tutaj i pokazal te dziure i skale wygladajaca z samego dna, twarda jak samo serce swiata. Slyszal prawie swoj glos: „Pokazcie mi, jak to pic, to sie napije”. Z czysta rozkosza przygladalby sie, jak na ten widok Makepeace sinieje ze zlosci.

Tyle ze teraz, kiedy mogl juz pokazac, jak niesprawiedliwie go potraktowali, Alvin wiedzial, ze to wlasciwie niewazne, czy nauczy ich czegos, czy nie. Wazne, ze Makepeace Smith naprawde potrzebowal studni. Potrzebowal tak bardzo, ze zaplacil rozdzkarzowi darmowa usluga. Alvin doszedl do wniosku, ze czy wykopie ja tu, gdzie wskazal Dowser, czy w innym miejscu, i tak musi ja wykopac.

Jesli sie nad tym zastanowic, to nawet lepiej. Wroci do domu z wiadrem wody, tak jak przykazal mu Makepeace… Ale ze studni, ktora sam znalazl.

Rozejrzal sie w czerwonym wieczornym polmroku. Myslal, gdzie znalezc najlepsze miejsce. Slyszal, jak Arthur Stuart wyrywa zdzbla trawy, slyszal ptaki tak dzisiaj glosne jak proba koscielnego choru.

A moze sa zwyczajnie przestraszone? Bo kiedy Alvin sie rozejrzal, dostrzegl, ze Niszczyciel sie dzisiaj ozywil. Normalnie wykopanie tej nieudanej studni powinno odpedzic go na kilka dni. Tymczasem Niszczyciel podazal za nim krok w krok, gdy szukal miejsca na kopanie prawdziwej studni. Coraz bardziej przypominalo to jeden z dawnych koszmarow, w ktorych nic nie moglo odstraszyc Niszczyciela. Alvina przeszyl dreszcz leku. Zadrzal w cieplym wieczornym powietrzu.

Wzruszeniem ramion strzasnal z siebie ten strach. Wiedzial, ze Niszczyciel go nie tknie. Przez cale zycie Niszczyciel usilowal go zabic, powodujac wypadki. Jak wtedy, kiedy grunt pokryl sie lodem tam, gdzie mial stapnac, albo woda podmyla brzeg, zeby sie posliznal. Od czasu do czasu Niszczyciel zmuszal nawet jakiegos czlowieka, zeby Alvina zaatakowal… jak chocby wielebny Thrower albo ci czerwoni Choc-Tawowie. Ale nigdy, poza snami, Niszczyciel nie uderzyl bezposrednio.

Nie uderzy i teraz, przekonywal sam siebie Alvin. Nie przejmuj sie. Szukaj, gdzie mozna wykopac prawdziwa studnie. Falszywa nie odpedzila tego oszusta, ale prawdziwa na pewno odpedzi. Przez dlugie miesiace nie pojawi sie, migoczac na krawedzi pola widzenia.

Z ta mysla Alvin opadl na kolana i skupil sie na znalezieniu otworu w niewidocznej skalnej plycie.

To, jak Alvin szukal, nie przypominalo widzenia. Bylo raczej tak, jakby mial dodatkowa reke, ktora szperala pod ziemia i kamieniami — szybko, niby kropla wody na goracej blasze. Wprawdzie nigdy nie spotkal przenikacza, ale domyslal sie, ze oni dzialaja podobnie, kiedy posylaja swoje zmysly w glab i wyczuwaja wszystko po drodze. Ciekawe, czy to prawda, co mowia ludzie, ze to sama dusza przenikacza sunie pod powierzchnia ziemi. Krazyly opowiesci o przenikaczach, ktorych dusza tam sie zagubila. Taki nie odzywal sie ani slowem, nie poruszal sie, nawet nie drgnal, az w koncu umieral.

Jednak Alvin nie pozwalal, by takie historie go przestraszyly. Nie zrezygnuje z tego, co powinien zrobic. Jesli trzeba kamienia, poszuka naturalnych pekniec, zeby prawie bez ociosywania nabral wlasciwego ksztaltu. Jesli

Вы читаете Uczen Alvin
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату