jej lkanie bylo jak glos Dolores, placzacej cicho w lozku. I Cavil poczul litosc tak mocna, jak dla swej ukochanej zony. Wyciagal juz niemal reke, by ja pocieszyc, jak pocieszal Dolores. Ale zaraz przypomnial sobie twarz Nadzorcy i pomyslal: ta czarna dziewczyna jest Jego nieprzyjacielem. Jest moja wlasnoscia. I jak czlowiek musi orac i siac ziemie, ktora Bog mu ofiarowal, tak i ja nie moge pozwolic, by to lono lezalo odlogiem.

Hagar — tak nazwal ja tej pierwszej nocy. Nie rozumiesz, ze cie blogoslawie.

Rankiem spojrzal w lustro i zobaczyl cos nowego w swym odbiciu. Jakas gwaltownosc. Cos w rodzaju straszliwej a ukrytej sily. Tak, pomyslal. Nikt nie ogladal mnie jeszcze takim, jakim jestem w istocie. Nawet ja sam. Dopiero teraz poznaje, ze czym jest Nadzorca, tym i ja jestem.

Nigdy juz nie poczul litosci, gdy wykonywal swa nocna prace. Z jesionowa laska w dloni wchodzil do chaty kobiet i wskazywal te, ktora miala isc za nim. Jesli cofala sie, laska szybko ja uczyla, ile kosztuje opor. Jesli ktos z Czarnych, mezczyzna czy kobieta, probowal protestowac, nastepnego dnia Cavil osobiscie pilnowal, by krwia zaplacili Nadzorcy za nieposluszenstwo. Nikt z Bialych niczego sie nie domyslal, a nikt z Czarnych nie smial go oskarzac.

Nowo kupiona dziewczyna, jego Hagar, poczela jako pierwsza. Cavil z duma spogladal na jej rosnacy brzuch. Wiedzial juz, ze Nadzorca rzeczywiscie jego wybral. Czerpal ze swej wladzy dzika rozkosz. Urodzi sie dziecko, jego dziecko. I pojmowal, jaki powinien byc nastepny krok. Skoro biala krew ma zbawic jak najwiecej czarnych dusz, to nie moze przeciez zatrzymac tych mieszanych dzieci u siebie. Sprzeda je na poludnie, kazde innemu nabywcy, a potem w Nadzorcy bedzie pokladal ufnosc, ze dorosna i rozprzestrzenia jego nasienie na cala nieszczesna czarna rase.

I kazdego ranka obserwowal przy sniadaniu swoja zone.

— Cavilu, moj najdrozszy — powiedziala kiedys. — Czy cos sie stalo? Widze jakis mrok na twej twarzy, spojrzenie pelne… gniewu moze… czy okrucienstwa. Czyzbys sie z kims poklocil? Nie pytalabym, ale… ale mnie przerazasz.

Z czuloscia poklepal ja po wykreconej dloni. Czarna kobieta przygladala mu sie spod ciezkich powiek.

— Nie czuje gniewu wobec zadnego mezczyzny ani kobiety — zapewnil lagodnie Cavil. — A to, co nazywasz okrucienstwem, to tylko poczucie wladzy. Dolores, jakze mozesz patrzec na moja twarz i nazywac mnie okrutnym?

Zaszlochala.

— Wybacz mi! — krzyknela. — Wyobrazilam to sobie. Ty, najlepszy z ludzi… To diabel wzbudzil w moich myslach te wizje. Wiem o tym. Diabel potrafi wywolywac falszywe obrazy, ale tylko niegodziwych zdola oszukac. Wybacz mi moja niegodziwosc, mezu.

Wybaczyl jej, ale plakala ciagle, dopoki nie poslal po kaplana. Nic dziwnego, ze tylko mezczyzn wybieral Pan na swych prorokow.

Kobiety sa za slabe, za wiele w nich wspolczucia, by wykonac dzielo Nadzorcy.

Tak to sie zaczelo. To byl pierwszy krok na ciemnej, strasznej sciezce. Ani Alvin, ani Peggy nie slyszeli tej historii, poki jej nie poznalem i nie opowiedzialem im o wiele pozniej. Oboje zrozumieli natychmiast, ze byl to poczatek wszystkiego.

Nie chce jednak, byscie mysleli, ze byla to jedyna przyczyna wszelkiego zla, jakie sie wydarzylo. Dokonywano innych wyborow, chetnie popelniano okrucienstwa. Czlowiek moze znalezc wielu pomocnikow, gdy szuka skrotu na drodze do piekla, ale jedynie on sam moze postawic na niej noge.

ROZDZIAL 2 — UCIEKINIERKA

Peggy zbudzila sie o swicie. Sen o Alvinie Millerze napelnil jej serce sprzecznymi pragnieniami. Chcialaby uciec od tego chlopca, chcialaby zostac tu i czekac na niego. Zapomniec, ze go znala, i obserwowac go zawsze.

Lezala w lozku, ledwie uchylajac powieki, i patrzyla, jak szary swit wlewa sie do jej pokoju na poddaszu. Trzymam cos, zauwazyla. Krawedzie przedmiotu wbily sie w skore dloni tak mocno, ze zabolalo, kiedy rozprostowala palce. Jakby mnie cos uzadlilo. Ale to nie bylo uzadlenie. To tylko pudelko, gdzie chowala czepek porodowy Alvina. A moze, pomyslala Peggy, moze naprawde mnie ukasil, ukasil gleboko i dopiero teraz poczulam bol?

Miala ochote odrzucic to pudelko jak najdalej, zakopac gleboko i zapomniec, w ktorym miejscu je zakopala, albo utopic w wodzie i przysypac kamieniami, zeby nie wyplynelo.

Ale przeciez wcale tego nie chce, powiedziala sobie bezglosnie. I zaluje, ze o czyms takim pomyslalam, bardzo zaluje, ale on teraz przybywa, po tylu latach wraca do Hatrack River. Nie bedzie tym dzieckiem, ktore widzialam na wszystkich sciezkach przyszlosci, ani mezczyzna, w ktorego ma sie przemienic. Nie, nadal bedzie chlopcem. Ma jedenascie lat. Poznal juz zycie tak, ze moze wewnatrz jest dojrzaly. Widzial tyle bolu i cierpienia, ile ktos piec razy starszy. Ale wciaz ma jedenascie lat. Bedzie chlopcem, kiedy wkroczy do tego miasteczka.

A ja nie chce ogladac zadnego jedenastoletniego Alvina. Tak, bedzie mnie szukal. Wie, kim jestem, chociaz mial dwa tygodnie, kiedy mnie widzial. Wie, ze zajrzalam w jego przyszlosc tego deszczowego dnia, gdy przyszedl na swiat. Wiec przyjdzie tu i powie: „Peggy, wiem, ze jestes zagwia. Napisalas w ksiazce starego Bajarza, ze mam zostac Stworca. Dlatego wytlumacz mi, czym powinienem sie stac”. Peggy wiedziala, co powie Alvin, i na ile sposobow moze to powiedziec… Czy nie ogladala tego juz sto, tysiac razy? I nauczy go, a on stanie sie wielkim czlowiekiem, prawdziwym Stworca, i…

I pewnego dnia, kiedy bedzie przystojnym dwudziestojednoletnim chlopakiem, a ja dwudziestoszescioletnia stara panna z ostrym jezykiem, poczuje wobec mnie taka wdziecznosc, ze za swoj swiety obowiazek uzna zaproponowac mi malzenstwo. A ja, od tylu lat chora z milosci, pelna marzen o tym, czym on sie stanie i czym bedziemy razem, ja powiem: „Tak”. I obciaze go brzemieniem nie chcianej zony, a on przez wszystkie dni naszego wspolnego zycia bedzie wzrokiem pozadal innych kobiet…

Jakze Peggy pragnela nie wiedziec z cala pewnoscia, ze tak uloza sie sprawy. Ale byla prawdziwa zagwia, najsilniejsza ze wszystkich, o jakich slyszala, a ludzie z okolic Hatrack River nawet sobie nie wyobrazali, jaka silna.

Usiadla w poscieli i nie odrzucila pudelka, nie schowala go, nie polamala i nie zakopala. Otworzyla je. Wewnatrz lezal ostatni strzep czepka porodowego Alvina, suchy i bialy jak spalony papier w wystyglym piecu. Jedenascie lat temu, kiedy mama Peggy, jako polozna, wyciagnela Alvina ze studni zycia, a malec pierwszy raz sprobowal wciagnac do pluc wilgotne powietrze zajazdu taty, Peggy sciagnela mu z twarzy ten cienki krwawy czepek, zeby mogl oddychac. Alvin, siodmy syn siodmego syna i trzynaste dziecko… Peggy od razu zobaczyla, dokad prowadza sciezki jego zycia. Dazyl ku smierci, smierci w tysiacach roznych wypadkow na tym swiecie, ktory jakby postanowil zabic chlopca, zanim ten naprawde zacznie zyc.

Ona byla wtedy mala Peggy, piecioletnia, ale od dwoch lat juz zagwia. I nie widziala jeszcze przychodzacego na swiat dziecka, ktore tak wiele sciezek wiodloby ku smierci. Przeszukala je wszystkie i tylko na jednej chlopiec mogl stac sie mezczyzna.

Tylko wtedy, gdy ona zatrzyma czepek, gdy bedzie obserwowac chlopca z daleka, a kiedy tylko zobaczy siegajaca ku niemu smierc, zrobi z czepka uzytek. Chwyci go w palce, zetrze odrobine na proszek i wyszepcze, co ma sie zdarzyc… zobaczy to w swoich myslach. I wtedy stanie sie, jak powiedziala. Czy nie ocalila go przed utonieciem? Czy nie uratowala przed rozjuszonym bykiem? Nie zatrzymala, kiedy zsuwal sie z dachu? Raz nawet rozciela belke kalenicy, ktora miala runac z piecdziesieciu stop i rozgniesc go na podlodze budowanego kosciola. Rozdzielila te belke rowniutko jak sie patrzy, zostawiajac akurat tyle miejsca, zeby zmiescil sie miedzy jedna a druga czescia. I jeszcze ze sto razy zrobila cos tak sprytnie, ze nikt sie nawet nie domyslil, jak uratowala mu zycie. A za kazdym razem uzywala czepka.

Jak to sie dzialo? Wlasciwie nie miala pojecia. Tyle tylko ze wykorzystywala jego wlasna moc, jego wrodzony dar. Przez lata nauczyl sie czegos o swoim talencie tworzenia rzeczy, ksztaltowania ich, laczenia i rozbijania. Az wreszcie zeszlego roku, wplatany w wojny miedzy czerwonymi i bialymi ludzmi, sam zajal sie ratowaniem swojego zycia, tak ze nie musiala juz sie martwic, jak go ocalic. I bardzo dobrze. Z czepka zostal zaledwie strzep.

Zamknela wieczko. Nie chce go widziec, pomyslala. Nic juz nie chce o nim wiedziec.

Ale palce same otworzyly znow pudelko… Poniewaz, oczywiscie, musiala wiedziec. Miala wrazenie, ze

Вы читаете Uczen Alvin
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×