czy czterech Pluskwo-Pajeczakach. Nie byli martwi, ale tez i nie walczyli, tylko drgali i kurczyli sie. Przylozylem im granatem i znow skoczylem.

— Wykonczcie ich! — zawolalem. — Sa oszolomieni. I uwazajcie na nastepny… — Kolejny podmuch uderzyl akurat, gdy to mowilem. Nie byl zbyt silny.

— Cunha! Zarzadzic gotowosc do akcji.

Sam poszedlem obejrzec te trzy miejsca, w ktorych wydostawaly sie Pluskwo-Pajeczaki. Porownanie z mapa podziemia wykazalo, ze przelomy byly w punktach, gdzie tunele najbardziej zblizaly sie do powierzchni.

Jeden otwor zasypany byl odlamkami skal. W drugim nie bylo widac aktywnosci Pluskwo-Pajeczakow, kazalem jednak, aby Cunha postawil tam dwoch ludzi i kazal likwidowac kazdego pojedynczego Pluskwo- Pajeczaka. A gdyby zaczeli wylazic gromadnie, to zapieczetowac jame bomba.

Dobrze bylo Marszalkowi Nieba siedziec sobie daleko, w fotelu i zabraniac zatykania dziur, ale ja bylem na miejscu, wobec konkretnej sytuacji. Potem spojrzalem w trzeci otwor, ktory pochlonal sierzanta i polowe mego oddzialu.

Tutaj korytarz podchodzil niemal pod sama powierzchnie i Pluskwo-Pajeczaki zdjely tylko strop. Nie mialem pojecia, gdzie sie podzialy odwalone kamienie, sciany szczeliny byly gladko wyzlobione.

Patrzac na mape, mozna bylo zorientowac sie, ze tamte dwa otwory byly wylotami dwoch malych bocznych tuneli, a ten byl czescia glownego labiryntu. Tamte sluzyly akcji dywersyjnej, a przez ten wydostaly sie glowne sily atakujace.

Czy Pluskwo-Pajeczaki widza poprzez lita skale?

W jamie nie bylo nic widac. Ani Pluskwo-Pajeczakow, ani ludzi. Cunha wskazal kierunek, w ktorym oddalil sie drugi pododdzial. Minelo juz siedem minut, od czasu gdy Brumby poszedl za nim.

Wpatrywalem sie w ciemnosc, a zoladek podchodzil mi pod gardlo.

— Cunha, przejmiecie pelne dowodztwo nad pododdzialem — staralem sie mowic lekkim tonem. — Jesli bedzie wam potrzebna pomoc, zwroccie sie do porucznika Korosbena.

— Jakie rozkazy?

— Zadnych. Chyba ze przyjda z gory. Ja schodze na dol szukac drugiego pododdzialu, moze wiec przez jakis czas bede nieuchwytny.

Natychmiast skoczylem w dziure, bo balem sie, ze mi nerwy wysiada.

Za soba uslyszalem:

— Pododdzial! Za mna marsz! — i Cunha tez skoczyl na dol.

Nie bede juz czul sie taki samotny.

Rozkazalem zostawic dwoch ludzi przy otworze, by zabezpieczali nasz odwrot — jeden stal na dnie tunelu, drugi przy wejsciu. Potem poprowadzilem ich w slad za drugim pododdzialem, tak szybko jak bylo to mozliwe.

Posuwalismy sie raczej z trudnoscia, gdyz strop tunelu wisial nam nad glowami. Natychmiast staly sie potrzebne noktowizory. Potwierdzily sie nasze przypuszczenia — Pluskwo-Pajeczaki odbieraly promienie podczerwone. Dzieki noktowizorom ciemny tunel okazal sie dosc dobrze oswietlony. Nie wyroznial sie niczym specjalnym: gladkie skalne sciany sklepione na gorze i rowne podloze.

Doszlismy do skrzyzowania z drugim tunelem i kazalem zatrzymac sie. Istnieja szczegolowe przepisy dotyczace dysponowania silami zbrojnymi pod ziemia, ale na co moga sie przydac? Ci, ktorzy je wymyslili, na pewno nigdy nie byli w takich warunkach… Dopiero po zakonczeniu operacji Rodzina Krolewska, jesli ktos przezyje, bedzie mogl powiedziec, jakie posuniecia sa sluszne i skuteczne. Jeden z przepisow nakazuje ustawiac posterunki przy kazdym rozgalezieniu. Ja juz jednak zostawilem dwoch zolnierzy, by strzegli drogi naszego odwrotu, i gdybym przy kazdym skrzyzowaniu pozostawial dziesiec procent swoich sil, to sam szedlbym na pewna smierc.

Postanowilem, ze bedziemy trzymac sie razem… i postanowilem, ze nikt nie moze dostac sie do niewoli. Nie u tych potworow. Juz lepiej zginac.

Od razu ciezar spadl mi z serca i przestalem sie martwic.

Zajrzalem ostroznie do obu ramion skrzyzowania. Pluskwo-Pajeczakow nie bylo. Zawolalem przez obwod podoficerski:

— Brumby!

Wynik byl zdumiewajacy. Tutaj, pod ziemia, w sieci nie konczacych sie korytarzy, moj glos rozlegl sie niczym traba jerychonska:

— BRRRRUMMBY!

Az mi zadzwonilo w uszach.

A potem zabrzmialo:

— PAANIE RRICCO!

— Nie tak glosno — powiedzialem, sam starajac sie prawie szeptac. — Gdzie jestescie?

Brumby odparl juz nie tak grzmiacym glosem:

— Nie mam pojecia. Zgubilismy sie.

— Uspokojcie sie. Idziemy wam z pomoca. Nie mozecie byc daleko. Czy sierzant jest z wami?

— Nie. My nie…

— Zaczekaj. — Przelaczylem obwod — Sierzancie.

— Odbieram. Slucham. — Mowil spokojnie, nie podnoszac glosu. — Jestem w kontakcie radiowym z Brumbym, ale nie mozemy sie spotkac.

— Gdzie jestescie? — pytalem dalej.

Chwile zawahal sie.

— Moja rada jest nastepujaca — polaczcie sie z Brumbym i wracajcie razem na powierzchnie.

— Odpowiedzcie na moje pytanie!

— Panie Rico, mozecie lazic tu tydzien i nie znajdziecie mnie… A ja nie jestem w stanie sie ruszyc. Musicie…

— Dosc tego, sierzancie! Jestescie ranni?

— Nie, ale…

— No to dlaczego nie mozecie sie ruszyc? Klopoty z Pluskwo-Pajeczakami?

— Jest ich tu mnostwo. Nie moga dobrac sie do mnie… ale ja nie moge wyjsc. Lepiej wiec zebyscie…

— Sierzancie, tracicie czas! Bede patrzyl na mape, a wy powiecie mi, gdzie skreciliscie. Podajcie zapis z noniusza i slad izotopow znaczonych. To rozkaz.

Zlozyl raport dokladnie i zwiezle. Zapalilem lampke nad czolem, podrzucilem noktowizory i sledzilem to, co mowil, na mapie.

— W porzadku — oswiadczylem. — Znajdujecie sie wprost pod nami, o dwa poziomy nizej i wiem, gdzie mam skrecic. Przyjdziemy, gdy tylko polaczymy sie z drugim pododdzialem. Trzymaj sie! — Znowu sie przelaczylem. — Brumby!

— Slucham.

— Gdy przyszliscie do pierwszego rozgalezienia tunelu, to gdzie skierowaliscie sie: na prawo, w lewo, czy prosto?

— Wprost przed siebie.

— Dobra. Cunha, prowadz. Brumby, masz klopoty z Pluskwo-Pajeczakami?

— Teraz nie. Ale wlasnie przez to sie zgubilismy. Zaczelismy sie z nim bic… i jak sie skonczylo, zaczelismy krecic sie w kolko.

Chcialem koniecznie zebrac razem caly pluton i wydostac sie na powierzchnie. Brumby wskazal nam dwa nastepne zakrety. Do kazdego pustego mijanego korytarza wrzucalem bombe plasonozke, ktora zamiast zabijac, sprawia, ze Pluskwo-Pajeczaki plasaja jak w paralitycznych konwulsjach. Wyposazono nas w nie specjalnie na te akcje, ale chetnie wymienilbym cala tone plasonozek na pare funtow uczciwego dynamitu.

Na pewnym, dosc dlugim odcinku, stracilem lacznosc z Brumbym — nastapily chyba jakies zaklocenia w odbiorze fal radiowych, gdyz za nastepnym skrzyzowaniem znow sie slyszelismy. Ale juz nie umial mi powiedziec, gdzie mam skrecic.

I wtedy wlasnie uderzyli.

Nie wiem, skad sie wzieli. Bylo zupelnie spokojnie i nagle uslyszalem w tyle kolumny krzyki: „Pluskwo-

Вы читаете Kawaleria kosmosu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату