Jedyne, co przemawialo na moja korzysc, to fakt, ze jak na razie nie wydalem z siebie zadnego dzwieku.

Nie mialo to nic wspolnego z mestwem, rozumiecie, po prostu nie zostalem do tego sprowokowany. Jak na razie Rayner i ja, jak to mezczyzni, odbijalismy sie od scian i mebli w pelnej napiecia ciszy, tylko od czasu do czasu wydajac z siebie jakies chrzakniecie, aby pokazac drugiej stronie, ze nie stracilismy koncentracji. Ale kiedy najwyzej piec sekund dzielilo mnie od omdlenia lub chwili, gdy kosc ostatecznie by nie wytrzymala, nadszedl idealny moment, aby wprowadzic do walki jakis nowy element. Jedynym, jaki przychodzil mi do glowy, byl dzwiek.

Wciagnalem zatem gleboko powietrze przez nos, wyprostowalem sie, aby znalezc sie jak najblizej jego twarzy, wstrzymalem na chwile oddech, a nastepnie wyrzucilem z siebie cos, co japonscy mistrzowie sztuk walki okreslaja mianem kiai — prawdopodobnie okreslilibyscie to mianem bardzo glosnego wrzasku i nie bylibyscie znow tak dalecy od prawdy — okrzyku o tak przejmujacej, wstrzasajacej intensywnosci z gatunku „a co to, kurwa, bylo?”, ze sam sie niezle przestraszylem.

Okrzyk wywarl na Raynerze skutek zgodny z oczekiwaniami, poniewaz mimowolnie sie odsunal i na mniej wiecej jedna dwunasta sekundy rozluznil uchwyt na mojej rece. Z najwieksza sila, jaka potrafilem w sobie znalezc, odrzucilem glowe do tylu — prosto w jego twarz. Poczulem jak chrzastki w jego nosie zmieniaja polozenie, dopasowujac sie do ksztaltu mojej czaszki, po ktorej zaczela sie rozprzestrzeniac delikatna wilgoc. Zaraz potem skierowalem piete w kierunku jego krocza, szorujac nia po wewnetrznej czesci uda, aby na koniec natrafic na imponujacych rozmiarow kisc genitaliow. W tym momencie minela jedna dwunasta sekundy, Rayner nie wylamywal mi juz reki, a ja zdalem sobie sprawe, ze pot leje sie ze mnie strumieniami.

Odsunalem sie od niego i tanczac na palcach niczym starenki swiety Bernard, zaczalem rozgladac sie za jakas bronia.

Pietnastominutowa runda pojedynku miedzy zawodowcami i amatorami rozegrala sie w malym, niegustownie umeblowanym salonie w londynskiej dzielnicy Belgravia. Architekt wnetrz wykonal absolutnie koszmarna robote — jak to maja w zwyczaju wszyscy architekci wnetrz, za kazdym razem, niezawodnie i bez wyjatkow — tak sie jednak zlozylo, ze w tamtej konkretnej chwili jego lub jej upodobanie do ciezkich, przenosnych przedmiotow pokrywalo sie z moim. Sprawna reka chwycilem stojaca na gzymsie kominka czterdziestopieciocentymetrowa figurke Buddy i przekonalem sie, ze uszy malego czlowieczka zapewniaja zadowalajaco przyjemny uchwyt jednorekiemu graczowi.

Rayner kleczal i wymiotowal na chinski dywan, niebywale urozmaicajac jego kolorystyke. Wybralem miejsce uderzenia, zebralem sily, wzialem zamach i przylozylem z backhandu naroznikiem cokolu figurki Buddy w miekka przestrzen za jego lewym uchem. Dalo sie slyszec gluchy, przytlumiony odglos (z gatunku tych, jakie powstaja jedynie w wyniku ataku na ludzka tkanke) i Rayner przewrocil sie na ziemie.

Nie zawracalem sobie glowy sprawdzaniem, czy zyje. Bezdusznosc? Byc moze, ale coz moge poradzic?

Wytarlem pobieznie twarz z potu i wyszedlem do przedpokoju. Staralem sie nasluchiwac, ale nawet jezeli z pozostalej czesci domu lub z ulicy dochodzily jakies odglosy, i tak w zadnym razie bym ich nie uslyszal, poniewaz serce walilo mi z sila mlota pneumatycznego. A moze na zewnatrz naprawde ktos pracowal mlotem pneumatycznym? Bylem zbyt zajety wciaganiem poteznych haustow powietrza, rozszerzajacych moje pluca do objetosci walizki, aby zaprzatac sobie tym glowe.

Otworzylem drzwi frontowe i natychmiast poczulem na twarzy delikatna mzawke. Woda zmieszala sie z potem, rozcienczajac go, rozcienczajac bol w ramieniu, rozcienczajac wszystko, a ja zamknalem oczy i poddalem sie urokowi chwili. Bylo to jedno z najmilszych doswiadczen w calym moim zyciu. Moglibyscie powiedziec, ze musialem prowadzic nieszczegolnie ciekawe zycie. Ale przeciez w ostatecznym rozrachunku — rozumiecie — wszystko zalezy od kontekstu.

Zatrzasnalem za soba drzwi, zszedlem schodami na chodnik i zapalilem papierosa. Stopniowo, niechetnie serce wrocilo do normalnego stanu, po jakims czasie dolaczyl do niego oddech. Reka bolala mnie koszmarnie i wiedzialem, ze potrwa to jeszcze kilka dni, jezeli nie tygodni. Ale przynamniej nie byla to reka, w ktorej zawsze trzymam papierosa.

Wrocilem do srodka i przekonalem sie, ze Rayner lezy w tym samym miejscu, w ktorym go zostawilem, w kaluzy wymiocin. Albo nie zyl, albo doznal „powaznych obrazen ciala”. W obu wypadkach grozilo mi piec lat. Dziesiec, doliczajac czas za zle zachowanie. Z mojego punktu widzenia sprawy mialy sie nie najlepiej.

Siedzialem juz kiedys w wiezieniu. Tylko trzy tygodnie, i to w areszcie sledczym, ale kiedy czlowiek musi rozgrywac codziennie dwie partie szachow — korzystajac z kompletu, w ktorym brakuje szesciu pionkow, wszystkich wiez i dwoch goncow — z mrukliwym kibicem West Ham United, ktory na jednej dloni ma wytatuowane slowo „nienawisc”, a na drugiej „nienawisc”, zaczyna doceniac w zyciu drobne przyjemnosci. Jak na przyklad przebywanie poza wiezieniem.

Kiedy tak dumalem nad tymi oraz temu podobnymi sprawami i przed oczami stanely mi wszystkie cieple kraje, ktorych nie zdazylem jeszcze odwiedzic, zdalem sobie sprawe, ze dochodzace do moich uszu dzwieki — ciche skrzypniecia, szuranie i drapanie — zdecydowanie nie wydobywaja sie z mojego serca. Ani takze z pluc czy jakiejkolwiek innej czesci skomlacego z bolu ciala. Te dzwieki mialy zdecydowanie charakter zewnetrzny.

Ktos lub cos calkowicie nieumiejetnie probowalo wykazac sie umiejetnoscia bezszelestnego schodzenia po schodach.

Odstawilem Budde na miejsce, chwycilem ze stolu ohydna alabastrowa zapalniczke i zblizylem sie do drzwi, ktore rowniez wygladaly ohydnie. Jak mozna zaprojektowac ohydne drzwi? — zapytacie. Wymaga to oczywiscie pewnego wysilku, ale uwierzcie: czolowi architekci wnetrz potrafia machnac cos takiego przed sniadaniem.

Staralem sie wstrzymac oddech, ale mi sie nie udalo, wiec czekalem, wydajac z siebie najrozniejsze odglosy. Za sciana ktos zapali! swiatlo i po chwili je zgasil. Otworzyl jakies drzwi, znow chwila ciszy, zamknal. Zastanow sie przez chwile. Pomysl. Zajrzyj do salonu.

Zaszelescilo ubranie, uslyszalem cichy odglos krokow i nagle zorientowalem sie, ze rozluzniam dlon sciskajaca alabastrowa zapalniczke i z uczuciem ulgi opieram sie plecami o sciane. Wszystko dlatego, ze nawet w stanie, w jakim sie znajdowalem — przerazony i ranny — moglbym dac glowe, ze perfumy Fleur de Fleurs Niny Ricci nie zwiastuja kolejnej walki.

Zatrzymala sie w drzwiach i rozejrzala po pokoju. Mimo zgaszonego swiatla, przez rozsuniete zaslony, do pokoju wpadala wystarczajaca ilosc swiatla z ulicy.

Zaczekalem, az zatrzyma wzrok na ciele Raynera i dopiero wtedy zaslonilem jej usta dlonia.

Przeszlismy przez wszystkie etapy, jakich wymaga hollywoodzka konwencja i zwyczajna ludzka uprzejmosc. Ona probowala krzyknac i ugryzla mnie w dlon. Ja powiedzialem, zeby byla cicho, bo jezeli zacznie krzyczec, bede musial sprawic jej bol. Ona krzyknela i sprawilem jej bol. Doprawdy nic nadzwyczajnego.

Po chwili siedziala na ohydnej sofie ze szklaneczka calvadosu w dloni (wczesniej myslalem, ze to brandy), a ja stalem przy drzwiach, przybierajac mozliwie najinteligentniejszy wyraz twarzy, ktory mial mowic „jestem ostatnia osoba, ktora spodziewalabys sie spotkac u czubkow”.

Przewrocilem Raynera na bok, ukladajac go w swego rodzaju „pozycji bezpiecznej”, aby przestal sie dlawic wlasnymi wymiocinami. Albo wymiocinami innej osoby, gdyby takowe sie pojawily. Chciala wstac i troche przy nim pomajstrowac — poduszki, mokre kompresiki, bandaze i inne rzeczy, ktore pomoglyby biernemu widzowi poczuc sie lepiej — ale kazalem jej zostac tam, gdzie siedzi, poniewaz wezwalem juz karetke i generalnie najlepiej bedzie zostawic go w spokoju.

Zaczela lekko drzec. Najpierw dlonie, ktorymi kurczowo trzymala szklaneczke, pozniej lokcie i ramiona. Jej stan pogarszal sie za kazdym razem, kiedy rzucala okiem na Raynera. Drzenie to pewnie w miare typowa reakcja, kiedy w srodku nocy znajduje sie we wlasnym domu lezaca na dywanie kompozycje z trupa i wymiocin, niemniej jednak nie chcialem, aby jej stan pogorszyl sie jeszcze bardziej. Zapalilem papierosa alabastrowa zapalniczka — tak, nawet plomien byl ohydny — i rozejrzalem sie dookola, starajac sie zgromadzic jak najwiecej informacji, zanim wzmocniona calvadosem dziewczyna dojdzie do siebie i zacznie zadawac pytania.

W pokoju dostrzegalem jej wizerunek w trzech miejscach: na oprawionej w srebrna ramke fotografii stojacej na gzymsie kominka, gdzie w okularach slonecznych dyndala na wyciagu narciarskim, na wiszacym przy oknie wielkim, koszmarnym portrecie olejnym, namalowanym przez kogos, kto z pewnoscia nie darzyl jej

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×