Z samochodu? Czy woz stal zaparkowany za domem?
Chenko spojrzal na Biance.
– Niech pani odlozy bron – powiedzial.
Bianca polozyla glocka Emersona na podlodze. Bezdzwiecznie spoczal na dywanie.
– Dziekuje – powiedzial Chenko.
Nikt sie nie odezwal.
– Zdaje sie, ze przez jakis czas bylem nieprzytomny – rzekl Chenko. – Jednak teraz czuje sie znacznie lepiej.
– Przezyjemy – odezwal sie Zek z drugiej strony pokoju. – Jak zawsze.
Reacher nie obejrzal sie. Zamiast tego patrzyl na bron Chenki. Byla to srutowka Benelli Nova Pump. Z kolba obcieta tuz za uchwytem pistoletowym. Lufe odpilowano tuz przed lozem. Dwunastka. Magazynek na cztery naboje. Porzadna bron, okropnie okaleczona.
– Emerson! – zawolal Zek. – Podejdz tu i rozwiaz mnie.
Reacher uslyszal, ze Emerson wstaje. Nie obejrzal sie na
niego. Tylko zrobil malenki krok naprzod i w bok, blizej Chenki. Byl od niego o stope wyzszy i dwukrotnie szerszy.
– Potrzebny mi noz – powiedzial Emerson.
– Zolnierz ma noz – rzekl Chenko. – Jestem tego pewny,
sadzac po tym, co zdarzylo sie moim kolegom na parterze.
Reacher przysunal sie jeszcze blizej. Wysoki i maly, stali twarza w twarz, w odleglosci trzech stop od siebie, z czego wiekszosc zajmowala srutowka. Talia Reachera znajdowala sie na wysokosci piersi Chenki.
– Noz – zazadal Emerson.
– Chodz i wez go sobie – odparl Reacher.
– Kopnij go do mnie.
– Nic.
– Strzele – ostrzegl Chenko. – Z dwunastki, w brzuch. I co potem? – pomyslal Reacher. Jedna reka nie przeladujesz srutowki.
– No to strzelaj – rzekl.
Czul na sobie ich spojrzenia. Wiedzial, ze wszyscy na niego patrza. Wytrzeszczaja oczy. Cisza dzwonila w uszach. Nagle wyraznie poczul zapachy unoszace sie wokol. Zakurzonego dywanu, starych mebli, strachu, napiecia, parnego nocnego powietrza wpadajacego przez otwarte drzwi na dole i rozbite okno na gorze, niosacego odor zyznej ziemi, nawozu i kielkujacych roslin.
– No dalej – zachecil. – Strzelaj.
Chenko ani drgnal. Tylko stal. Reacher byl dokladnie naprzeciwko niego. Wiedzial szczegolowo, kto i gdzie sie znajduje. Sam to zaaranzowal. Widzial to oczyma wyobrazni. Chenko stal w drzwiach, twarza do okna. Wszyscy pozostali spogladali w przeciwnym kierunku. Sam Reacher stal przed Chenka, twarza w twarz, tak blisko, ze moglby go dotknac. Cash znajdowal sie dokladnie za jego plecami, za kanapa, na parapecie, patrzac przed siebie. Siedzacy na kanapie Zek tez patrzyl w tym kierunku. Emerson stal na srodku pokoju, obok Zeka, nie wiedzac, co robic, czekajac. Yanni, Franklin, Helen i Rosemary Barr siedzieli na fotelach pod scianami. Bianca i Alex Rodin gapili sie, siedzac na krzeslach, obroceni bokiem. Reacher wiedzial, gdzie jest kazde z nich i na co patrzy.
– Strzelaj – powiedzial. – Celuj w brzuch. Uda ci sie.
No, dalej.
Chenko nie strzelil. Tylko gapil sie na niego. Reacher byl tak blisko i tak duzy, ze zaslanial mu wszystko. Zupelnie jakby tylko oni dwaj byli w tym pokoju.
– Pomoge ci – zaproponowal Reacher. – Policze do trzech. Potem nacisniesz spust.
Chenko stal nieruchomo.
– Rozumiesz? – zapytal Reacher. Tamten milczal.
– Raz – powiedzial Reacher. Zadnej reakcji.
– Dwa – powiedzial Reacher.
I odsunal sie na bok. Po prostu zrobil jeden dlugi, blyskawiczny krok w prawo. Cash strzelil zza kanapy w miejsce, gdzie przed ulamkiem sekundy stal Reacher. Trafil Chenke w piers.
Potem Cash odstawil karabin rownie bezszelestnie, jak go podniosl.
Dwa radiowozy z nocnej zmiany przyjechaly i zabraly Zeka oraz Emersona. Potem cztery ambulanse przyjechaly po ofiary. Bianca spytala Reachera, co wlasciwie stalo sie pierwszym trzem. Reacher powiedzial jej, ze nie ma pojecia. Zielonego. Zasugerowal, ze zapewne doszlo tu do klotni. Moze to jakies bandyckie porachunki? Bianca nie drazyla tematu. Rosemary Barr pozyczyla od Franklina telefon komorkowy i zaczela wydzwaniac po okolicznych szpitalach, szukajac bezpiecznej przystani dla swojego brata. Helen i Alex Rodin siedzieli obok siebie, rozmawiajac. Sierzant Cash siedzial na fotelu i spal.
Stary zolnierski nawyk. Spij, kiedy mozesz.
– Twardzi ludzie czuwaja w nocy.
Reacher pamietal o wlaczonym telefonie. Usmiechnal sie tylko i rzekl:
– Zwykle jestem w lozku przed polnoca.
– Ja tez – powiedziala Yanni. – Sama. Pamietasz moj adres?
Reacher znow sie usmiechnal i skinal glowa. Na dole wyszedl na ganek i ruszyl kawalek po polu, az zza zarysow budynku wylonilo sie niebo na wschodzie. Switalo. Na horyzoncie czern podbarwila sie juz purpura. Reacher odwrocil sie i popatrzyl na ostatni ambulans. Sadzac po rozmiarach nakrytego przescieradlem ciala, to Vladimir wyruszal w ostatnia podroz. Reacher oproznil kieszenie. Wyjal przedarta wizytowke Emer-sona, serwetke z numerem telefonu Helen Rodin, wielki mosiezny klucz do pokoju motelowego, smitha and wessona oraz noz sierzanta Casha i zlozyl wszystko w stosik obok drzwi frontowych. Potem zapytal ratownikow, czy moga go podwiezc do miasta. Wyliczyl sobie, ze od szpitala przejdzie kawalek na wschod i znajdzie sie na dworcu autobusowym, zanim slonce wyjdzie zza horyzontu. Przed lunchem powinien dotrzec do Indianapolis. Potem kupi sobie pare butow i nim slonce znow zajdzie, on bedzie juz daleko.