inne na ten temat zdanie.
Wystarczylo jedno spojrzenie, zeby nabral przekonania, ze ta istota najwyrazniej nie pochodzi z Ziemi!
Bardzo szybko zjawili sie dyskretni panowie z Ochrony, wlozyli ogluszone zwierzatko do klatki i gdzies wyniesli. Dennis byl pewien, ze pochodzi ono z Pierwszego Laboratorium… Z Laboratorium, w ktorym znajdowal sie glowny zevatron… teraz niedostepny dla kogokolwiek spoza grona wybrancow Flastera.
— Doktorze Flaster, skoro juz poruszyl pan ten temat… — zaryzykowal. — Jestem pewien, ze wszyscy jestesmy zainteresowani srodkiem ciezkosci tego malego potworka, ktory wdarl sie na nasz bal. Czy moglby pan nam w koncu wyjasnic, co to bylo?
W sali konferencyjnej nagle zrobilo sie bardzo cicho. Publiczne rzucanie wyzwania Glownemu Uczonemu nie miescilo sie w ramach przyjetych tutaj zwyczajow. Ale Dennisowi bylo juz wszystko jedno. Bez wyraznych powodow ten czlowiek odsunal go juz od pracy jego zycia. Co jeszcze mogl mu zrobic?
Flaster przyjrzal sie Dennisowi pozbawionym wyrazu wzrokiem. W koncu skinal glowa.
— Prosze przyjsc do mego biura godzine po zakonczeniu seminarium, doktorze Nuel. Obiecuje, ze wtedy odpowiem na wszystkie panskie pytania.
Dennis zamrugal, zaskoczony. Czy ten facet naprawde zamierza to zrobic? Kiwnal glowa potwierdzajac, ze przyjdzie, i Flaster wrocil do swego holoszkicu.
— Jak mowilem — kontynuowal — odchylenie od psychosomatycznej rzeczywistosci zaistnialo, gdy otoczylismy srodek ciezkosci polem zaklocajacym prawdopodobienstwo, ktore to pole…
Kiedy uwaga zgromadzenia calkowicie juz sie od nich odsunela, Gabriela zasyczala w ucho Dennisa:
— No, wreszcie tego dopiales!
— Hmmm? Czego dopialem? — Spojrzal na nia niewinnie.
— Nie udawaj, ze nie wiesz! — szeptala. — Teraz on cie wysle na Depresje El-Kattara, zebys liczyl ziarnka piasku! Zobaczysz!
Dennis Nuel w tych rzadkich chwilach, gdy pamietal o trzymaniu sie prosto, byl wzrostu nieco powyzej sredniego. Ubieral sie zwyczajnie… ktos nawet moglby powiedziec: niedbale. Jego wlosy byly nieco za dlugie w stosunku do wymogow obecnej mody — bardziej ze wzgledu na upor niz na przekonanie. Jego twarz przybierala czasami ten senny wyraz, ktory czesto kojarzono albo z geniuszem, albo ze sklonnoscia do platania figli. W rzeczywistosci Dennis byl odrobine zbyt leniwy, zeby byc tym pierwszym i mial nieco zbyt dobre serce, zeby ulegac temu drugiemu. Mial falujace, brazowe wlosy i rowniez brazowe oczy, teraz nieco przekrwione od pokera, ktory wczoraj przeciagnal sie do poznych godzin nocnych.
Po wykladzie, gdy tlum sennych pracownikow naukowych rozpraszal sie w poszukiwaniu ustronnych katow, w ktorych mozna by sie bylo zdrzemnac, Dennis stanal przed instytutowa tablica informacyjna w nadziei, ze zobaczy na niej ogloszenie jakiegos innego centrum badawczego, zajmujacego sie zevatronika.
Oczywiscie niczego tam nie znalazl. Instytut Saharanski byl jedynym, w ktorym prowadzone byly naprawde zaawansowane prace nad efektem zev. Powinien to wiedziec. Wiele krokow naprzod w tej dziedzinie zapisywal na swoje konto. Kiedys — szesc miesiecy temu i dawniej.
Gdy sala konferencyjna opustoszala niemal calkowicie, Dennis zobaczyl wychodzaca Gabriele. Szczebiotala, wspierajac sie na ramieniu Bernalda Brady’ego. Brady byl nadety, jakby przed chwila zdobyl Mount Everest. Najwyrazniej zadurzyl sie po uszy.
Dennis zyczyl mu szczescia. Bedzie milo, jesli uwaga Gabrieli przez chwile skupi sie na kims innym. Gabbie byla bardzo kompetentnym naukowcem, oczywiscie. Jednak jednoczesnie byla nieco zbyt opiekuncza i nieustepliwa, zeby Dennis mogl sie przy niej odprezyc.
Spojrzal na zegarek. Nadszedl czas przekonac sie, czego chce Flaster. Dennis wypial piers. Postanowil, ze nie da sie zbyc zadnymi dalszymi wykretami. Flaster odpowie na kilka prostych pytan albo on zrezygnuje z pracy!
— Ach, Nuel! Prosze wejsc!
Marcel Flaster, srebrnowlosy i troche zbyt tegi, podniosl sie zza blyszczacej, pustej przestrzeni swego biurka.
— Siadaj sobie, chlopcze. Zapalisz cygaro? Swiezy transport z Nowej Hawany na Wenus. — Wskazal Dennisowi obity aksamitem fotel w poblizu siegajacej sufitu lampy.
— Powiedz mi wiec, mlody czlowieku, jak ci leci z tymi badaniami nad sztuczna inteligencja, ktorymi teraz sie zajmujesz?
Dennis spedzil ostatnie szesc miesiecy, kierujac niewielkim projektem badawczym, sponsorowanym przez stary, niezniszczalny zapis, ktory ciagle dostarczal funduszy, mimo ze juz w 2024 roku zostalo udowodnione, iz sztuczna inteligencja jest naukowym slepym zaulkiem.
Nie mial pojecia, dlaczego Flaster go o to pyta. Nie chcial jednak byc bez potrzeby nieuprzejmy, zaczal wiec opowiadac o ostatnich, umiarkowanych postepach, jakich dokonala jego mala grupa.
— No coz, zrobilismy pewien krok naprzod. Ostatnio opracowalismy nowy, wysokiej jakosci program nasladowczy. W czasie testow telefonicznych rozmawial on z losowo wybranymi osobami srednio przez szesc minut i trzydziesci sekund, zanim zaczynaly podejrzewac, ze ich rozmowca jest maszyna. Rich Schwall i ja myslimy…
— Szesc i pol minuty! — przerwal Flaster. — No, to pobiliscie stary rekord. O ponad minute, jak mi sie wydaje! Jestem naprawde pod wrazeniem!
Potem Flaster usmiechnal sie protekcjonalnie.
— Ale szczerze mowiac, Nuel, nie myslisz chyba, ze bez powodu przydzielilem mlodego naukowca o tak oczywistych zdolnosciach jak twoje do badan, ktore wlasciwie nie maja zadnych szerszych perspektyw, co?
Dennis potrzasnal glowa. Juz dawno doszedl do wniosku, ze dyrektor naukowy zepchnal go w kat Instytutu, zeby moc wsadzic do laboratorium zevatronicznego swoich pupilkow.
Do smierci swego dawnego mistrza, doktora Guinasso, Dennis znajdowal sie w samym centrum ekscytujacych prac nad analiza rzeczywistosci. Potem, w ciagu kilku tygodni od tego tragicznego zdarzenia, ludzie Flastera zostali wprowadzeni do laboratorium, a ludzie Guinasso bezwzglednie stamtad usunieci. Na mysl o tym Dennis wciaz czul gorycz. Byl pewien, ze w chwili, gdy zostal wygnany z ukochanej pracy, znajdowal sie wraz z zespolem w przededniu dokonania wspanialych odkryc.
— Naprawde nie potrafie odgadnac, dlaczego pan mnie przeniosl — powiedzial. — Hmm, czyzby oszczedzal mnie pan dla bardziej donioslych zadan?
Flaster usmiechnal sie, jakby nie zauwazajac sarkazmu tej uwagi.
— Dokladnie tak, moj chlopcze! Dajesz dowody naprawde wyjatkowej wnikliwosci. Powiedz mi wiec — teraz, gdy masz juz doswiadczenie w prowadzeniu niewielkiego wydzialu — jak by ci sie podobalo kierowanie caloscia tutejszych prac zevatronicznych?
Dennis zamrugal, kompletnie zaskoczony.
— Och — odpowiedzial zwiezle.
Flaster wstal i podszedl do skomplikowanego ekspresu, stojacego na bocznym stoliku. Nalal dwie filizanki gestej kawy i jedna z nich podal Dennisowi. Dennis przyjal naczynie dretwo. Niemal nie czul smaku gestego, slodkiego naparu.
Flaster wrocil za biurko i upil maly lyczek ze swej filizanki.
— Chyba nie myslales, ze pozwolimy naszemu najlepszemu specjaliscie od efektu zev gnic na bocznym torze do konca jego dni, co? Oczywiscie, ze nie! Tak czy inaczej planowalem przeniesc cie z powrotem do Pierwszego Laboratorium w ciagu kilku najblizszych tygodni. A teraz, gdy pojawila sie mozliwosc objecia stanowiska podministra…
— Czego?
— Stanowiska podministra! W rzadzie Srodziemia znowu nastapily przesuniecia i moj stary przyjaciel Boona Calumny jest przewidziany do teki ministra nauki. Wiec gdy od razu nastepnego dnia zadzwonil do mnie z prosba o pomoc… — Flaster rozlozyl rece, jakby reszta byla juz jasna.