pan, jak postępują rażone? Po prostu rozsypują się… poza tym stale musimy znajdować się pod osłoną, co ogranicza naszą strategię, a one mogą się dowolnie rozdrabniać, przenosić z miejsca na miejsce… i gdybyśmy je rozbili na tym kontynencie, przeniosą się na inny. Ale to nie jest w końcu nasza rzecz — zniszczyć je wszystkie. Uważam, że powinniśmy odlecieć.
— Ach, tak.
— Tak. Bo skoro za przeciwników mamy twory martwej ewolucji zapewne apsychiczne, nie możemy rozważać problemu w kategoriach zemsty czy odpłaty za „Kondora”, za los jego załogi. Byłoby to tym samym, co wymierzyć oceanowi chłostę za to, że zatopił statek i ludzi.
— W tym, co pan mówi, tkwiłoby sporo racji, gdyby rzeczy miały się tak w istocie — rzekł, wstając, Horpach. Oparł się oburącz o pokreśloną mapę. — Ale to w końcu hipoteza, a nie możemy wrócić z hipotezami. Potrzebna jest pewność. Nie zemsta, lecz pewność. Dokładna diagnoza, ustalenie faktów. Jeżeli je ustalimy, jeżeli będę miał zamknięte w zbiornikach „Niezwyciężonego” próbki tej — tej latającej fauny mechanicznej — o ile ona naprawdę istnieje, wówczas oczywiście uznam, że nie mamy tu nic więcej do roboty. Wtedy rzeczą bazy będzie już ustalenie dalszego typu postępowania. Nawiasem mówiąc, nie ma żadnej gwarancji, że te twory pozostaną na planecie, może będą się rozwijały, aby w końcu zagrozić i żegludze kosmicznej w tym rejonie Galaktyki.
— Gdyby nawet i tak miało być, to nie prędzej jak za setki tysięcy, raczej za miliony lat. Pan, astrogatorze, wciąż, jak się obawiam, rozumuje tak, jakbyśmy stali oko w oko z myślącym przeciwnikiem. To, co kiedyś było narzędziem istot rozumnych, po ich zniknięciu usamodzielniło się i z upływem milionów lat stało się właściwie częścią sił naturalnych planety. Życie pozostało w oceanie, bo tam nie sięga ewolucja mechaniczna, ale nie daje ona wstępu formom tego życia na ląd. Tym tłumaczy się umiarkowany procent tlenu w atmosferze (wydzielają go oceaniczne glony) jak również wygląd powierzchni kontynentów. Jest ona pustynią, bo te ustroje niczego nie budują, nie posiadają żadnej cywilizacji, nie mają w ogóle niczego prócz siebie, nie tworzą żadnych wartości: dlatego winniśmy je traktować jak siłę naturalną. Natura też nie tworzy ani ocen, ani wartości. Te twory po prostu są sobą, trwają i działają tak, aby to trwanie kontynuować…
— Jak pan tłumaczy zagładę samolotów? Chroniło je pole siłowe…
— Siłowe pole można zgnieść innym siłowym polem. Zresztą, astrogatorze, aby w ułamku sekundy unicestwić całą pamięć zawartą w mózgu człowieka, trzeba momentalnie wzbudzić wokół jego głowy pole magnetyczne o takim natężeniu, jakie trudno byłoby zrealizować nawet nam za pomocą środków, jakie mamy na pokładzie. Potrzebne byłyby do tego jakieś gigantyczne przetwornice, transformatory, elektromagnesy…
— I pan myśli, że one mają to wszystko?
— Ależ nic podobnego! Niczego nie mają. Po prostu są cegiełkami, z których potrzeba chwili buduje to, co niezbędne. Przychodzi sygnał: zagrożenie! Coś się pojawiło, wykrywalne wywołanymi zmianami, na przykład zmianami pola elektrostatycznego… natychmiast lotny rój układa się w ten jakiś „chmuromózg” i budzi się jego zbiorowa pamięć: takie istoty już były, postępowało się z nimi tak a tak, po czym uległy zagładzie… i powtarzają ów tryb postępowania…
— Dobrze — powiedział Horpach, który od dłuższej chwili nie słyszał już słów starego biologa. — Odkładam start. Zwołamy teraz naradę; wolałbym tego nie robić, bo kroi się na wielką dyskusję, namiętności naukowe rozgorzeją, ale innej rady nie widzę. Za pół godziny w głównej bibliotece, doktorze Lauda…
— Niech mnie przekonają, że się mylę, a wtedy na pokładzie przybędzie panu jeden człowiek prawdziwie zadowolony… — powiedział spokojnie doktor i tak cicho jak wszedł, opuścił kajutę. Horpach wyprostował się, podszedł do ściennego informatora i wcisnąwszy taster wewnętrznej sieci głośników, wezwał po kolei wszystkich uczonych.
Jak się okazało, większość specjalistów żywiła podobne przypuszczenia co Lauda; on był tylko pierwszy, który sformułował je tak kategorycznie. Spory rozgorzały jedynie wokół problemu psychiczności czy apsychiczności „chmury”. Cybernetycy skłaniali się raczej ku uznaniu jej za system myślący, obdarzony zdolnością działania strategicznego. Atakowano Laudę ostro; Horpach zdawał sobie sprawę z tego, że namiętność owych ataków spowodowała nie tyle hipoteza Laudy, ile to, że zamiast z kolegami przedyskutował ją najpierw z nim samym. Mimo wszystkie więzy łączące ich z załogą uczeni stanowili jednak na pokładzie rodzaj „państwa w państwie” i przestrzegali pewnego, niepisanego kodeksu postępowania.
Główny cybernetyk, Kronotos, pytał, w jaki sposób według Laudy „chmura”, choć pozbawiona inteligencji, nauczyła się atakować ludzi.
— Ależ to proste — odparł biolog. — Nie robiła nic innego przez miliony lat. Mam na myśli walkę z pierwotnymi mieszkańcami Regis. Były to zwierzęta, posiadające centralny układ nerwowy. Nauczyły się je atakować tak samo, jak ziemski owad atakuje ofiarę. Robią to z analogiczną precyzją, z jaką osa potrafi wstrzyknąć truciznę w zwoje nerwowe pasikonika czy chrząszcza. To nie inteligencja, to instynkt…
— A skąd wiedziały, jak zaatakować samoloty? Z samolotami nie spotykały się dotąd…
— Tego nie możemy wiedzieć, kolego. Walczyły, jak już wam mówiłem, na dwa fronty. Z mieszkańcami Regis — żywymi i martwymi, to jest z innymi automatami. Te automaty siłą rzeczy musiały używać rozmaitych rodzajów energii w celach obrony i ataku…
— Ale jeśli nie było wśród nich latających…
— Domyślam się, o co chodzi doktorowi — zauważył zastępca GC, Saurahan.
— Te wielkie automaty, makroautomaty, komunikowały się ze sobą celem kooperacji, i najłatwiej było je zniszczyć przez izolację, rozdzielenie, najlepszym więc sposobem było blokowanie łączności…
— Nie o to chodzi, czy można wyjaśnić poszczególne formy zachowania „chmury” bez uciekania się do hipotezy inteligencji — odparł Kronotos — ponieważ nie obowiązuje nas brzytwa Occhama. Nie nasze zadanie, teraz przynajmniej, tworzyć hipotezę, która najoszczędniejszymi środkami wyjaśni wszystko, lecz taką hipotezę, która umożliwi najbezpieczniejsze działanie. Dlatego raczej należy uznać, że „chmura” może być obdarzona inteligencją, bo to będzie większa przezorność. Będziemy działać wtedy ostrożniej. Gdybyśmy natomiast przyjęli za Laudą, że chmura nie ma inteligencji, a w rzeczywistości by
