Billy Pilgrim slizgal sie w swoich skarpetach dalej, wykonujac ewolucje, ktore wiekszosc ludzi uznalaby za niemozliwe — zataczal kregi, zatrzymywal sie w miejscu i tak dalej. Nadal slychac bylo brawa, ale ich ton ulegl zmianie, gdyz halucynacje ustapily miejsca podrozy w czasie.

Billy juz sie nie slizgal, lecz stal na mownicy w chinskiej restauracji w Ilium, stan Nowy Jork, wczesnym popoludniem na jesieni 1957 roku. Odbywalo sie zebranie Klubu Lwow, zgotowali mu goraca owacje. Wybrano go wlasnie prezesem i musial przemowic. Byl sztywny ze strachu i uwazal, ze popelniono koszmarny blad. Wszyscy ci zamozni, solidni mezczyzni za chwile przekonaja sie, ze wybrali smiesznego przyblede. Uslysza jego drzacy, cienki glos, jaki mial w okresie wojny. Przelknal sline swiadom, ze jego organ glosowy ma sile gwizdka wycietego z wierzbowej galazki. Co gorsza, nie mial nic do powiedzenia. Zgromadzenie ucichlo. Wszyscy byli rozowi i rozpromienieni.

Billy otworzyl usta, z ktorych wydobyl sie gleboki, wibrujacy ton. Jego glos byl wspanialym instrumentem. Opowiadal dowcipy, po ktorych sala pokladala sie ze smiechu. Potem uderzyl w ton powagi, potem znow opowiadal dowcipy i zakonczyl nuta pokory. Ten cud mial swoje wyjasnienie: Billy ukonczyl kurs krasomowstwa.

A potem znowu znalazl sie w lozysku zamarznietego strumienia i Roland Weary zabieral sie do dawania mu wycisku.

* * *

Weary palal tragicznym gniewem. Znowu dostal kopniaka. Wepchnal pistolet do kabury. Wsunal do pochwy sztylet z trojgraniastym ostrzem i rowkami do krwi na wszystkich trzech powierzchniach. A potem potrzasnal Billym z calej sily, zagrzechotal jego szkieletem, wyrznal nim o brzeg.

Weary ujadal i skamlal pod warstwami swego domowego szalika. Belkotal cos na temat poswiecen, jakie robil dla Billy’ego. Rozwodzil sie nad poboznoscia i bohaterstwem trzech muszkieterow, ktore przedstawial w najbardziej jaskrawych i namietnych barwach, rozwodzil sie nad ich cnota i wielkodusznoscia, nad nieprzemijajaca slawa, jaka sie okryli, i nad ich zaslugami wobec chrzescijanstwa.

Bylo wylaczna wina Billy’ego, jak twierdzil Weary, ze ta wspaniala jednostka bojowa przestala istniec, i Billy musi teraz za to zaplacic. Palnal Billy’ego sierpowym w szczeke, zwalajac go na pokryty sniegiem lod. Billy upadl na czworaki i Weary kopnal go w zebra, przewracajac na bok. Billy usilowal zwinac sie w klebek.

— Takich nie powinni w ogole brac do wojska — powiedzial Weary.

Billy mimo woli wydawal konwulsyjne dzwieki, bardzo przypominajace smiech.

— Uwazasz, ze to smieszne, co? — spytal Weary i zaszedl go od tylu. W czasie szarpaniny kurtka, koszula i podkoszulek Billy’ego podjechaly do gory, odslaniajac nagie plecy. Zalosne paciorki jego kregoslupa znajdowaly sie w odleglosci kilku cali od czubkow polowych butow Weary’ego.

Weary zamachnal sie prawa noga, celujac w kregoslup, w te rurke zawierajaca tyle waznych dla Billy’ego przewodow. Mial zamiar rozwalic te rurke.

I wtedy zauwazyl, ze ma widzow. Z wysokiego brzegu przygladalo im sie pieciu niemieckich zolnierzy i alzacki owczarek na smyczy. Niebieskie oczy zolnierzy zdradzaly najzupelniej cywilna ciekawosc, dlaczego jeden Amerykanin usiluje zamordowac innego Amerykanina tak daleko od kraju i dlaczego ofiara sie smieje.

3

Niemcy wraz z psem przeprowadzali operacje wojskowa znana pod zabawna nazwa, ktora mowi sama za siebie. Jest to przedsiewziecie rzadko opisywane ze szczegolami, przedsiewziecie, ktorego sama nazwa napotkana w komunikatach wojennych lub w podreczniku historii kojarzy sie licznym entuzjastom wojny z zaspokojeniem seksualnym. W wyobrazni milosnikow wojen jest to cudownie lagodna gra milosna po orgazmie zwyciestwa. Nazywa sie przeczesywaniem terenu.

Pies, ktorego glos rozlegal sie tak groznie w zimowym krajobrazie, to byla suka. Miala podkulony ogon i drzala na calym ciele. Zostala tego ranka wypozyczona od gospodarza. Nigdy dotychczas nie brala udzialu w wojnie. Nie miala pojecia, na czym ta zabawa polega. Nazywala sie Princessa.

* * *

Dwaj Niemcy byli prawie dziecmi. Towarzyszyli im dwaj sterani zyciem starcy, zaslinieni i bezzebni jak karpie. Byli to folkszturmisci, uzbrojeni i umundurowani w rzeczy sciagniete ze swiezo poleglych prawdziwych zolnierzy. Zdarza sie. Byli wiesniakami zza niemieckiej granicy, ktora przechodzila tuz obok.

Dowodzil nimi kapral w srednim wieku — z zaczerwienionymi oczami, zylasty, wysuszony na rzemien i majacy wojny powyzej uszu. Byl czterokrotnie ranny. Polatano go i odeslano z powrotem na wojne. Byl bardzo dobrym zolnierzem, ktory mial juz dosc i szukal tylko kogos, komu moglby sie poddac. Na jego krzywych nogach lsnily zlociste oficerki zdjete w Rosji z zabitego wegierskiego pulkownika. Zdarza sie.

Te buty byly prawie jedynym jego majatkiem na tym swiecie. Byly jego domem rodzinnym. Anegdota: Pewnego razu jakis rekrut przygladal sie, jak pucuje i glansuje te swoje zlociste cholewy. Kapral podsunal mu jeden z tych butow pod nos mowiac: „Jesli dobrze sie przyjrzec, to mozna tam zobaczyc Adama i Ewe.”

Billy Pilgrim nie slyszal tej anegdoty, ale lezac tam na czarnym lodzie i wpatrujac sie w lsniace buty kaprala, zobaczyl w ich zlocistej glebi Adama i Ewe. Byli nadzy. Byli tak niewinni, tak bezbronni, tak bardzo chcieli zachowywac sie przyzwoicie. Billy Pilgrim poczul, ze ich kocha.

* * *

Obok zlocistych butow stala para nog owinietych szmatami. Byly przewiazane na krzyz brezentowymi paskami i wsuniete w drewniaki z zelowka na zawiasach. Billy spojrzal w gore na twarz nalezaca do tych drewniakow. Byla to twarz jasnowlosego pietnastoletniego cherubina.

Chlopiec byl piekny jak Ewa.

* * *

Wlasnie ten cudowny chlopiec, niebianski hermafrodyta, pomogl Billy’emu wstac. Pozostali podeszli, otrzepali go ze sniegu i zrewidowali, szukajac broni. Nie znalezli niczego. Najbardziej niebezpiecznym przedmiotem, jaki przy nim znaleziono, byl dwucalowy ogryzek olowka.

Gdzies w oddali rozlegly sie trzy niezbyt glosne huki. Pochodzily z niemieckich karabinow. To zastrzelono dwoch zwiadowcow, ktorzy zostawili Billy’ego i Weary’ego na lodzie. Lezeli w zasadzce, ale Niemcy zaszli ich od tylu i zastrzelili. Teraz umierali na sniegu, nie czujac nic, barwiac snieg na kolor malinowego soku. Zdarza sie. W ten sposob Roland Weary zostal ostatnim z trzech muszkieterow.

Rozbrajano rowniez Weary’ego, ktory stal z wytrzeszczonymi ze strachu oczami. Jego pistolet kapral dal pieknemu chlopcu. Nastepnie z podziwem obejrzal okrutny sztylet i powiedzial po niemiecku, ze Weary na pewno chcialby wyprobowac swoj noz na nim, rozorac mu twarz kolczastym kastetem, wbic mu ostrze w brzuch albo w gardlo. Kapral nie mowil po angielsku, zas Billy i Weary nie rozumieli niemieckiego.

— Ladne macie zabawki — powiedzial kapral i oddal noz staremu. — Piekna rzecz, nie?

Potem szarpnal plaszcz i bluze Weary’ego. Mosiezne guziki odskakiwaly jak ziarna prazonej kukurydzy. Siegnal ku piersi Weary’ego, jakby chcial wyrwac z niej bijace serce, ale zamiast tego wyciagnal kuloodporna Biblie.

Kuloodporna Biblia jest mala, aby zolnierz mogl wsunac ja do kieszonki bluzy na sercu, i ma stalowa okladke.

* * *

Kapral znalazl tez w tylnej kieszeni spodni Weary’ego pornograficzne zdjecie kobiety i kuca.

Вы читаете Rzeznia numer piec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату