komentatorzy opowiadali o nowym, glebokim kryzysie, jakiego swiat jeszcze nie przezywal. Przysluchiwal sie rozmowom ludzi w holu hotelowym, gdzie zatrzymal sie na noc, albo w przydroznych restauracjach. Ludzie ci rozmawiali ze soba cicho potrzasajac glowami i od razu mozna sie bylo zorientowac, ze nie sa w najlepszym nastroju.

Mowili:

— Nie rozumiem tylko, jak to wszystko moglo sie tak szybko rozegrac. Jeszcze tydzien czy dwa temu wszystko wskazywalo na to, ze Wschod i Zachod zjednocza sie przeciwko mutantom. Przeciez w koncu mielismy cos, przeciwko czemu mozna wspolnie wystepowac, zamiast okladac sie nawzajem piesciami, a tu prosze, sytuacja wrocila do normy, a nawet, o ile to mozliwe, jeszcze bardziej sie pogorszyla.

Mowili:

— Mnie sie wydaje, ze to te przeklete komuchy stoja za cala afera z mutantami. Zapamietaj moje slowa, to oni wszystko ukartowali.

Mowili:

— Nie do wiary! Siedzimy sobie tysiace kilometrow z dala od wojny, a juz jutro…

Mowili:

— Gdyby to ode mnie zalezalo, porozumialbym sie z mutantami. Maja w zanadrzu takie wynalazki, ze komuchy przy nich wysiadaja.

Mowili:

— Mowilem to juz czterdziesci lat temu. Nie powinnismy byli nigdy przeprowadzac demobilizacji naszej armii po II wojnie swiatowej. Nalezalo ich od razu zaatakowac. W ciagu miesiaca albo dwoch byloby po klopocie.

Mowili:

— Najgorsze jest to, ze nikt nas o niczym nie informuje. A kiedy juz cos ci powiedza, mozesz byc pewien, ze to tylko propaganda.

Mowili:

— Nie bawilbym sie z nimi ani minuty. Zapakowalbym pare bombek na poklad i polecialbym na komuchow.

Vickers sluchal tych rozmow i stwierdzal, ze nie mozna sie w nich dopatrzyc odrobiny checi kompromisu czy zrozumienia. Nie bylo nadziei na powstrzymanie wojny w jakikolwiek sposob.

— Jesli nie teraz — mowili ludzie w restauracjach — to za piec czy dziesiec lat, wiec czemu wlasciwie nie miec tego od razu z glowy. Trzeba ich wziac z zaskoczenia. W wojnach takich jak ta nie dostaje sie drugiej szansy. Albo my, albo oni…

W tym momencie Vickers zrozumial wreszcie, ze nawet tutaj, w sercu kraju, na farmach, w malych miasteczkach i przydroznych restauracjach ludzie az kipia od zadzy zemsty. I wlasnie to jest odpowiednim wyznacznikiem cywilizacji zbudowanej przez ludzi na Ziemi, kultury bazujacej na nienawisci, wielkiej pysze i podejrzewaniu o zdrade kazdego, kto nie mowi tym samym jezykiem, nie je takiej samej zywnosci albo nie ubiera sie tak samo.

Byla to bezmyslna kultura pobrzekujacych maszyn, technologiczny swiat, ktory zapewnial mozliwosc tworzenia nowych istnien, nie mogacych jednakze liczyc na sprawiedliwosc czy chocby bezpieczenstwo. Byla to kultura wykorzystujaca metale, ktora zglebila tajemnice atomu, potrafila korzystac z wielu roznych substancji chemicznych i budowala skomplikowane i niebezpieczne urzadzenia. Skupila sie ona na technologii zapominajac zupelnie o socjologii i psychologii, co sprawilo, ze czlowiek mogl nacisnac guzik i zniszczyc jakies znajdujace sie daleko miasto, nie wiedzac nawet i co gorsza nie chcac wiedziec o zyciu, zwyczajach, myslach, nadziejach i wierzeniach ludzi, ktorych zabijal.

Pod blyszczaca powierzchnia slychac bylo ostrzegawczy pomruk maszyn. Przekladnie, kola zebate, lancuchy transmisyjne i generatory, nie do konca opanowane przez umysl ludzki, mogly stac sie zrodlem zaglady.

Vickers jechal, zatrzymywal sie tylko, zeby cos zjesc, po czym jechal dalej. Potem znowu jadl, spal i kontynuowal podroz. Patrzyl na pola kukurydzy, jablka czerwieniejace w sadach, wsluchiwal sie w piosenki nucone przez kosiarzy, wdychal zapach koniczyny. Patrzyl na niebo i widzial ogromne przerazenie wiszace w oblokach. Wiedzial, ze Flanders mial racje. Zeby przezyc, czlowiek musi mutowac, a powstala mutacja musi opanowac ludzkosc, zanim fala nienawisci zniszczy wszystko, co jeszcze mozna uratowac.

Ale kolumny codziennych gazet i wiadomosci radiowe wypelnialy nie tylko informacje dotyczace zblizajacego sie wybuchu wojny.

Nadal wiele mowilo sie i pisalo o mutantach, do ktorych nienawisc wciaz rosla. Radzono wiec, aby caly czas byc ostroznym. Opisywano tez bunty, lincze i palenie sklepow z produktami mutantow.

I jeszcze cos.

Oto rozpuszczano pogloske, ktora swoim zasiegiem powoli obejmowala caly kraj. Slyszalo sie ja na rogach ulic, na zakurzonych skrzyzowaniach i w zacienionych bramach domow. Pogloska mowila, ze gdzies istnieje inny, calkiem nowy swiat, na ktorym mozna rozpoczac zycie od poczatku, gdzie mozna uciec od tysiecy lat pomylek, ktore ludzkosc popelniala na drodze swojego rozwoju.

Prasa z poczatku podchodzila do tej nieprawdopodobnej wiesci z rezerwa. Potem wydrukowala pare artykulow na ten temat, nie krzyczac jednak zbyt glosno naglowkami. Reporterzy rowniez wydawali sie podchodzic do owej pogloski z rezerwa, ale w koncu zaczeli poswiecac jej coraz wiecej czasu i miejsca. W ciagu zaledwie paru dni informacja o istnieniu innego swiata oraz o dziwnych ludziach z blyszczacymi oczyma, ktorzy podobno rozmawiali z kims (nigdy nie wiadomo bylo jednak, z kim dokladnie) twierdzac, ze stamtad przybywaja, zaczela konkurowac o miejsce na pierwszych stronach z opowiesciami o znienawidzonych mutantach.

Wyraznie cos wisialo w powietrzu.

44

Pograzone w ciemnosci Cliffwood pachnialo i wygladalo bardzo swojsko. Vickers jechal ulicami miasteczka i czul, jak wzruszenie sciska mu gardlo. To tutaj chcial sie osiedlic i spedzic reszte zycia na pisaniu powiesci, przelewajac na papier rodzace sie w jego umysle idee.

Tu byl jego dom, meble, rekopis i grubo ciosana polka, na ktorej spoczywal jego ksiegozbior. Vickers wiedzial jednak, ze to miejsce nigdy juz tak naprawde nie bedzie jego domem. Co wiecej, wiedzial, ze Ziemia, pierwotna Ziemia ludzi, ta, ktora pisalo sie przez duze „Z”, nie bedzie juz dluzej mogla byc jego domem.

Zdecydowal, ze najpierw spotka sie z Ebem. Nastepnie zajrzy do swojego mieszkania i zabierze rekopis. Potem odda go Ann na przechowanie.

Po namysle stwierdzil jednak, ze musi znalezc jakies inne miejsce na przechowanie rekopisu, bo nie chcial teraz spotkac sie z Ann. No, moze nie do konca „nie chcial”, ale na pewno nie powinien, gdyz w tej chwili byl juz prawie pewien, ze on i ona sa czescia jednego zycia.

Zatrzymal samochod przed domem Eba i przez chwile siedzial przygladajac sie budynkowi. Z przyjemnoscia patrzyl na schludny ogrodek i dom. Eb nie mial zony ani dzieci, a rzadko ktory kawaler potracil utrzymac swoje otoczenie w tak idealnym porzadku. Pomyslal, ze zostanie u Eba tylko przez chwile, opowie mu, co sie wydarzylo, zalatwi sprawy organizacyjne i pozna najnowsze wiesci.

Zamknal samochod i ruszyl sciezka w kierunku domu. Przez galezie drzew padalo swiatlo ksiezyca, sciezka byla wyraznie widoczna. Po dojsciu do ganku Vickers zorientowal sie, ze w domu nie pala sie swiatla.

Zapukal do drzwi. Dzieki pokerowym wieczorom i innym rzadkim wizytom u Eba wiedzial, ze drzwi nie wyposazono w dzwonek.

Bez rezultatu. Poczekal chwile i zapukal jeszcze raz, po czym zawrocil w kierunku samochodu. Moze Eb jest nadal w garazu i dokonuje jakiejs ekspresowej naprawy, a moze wpadl na jednego do tawerny?

Zdecydowal, ze poczeka na Eba w samochodzie. Podroz do miasteczka, gdzie bez watpienia zostalby przez kogos rozpoznany, nie wydawala mu sie najlepszym pomyslem.

W tym momencie jakis glos spytal:

— Szukasz Eba?

Vickers odwrocil sie natychmiast w kierunku, z ktorego uslyszal glos. Zauwazyl stojacego przy plocie sasiada.

Вы читаете Pierscien wokol Slonca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату