wielkim, pokrytym lodem i sniegiem pustkowiu. Ale sila przyzwyczajenia dokladnie przyjrzal sie wszystkiemu, jak zawsze. Byli tacy, ktorzy potrafiliby wedrzec sie do tej fortecy, gdyby tylko wiedzieli, gdzie jest.
Wszystko w porzadku. Stal przed wielkim akwarium, ogromnym, siegajacym sufitu zbiornikiem zapelniajacym poludniowa sciane. Z jakaz ostroznoscia zbudowal je z najtwardszego szkla i zaopatrzyl w najlepsze urzadzenia. Obserwowal lawice wielobarwnych ryb przemykajacych jak w tancu i zawracajacych nagle w sztucznym mroku. Pod wplywem lagodnego cisnienia wytworzonego przez aparat do nasycania powietrzem gigantyczny wodorost zakolysal sie jak las spetany hipnotycznym rytmem. To zawsze pochlanialo Mariusza, niespodziewanie zniewalalo go widowiskowa monotonia. Okragle czarne oko ryby wzbudzalo w nim drzenie, lagodne, szczuple odrosla podwodnej roslinnosci wzniecaly niezrozumialy zachwyt; jadrem zachwytu byl jednak ruch, bezustanny ruch.
Wreszcie odwrocil sie, tylko raz spogladajac za siebie na czysty, nieswiadomy swiat, ktorego piekno rodzilo sie z przypadku.
Tak, tutaj wszystko w porzadku.
Dobrze bylo znalezc sie w tych cieplych wnetrzach. Nie brakowalo zadnego z miekkich skorzanych mebli rozstawionych na puszystym dywanie koloru winorosli. Kominek wypelniony drewnem. Regaly z ksiazkami wzdluz scian. A oto ogromna wieza sprzetu elektronicznego, czekajaca na kasete Lestata. To wlasnie mial zamiar zrobic; zasiasc przy kominku i obejrzec wszystkie wideoklipy, sekwencja po sekwencji. Technika produkcji intrygowala go w rownym stopniu jak same piosenki, fascynujace bylo owo wspolbrzmienie starego i nowego — takie wykorzystanie uludnego zwierciadla mass mediow, ze znakomicie przybrany w kostium smiertelnego rockmana Lestat smialo mogl sie kreowac na boga.
Zdjal z ramion szara oponcze i rzucil ja na krzeslo. Skad to niespodziewane uczucie przyjemnosci, ktore wywolywala w nim ta cala afera? Czy wszyscy tesknimy za bluznierstwem, za tym, zeby wymachiwac piesciami przed obliczem bogow? Byc moze. Wieki temu, w „starozytnym Rzymie”, Mariusz, dobrze wychowany chlopiec, zawsze zasmiewal sie do lez z kpin rozwydrzonej dzieciarni.
Naturalnie pierwsze, co powinien zrobic, to udac sie do swiatyni. Tylko na chwilke, by upewnic sie, ze wszystko jest, jak byc powinno. Sprawdzic telewizje, ogrzewanie, caly skomplikowany uklad elektryczny. Polozyc swieze wegielki i wonnosci w kadzielnicy. Tak latwo bylo stworzyc im raj; jarzeniowe swiatlo zastepowalo slonce, karmiac drzewa i kwiaty, ktore nigdy nie widzialy nieba. Ale pachnidla… To musialo byc zrobione recznie, jak zawsze. I nigdy sie nie zdarzylo, by sypiac je na wegielki, nie wspomnial tamtego pierwszego razu.
Czas rowniez wziac kawalek delikatnej materii i starannie, z szacunkiem zetrzec z Rodzicow kurz — z ich twardych cial, nawet z warg i z oczu, zimnych nieruchomych oczu. Pomyslec, ze minal juz caly miesiac. Wstyd.
Teskniliscie za mna, moi kochani, Akaszo, Enkilu? — Ktoryz to raz zadawal im w myslach to pytanie.
Rozum podpowiadal mu jak zawsze, ze nie wiedza o jego obecnosci lub tez, ze jest im ona zupelnie obojetna. Ale duma niezmiennie igrala z inna mozliwoscia. Czy niebezpieczny szaleniec zamkniety w pojedynczej celi nie czuje nic wobec niewolnika przynoszacego mu wode? Moze nie bylo to zgrabne porownanie. A z pewnoscia niezbyt mile.
Tak, to prawda, kiedys wyszli ze stanu znieruchomienia dla Lestata, lobuzerskiego ksiecia — Akasza, by ofiarowac mu swoja krew zapewniajaca potege, a Enkil, by sie zemscic. Lestat mogl nagrywac o tym wideoklipy przez cala wiecznosc. Lecz czy nie dowodzilo to jedynie, ze w zadnym z nich nie bylo juz cienia zywej mysli? Z pewnoscia zaplonela w nich przez chwile jedynie iskra atawistycznego zaru; narzucenie im z powrotem milczenia i hieratycznej pozy bylo az nazbyt proste.
Niemniej jednak tamto zdarzenie przysporzylo mu goryczy. Przeciez nigdy nie pragnal wzbic sie ponad uczucia czlowieka myslacego, raczej zalezalo mu na ich wysubtelnieniu, odczytaniu na nowo, cieszeniu sie nimi w duchu nieskonczenie doskonalego zrozumienia. A w tej wlasnie chwili kusilo go, aby skierowac sie przeciwko Lestatowi z az nazbyt ludzka furia.
Mloda istoto — myslal — czemu nie zabierzesz Tych Ktorych Nalezy Miec w Opiece, skoro potraktowali cie z taka niezwykla przychylnoscia? Chcialbym sie juz ich pozbyc. Dzwigam ten ciezar od brzasku chrzescijanstwa.
W glebi serca jednak tak nie czul. Ani kiedys, ani teraz. To tylko chwila slabosci. Kochal Lestata jak zawsze. Kazde krolestwo potrzebuje krolewicza rozrabiaki. A milczenie krola i krolowej bylo moze w rownej mierze blogoslawienstwem i przeklenstwem. W tym wzgledzie slowa piosenki Lestata mowily prawde. Komu i kiedy jednak uda sie rozwiazac ten problem?
Zejdzie pozniej na dol z kaseta i oczywiscie obejrzy ja sam. Gdybyz wzbudzila najmniejsze drzenie, najmniejsza zmiane ich wielowiekowego spojrzenia. Ech, znowu zaczyna sie to samo… Lestat sprawia, ze stajesz sie mlody i glupi, gotowy karmic sie niewinnoscia i snic o kataklizmach.
Ile to razy przez wieki budzily sie takie marzenia, pozostawiajac jedynie uczucie zranienia, a nawet bol peknietego serca. Przed laty przyniosl Rodzicom kolorowe filmy z panorama wschodzacego slonca, blekitnego nieba, piramid Egiptu. Ach, to byl cud! Mieli przed oczami skapane w sloncu, plynace wody Nilu. On sam plakal wobec perfekcji iluzji. Lekal sie nawet, ze filmowe slonce moze go zniszczyc, chociaz oczywiscie wiedzial, ze to niemozliwe. Ale taki byl kaliber tego wynalazku, ze mogl stac, przygladajac sie wschodowi slonca, jakby nie widzial go od czasow, gdy byl czlowiekiem smiertelnym.
Ci Ktorych Nalezy Miec w Opiece patrzyli z niezmacona obojetnoscia, a moze ze zdumieniem — wielkim, niezmaconym zdumieniem, iz czasteczki kurzu w powietrzu moga byc zrodlem nie konczacej sie fascynacji.
Kto to wie? Oni przezyli cztery tysiace lat, zanim sie urodzil. Moze ich telepatyczny sluch byl tak ostry, ze glosy swiata huczaly im w glowach; moze oslepily ich miliardy ruchomych obrazow. Przeciez te rzeczy doprowadzaly go prawie do szalenstwa, zanim nauczyl sie je kontrolowac.
Przyszlo mu nawet do glowy, zeby wykorzystac narzedzia nowoczesnej medycyny i zalozyc im na glowy elektrody, ktore sprawdza funkcjonowanie mozgow! Jednak pomysl uzycia takich topornych i wstretnych instrumentow byl zanadto niesmaczny. Przeciez to jego krol i jego krolowa, Rodzic i Macierz calego gatunku. Od dwoch tysiecy lat panowali pod jego dachem i nikt nie smial rzucic im wyzwania.
Musial przyznac sie do jednego bledu. Od dawna przemawial do nich kwasnym tonem. Kiedy wchodzil do sanktuarium, nie zachowywal sie juz jak arcykaplan. Nie. W jego tonie bylo cos dwuznacznego i sarkastycznego, nad co powinien sie wzniesc. Moze odzywal sie w nim ten, jak go teraz nazywano, „uszczypliwy ton”. Jakze jednak funkcjonowac w swiecie lotow na Ksiezyc bez nieznosnej samoswiadomosci czajacej sie w kazdej trywialnej sylabie? A on nigdy nie byl obojetny na wspolczesny styl.
Bez wzgledu na wszystko musi teraz isc do swiatyni i oczyscic swoje mysli jak nalezy. Nie wniesie ze soba urazy ani rozpaczy. Pozniej, gdy juz sam obejrzy tasmy, pokaze je krolowi i krolowej, pozostajac obok, by ich obserwowac. Na razie brakowalo mu do tego wytrwalosci.
Wszedl do stalowej windy i nacisnal guzik. Potezny jek elektroniki i nagla utrata grawitacji dostarczaly mu lekkiej zmyslowej przyjemnosci. Swiat tej ery byl pelen dzwiekow, ktorych nigdy wczesniej nie slyszal. To bylo wielce odswiezajace. A dodatkowo towarzyszyla mu cudowna swiadomosc opadania przez setki metrow zwartego lodu do oswietlonego elektrycznoscia sanktuarium.
Otworzyl drzwi i wszedl do korytarza. W swiatyni znow slychac bylo Lestata spiewajacego szybka, radosniejsza piosenke; jego glos pokonywal huk bebnow i przetworzone, zawodzace jeki instrumentow elektronicznych.
Cos jednak bylo nie w porzadku. Wystarczylo sie rozejrzec. Dzwiek brzmial zbyt glosno, zbyt czysto. Przedpokoje swiatyni staly otworem!
Natychmiast podszedl do wejscia. Elektryczny zamek otwarty, a drzwi szeroko uchylone! Jak moglo do tego dojsc? Tylko on znal szyfr, ktory nalezalo wystukac na miniklawiaturze. Druga para drzwi rowniez byla szeroko otwarta, podobnie trzecia. Prawde powiedziawszy, moglby zajrzec do samego sanktuarium, gdyby nie biala marmurowa sciana malej alkowy. Czerwone i niebieskie blyski telewizyjnego ekranu w glebi przypominaly swiatlo staromodnego gazowego kominka.
Glos Lestata odbijal sie poteznym echem od marmurowych scian i beczkowanych sklepien.