Trzynascie miesiecy! Cornelius wzdrygnal sie. To bedzie dlugie i zimne czekanie, a honorarium i dodatki gromadzace sie dla niego byly slaba pociecha tu, siedemset siedemdziesiat milionow kilometrow od Slonca.
— Wspaniale miejsce do badan naukowych — ciagnal Viken. — Same udogodnienia, dobrana paczka kolegow, spokoj i cisza — oraz, oczywiscie… — Wycelowal kciukiem w planete i odwrocil sie do wyjscia.
Cornelius ruszyl w slad za nim, kolyszac sie niezgrabnie.
— To bardzo ciekawe, niewatpliwie — mowil sapiac. — Fascynujace. Ale doprawdy, doktorze Viken, gnac mnie taki kawal drogi i kazac mi spedzac rok z hakiem w oczekiwaniu na najblizszy statek — zeby wykonac robote, ktora moze mi zajac kilka tygodni…
— Jest pan pewien, ze to takie proste? — zapytal grzecznie Viken. Obejrzal sie za siebie i w jego oczach bylo cos takiego, co zmusilo Corneliusa do milczenia. — Po tych wszystkich latach spedzonych tutaj pragnalbym zetknac sie kiedys z taka sprawa, chocby najbardziej zagmatwana, ktora nie okaze sie jeszcze bardziej zagmatwana, gdy podejdzie sie do niej we wlasciwy sposob.
Przeszli przez sluze i tunel laczacy ja z wejsciem do Stacji. Niemal wszystko znajdowalo sie pod ziemia. Pokoje, laboratoria, nawet korytarze odznaczaly sie pewnym luksusem — we wspolnej sali byl nawet kominek z prawdziwym ogniem! Bog jeden wie, ile to musialo kosztowac! Zastanowiwszy sie nad ogromna zimna pustka, w jakiej kryla sie krolewska planeta, i nad swoim rocznym wyrokiem, Cornelius doszedl do wniosku, ze takie luksusy byly rzeczywiscie biologiczna koniecznoscia.
Viken zaprowadzil go do przyjemnie urzadzonego pokoju, ktory mial byc odtad jego wlasnoscia. — Niedlugo przyniesiemy bagaze i wyladujemy panski sprzet psioniczny. Teraz wszyscy albo rozmawiaja z zaloga statku, albo czytaja listy.
Cornelius skinal w roztargnieniu glowa i usiadl. Krzeslo, jak wszystkie meble na niska grawitacje, bylo po prostu pajakowatym szkieletem, ale podtrzymywalo jego cielsko calkiem wygodnie. Siegnal do kieszeni plaszcza w nadziei, ze uda mu sie przekupic tego czlowieka, by dotrzymal mu przez chwile towarzystwa. — Cygaro`? Przywiozlem troche z Amsterdamu.
— Dzieki. — Viken przyjal je z przykra dla Corneliusa obojetnoscia, skrzyzowal dlugie chude nogi i dmuchal szarymi klebami dymu.
— Hm… pan jest tu szefem?
— Niezupelnie. Nikt tu nie jest szefem. Mamy za to jednego administratora kucharza — do zalatwiania niewielkiej ilosci spraw tego rodzaju, jakie sie moga wylonic. Prosze nie zapominac, ze to jest stacja naukowa, zawsze i wszedzie.
— Wobec tego czym sie pan zajmuje?
Viken skrzywil sie.
— Prosze innych nie wypytywac tak bezceremonialnie, doktorze Cornelius — przestrzegl go. — Woleliby raczej pogawedzic sobie z przybyszem jak najdluzej. To rzadka okazja obcowac z kims, kogo wszelkich najdrobniejszych odpowiedzi sie nie… och, nie musi pan przepraszac. Nie ma sprawy. Jestem fizykiem specjalizujacym sie w cialach stalych pod ultrawysokim cisnieniem. — Skinal glowa w strone sciany. — Jest ich duzo do przebadania — tam!
— Rozumiem. — Cornelius przez chwile palac w milczeniu cygaro. Nastepnie rzekl: — Mam sie zajac klopotami z psionika, ale szczerze mowiac, nie widze na razie powodu, dla ktorego wasze maszyny mialyby sie zle sprawowac, jak doniesiono.
— Chodzi panu o to, ze… hm, ze na Ziemi lampy K maja wyzsza stabilnosc?
— A takze na Ksiezycu, na Marsie, na Wenus — widocznie wszedzie, tylko nie tutaj. — Cornelius wzruszyl ramionami. — Naturalnie wszystkie wiazki psi sa kaprysne i czasem dochodzi do niepozadanych sprzezen, kiedy sie… Nie, najpierw pozbieram fakty, a potem zaczne teoretyzowac. Kim sa wasi espmeni?
— Jest tylko Anglesey, ale on wcale nie ma formalnego przygotowania; zajal sie tym po wypadku i wykazal takie wrodzone zdolnosci, ze z miejsca go tutaj wyslano, kiedy sie zglosil na ochotnika. Tak trudno dostac kogokolwiek na Piatego, iz nie jestesmy drobiazgowi co do stopni. A jesli juz o tym mowa, to Ed daje sobie rade z prowadzeniem Joego rownie dobrze, jak doktorzy psioniki.
— Ach, tak. Waszego pseudojowiszanina. Tej sprawie rowniez musze sie przyjrzec bardzo dokladnie — powiedzial Cornelius. Mimo wszystko, zaczynalo go to interesowac. — Moze zrodlem klopotow jest cos w biochemii Joego. Kto wie? Zdradze panu pewna mata, dobrze strzezona tajemnice, doktorze Viken: psionika nic jest nauka scisla.
Tamten usmiechnal sie szeroko
— Ani fizyka — powiedzial. Po chwili dodal powazniej: — W kazdym razie, moja galaz fizyki. Mam nadzieje uczynic ja scisla. Dlatego w ogole tu jestem, jak pan sie domysla. Dlatego wszyscy tu jestesmy.
W pierwszej chwili widok Edwarda Angleseya przyprawial o lekki szok. To byla glowa, dwoje ramion i para niepokojacych, intensywnie niebieskich, wytrzeszczonych oczu. Cala reszta byla niewaznym szczegolem, schowanym w pojezdzie na kolkach.
— Z zawodu biofizyk — powiedzial Viken Corneliusowi. — Zajmowal sie zarodnikami atmosferycznymi na Stacji Ziemia, kiedy byt jeszcze mlody — nagle wypadek, przywalilo go ponizej klatki piersiowej, praktycznie wszystko ma tam zmiazdzone. Typ ponuraka, musi sie pan z nim obchodzic jak z jajkiem.
Posadzony na waskim krzesle w sterowni projektora psi, Cornelius doszedl do wniosku, ze Viken odmalowal prawde w zbyt jasnych barwach.
Anglesey mowil z pelnymi ustami, nieelegancko, kazac czulkom przy fotelu sprzatac za soba okruszki. — Ja musze — wyjasnil. — W tym kretynskim miejscu obowiazuje czas ziemski, GMT, a na Jowiszu nie. Musze tutaj tkwic, kiedykolwiek Joe sie budzi, gotow na jego przejecie.
— Nie moze pana ktos zastepowac? — spytal Cornelius.
— Ba! — Anglesey wbil noz w kromke proteidu i pogrozil nia przybyszowi. Poniewaz byl to dla niego jezyk rodzony, zlorzeczyl po angielsku — w jezyku powszechnie uzywanym na Stacji — ze straszna zawzietoscia. — Sluchaj, no! Stosowales kiedy terapie pozazmyslowa? Nie sam podsluch czy nawet dwustronny kontakt, tylko prawdziwy nadzor wychowawczy?
— Nie. Na to trzeba specjalnych, wrodzonych zdolnosci, takich jak panskie. Cornelius usmiechnal sie. Jego krotka i przymilna wypowiedz zostala przelknieta, bez wiekszej uwagi ze strony zacietej twarzy naprzeciwko. — O ile dobrze rozumiem, chodzi o przypadki analogiczne do, hm, przywracania sprawnosci systemowi nerwowemu dziecka dotknietego paralizem?
— Tak, tak. Niezly przyklad. Czy probowal ktos zgniesc kiedy osobowosc dziecka, przejac ja w najbardziej doslownym sensie?
— Moj Boze, nie!
— Nawet w charakterze eksperymentu naukowego? — Anglesey wyszczerzyl zeby w usmiechu. — Czy ktorykolwiek operator esprojektora chlusnal kiedy energia i zalal dzieciecy mozg wlasnymi myslami? Dalejze, Cornelius, nie sypne cie!
— No coz… to nie moja branza, jak pan wie. — Psionik ostroznie odwrocil glowe, napotkal lagodne oblicze tarczy zegarowej i utkwil w niej wzrok. — Slyszalem, hm, cos nie cos… No coz, owszem, byly proby w pewnych przypadkach patologicznych, przebicia sie… zniszczenia przemoca zludzen i iluzji pacjenta…
— I nie wyszlo — odrzekl Anglesey. Rozesmial sie. — To sie
Jesli druga osoba jest sklonna do wspolpracy, mozesz bardzo delikatnie kierowac jej mysleniem. I to wszystko. Jesli usilujesz przejac wladze nad innym mozgiem, mozgiem z wlasna przeszloscia i doswiadczeniem, z