Wbila wzrok w Dantego. Zgial sie natychmiast. Twarz mu pobladla.
– Jezu… – jeknal. – Niedobrze mi…
– Albo zrobisz, jak mowi, albo cie tak podziurawimy, ze myszy wezma cie za kawalek sera.
– Chwileczke…
– Masz 15 sekund – poinformowal mnie Dante, po czym wyjal i nastawil stoper. – Start. 14, 13, 12, 11…
– Chyba nie mowisz powaznie?
– 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3…
Uslyszalem trzask odbezpieczanej broni.
Wyrwalem Dantemu papierosa z ust i wsunalem we wlasne, zarem do srodka. Probowalem zebrac jak najwiecej sliny i cofnac jezyk, ale mi sie nie udalo, trafilem papierosem w sam jego srodek, trafilem tak, ze mnie porzadnie ZAPIEKLO!!! Bylo to bardzo nieprzyjemne, bardzo bolesne! Zaczalem sie krztusic i wyplulem peta.
– Brzydki chlopczyk! – skarcil mnie Dante. – A mowilem, ze masz go trzymac w ustach, dopoki nie pozwole ci wyjac! Przez ciebie musimy zaczynac od poczatku!
– Odpierdol sie! – zawolalem. – Jak chcesz, to strzelaj!
– Dobrze – zgodzil sie.
Nagle drzwi sie otworzyly i weszla Pani Smierc. Odstawiona tak, ze mucha nie siada. Prawie zapomnialem, ze mam poparzony jezyk.
– Cholera, ale laska! – zachwycil sie Dante. – Znasz ja, Belane?
– Pewnie.
Podeszla do krzesla, usiadla i skrzyzowala nogi. Kiecka podjechala jej do gory. Zaden z nas nie mogl uwierzyc, ze takie nogi istnieja. Nawet ja, choc juz je widzialem.
– Co to za pajace? – spytala.
– Przyslal ich gosc imieniem Tony.
– Odpraw ich. Ja jestem twoja klientka.
– Dobra, chlopaki – powiedzialem. – Zmywajcie sie.
– Co ty nie powiesz? – zdziwil sie Dante.
– Co ty nie powiesz? – zdziwil sie Fante.
Obaj zaczeli sie smiac. I nagle przestali.
– Zabawny z niego gosc – rzekl Dante.
– Nawet bardzo – dodal Fante.
– Ja ich wykurze – oznajmila Pani Smierc.
Wbila wzrok w Dantego. Zgial sie natychmiast. Twarz mu pobladla.
– Jezu… – jeknal. – Niedobrze mi…
Zrobil sie bialy jak kreda, a potem zaczal zolknac.
– Zle sie czuje… Coraz mi gorzej…
– Pewnie zaszkodzily ci te paluszki rybne – powiedzial Fante.
– Paluszki, nie paluszki, potrzebuje lekarza… Idziemy…
Pani Smierc przeniosla spojrzenie na Fantego.
– Kreci mi sie w glowie… – poskarzyl sie. – Co sie dzieje?…
Widze jakies blyski… Petardy… Gdzie ja jestem?
Skierowal sie do wyjscia, Dante za nim. Otworzyli drzwi i zataczajac sie ruszyli w strone windy. Wyszedlem za nimi na korytarz i obserwowalem ich, kiedy wsiadali. Widzialem ich twarze, zanim zasunely sie drzwi. Wygladali okropnie. Okropnie.
Wrocilem do biura.
– Dziekuje – powiedzialem. – Uratowala mi pani tylek…
Rozejrzalem sie. Nie bylo jej. Zajrzalem pod biurko. Tam tez nie bylo nikogo. Sprawdzilem lazienke. Pusta. Otworzylem okno i wyjrzalem na ulice. Tez nic. To znaczy w dole roilo sie od ludzi, jednakze jej wsrod nich nie bylo. Mogla sie przynajmniej pozegnac. Ale i tak milo z jej strony, ze wpadla.
Usiadlem przy biurku, podnioslem sluchawke i wystukalem numer Tony'ego.
– Tak? – spytal. – Tu…
– Tony, mowi Powolna Smierc.
– Co? Jeszcze jestes w stanie mowic?
– Pewnie, Tony, pewnie. Nigdy nie czulem sie lepiej.
– Nie rozumiem…
– Twoi chlopcy odwiedzili mnie, Tony…
– No i? No i?
– Tym razem im darowalem. Ale jak znow ich przyslesz, to wiecej nie zobaczysz ich zywych.
Slyszalem, jak dyszy do sluchawki. Jak gosc po dlugim biegu. Potem rozlaczyl sie.
Wyjalem z lewej dolnej szuflady pollitrowke szkockiej, zdjalem nakretke i golnalem sobie zdrowo.
Zadzierasz z Belane'em, ladujesz na cmentarzu. Proste jak drut.
Zakrecilem butelke, schowalem do szuflady i zaczalem sie zastanawiac, co dalej robic. Dobry detektyw zawsze ma pelne rece roboty. Wiecie o tym z filmow.
Rozleglo sie pukanie do drzwi. A wlasciwie 5 szybkich, glosnych, natarczywych pukniec.
Potrafie wiele wyczytac z tego, jak kto puka. Jak mi sie nie podoba, udaje, ze mnie nie ma.
To pukanie bylo znosne.
– Otwarte! – zawolalem.
Drzwi uchylily sie. Wszedl mezczyzna: 50 kilka lat, srednio zamozny, srednio zdenerwowany, stopy za duze, brodawka po lewej stronie czola, piwne oczy, krawat. 2 samochody, 2 domy, bezdzietny. Basen i sauna. Gra na gieldzie. Dosc tepy.
Stal gapiac sie na mnie i pocac.
– Prosze usiasc – powiedzialem.
– Nazywam sie Al Ed Upek – zaczal – i…
– Wiem.
– Co?
– Mysli pan, ze panska zona kopuluje z innym mezczyzna albo z innymi mezczyznami.
– Tak.
– Ma 20 pare lat.
– Tak. Chce, zeby pan dostarczyl mi dowodow, a potem chce sie z nia rozwiesc.
– Po co tyle zachodu, panie Upek? Od razu sie pan rozwiedz.
– Chce miec dowody, ze… ze…
– Nie lepiej machnac reka? I tak dostanie tyle samo szmalu.
Zyjemy w nowej erze.
– To znaczy?
– Mozna wziac rozwod bez orzekania o winie. Sadu nie obchodzi, ktore z malzonkow co robilo.
– Dlaczego?
– Tak jest szybciej, wystarczy jedna rozprawa.
– Ale to niesprawiedliwe!
– Aparat sprawiedliwosci uwaza inaczej.
Upek siedzial na krzesle, oddychajac ciezko, i wpatrywal sie we mnie.
Musialem wyjasnic sprawe Celine'a i znalezc Czerwonego Wrobla, a ten worek zwiotczalego miecha zawracal mi glowe tylko dlatego, ze jego zona pieprzyla sie z jakims gachem.
Wreszcie znow sie odezwal.
– Po prostu chce wiedziec. Chce znac prawde.
– Nie jestem tani.
– Ile?
– 6 dolcow za godzine.
– Niewiele.
– Jak dla kogo. Ma pan zdjecie zony?
Siegnal do portfela, wyjal zdjecie i mi je podal.