— Oczywiscie — i powiedzialem cos sam do siebie, a Bennie zapytal:
— Co mowisz?
— Przepraszam cie, Bernardo. To bylo takie powiedzenie w moim ojczystym jezyku. Mozna je mniej wiecej przetlumaczyc: Tam dom moj, gdzie serce moje.
— A jaki to byl jezyk?
— Tagalog. Moj rodzinny jezyk.
— A nie mowia po angielsku tam, skad pochodzisz?
— Mowia, naturalnie. W urzedach, w szkolach i tak dalej. Tylko w domach mowimy starym jezykiem. Tradycja. Rozumiesz.
— Tak. Rozumiem. Ale gdzie ty…
Z megafonow rozlegla sie melodia Meadowland. Bennie wyszczerzyl zeby w usmiechu.
— Lece na randke ze swoim statkiem! Uwazaj na siebie, bracie! Do zobaczenia!
— Miej sie na bacznosci przed Pluskwo-Pajeczakami! — Odwrocilem sie i czytalem dalej nazwy statkow…
I wtedy rozlegl sie najslodszy w swiecie glos:
Chwycilem swoj worek i pognalem. Tam dom twoj, gdzie serce twoje.
Spieszylem do domu.
Rozdzial czternasty
Czyz jestem strozem brata mego?
Jak sie wam wydaje? Gdyby jakis czlowiek mial sto owiec, a jedna z nich zablakalaby sie, czyz nie zostawi dziewiecdziesieciu dziewieciu i nie pojdzie w gory i nie bedzie szukal tej, ktora sie zablakala?
W imie Boga, Zbawcy Milosiernego… ten, kto ocali zycie jednemu, to jakby ocalil zycie wszystkim ludziom.
— Juz czas. — Moj najmlodszy oficer, kadet-podporucznik stal pod drzwiami. Byl okropnie mlody i zupelnie niedoswiadczony.
— Dobrze, Jimmie. — Bylem juz w pancerzu. Poszlismy na tyl statku do kanalu odpalajacego. Idac, mowilem: — Pamietaj, Jimmie. Trzymaj sie mnie, ale nie wchodz mi w droge i nie oszczedzaj amunicji. Gdybym przypadkiem wysiadl, ty jestes szefem, ale jak bedziesz madry, to dasz sierzantowi wolna reke.
— Tak jest.
Gdy przyszlismy, sierzant wydal komende: — Bacznosc! — i zasalutowal. Ja rowniez i powiedzialem: — Spocznij!
Przeszedlem potem przed frontem pierwszego pododdzialu, a Jimmie zrobil przeglad drugiego. Potem i ja skontrolowalem drugi pododdzial, sprawdzajac wszystkie szczegoly. U kazdego. Nic nie znalazlem. Nigdy to sie nie zdarza, bo sierzant jest bardzo skrupulatny. Ale to dobrze wplywa na ludzi, jesli ich stary sam wszystkiego doglada, poza tym — to moj obowiazek.
Stanalem przed oddzialem.
— Nastepne polowanie na Pluskwo-Pajeczaki, chlopcy. Jak wiecie, to bedzie troche inne. Poniewaz trzymaja naszych jencow, nie mozemy zrzucic bomby nowa na Klendathu. Wyladujemy wiec sami, opanujemy teren i utrzymamy go. Rakiety nie przybeda, by nas ewakuowac, dostarcza nam tylko amunicje i racje zywnosciowe. Jesli dostaniecie sie do niewoli — nie zalamywac sie. Cala jednostka stoi za wami, jest za wami cala Federacja, wyzwolimy was. Chlopcy ze Swamp Fox i Montgomery tez na to licza. Ci, ktorzy przezyli, czekaja, wiedzac, ze sie zjawimy. I nie zawioda sie — wyzwolimy ich.
Przyjrzalem im sie uwaznie.
— Nie zapominajcie, ze pomoc moze nadejsc zewszad, statki kraza wokol i nad nami. My musimy tylko wypelniac swoje zadanie.
Jeszcze jedno — dodalem. — Otrzymalem list od kapitana Jelala. Donosi, ze jego nowe nogi sprawuja sie doskonale. Prosil rowniez, aby powiedziec wam, ze o was pamieta… ze oczekuje, iz okryjecie sie slawa. Ja takze tego oczekuje. Piec minut dla Padre.
I znowu zaczelo mna trzasc. Poczulem ulge, gdy moglem znow wydac komende: — Bacznosc! — I potem: — Sekcja… prawa burta i lewa burta… gotowi do zrzutu!
Czulem sie jeszcze wzglednie dobrze, gdy sprawdzalem, jak obsadzaja kapsuly po jednej stronie, a Jimmie i sierzant sprawdzali po drugiej.
Potem zamknelismy Jimmiego w centralnej kapsule.
Jednak gdy tylko jego twarz zniknela, znow mnie chwycilo.
Sierzant polozyl reke na moim oslonietym pancerzem ramieniu.
— To tak jak na cwiczeniach, synu.
— Wiem, ojcze. — I natychmiast przestalem sie trzasc. — To tylko to czekanie.
— Rozumiem. Cztery minuty. Juz zapisac?
— Zaraz, ojcze. — Uscisnalem go pospiesznie.
Zaloga zapieczetowala nas. Drgawki jakos nie wrocily. Moglem zameldowac: — Sterownia! Bycze Karki Rico… gotowi do katapultowania!
— Trzydziesci jeden sekund, poruczniku. — I jeszcze dorzucila: — Powodzenia, chlopcy. Tym razem sie uda!
— Tak jest, pani komandor.
— Cos wam zagram, poki czekacie — i wlaczyla: