— Jak sadzicie, czy nasz… przyjaciel chcialby, zebym wam pomogl? I w jaki sposob?
— Trudno powiedziec — westchnal Cavil. — Ale jest tylko jeden sposob, ktory od razu nasuwa sie na mysl.
— Bracie Cavilu, nie jestem pewien, czy potrafie sprostac temu strasznemu obowiazkowi.
— Wedlug moich doswiadczen, Pan daje mezczyznie sile i czyni to… znosnym.
— Jednak w moim przypadku, bracie Cavilu… Widzicie, nigdy nie poznalem kobiety tak, jak mowi o tym Biblia. Raz tylko moje wargi dotknely kobiecych ust, a stalo sie to wbrew mej woli.
— W takim razie postaram sie wam pomoc. Moze najpierw pomodlimy sie razem, dlugo i szczerze, a potem wam pokaze?
Zaden z nich nie mial lepszego pomyslu. Tak wiec zrobili i okazalo sie, ze wielebny Thrower jest pojetnym uczniem. Cavil z radoscia i ulga powital kogos, kto przylaczyl sie do niego w zboznym dziele. Nie mowiac juz o pewnej szczegolnej przyjemnosci, ze ktos mu sie przygladal, a potem on sam przygladal sie jemu. To bylo jak braterstwo dusz, gdy ich nasienie zmieszalo sie w jednym naczyniu, jesli mozna tak to okreslic.
— Kiedy przyjdzie czas zebrac plon, bracie Cavilu, nie odgadniemy, czyje ziarno tu wzeszlo, albowiem tym razem Pan wspolnie kazal nam uprawiac pole.
A potem wielebny Thrower spytal o imie dziewczyny.
— Na chrzcie dalismy jej imie Hapsibah, ale tutaj nazywaja ja Robaczka.
— Robaczka?
— Oni wszyscy przyjmuja imiona zwierzat. Mysle, ze ta dziewczyna nie ma o sobie zbyt wysokiego mniemania.
Slyszac to, Thrower ujal dlon i poklepal dlon Robaczki, delikatnie, jakby byli mezem i zona. Niewiele brakowalo, by Cavil wybuchnal smiechem.
— Wiesz, Hapsibah, musisz uzywac swojego chrzescijanskiego imienia — powiedzial Thrower. — Nie takiego ponizajacego, zwierzecego przezwiska.
Skulona na materacu Robaczka przygladala mu sie szeroko otwartymi oczami.
— Dlaczego nie odpowiada, bracie Cavilu?
— Nigdy nie mowia w czasie tego… Wybilem im to z glow juz na samym poczatku… Zawsze probowaly mnie przekonac, zebym tego nie robil. Uznalem, ze lepiej nic nie slyszec niz slyszec slowa, ktore diabel im podpowiada.
Thrower zwrocil sie do kobiety.
— Prosze cie teraz, zebys do mnie przemowila, Hapsibah. Nie bedziesz powtarzac slow diabla, prawda?
W odpowiedzi wzrok Robaczki przesunal sie w gore, gdzie wisial jeszcze kawalek przescieradla zawiazany wokol krokwi dachu. Bylo odciete ponizej wezla.
Twarz Throwera pozieleniala.
— To znaczy ze w tym pokoju… ta dziewczyna, ktora pochowalismy…
— Tu jest najlepsze lozko — wyjasnil Cavil. — Nie chcialem, zebysmy to robili na sienniku.
Thrower nie odpowiedzial. Wybiegl za drzwi i zniknal w ciemnosci. Cavil westchnal, podniosl latarnie i podazyl za nim. Znalazl Throwera pochylonego nad pompa. Slyszal, jak Robaczka wymyka sie z pokoju, gdzie umarla Salamanda, i biegnie do swojej chaty. Nie przejmowal sie nia. Martwil go Thrower. Chyba nie stracil panowania nad soba do tego stopnia, zeby wymiotowac do studni!
— Nic mi nie jest — wyszeptal Thrower. — Ja tylko… Ten sam pokoj… Nie jestem przesadny, rozumiecie. Ale przeciez szacunek dla zmarlych…
Ach, ci z polnocy… Nawet jesli wiedza to czy owo o niewolnictwie, caly czas mysla o Czarnych tak, jakby to byli ludzie. Czy czlowiek przestaje uzywac pokoju w swoim domu tylko dlatego, ze kiedys zginela w nim mysz? Albo zabil na scianie pajaka? Czy spali wlasna stajnie, bo zdechl w niej jego ulubiony kon?
W kazdym razie Thrower wzial sie w garsc, podciagnal spodnie, zapial je porzadnie, a potem wrocili do domu. Brat Cavil odprowadzil Throwera do pokoju goscinnego. Rzadko ktos z niego korzystal i chmura kurzu uniosla sie w powietrze, gdy gospodarz strzepnal koldre.
— Powinienem wiedziec, ze niewolnicy nie sprzataja tu porzadnie.
— To niewazne — uspokoil go Thrower. — Noc jest ciepla i nie potrzebuje przykrycia.
W drodze do sypialni Cavil przystanal pod drzwiami i przez moment wsluchiwal sie w oddech zony. Jak to sie czasem zdarzalo, slyszal, ze jeczy cicho. Pewnie bardzo cierpi. Panie moj, pomyslal Cavil, jak wiele jeszcze razy musze wykonac Twoj rozkaz, zanim okazesz mi laske i uleczysz moja Dolores? Ale nie zajrzal do niej. Nie mogl jej ulzyc, chyba ze modlitwa, a przeciez takze musial sie wyspac. Bylo juz pozno, a jutro czekalo go sporo pracy.
Dolores miala ciezka noc. Spala jeszcze w porze sniadania. Cavil zjadl je razem z Throwerem. Kaplan pochlonal zadziwiajaca porcje kielbasy. Kiedy trzeci raz oczyscil talerz, zerknal z usmiechem na Cavila.
— Sluzba Panu potrafi zaostrzyc czlowiekowi apetyt!
Obaj sie rozesmiali.
Po sniadaniu wyszli razem na dwor. Przypadkiem znalezli sie na skraju lasu, niedaleko grobu Salamandy. Thrower zaproponowal, zeby tam zajrzec. Bez tego Cavil pewnie nigdy by nie odkryl, co Czarni zrobili w nocy: na calym grobie byly odciski stop, a zdeptana ziemia zmienila sie w bloto. Teraz juz wysychalo, a wszedzie chodzily mrowki.
— Mrowki? — zdziwil sie Thrower. — Pod ziemia nie mogly wyczuc ciala.
— Nie — zgodzil sie Cavil. — Znalazly cos, co jest swiezsze i calkiem na wierzchu. Patrzcie: pociete wnetrznosci.
— Chyba nie ekshumowali jej i…
— To nie jej wnetrznosci. Pewnie jakiejs wiewiorki albo ptaka. W nocy zlozyli ofiare diablu.
Thrower natychmiast zaczal szeptem odmawiac modlitwe.
— Wiedza, ze nie pozwalam na takie rzeczy — rzekl Cavil. — Do wieczora wszystkie slady z pewnoscia by zniknely. Okazuja mi nieposluszenstwo za moimi plecami. Dosc tego!
— Teraz pojmuje, jak ogromna prace wykonuja wlasciciele niewolnikow. Diabel trzyma dusze tych Czarnych w zelaznym uchwycie.
— To prawda. Ale dzisiaj za to zaplaca. Chca, zeby krew splywala na jej grob? Dobrze, ale to bedzie ich krew. Panie Lashman! Gdzie pan jest? Panie Lashman!
Przybiegl nadzorca.
— Swieto. Czarni beda mieli pol dnia wolnego.
Lashman nie pytal, dlaczego.
— Ktorych mam wychlostac?
— Wszystkich. Po dziesiec batow kazdemu. Oczywiscie z wyjatkiem ciezarnych kobiet. Ale nawet one… po razie, w uda. I wszyscy maja patrzec.
— Kiedy patrza, sir, robia sie niespokojni.
— Wielebny Thrower i ja tez popatrzymy — oznajmil Cavil.
Lashman poszedl zwolac niewolnikow. Thrower wymruczal cos… ze niby wcale nie chce tego ogladac.
— To zbozne dzielo — rzekl Cavil. — Mam dosc sily woli, zeby przygladac sie kazdemu godnemu czynowi. Po dzisiejszej nocy myslalem, ze wy rowniez.
No i patrzyli wspolnie na chlostanych kolejno niewolnikow. Krew splywala na grob Salamandy. Po krotkiej chwili Thrower przestal drgac przy kazdym uderzeniu bata. Cavil obserwowal go z zadowoleniem — ten czlowiek nie byl slaby, tylko troche miekki. Ale to wina wychowania w Szkocji i zycia na polnocy.
Kiedy wymierzono kare, wielebny Thrower zaczal szykowac sie do wyjazdu — obiecal wyglosic kazanie w miasteczku o pol dnia drogi na poludnie. Przed pozegnaniem zwrocil sie jeszcze do Cavila.
— Zauwazylem, ze wasi niewolnicy sa… nie to, zeby starzy, rozumiecie, ale i nie mlodzi.
Cavil wzruszyl ramionami.
— To przez Traktat o Zbieglych Niewolnikach. Moja plantacja swietnie prosperuje, ale mimo to nie wolno mi kupowac ani sprzedawac niewolnikow. Jestesmy teraz czescia Stanow Zjednoczonych. Wiekszosc sasiadow radzi sobie rozmnazajac ich, ale, jak wiecie, moi pikaninowie do niedawna trafiali na poludnie. A teraz stracilem nastepna plodna sztuke. Zostalo mi tylko piec kobiet. Salamanda byla najlepsza. Reszcie niewiele juz pozostalo lat rodzenia.