wlasnym ja, powaznie narazasz wlasne zdrowie psychiczne. Ten drugi mozg bedzie sie instynktownie bronic. W pelni rozwinieta, dojrzala, zahartowana osobowosc ludzka jest po prostu zbyt zlozona, by mozna nia bylo sterowac z zewnatrz. Posiada zbyt duzo drog ucieczki, za duzo ciemnych sil jakie podswiadomosc moze wezwac w obronie osobowosci, jesli jej integralnosc jest zagrozona. Do cholery, czlowieku, nie umiemy panowac nawet nad wlasnymi umyslami, a co dopiero nad cudzymi!

Skrzekliwa tyrada Angleseya urwala sie. Siedzial zatopiony w myslach przy pulpicie sterowniczym i bebnil palcami po klawiaturze swojej mechanicznej matki.

— Wiec? — zapytal po chwili Cornelius.

Nie powinien sie, byc moze, odzywac, lecz nie potrafil powstrzymac sie od mowienia. Bylo zbyt duzo ciszy — to prawie osiemset milionow kilometrow stad od Slonca. Kiedy zamykasz usta na piec minut, cisza zaczyna dzwonic ci w uszach jak na alarm.

— Wiec? — zadrwil Anglesey. — A wiec nasz pseudojowiszanin, Joe, ma fizycznie dojrzaly mozg. Caly sekret mojej wladzy nad nim polega na tym, ze mozgowi Joego nigdy nie dano szansy stworzenia wlasnej osobowosci. To ja jestem Joe. Nie opuszczalem go od chwili narodzenia sie jego swiadomosci. Wiazka psi przekazuje do mnie wszystkie dane z jego zmyslow i sle mu w zamian nerwowe impulsy motoryczne. Niemniej jednak on ma wspanialy mozg, a jego komorki nerwowe rejestruja slady wszelkich przezyc, dokladnie tak samo jak twoje lub moje; jego synapsy przybraly topografie, ktora odpowiada mojemu „wzorcowi osobowosci”.

Kazdy inny espmen, przejmujacy go ode mnie, przekonalby sie, ze byloby to jak proba wyzucia mnie samego z mojego mozgu. Tego nie da sie zrobic. Mowiac scisle, Joe ma bez watpienia tylko podstawowy zestaw wspomnien Angleseya ja na przyklad nie powtarzam sobie twierdzen trygonometrycznych, kiedy nim steruje — ale jest wyposazony wystarczajaco dobrze, zeby stac sie, potencjalnie, odrebna osobowoscia.

Faktem jest, ze zawsze, gdy budzi sie ze snu — zazwyczaj jest kilkuminutowy poslizg, zanim wyczuje zmiane poprzez moje naturalne zdolnosci psi i ustawie wzmocnienie helmu — czeka mnie maly pojedynek. Odczuwam niemal… pewien opor, dopoki nie doprowadze jego pradow psychicznych do absolutnej zgodnosci fazowej z moimi. Samo marzenie senne bylo wystarczajaco odmiennym doswiadczeniem, zeby… — Angleseyowi nie chcialo sie konczyc zdania.

— Rozumiem — powiedzial cicho Cornelius. — Tak, to jasne. Swoja droga, nieslychane, ze moze pan miec taki wszechstronny kontakt z istota o calkowicie innym metabolizmie.

— To juz nie potrwa dlugo — rzekl z ironia espmen — chyba ze potrafisz usunac powod palenia sie lamp K. Moj zapas czesci zamiennych jest na wyczerpaniu.

— Mam kilka hipotez roboczych — odparl Cornelius — lecz tak slabo znamy zasado rozchodzenia sie wiazki psi — predkosc nieskonczenie wielka czy tylko bardzo duza, czy moc wiazki zalezy ostatecznie od odleglosci, czy nie? A co wiemy o mozliwych skutkach transmisji — och, na przyklad poprzez zdegenerowana materie w jadrze Jowisza? Moj Boze, planety, na ktorej woda to ciezki mineral, a wodor — metal! Co my w ogole wiemy?

— Mamy sie o tym przekonac — warknal Anglesey. — O to chodzi w tym calym projekcie. O wiedze! Bzdura! — Omal nie splunal na podloge. — Widocznie nawet ta odrobina wiedzy, jaka zgromadzilismy do tej pory, nie dotarla do ludzi. Tam gdzie zyje Joe, wodor jest wciaz gazem. Musialby kopac wiele kilometrow w glab, zeby dotrzec do warstwy stalej. I oczekuje sie ode mnie, bym przeprowadzil naukowa analize warunkow na Jowiszu.

Cornelius postanowil to przeczekac, pozwalajac Angleseyowi sie wyszalec, a sam zajal sie roztrzasaniem problemu oscylacji lamp K.

— Oni tam na Ziemi niczego nie rozumieja. I tu tez nie. Czasami zdaje mi sie, ze nie chca zrozumiec. Joe tkwi na dole nie majac niczego poza para wlasnych rak. On, ja, my — na poczatku wiedzielismy niewiele wiecej ponad to, ze prawdopodobnie bedzie mogl odzywiac sie miejscowymi formami zycia. Poswieca prawie caly czas na zdobywanie zywnosci. To cud, ze zdolal tyle osiagnac w ciagu kilku tygodni — zbudowal sobie dom, rozpoznal najblizsze otoczenie, zabral sie do metalurgii czy hydrourgii — nazwij to, jak chcesz. Czego jeszcze zadaja ode mnie, do jasnej cholery?

— Tak, tak — mruknal Cornelius. — Owszem, ja…

Anglesey podniosl biala, koscista twarz. Jakas mgielka pokazala mu sie w oczach.

— Co to…? — zaczal Cornelius.

— Zamknij sie! — Anglesey blyskawicznie obrocil sie wraz z fotelem, na oslep siegnal po helm i zalozyl go na glowe. — Joe sie budzi. Zjezdzaj!

— Ale jesli pozwoli mi pan pracowac tylko w trakcie jego snu, to jak mam…? — zaprotestowal Cornelius.

Anglesey zaklal i rzucil w niego obcegami. To byl marny rzut, nawet jak na niskie ciazenie. Cornelius cofnal sie w kierunku drzwi. Anglesey nastawial esprojektor. Nagle szarpnal sie ostro.

— Cornelius!

— Co sie stalo? — Psionik usilowal podbiec z powrotem, przeszarzowal i poslizgnal sie, wpadajac w rezultacie na tablice rozdzielcza.

— Znowu lampa K. — Anglesey zrzucil helm. To musialo bolec jak diabli, kiedy w mozgu odebralo sie lawinowo narastajacy i wzmacniany skowyt psychiczny, ale on rzekl tylko: — Wymien mi ja. Szybko. A potem wynos sie i zostaw mnie w spokoju. Joe nie przebudzil sie samodzielnie. Cos jeszcze wslizgnelo sie do schronienia wraz ze mna — wpadlem tam na dole w niezle tarapaty.

To byl dzien ciezkiej pracy i Joe zapadl w gleboki sen. Spal, dopoki na jego gardle nie zacisnely sie lapy.

Wowczas przez chwile doznawal tylko fali oblednego, paralizujacego strachu. Wydawalo mu sie, ze znow jest na Stacji Ziemia, unoszac sie w stanie niewazkosci na koncu liny, a tysiac mroznych gwiazd otacza swietlnym kolem planete naprzeciw niego. Odniosl wrazenie, ze wielki, ciezki dzwigar zerwal sie ze swych cum i ruszyl w jego strone, powoli, choc z cala bezwzglednoscia inercji swoich zimnych ton, wirujac i migoczac w swietle Ziemi a jedyny dzwiek to on sam przerazliwy wrzask i znowu wrzask w jego helmie probowal zerwac sie z kabla dzwigar tracil go tak delikatnie lecz wciaz sie przemieszczal on sie przemieszczal wraz z nim wgniotlo go w sciane stacji wtulil sie w nia jego porwany kombinezon pienil sie gdy chcial zatkac swoje zranione ja byla krew zlana z piana jego krew darl sie Joe.

Powodowany konwulsyjna reakcja Joe rozerwal lapy na jego szyi i odrzucil czarnego stwora na drugi koniec ziemianki. Z glosnym hukiem stwor walnal o sciane; lampka spadla na ziemie i zgasla.

Joe stal w ciemnosci ciezko dyszac, zdajac sobie niejasno sprawe, ze kiedy spal, wichura zamarla, z przerazliwego wycia przechodzac do glebokiego pomruku.

Odrzucone na bok stworzenie jeczalo z bolu i czolgalo sie pod sciana. Wsrod ciemnosci Joe szukal po omacku swojej maczugi.

Cos zeskrobalo w ziemie. Przekop! Szly przez przekop! Joe ruszyl na oslep na spotkanie z nimi. Serce walilo mu jak mlot, a jego nos chlonal obce zapachy.

Stworzenie, jakie sie ukazalo, gdy zacisnely sie na nim lapy Joe, bylo o polowe mniejsze od niego, mialo za to szesc stop o monstrualnych pazurach i pare trojpalczastych konczyn gornych, wyciagajacych sie do jego oczu. Joe zaklal, uniosl wijace sie stworzenie do gory i grzmotnal nim o ziemie. Zapiszczalo, a on uslyszal trzask kosci.

— No, dalejze! — Joe wygial sie w luk i parskal na nie, tak jak tygrys zagrozony przez gasienice- olbrzymy.

Naplywaly przez tunel masami do jego izby, kilkanascie wtargnelo do srodka, gdy walczyl z jedna, ktora owinela sie wokol jego ramion i pazurami szczepila z nim swoje krepe, wezowate cialo. Szarpaly go za nogi, usilujac wpelznac mu na grzbiet. Razil w lewo i prawo wlasnymi pazurami, bil ogonem, przewrocil sie i utonal pod masa napastnikow. Powstal z calym mnostwem nadal uczepionych jego ciala. Szamotal sie z nimi w ciemnosci. Kotlujacy sie gaszcz konczyn uderzyl w sciane ziemianki. Zatrzesla sie, pekla krokiew, dach runal na ziemie. Anglesey stal w glebokim dole miedzy potluczonymi plytami lodu w niklym swietle zachodzacego Ganimedesa.

Widzial teraz, ze potwory byly czarne i mialy wystarczajaco duze lby, by pomiescic mozg, mniejszy niz u czlowieka, ale byc moze wiekszy niz u malpy. Bylo ich okolo dwudziestu, z trudem wydobywaly sie spod rumowiska, a potem falami rzucaly na niego z ta sama przerazliwa zaciekloscia.

Dlaczego?

Malpia reakcja, pomyslal Anglesey gdzies na dnie duszy. Zobaczyc obcego, barc sie obcego, nienawidzic

Вы читаете Nazywam sie Joe
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату